[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.189 Walka o życie ciężko rannego powstańca pochłonęła ich całkowicie i dopiero po dłuższymczasie stwierdzili, że Villemo zniknęła.Dominik przeszukiwał gorączkowo dom.Potemwyszedł na zewnątrz.Oczywiście, wychodziła na dwór często, ale.W nawiewanym przez wiatr śniegu dostrzegł jej ślady.Najwyrazniej kierowała się na północ.Wkrótce jednak trop się urwał.Obaj kuzyni zakończyli jak mogli najszybciej pracę przychorych.Potem Niklas został na straży całej tej gromady zebranej w szałasie, a Dominikwyruszył na poszukiwania.Młody Niklas miał tu licznych wielbicieli.Bezradni biedacy zdążyli go już pokochać go zajego ciepłe dłonie, którymi dotykał wszystkich po kolei, łagodząc cierpienia.Mężczyznaranny w rękę także był pełen podziwu dla niezwykłych zdolności chłopca.A jegonieprzytomny towarzysz.Tak, od niego Niklas nie mógł odejść ani na chwilę.Powstaniecznajdował się na granicy życia i śmierci.Dłonie Niklasa spoczywały na jego klatcepiersiowej, ale jedna z kobiet rozpaczliwie wyciągała do niego swoje pokryte ranami ręce, byim także użyczył trochę ciepła.Kristina Tobronn została zniesiona na dół, dostała jeść i pić.Była potwornie wycieńczona po kilku latach leżenia w łóżku prawie bez opieki.Niklas nie przestawał myśleć o Villemo, swojej nieznośnej kuzynce, którą własnaimpulsywność naraziła na tyle smutku i cierpienia.W końcu Villemo go znalazła.Eldar, uzbrojony w te swoje widły, nie miał najmniejszych szans.Trafiły go cztery kule, coprawda niezbyt celnie, ale skutecznie.Gdy Villemo nadeszła, leżał samotny na stoku i ztrudem łapał powietrze.Zalewając się łzami, próbowała jakoś opatrzyć jego rany, ale nie miała nawet czymzatamować krwi.- Villemo - szeptał gorączkowo.- To wszystko prawda, co mówiłaś.Istnieje inna formamiłości.- Oczywiście, że istnieje - potwierdziła drżącym głosem.- O, Eldarze, jesteśmy wolni! Jużnas nie oskarżają o zabójstwo Monsa Wollera.Spojrzał na nią pytająco.- Przyjechali moi kuzyni - wyjaśniła.- Oni nas zabiorą do domu, do Grastensholm, iwszystko będzie dobrze.Wpatrywał się w nią uparcie.- Ja cię naprawdę kocham, Villemo.Naprawdę.Nigdy niczego nie mówiłem tak poważnie jakteraz.190 - Ja wiem, mój kochany.- A ci twoi kuzyni.Czy to nie ten Szwed przyjechał?- Dominik? Tak.I Niklas.Słabnącą ręką ściskał jej ramię.- Ty jesteś moja, Villemo.Ja nie chcę, żeby.Kaszel mu przerwał.Nagle pojął, jak ciężko został zraniony.- Villemo.czy ja nie.- Nie, Eldarze, nie umrzesz, ja to wiem.Nie możesz umrzeć!Ale on jej nie słuchał.- Nie chcę cię opuścić, Villemo.Chodz ze mną! %7ładen inny mężczyzna nie może cię mieć, tyjesteś moja! Chodz ze mną!- Och, Eldarze, wiesz przecież, że jeśli ty umrzesz, to ja także nie będę mogła żyć.- To chodz ze mną!- Tak, ja.Ze świstem wciągał powietrze.Z lodowatą, bolesną jasnością uświadomiła sobie nieznanądotychczas prawdę.- Nie, ja nie mogę z tobą iść, Eldarze! Ja mam tu jeszcze posłannictwo do spełnienia.- Co masz na myśli?Spojrzała w górę.- Ja jestem.przepełniona wiedzą, której przedtem nie miałam.Po raz pierwszy w życiuczuję, że należę do Ludzi Lodu.%7łe zostałam wybrana.- Nie rozumiem, o czym ty mówisz.Znowu zwróciła spojrzenie na niego.191 - Moje oczy.Wszyscy się stale dziwili, dlaczego ja, Niklas i Dominik mamy te żółte kocieoczy.I teraz ja wiem.Jeszcze nie mogę nic zrobić, ale wiem, że zostaliśmy wybrani doczegoś wielkiego, do czegoś strasznego, lecz nieuniknionego.Eldar spoglądał na nią podejrzliwie, nie rozumiał nic.Villemo wybuchnęła śmiechem, nerwowym i żałosnym.- Nie wiem dlaczego, ale czuję, że to jakimś dziwnym sposobem ma coś wspólnego z tobą.Nie pojmuję tego uczucia, ale tak jest.- Może ja mam być razem z wami?- Może - odparła bez przekonania.Jego oczy stały się matowe.- Eldar - szeptała.- Eldar, słyszysz mnie?- Tak - odrzekł cichutko.- Nie opuszczaj mnie, Eldarze.To ty powinieneś zostać ze mną, bo ja nie mogę pójść zatobą.Ty musisz żyć! Musisz!- Tak, Villemo.Kocham cię.Nigdy przedtem tego nie robiła, ale teraz złożyła dłonie w błagalnej modlitwie.- O Boże, bądz miłościw! Pozwól mu żyć, dobry Panie Boże! On jest wszystkim, co mam natej ziemi, wszystkim, co chcę mieć.Pozwól mu żyć.Widzisz, jak wielka jest moja miłość!Kocham go w tę zimową zawieruchę i będę kochać zawsze.O, Villemo! To nie żadna sztuka kochać człowieka w nieszczęściu.Dopiero w szarymcodziennym życiu miłość wystawiona jest na prawdziwą próbę.Dominik szukał długo.Zlady Villemo już dawno rozwiał wiatr, nie wiadomo było, w którąstronę się zwrócić.Ona jest chora, a ten nie cichnący ani na moment wiatr przenika do szpiku kości, myślał.Muszę ją odnalezć jak najszybciej, zanim nie będzie za pózno.I wtedy ją zobaczył.Drobną postać schodzącą po stromym stoku, potykającą się wśnieżnych zaspach.Zawrócił konia i pognał do niej przez równinę.Przestraszony spoglądał na jej ręce.192 - Villemo! Co ty robiłaś?Powoli podniosła ku niemu głowę.Oczy spoglądały martwo.- Pogrzebałam moją miłość.Pogrzebałam ją gołymi rękami.Jedyną miłość mojego życia.Dominik bez słowa zeskoczył na ziemię i wsadził ją na konia, potem usiadł za nią i ruszył zkopyta w stronę, gdzie, jak mu się zdawało, znajduje się szałas.- Ale.Nie mogłaś go chyba pochować w tej zamarzniętej ziemi?- Rzeczywiście, nie mogłam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •