[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Z pewnością  przyznał Aleksander. Zanim jednak wojsko nieprzyjacielskie pokona trzystadiony, które dzielą je od wschodniego brzegu, my przejdziemy rzekę w bród i znajdziemy siępo drugiej stronie.W ten sposób dokonamy rzeczy najważniejszej. Dał znak strażyprzybocznej, by się zbliżyła. Powiadomcie dowódców wszystkich oddziałów, żeby byli gotowiprzejść na drugi brzeg, jak tylko znajdziemy się na równinie.Na dzwięk trąb rzucimy sięw kierunku rzeki i postaramy się jak najszybciej przejść na drugą stronę.Pierwsza ruszy jazda.Straże oddaliły się, a po chwili zatrzymała się piechota, tak aby dwie kolumny jezdzców naflankach mogły przejść do przodu i uformować szyki na wprost Granika.Blade światło zaczęłorozjaśniać niebo na wschodzie. Sądziłem, że słońce będzie nam świeciło w oczy, a tymczasem nie zobaczymy nawetksiężyca  powiedział Aleksander, wskazując na wąski świetlisty sierp, który chował się zawzgórzami Frygii po stronie południowej. Podniósł dłoń i skierował konia ku rzece.Za nim ruszył Klejtos i cały szwadron królewski.W tej samej chwili, na drugim brzegu rzeki, dał się słyszeć pojedynczy okrzyk, a następnieliczne, coraz głośniejsze nawoływania, na koniec zaś przeciągły, płaczliwy dzwięk rogu, któremuodpowiedziały kolejne dalekie sygnały.Zwiadowcy niedyjscy i scytyjscy ogłaszali alarm.Aleksander, który był już w połowie brodu, krzyknął: Trąby!Zagrały trąby, wydając pojedynczy, wysoki i przejmujący dzwięk.Niczym strzała sięgnął onprzeciwległego brzegu rzeki, mieszając się z posępnymi odgłosami rogu i odbijając echemo pobliskie wzgórza.Wody Granika pieniły się, kiedy Aleksander wraz ze strażą przemierzali je najszybciej, jakmogli.Dał się słyszeć czyjś krzyk, po czym żołnierz macedoński, przeszyty strzałą, padł dowody.Zwiadowcy medyjscy i scytyjscy zebrali się na brzegu, strzelając na oślep do szeregównieprzyjaciół.Wielu ludzi zostało trafionych w szyję, brzuch, piersi.Aleksander odczepił tarczęod strzemienia i wyraznie wzburzony, spiął nogami gniadosza. Naprzód!  krzyknął donośnym głosem. Naprzód! Trąby!Dzwięk brązów stał się ostrzejszy, bardziej przenikliwy.Wtórowało mu rżeniewierzchowców rozdrażnionych zamieszaniem i krzykami jezdzców, którzy popędzali je i smagalibiczem, starając się pokonać mętny wir rzeki.Drugi i trzeci szereg żołnierzy przekroczył już połowę brodu, podczas gdy czwarty, piątyi szósty wchodziły do wody.Tymczasem Aleksander ze swym szwadronem wspinał się pośliskim brzegu.Z tyłu dochodził przytłumiony, miarowy odgłos falangi, która maszerowaław pełnym rynsztunku bojowym.Kiedy nieprzyjacielscy zwiadowcy zużyli wszystkie strzały, szybko zawrócili koniei skierowali się do obozu, gdzie słychać było bezładny, przerazliwy szczęk broni,a w ciemnościach mieszały się cienie wojowników, dzierżących pochodnie i nawołujących sięw różnych językach.Aleksander ustawił w szyku ile królewską, stając na jej czele, a jednocześnie na rozkazdowódców, na jej krańcu i flankach, stanęły po dwa szwadrony hetajrów i jazdy tessalskiej.Macedończykom przewodzili Krateros i Perdikkas, Tessalom natomiast książę Amyntasi oficerowie Ojnomaos i Echekratides.Trębacze czekali na znak władcy, by zagrać do ataku. Klejtosie!  zawołał Aleksander. Gdzie jest nasza piechota?Klejtos pojechał na koniec szeregów i spojrzał w stronę rzeki. Nadchodzą, królu! Niech zagrają trąby! Do galopu!Trąby zagrały ponownie i dwanaście tysięcy koni ruszyło do boju łeb w łeb, parskając i rżąc.Przewodził im dumnie masywny sarmacki gniadosz Aleksandra. Tymczasem naprzeciw gromadziła się w pośpiechu i bezładzie jazda perska.%7łołnierze,którzy stali już w szeregach, oczekiwali sygnału naczelnego wodza, satrapy Spithridatesa.Przybiegli dwaj zwiadowcy. Panie, atakują!  wykrzyknęli. Za mną więc!  rozkazał niezwłocznie Spithridates. Musimy przepędzić tych yauna,wrzucić do morza i nakarmić nimi ryby! Naprzód! Naprzód!Zagrały rogi i ziemia zadrżała od głośnego galopu ognistych rumaków nisajskich.W pierwszej linii pędzili Medowie i Korasowie z dużymi, podwójnie wygiętymi łukami, za nimipodążali Oksyjczycy i Kaduzjowie z zakrzywionymi szablami, na końcu zaś Sakowiei Drangianowie, którzy dzierżyli w dłoniach olbrzymie bułaty.Za jazdą postępowały miarowo zwarte szyki piechoty ciężkiej najemników greckichw pełnym rynsztunku bojowym. Najemnicy Anatolii!  zawołał Memnon, podnosząc włócznię. Sprzedajne miecze! Niemacie ani ojczyzny, ani domu, do którego moglibyście powrócić! Możecie jedynie zwyciężyć lubzginąć.Zapamiętajcie! Nie będzie dla nas litości, bo mimo że jesteśmy Grekami, walczymy postronie Króla Królów.%7łołnierze! Naszą ojczyzną jest nasz honor, naszym chlebem  włócznia.Walczycie o własne życie i jest to jedyna rzecz, która wam pozostała.Alalaldi!Szybkim krokiem ruszył do przodu, po chwili zaczął biec.Wojownicy odpowiedzieli:Alalaldi!Następnie ruszyli za Memnonem, równając szeregi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •