[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tłum wiwatował, a Karin wiedziała, że teraz nicjuż nie może jej powstrzymać. Kocham cię, Xante powiedziała bez wstępów. Od dawna.Uśmiechnął się.Domyślał się tego.I czuł to, kiedy wymienialipieszczoty. Trochę nie w porę to mówisz. Wyraznie zdziwiła się jego reakcją.Mam w przerwie zaproszenie do szatni.108RLT Aha! Rozumiesz, to byłoby niegrzeczne. Oczywiście.I naprawdę rozumiała.W przerwie Xante wziął ją za rękę i poszlilabiryntem korytarzy.Ponieważ jej do szatni, rzecz jasna, nie wpuszczono,pozostała na zewnątrz, nasłuchiwała zgiełku za drzwiami i rozmyślała o tym,że w końcu wyznanie przyszło jej całkiem łatwo, a nawet sprawiło przy-jemność. Niesamowite! Xante w końcu wyszedł z bardzo zadowoloną miną.Szkoda, że nie słyszałaś przemowy trenera.On chyba każdemu umiałbywytłumaczyć, że przenoszenie gór to drobiazg. Tobie na pewno, przecież właśnie to robisz. Azy zapiekły ją podpowiekami.Cały czas pamiętała, że jest mu winna przeprosiny. Posłuchaj,to, co powiedziałam o kupowaniu przyjaciół.świetnie wiem, że to nieprawda,i wtedy też to wiedziałam.Ludzie cię lubią, bo masz dużą wiedzę, poczuciehumoru, a poza tym jesteś dobry i życzliwy. To prawda przyznał Xante radośnie. Cieszę się, że i ty todostrzegasz. I wiem, komu darowujesz trofea rugbystów. Potrafię być szczodry, Karin.Ciemna strona posiadania dużegomajątku jest taka, że podejrzliwie odnosisz się do pobudek działania innychludzi.Za to jasnych stron jest wiele.Przesłał jej swój obezwładniający uśmiech. Chodz tu.Pchnął drzwi i niczym dzieci łamiące zakaz weszli do pustegopomieszczenia.Karin pomyślała, że przypomina ono szatnię w jej dawnej109RLTszkole.Wprawdzie pachniało tu mężczyznami i namiętnością, ale możedlatego, że stał obok niej Xante.Pociągnął ją na ławkę i objął.Nie broniła się, przeciwnie, wtuliła się wniego najmocniej jak mogła. Kocham cię powiedział znowu. Od pierwszego wejrzenia, odkądweszłaś do mojego hotelu.I chcę cię taką, jaką jesteś.Ten czas, kiedysądziłem, że cię straciłem, był okropny.Przez ostatnie miesiące tyle razychciałem zatelefonować.Przecież wiedziałem, jak ci trudno, i nie mogłempomóc. Wiesz przecież, Xante, że musiałam to załatwić sama. Ta kłótnia. Aż się wzdrygnął. Czy powiedziałem, że cięprzepraszam? Wiele razy próbowałem sobie przypomnieć, ale bez skutku. Przeprosiłeś potwierdziła Karin. Poza tym zrobiłeś coś dużolepszego.Nie pozwoliłeś mi rozczulać się nad sobą.I miałeś rację.Zamknęła oczy. Miałeś prawo pytać o moją przeszłość.Przyznaję, że możerzeczywiście chciałam się tobą posłużyć.Ale i tak już wtedy cię kochałam,Xante.Musiało tak być, bo inaczej nic by nie zaszło.Xante wyciągnął z kieszeni czarne puzderko, a jej głos uwiązł w gardle.Otwierając, słyszała śpiewy kibiców na zewnątrz.Zaraz potem zobaczyłaprzepiękny pierścionek z malutkimi rubinami tworzącymi różę.To był jejpierścionek. Może wolałabyś brylant?Chyba pierwszy raz usłyszała w jego głosie ton niepewności.Pokręciłagłową. Nosiłeś go przy sobie cały czas? spytała. Nie. Xante włożył jej pierścionek na palec. Właśnie po tomusiałem wrócić do pokoju.110RLT A nie po to, żeby wyrzucić blondynkę? Po tobie nikogo tam nie było, Karin.Uwierzyła mu.Teraz przyszła jej kolej na szczerość. Xante, nie mogę ci pokazać moich blizn. Nie musisz. Wiesz, czasem po prostu ogarnia mnie lęk. Mów mi, kiedy tak jest. To nie takie proste. To może być proste.Bardzo stęskniła się za czułymi pocałunkami, którymi właśnie okrywałjej twarz i szyję.Ale drewniana ławka krępowała im ruchy, więc nieprzerywając pieszczot, wstali.I oczywiście nie mogli już przestać.Mogłobysię wydawać, że niewielki boks, do którego wpycha ją grecki kochanek, niejest szczególnie romantycznym miejscem, ale Karin była całkiem innegozdania. Nie obejrzysz meczu powiedziała. Chłopcy to zrozumieją.Uniósł ją jak piórko, a ona oplotła go nogami, opierając się o ścianę.Czuła na szyi jego gorący oddech.Gdy wreszcie oprzytomniała, usłyszała ryk tłumu na trybunach.Aplauznarastał, a jego potężne crescendo zupełnie nie pasowało do poczucia we-wnętrznego spokoju, jakie nagle ją ogarnęło. Chodz powiedziała do Xantego. Tam dzieje się coś wielkiego. Coś wielkiego właśnie stało się tutaj odparł.%7ładne z nich nie czuło ani krzty zakłopotania, gdy szybko się ubierali.W końcu Xante ostrożnie wychylił głowę na korytarz. Musimy się pośpieszyć, bo zaraz ktoś przyjdzie przygotować pokój.111RLT To przecież nie hotel! roześmiała się Karin, ale posłusznie wybiegłana korytarz. To szatnia w Twickenham stwierdził Xante. Miejsce o wiele lepszeod hotelu, bo położone na świętej ziemi.Przemknęli przez labirynt korytarzy i już na trybunach przystanęli, bywymienić szelmowskie uśmiechy. Było wspaniale. Karin nie miała co do tego najmniejszychwątpliwości. Rewelacyjnie przyznał Xante, bo efekt oświadczyn przeszedł jegonajśmielsze oczekiwania. Właściwie to brak mi słów dodał i zaprowadziłją z powrotem na miejsce.Włączyli się do tłumu śpiewających kibiców, aKarin poczuła się tak, jakby była w domu.112RLTEPILOGCóż, chwile słabości wciąż jeszcze jej się zdarzały.Spełniły sięwszystkie jej marzenia, ale miłość, wbrew powszechnej opinii, nie działa jakczarodziejska różdżka.Miłość nie przychodziła o czwartej nad ranem, by poklepać Karin poramieniu i powiedzieć, że nic jej nie grozi.Pojawiała się za to dwie minuty poczwartej, brała ją w ramiona i cierpliwie czekała, aż nocny koszmar minie.Iprawdę mówiąc, oboje z Xantem musieli ciężko się napracować, by zadowolićswoją miłość. Ja tam nie narzekam oznajmił Xante, gdy usiadł wśród zmierzwionejpościeli, zbudzony atakiem paniki Karin. Mam kobietę, która woli kochaćsię przy zapalonym świetle i wie o grze w rugby więcej niż ja. To prawda przyznała Karin. Idę po coś do picia.Przynieść ci też?Xante ziewnął i pokręcił głową.Karin wstała.W piątym miesiącu jej ciąży już wiedzieli, że na świat przyjdziechłopiec.Ponieważ kopał jak szalony, Karin święcie wierzyła, że pójdzie wślady dziadka.Wtarła trochę kremu w bliznę, która niemiłosiernie ją swędziała, odkądbrzuch szybko powiększał objętość.Bała się porodu.Nawet ciąża była dla niejtrudnym doświadczeniem, bo lekarze i pielęgniarki nieustannie oglądali jejciało.Na szczęście położnik obiecał jej skierowanie do chirurga plastycznego,gdy już dziecko przyjdzie na świat, i twierdził, że to dużo zmieni.Mimowszystko trudno jej było znieść myśl o tym, że podczas porodu Xantepierwszy raz zobaczy jej blizny.W kuchni nalała sobie mleka i chciała wrócić do sypialni, ale skusiły jąotwarte drzwi gabinetu.Weszła i zapaliła światło.To był jej ulubiony pokój [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Tłum wiwatował, a Karin wiedziała, że teraz nicjuż nie może jej powstrzymać. Kocham cię, Xante powiedziała bez wstępów. Od dawna.Uśmiechnął się.Domyślał się tego.I czuł to, kiedy wymienialipieszczoty. Trochę nie w porę to mówisz. Wyraznie zdziwiła się jego reakcją.Mam w przerwie zaproszenie do szatni.108RLT Aha! Rozumiesz, to byłoby niegrzeczne. Oczywiście.I naprawdę rozumiała.W przerwie Xante wziął ją za rękę i poszlilabiryntem korytarzy.Ponieważ jej do szatni, rzecz jasna, nie wpuszczono,pozostała na zewnątrz, nasłuchiwała zgiełku za drzwiami i rozmyślała o tym,że w końcu wyznanie przyszło jej całkiem łatwo, a nawet sprawiło przy-jemność. Niesamowite! Xante w końcu wyszedł z bardzo zadowoloną miną.Szkoda, że nie słyszałaś przemowy trenera.On chyba każdemu umiałbywytłumaczyć, że przenoszenie gór to drobiazg. Tobie na pewno, przecież właśnie to robisz. Azy zapiekły ją podpowiekami.Cały czas pamiętała, że jest mu winna przeprosiny. Posłuchaj,to, co powiedziałam o kupowaniu przyjaciół.świetnie wiem, że to nieprawda,i wtedy też to wiedziałam.Ludzie cię lubią, bo masz dużą wiedzę, poczuciehumoru, a poza tym jesteś dobry i życzliwy. To prawda przyznał Xante radośnie. Cieszę się, że i ty todostrzegasz. I wiem, komu darowujesz trofea rugbystów. Potrafię być szczodry, Karin.Ciemna strona posiadania dużegomajątku jest taka, że podejrzliwie odnosisz się do pobudek działania innychludzi.Za to jasnych stron jest wiele.Przesłał jej swój obezwładniający uśmiech. Chodz tu.Pchnął drzwi i niczym dzieci łamiące zakaz weszli do pustegopomieszczenia.Karin pomyślała, że przypomina ono szatnię w jej dawnej109RLTszkole.Wprawdzie pachniało tu mężczyznami i namiętnością, ale możedlatego, że stał obok niej Xante.Pociągnął ją na ławkę i objął.Nie broniła się, przeciwnie, wtuliła się wniego najmocniej jak mogła. Kocham cię powiedział znowu. Od pierwszego wejrzenia, odkądweszłaś do mojego hotelu.I chcę cię taką, jaką jesteś.Ten czas, kiedysądziłem, że cię straciłem, był okropny.Przez ostatnie miesiące tyle razychciałem zatelefonować.Przecież wiedziałem, jak ci trudno, i nie mogłempomóc. Wiesz przecież, Xante, że musiałam to załatwić sama. Ta kłótnia. Aż się wzdrygnął. Czy powiedziałem, że cięprzepraszam? Wiele razy próbowałem sobie przypomnieć, ale bez skutku. Przeprosiłeś potwierdziła Karin. Poza tym zrobiłeś coś dużolepszego.Nie pozwoliłeś mi rozczulać się nad sobą.I miałeś rację.Zamknęła oczy. Miałeś prawo pytać o moją przeszłość.Przyznaję, że możerzeczywiście chciałam się tobą posłużyć.Ale i tak już wtedy cię kochałam,Xante.Musiało tak być, bo inaczej nic by nie zaszło.Xante wyciągnął z kieszeni czarne puzderko, a jej głos uwiązł w gardle.Otwierając, słyszała śpiewy kibiców na zewnątrz.Zaraz potem zobaczyłaprzepiękny pierścionek z malutkimi rubinami tworzącymi różę.To był jejpierścionek. Może wolałabyś brylant?Chyba pierwszy raz usłyszała w jego głosie ton niepewności.Pokręciłagłową. Nosiłeś go przy sobie cały czas? spytała. Nie. Xante włożył jej pierścionek na palec. Właśnie po tomusiałem wrócić do pokoju.110RLT A nie po to, żeby wyrzucić blondynkę? Po tobie nikogo tam nie było, Karin.Uwierzyła mu.Teraz przyszła jej kolej na szczerość. Xante, nie mogę ci pokazać moich blizn. Nie musisz. Wiesz, czasem po prostu ogarnia mnie lęk. Mów mi, kiedy tak jest. To nie takie proste. To może być proste.Bardzo stęskniła się za czułymi pocałunkami, którymi właśnie okrywałjej twarz i szyję.Ale drewniana ławka krępowała im ruchy, więc nieprzerywając pieszczot, wstali.I oczywiście nie mogli już przestać.Mogłobysię wydawać, że niewielki boks, do którego wpycha ją grecki kochanek, niejest szczególnie romantycznym miejscem, ale Karin była całkiem innegozdania. Nie obejrzysz meczu powiedziała. Chłopcy to zrozumieją.Uniósł ją jak piórko, a ona oplotła go nogami, opierając się o ścianę.Czuła na szyi jego gorący oddech.Gdy wreszcie oprzytomniała, usłyszała ryk tłumu na trybunach.Aplauznarastał, a jego potężne crescendo zupełnie nie pasowało do poczucia we-wnętrznego spokoju, jakie nagle ją ogarnęło. Chodz powiedziała do Xantego. Tam dzieje się coś wielkiego. Coś wielkiego właśnie stało się tutaj odparł.%7ładne z nich nie czuło ani krzty zakłopotania, gdy szybko się ubierali.W końcu Xante ostrożnie wychylił głowę na korytarz. Musimy się pośpieszyć, bo zaraz ktoś przyjdzie przygotować pokój.111RLT To przecież nie hotel! roześmiała się Karin, ale posłusznie wybiegłana korytarz. To szatnia w Twickenham stwierdził Xante. Miejsce o wiele lepszeod hotelu, bo położone na świętej ziemi.Przemknęli przez labirynt korytarzy i już na trybunach przystanęli, bywymienić szelmowskie uśmiechy. Było wspaniale. Karin nie miała co do tego najmniejszychwątpliwości. Rewelacyjnie przyznał Xante, bo efekt oświadczyn przeszedł jegonajśmielsze oczekiwania. Właściwie to brak mi słów dodał i zaprowadziłją z powrotem na miejsce.Włączyli się do tłumu śpiewających kibiców, aKarin poczuła się tak, jakby była w domu.112RLTEPILOGCóż, chwile słabości wciąż jeszcze jej się zdarzały.Spełniły sięwszystkie jej marzenia, ale miłość, wbrew powszechnej opinii, nie działa jakczarodziejska różdżka.Miłość nie przychodziła o czwartej nad ranem, by poklepać Karin poramieniu i powiedzieć, że nic jej nie grozi.Pojawiała się za to dwie minuty poczwartej, brała ją w ramiona i cierpliwie czekała, aż nocny koszmar minie.Iprawdę mówiąc, oboje z Xantem musieli ciężko się napracować, by zadowolićswoją miłość. Ja tam nie narzekam oznajmił Xante, gdy usiadł wśród zmierzwionejpościeli, zbudzony atakiem paniki Karin. Mam kobietę, która woli kochaćsię przy zapalonym świetle i wie o grze w rugby więcej niż ja. To prawda przyznała Karin. Idę po coś do picia.Przynieść ci też?Xante ziewnął i pokręcił głową.Karin wstała.W piątym miesiącu jej ciąży już wiedzieli, że na świat przyjdziechłopiec.Ponieważ kopał jak szalony, Karin święcie wierzyła, że pójdzie wślady dziadka.Wtarła trochę kremu w bliznę, która niemiłosiernie ją swędziała, odkądbrzuch szybko powiększał objętość.Bała się porodu.Nawet ciąża była dla niejtrudnym doświadczeniem, bo lekarze i pielęgniarki nieustannie oglądali jejciało.Na szczęście położnik obiecał jej skierowanie do chirurga plastycznego,gdy już dziecko przyjdzie na świat, i twierdził, że to dużo zmieni.Mimowszystko trudno jej było znieść myśl o tym, że podczas porodu Xantepierwszy raz zobaczy jej blizny.W kuchni nalała sobie mleka i chciała wrócić do sypialni, ale skusiły jąotwarte drzwi gabinetu.Weszła i zapaliła światło.To był jej ulubiony pokój [ Pobierz całość w formacie PDF ]