[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szlachetnymotyw, ale prowokowanie sytuacji grożącej ogólnoświatowymkonfliktem zbrojnym i skazywanie na śmierć tysięcy amery-kańskich żołnierzy było czystym szaleństwem.Pod koniec stycznia zatelefonowali do mnie Brytyjczycy.Chcieli ze mną o czymś pomówić.Twierdzili, że sprawa jestpilna i zapytali, czy mogą jutro do mnie przyjechać.Zgodzi-łem się.Postanowiłem skorzystać z okazji i przekazać iminformacje na temat Saddama, które podrzucił mi Uri, zprośbą, żeby przesłali te wiadomości Amerykanom.Spotkaliśmy się w sali obiadowej hotelu Chateau Laurierw centrum Ottawy.- Co mogę dla was zrobić? - zapytałem na wstępie.- Mam tylko jedno pytanie - rzekł mężczyzna, z którymjuż kiedyś zdarzyło mi się rozmawiać.- Może pomyślisz, żeurwałem się z choinki, ale polecono mi zadać ci to pytanie.- Mów śmiało.- Wierzysz, myślisz, a może wiesz, że Mosad miał cośwspólnego z tym, co się stało z lotem 103 nad Lockerbie?Zaniemówiłem z wrażenia.Dopiero po kilku sekundachdotarło do mnie, o co Anglik mnie pyta.Niemal auto-matycznie odpowiedziałem:- Niemożliwe.- Dlaczego nie?- Po prostu, to niemożliwe.Do tej pory, jeśli Izrael lubMosad odpowiadał za katastrofę samolotu, działo się toprzez przypadek lub przyczyną był stan bezpośredniegozagrożenia państwa, jak wtedy, gdy zestrzelono libijskisamolot nad Synajem, albo włoski samolot podejrzewany otransportowanie uranu.Ten drugi wypadek miał miejsce w1980 roku, zginęło osiemdziesiąt jeden osób.Nie ma mowy,żeby Mosad maczał palce w Lockerbie.384- Zgadujesz, czy wiesz to na pewno?- Zaczekaj chwilę - powiedziałem, wstając od stolika.- Zadzwonię w pewne miejsce, a potem wrócimy do tejrozmowy.Z aparatu na monety, wiszącego na ścianie w hotelowymhallu, zatelefonowałem do Ephraima.Po chwili mogłem znim zamienić kilka słów.- Mieliśmy coś wspólnego z Pan Am 103?- Dlaczego pytasz?- Po prostu odpowiedz.Muszę wiedzieć, bo jeśli maczaliś-my w tym palce, będzie to koniec Mosadu.- Nie - odparł bez wahania.Wiedziałem, że mówi prawdę.Nie przepuściłby takiejokazji, żeby przytrzeć nosa Mosadowi.- Dzięki, zadzwonię pózniej.Wróciłem do stolika i powtórzyłem Anglikowi, co usły-szałem od Ephraima.- Wciąż masz z nimi kontakt? - zapytał z uśmiechem.Jateż się uśmiechnąłem.- Dzięki temu nadal żyję.Jak sądzę.- powiedziałem.- Skoro już tu jesteśmy, chciałbym poruszyć pewną sprawę,o której chyba powinniście wiedzieć.Chodzi o OperacjęOgnisty Las.Przez natępne pół godziny opowiedziałem mu wszystko,co wiedziałem na ten temat, prosząc na koniec, abyprzekazał wiadomość Amerykanom.Niczego nie obiecywał,ale powiedział, że zrobi, co w jego mocy.Tyle mi wy-starczyło.Kilka następnych miesięcy pochłonęła praca nad książką.Powoli, systematycznie zbliżaliśmy się do zakończenia, a jaz każdym dniem odczuwałem coraz większe napięcie.Jużniedługo, za kilka dni, za tydzień lub dwa, znajdę się naśrodku sceny tego dramatu i nagle oślepi mnie snop jasnegoświatła i.Bóg jeden wie, co jeszcze.385Niedziela, 1 kwietnia 1990 r.Uri przyjechał do Ottawy.Siedzieliśmy w moim samo-chodzie, zaparkowanym w centrum miasta, przed głównąbiblioteką.Miał nową historię do mojej książki i przez kilkagodzin wsłuchiwałem się w jego słowa.Uri jest niezwykle opanowanym człowiekiem.Jak dalekosięgam pamięcią, nigdy nie okazał nawet cienia strachu.Słyszałem wiele opowieści o jego wojskowej karierze i wjem,że nie należał do mięczaków.Jednak tamtego dnia, w moimsamochodzie, puściły mu nerwy, wiercił się i rozglądał jakkompletny żółtodziób.Odczytywał notatki, a potem darłkartkę na drobne strzępy i wrzucał do aktówki.Szybkoprzekonałem się, że zachowywał się tak nie bez powodu.Przywiózł wybuchowy materiał.W sierpniu poprzedniego roku (1989) na Eufracie znalazłsię oddział Matkal i kilku komandosów marynarki.Płynęliłódką zakupioną przez Mosad od lokalnego handlarza, mającza cel zakłady zbrojeniowe w mieście Al-Iskandariah* Fab-ryka była jednym z pięciu punktów wskazanych przezMosad jako placówki, w których prowadzi się badania nadbronią chemiczną lub jądrową.Pozostałe cztery placówkiznajdowały się dalej na północ, w bardziej niedostępnychrejonach kraju, w Salman, Pack, Fallujah i Samarra.Mosadotrzymał od amerykańskiego wywiadu następujące jumbo':w każdy czwartek do kompleksu wjeżdża konwój ciężarówek,które po załadowaniu materiałami wybuchowymi wyruszajądo Karbala, gdzie produkuje się pociski.Zadanie polegało na zajęciu pozycji wyjściowych w pobliżuzakładów zbrojeniowych dokładnie w środę 23 sierpnia1Jumbo: informacja uzyskana przez łączników Mosadu nieoficjalnądrogą, przy wykorzystaniu przyjacielskich stosunków z oficerami wywiaduinnych krajów.386i wyczekanie do chwili, gdy ciężarówki wjadą na terenplacówki.W czasie załadunku kilku strzelców wyborowych,wyposażonych w specjalne wyciszane karabiny, miało wy-strzelić w kierunku wyznaczonej ciężarówki pocisk zapalającyi spowodować eksplozję.Plan zakładał, że ciężarówki będąwtedy znajdować się przy rampach załadunkowych, a drzwimagazynów będą otwarte, przez co pierwsza eksplozja wywołanastępne.Powinno dojść do całej serii eksplozji już w głębibunkra prowadzącego do głównego składowiska materiałówwybuchowych.%7ładna izraelska operacja wojskowa nie była tak bliskamisji samobójczej jak ta.Droga odwrotu, w dół rzeki, byłazabezpieczona, dopóki oficerowie irackiego aparatu bez-pieczeństwa trwali w przekonaniu, że eksplozja jest wypad-kiem.Po pewnym czasie zorientują się, że popełnili błąd, alewtedy izraelska jednostka będzie już daleko.Izraelscy żoł-nierze, będący ochotnikami, zostali pouczeni, że nie otrzy-mają żadnego wsparcia i w przypadku wpadki nie mogąliczyć na akcję ratunkową.Operacja skończyła się sukcesem.Eksplozja w irackichzakładach zbrojeniowych zwróciła uwagę opinii publicznejna problem budowania przez Saddama Husajna gigantycz-nego, potężnego arsenału najróżniejszych broni.Mosadpodzielił się swymi odkryciami" z zachodnimi agencjamiwywiadowczymi i przyczynił się do pojawienia się przeciekówdo prasy, z których wynikało, że w wyniku eksplozji wfabryce zginęły setki ludzi.Zakłady zbrojeniowe były placówką strzeżoną przez służbybezpieczeństwa, toteż zachodni reporterzy nie mieli tamwstępu, ale na początku września Irak zaprosił przedstawicielizachodniej prasy, aby pochwalić się osiągnięciami w od-budowie kraju ze zniszczeń wojennych.Mosad dostrzegłszansę zdobycia informacji o skali zniszczeń w fabryce.Mężczyzna podający się za Michela Rubiyera, dziennikarza387francuskiej gazety Le Figaro", skontaktował się z trzydzies-tojednoletnim reporterem o nazwisku Farzad Bazoft, kore-spondentem brytyjskiego Observera".Rubiyer naprawdęnazywał się Michel M., znałem go jeszcze ze szkolenia wakademii Mosadu.Mieszkał we Francji, ale potem przeniósłsię do Izraela, wstąpił do IDF, żeby podjąć pracę w jednostceSIGNIT2 8200.Użył swych koneksji w wywiadzie, dał sięzwerbować i ostatecznie wylądował w paryskiej komórceMosadu.Michel obiecał Farzadowi Bazoftowi okrągłą sumkę i pub-likację jego reportażu, jeśli zgodzi się dołączyć do grupydziennikarzy jadących do Bagdadu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Szlachetnymotyw, ale prowokowanie sytuacji grożącej ogólnoświatowymkonfliktem zbrojnym i skazywanie na śmierć tysięcy amery-kańskich żołnierzy było czystym szaleństwem.Pod koniec stycznia zatelefonowali do mnie Brytyjczycy.Chcieli ze mną o czymś pomówić.Twierdzili, że sprawa jestpilna i zapytali, czy mogą jutro do mnie przyjechać.Zgodzi-łem się.Postanowiłem skorzystać z okazji i przekazać iminformacje na temat Saddama, które podrzucił mi Uri, zprośbą, żeby przesłali te wiadomości Amerykanom.Spotkaliśmy się w sali obiadowej hotelu Chateau Laurierw centrum Ottawy.- Co mogę dla was zrobić? - zapytałem na wstępie.- Mam tylko jedno pytanie - rzekł mężczyzna, z którymjuż kiedyś zdarzyło mi się rozmawiać.- Może pomyślisz, żeurwałem się z choinki, ale polecono mi zadać ci to pytanie.- Mów śmiało.- Wierzysz, myślisz, a może wiesz, że Mosad miał cośwspólnego z tym, co się stało z lotem 103 nad Lockerbie?Zaniemówiłem z wrażenia.Dopiero po kilku sekundachdotarło do mnie, o co Anglik mnie pyta.Niemal auto-matycznie odpowiedziałem:- Niemożliwe.- Dlaczego nie?- Po prostu, to niemożliwe.Do tej pory, jeśli Izrael lubMosad odpowiadał za katastrofę samolotu, działo się toprzez przypadek lub przyczyną był stan bezpośredniegozagrożenia państwa, jak wtedy, gdy zestrzelono libijskisamolot nad Synajem, albo włoski samolot podejrzewany otransportowanie uranu.Ten drugi wypadek miał miejsce w1980 roku, zginęło osiemdziesiąt jeden osób.Nie ma mowy,żeby Mosad maczał palce w Lockerbie.384- Zgadujesz, czy wiesz to na pewno?- Zaczekaj chwilę - powiedziałem, wstając od stolika.- Zadzwonię w pewne miejsce, a potem wrócimy do tejrozmowy.Z aparatu na monety, wiszącego na ścianie w hotelowymhallu, zatelefonowałem do Ephraima.Po chwili mogłem znim zamienić kilka słów.- Mieliśmy coś wspólnego z Pan Am 103?- Dlaczego pytasz?- Po prostu odpowiedz.Muszę wiedzieć, bo jeśli maczaliś-my w tym palce, będzie to koniec Mosadu.- Nie - odparł bez wahania.Wiedziałem, że mówi prawdę.Nie przepuściłby takiejokazji, żeby przytrzeć nosa Mosadowi.- Dzięki, zadzwonię pózniej.Wróciłem do stolika i powtórzyłem Anglikowi, co usły-szałem od Ephraima.- Wciąż masz z nimi kontakt? - zapytał z uśmiechem.Jateż się uśmiechnąłem.- Dzięki temu nadal żyję.Jak sądzę.- powiedziałem.- Skoro już tu jesteśmy, chciałbym poruszyć pewną sprawę,o której chyba powinniście wiedzieć.Chodzi o OperacjęOgnisty Las.Przez natępne pół godziny opowiedziałem mu wszystko,co wiedziałem na ten temat, prosząc na koniec, abyprzekazał wiadomość Amerykanom.Niczego nie obiecywał,ale powiedział, że zrobi, co w jego mocy.Tyle mi wy-starczyło.Kilka następnych miesięcy pochłonęła praca nad książką.Powoli, systematycznie zbliżaliśmy się do zakończenia, a jaz każdym dniem odczuwałem coraz większe napięcie.Jużniedługo, za kilka dni, za tydzień lub dwa, znajdę się naśrodku sceny tego dramatu i nagle oślepi mnie snop jasnegoświatła i.Bóg jeden wie, co jeszcze.385Niedziela, 1 kwietnia 1990 r.Uri przyjechał do Ottawy.Siedzieliśmy w moim samo-chodzie, zaparkowanym w centrum miasta, przed głównąbiblioteką.Miał nową historię do mojej książki i przez kilkagodzin wsłuchiwałem się w jego słowa.Uri jest niezwykle opanowanym człowiekiem.Jak dalekosięgam pamięcią, nigdy nie okazał nawet cienia strachu.Słyszałem wiele opowieści o jego wojskowej karierze i wjem,że nie należał do mięczaków.Jednak tamtego dnia, w moimsamochodzie, puściły mu nerwy, wiercił się i rozglądał jakkompletny żółtodziób.Odczytywał notatki, a potem darłkartkę na drobne strzępy i wrzucał do aktówki.Szybkoprzekonałem się, że zachowywał się tak nie bez powodu.Przywiózł wybuchowy materiał.W sierpniu poprzedniego roku (1989) na Eufracie znalazłsię oddział Matkal i kilku komandosów marynarki.Płynęliłódką zakupioną przez Mosad od lokalnego handlarza, mającza cel zakłady zbrojeniowe w mieście Al-Iskandariah* Fab-ryka była jednym z pięciu punktów wskazanych przezMosad jako placówki, w których prowadzi się badania nadbronią chemiczną lub jądrową.Pozostałe cztery placówkiznajdowały się dalej na północ, w bardziej niedostępnychrejonach kraju, w Salman, Pack, Fallujah i Samarra.Mosadotrzymał od amerykańskiego wywiadu następujące jumbo':w każdy czwartek do kompleksu wjeżdża konwój ciężarówek,które po załadowaniu materiałami wybuchowymi wyruszajądo Karbala, gdzie produkuje się pociski.Zadanie polegało na zajęciu pozycji wyjściowych w pobliżuzakładów zbrojeniowych dokładnie w środę 23 sierpnia1Jumbo: informacja uzyskana przez łączników Mosadu nieoficjalnądrogą, przy wykorzystaniu przyjacielskich stosunków z oficerami wywiaduinnych krajów.386i wyczekanie do chwili, gdy ciężarówki wjadą na terenplacówki.W czasie załadunku kilku strzelców wyborowych,wyposażonych w specjalne wyciszane karabiny, miało wy-strzelić w kierunku wyznaczonej ciężarówki pocisk zapalającyi spowodować eksplozję.Plan zakładał, że ciężarówki będąwtedy znajdować się przy rampach załadunkowych, a drzwimagazynów będą otwarte, przez co pierwsza eksplozja wywołanastępne.Powinno dojść do całej serii eksplozji już w głębibunkra prowadzącego do głównego składowiska materiałówwybuchowych.%7ładna izraelska operacja wojskowa nie była tak bliskamisji samobójczej jak ta.Droga odwrotu, w dół rzeki, byłazabezpieczona, dopóki oficerowie irackiego aparatu bez-pieczeństwa trwali w przekonaniu, że eksplozja jest wypad-kiem.Po pewnym czasie zorientują się, że popełnili błąd, alewtedy izraelska jednostka będzie już daleko.Izraelscy żoł-nierze, będący ochotnikami, zostali pouczeni, że nie otrzy-mają żadnego wsparcia i w przypadku wpadki nie mogąliczyć na akcję ratunkową.Operacja skończyła się sukcesem.Eksplozja w irackichzakładach zbrojeniowych zwróciła uwagę opinii publicznejna problem budowania przez Saddama Husajna gigantycz-nego, potężnego arsenału najróżniejszych broni.Mosadpodzielił się swymi odkryciami" z zachodnimi agencjamiwywiadowczymi i przyczynił się do pojawienia się przeciekówdo prasy, z których wynikało, że w wyniku eksplozji wfabryce zginęły setki ludzi.Zakłady zbrojeniowe były placówką strzeżoną przez służbybezpieczeństwa, toteż zachodni reporterzy nie mieli tamwstępu, ale na początku września Irak zaprosił przedstawicielizachodniej prasy, aby pochwalić się osiągnięciami w od-budowie kraju ze zniszczeń wojennych.Mosad dostrzegłszansę zdobycia informacji o skali zniszczeń w fabryce.Mężczyzna podający się za Michela Rubiyera, dziennikarza387francuskiej gazety Le Figaro", skontaktował się z trzydzies-tojednoletnim reporterem o nazwisku Farzad Bazoft, kore-spondentem brytyjskiego Observera".Rubiyer naprawdęnazywał się Michel M., znałem go jeszcze ze szkolenia wakademii Mosadu.Mieszkał we Francji, ale potem przeniósłsię do Izraela, wstąpił do IDF, żeby podjąć pracę w jednostceSIGNIT2 8200.Użył swych koneksji w wywiadzie, dał sięzwerbować i ostatecznie wylądował w paryskiej komórceMosadu.Michel obiecał Farzadowi Bazoftowi okrągłą sumkę i pub-likację jego reportażu, jeśli zgodzi się dołączyć do grupydziennikarzy jadących do Bagdadu [ Pobierz całość w formacie PDF ]