[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ułożyłem naszego pięknego syna w skifiemężczyzny, osłoniłem go obrazem i drugim pledem i chwyciłemza wiosła.Odpływając, słyszałem, jak rozkołysany skif trąca nieśmiałodom, jakby uprzejmie do niego pukał, jakby niósłbłogosławieństwo, i pojąłem, że powiosłuję aż do Groningen,jeśli zajdzie potrzeba, dopóki nie będę mógł znów poczuć podstopami twardej ziemi.Czy byłoby bluznierstwem, zastanawiam się teraz,podziękować za ten powrót Bogu?Adriaan Kuypers, Kolegium Nauk Przyrodniczych i Filozofii,Uniwersytet w Groningen, w wigilię Zw.Mikołaja, 5 grudnia1747 r.Deszcz padał cały dzień.ZATRZYMANE %7łYCIEW okazałym ceglanym domu Pietera Claesza van Ruijven nadkanałem Oude Delft Johannes został wpuszczony do tego samegowyłożonego drewnem westybulu, w którym zawsze oferował sweobrazy, jeden po drugim, już od dziesięciu lat. Jest w tej chwili zajęty powiedziała młoda służąca.Pan z jaką sprawą? Chciałbym zobaczyć obrazy.Wymknął jej się krótki akordchichotu. Nie dość się pan na nie napatrzył? Wprowadziła go dowielkiej sali. Powiem mu, że pan przyszedł.Został sam.Na to właśnie liczył.Sam ze swoimi obrazami,które ogrzewały pokój ze wszystkich stron.Widok Delft, duży, samotny i promienisty na przeciwległejścianie.Niezmącony spokój poranka, zanim miasto się obudzi.Zwiatło, jedyny aktor, oblewa czule wieżę Nieuwe Kerk ipomarańczowe dachy w oddali.A na pierwszym planie murymiejskie, bramy Schiedam i Rotter-damska, nawet kutry dopołowu śledzi, wszystkie nieruchome, ciemniejsze pod chmurą,jeszcze śpią.Czyż w chwili takiego spokoju nie można poczuć wsobie łaski Boga? Patrząc na obraz z progu, mógł w całości objąćgo wzrokiem.Idąc ku niemu, jakby zbliżał się do miasta, drżałz emocji.Nigdy nie doznał tego uczucia w małej izbie, którąwynajął za rzeką, aby namalować ów widok.Tęsknił za tą izbą.Za jej darem ciszy.Teraz malował wefrontowym pokoju swego ciasnego domu stojącego tuż przyrynku.Jedenaścioro dzieci stale plątało mu się pod nogami, ichklompen stukały o posadzkę.Krzyki chłopców, toczącychwymyślone bitwy.Kłótnie dziewcząt o podział domowychobowiązków.Bolesny kaszel małej Geertruidy.Płaczniemowlęcia.Zgiełkliwa gospoda matki w sąsiedztwie idobiegające przez podwórze niedorzeczne perory Willema, jegogłupkowatego szwagra.Aaknął ciszy.Każdy raptowny dzwięk mógł sprawić, żepołoży farbę pod złym kątem.Wówczas światło nie będziepadało właściwie na rowki pozostawione przez włosy pędzla ibędzie musiał zamalować ten fragment.A dodatkowa warstwafarby wyniesie błąd na grubość jedwabnej nici.Nie da się goukryć.Będzie krzyczał z płótna, ilekroć na nie spojrzy.Jeślizobaczy takie błędy dzisiaj, całkowicie go sparaliżują.W zamian poszukał na obrazie miejsc idealnej precyzji,znaków władzy swego pędzla.Patrząc z bliska, mógł czerpaćotuchę ze szklistej gładkości szaroniebieskich łupków BramyRotterdamskiej, ze słuszności chropawej faktury impastów nadachówkach pierwszego planu.Tak.A jeśli były to tylkoprzypadkowe sukcesy?Coś się w tej sali zmieniło.Rozejrzał się.Ach! Pieter powiesiłUliczkę obok Widoku Delft Spodobał mu się ten kontrast: miła,cicha zwyczajność Uliczki i wspaniałość całego miasta.Znówpoczuł, niczym szybsze pulsowanie krwi, absolutną, uderzającąkonieczność umieszczenia w obrazie czerwonej okiennicy, iintymność postaci spokojnie zajmujących się swoimi sprawami.Jakaś dziewczy-na klęczała przy chodniku, tyłem do widza, jej skromnabrunatna spódnica wydymała się jak olbrzymia, baloniasta dynia.Nadal był z tego zadowolony.Widywał swoje córki siedzącedokładnie tak samo, całkowicie i radośnie pochłonięte pracą.Czy świat potrzebował jednak kolejnego obrazu, któryprzedstawia ludzi spokojnie zajmujących się swoimi sprawami?Czy kolejny obraz wynagrodzi"jego rodzinie niedostatek mięsana stole?Na marmurowej posadzce za jego plecami zastukały obcasy.Odwrócił się i spytał: Jak się miewasz, Pieter? Zwietnie, świetnie. A interesy w browarze? Idą znakomicie.Sprzedaż rośnie jak piana na dobrympiwie.Pieter zaproponował mu kieliszek wina z cebulastej białejkarafki.Jan podniósł dłoń na znak odmowy. Więc zacząłeś malować nowy obraz i przyszedłeś mnieskusić, opowiadając o nim? Nie, jeszcze nie.Próbuję się zdecydować. Wez jedną ze swoich córek albo znowu Catharinę, każ jejpozować i maluj.Twój pędzel temu podoła.Jan głośnym sapnięciem dał upust swemu rozbawieniuprostodusznością Pietera. Wiem, że według ciebie obraz musi ucieleśniać jakąśprawdę dodał Pieter z uśmiechem, przesadnie rozciągającsłowa. Lub przynajmniej wiernie przedstawiać rzeczywistość.Bywyrazić na płótnie coś, co uważał za prawdziwe,potrzebował namysłu, czasem miesięcy pozornejbezczynności.Nie potrafił odkrywać prawd na siłę.Umiał za tooddać się obrazowi z poświęceniem i żarliwością, jak tadziewczyna pochylona nad chodnikiem, oddana ciałem i dusząswemu zajęciu.Teraz jednak nie mógł się zdecydować na żaden ztematów, które mu się nasuwały, i wyrzucał sobie, że im dłużej totrwa, tym bardziej grzeszy samolubstwem. Człowiek może namalować w życiu określoną liczbęobrazów powiedział. Powinien więc wybierać jerozważnie. W końcu wybierzesz.Wiem o tym.Po prostu lubisz kazaćmi czekać.Jan zaśmiał się ponuro, wiedząc, że Pieter żartuje.W otchłaniprzerwy w malowaniu czuł się jak martwy.Ilekroć kończyłobraz, ogarniał go zawstydzający lęk przed powrotem dorzeczywistości życia rodzinnego.Kiedy był pogrążony w pracy,rodzina usuwała się na zamglone tło, lecz pomiędzy obrazamiwychodziła na ostry pierwszy plan odpowiedzialności. Kuzyn chce mi dać zajęcie w swoim warsztaciejedwabniczym oświadczył. Trochę się na tym znam.Mójojciec był tkaczem jedwabiu.Pieter zapalił wygiętą porcelanową fajkę.Jego twarz zachmurą dymu spoważniała. Wiesz, że masz inne zobowiązania.Tak, wiedział.Te dwieście guldenów, które Pieter wypłaciłmu tytułem zaliczki za dwa następne obrazy, czy sprzeda je jemu,czy innemu nabywcy.A teraz potrzebował jeszcze dwustu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Ułożyłem naszego pięknego syna w skifiemężczyzny, osłoniłem go obrazem i drugim pledem i chwyciłemza wiosła.Odpływając, słyszałem, jak rozkołysany skif trąca nieśmiałodom, jakby uprzejmie do niego pukał, jakby niósłbłogosławieństwo, i pojąłem, że powiosłuję aż do Groningen,jeśli zajdzie potrzeba, dopóki nie będę mógł znów poczuć podstopami twardej ziemi.Czy byłoby bluznierstwem, zastanawiam się teraz,podziękować za ten powrót Bogu?Adriaan Kuypers, Kolegium Nauk Przyrodniczych i Filozofii,Uniwersytet w Groningen, w wigilię Zw.Mikołaja, 5 grudnia1747 r.Deszcz padał cały dzień.ZATRZYMANE %7łYCIEW okazałym ceglanym domu Pietera Claesza van Ruijven nadkanałem Oude Delft Johannes został wpuszczony do tego samegowyłożonego drewnem westybulu, w którym zawsze oferował sweobrazy, jeden po drugim, już od dziesięciu lat. Jest w tej chwili zajęty powiedziała młoda służąca.Pan z jaką sprawą? Chciałbym zobaczyć obrazy.Wymknął jej się krótki akordchichotu. Nie dość się pan na nie napatrzył? Wprowadziła go dowielkiej sali. Powiem mu, że pan przyszedł.Został sam.Na to właśnie liczył.Sam ze swoimi obrazami,które ogrzewały pokój ze wszystkich stron.Widok Delft, duży, samotny i promienisty na przeciwległejścianie.Niezmącony spokój poranka, zanim miasto się obudzi.Zwiatło, jedyny aktor, oblewa czule wieżę Nieuwe Kerk ipomarańczowe dachy w oddali.A na pierwszym planie murymiejskie, bramy Schiedam i Rotter-damska, nawet kutry dopołowu śledzi, wszystkie nieruchome, ciemniejsze pod chmurą,jeszcze śpią.Czyż w chwili takiego spokoju nie można poczuć wsobie łaski Boga? Patrząc na obraz z progu, mógł w całości objąćgo wzrokiem.Idąc ku niemu, jakby zbliżał się do miasta, drżałz emocji.Nigdy nie doznał tego uczucia w małej izbie, którąwynajął za rzeką, aby namalować ów widok.Tęsknił za tą izbą.Za jej darem ciszy.Teraz malował wefrontowym pokoju swego ciasnego domu stojącego tuż przyrynku.Jedenaścioro dzieci stale plątało mu się pod nogami, ichklompen stukały o posadzkę.Krzyki chłopców, toczącychwymyślone bitwy.Kłótnie dziewcząt o podział domowychobowiązków.Bolesny kaszel małej Geertruidy.Płaczniemowlęcia.Zgiełkliwa gospoda matki w sąsiedztwie idobiegające przez podwórze niedorzeczne perory Willema, jegogłupkowatego szwagra.Aaknął ciszy.Każdy raptowny dzwięk mógł sprawić, żepołoży farbę pod złym kątem.Wówczas światło nie będziepadało właściwie na rowki pozostawione przez włosy pędzla ibędzie musiał zamalować ten fragment.A dodatkowa warstwafarby wyniesie błąd na grubość jedwabnej nici.Nie da się goukryć.Będzie krzyczał z płótna, ilekroć na nie spojrzy.Jeślizobaczy takie błędy dzisiaj, całkowicie go sparaliżują.W zamian poszukał na obrazie miejsc idealnej precyzji,znaków władzy swego pędzla.Patrząc z bliska, mógł czerpaćotuchę ze szklistej gładkości szaroniebieskich łupków BramyRotterdamskiej, ze słuszności chropawej faktury impastów nadachówkach pierwszego planu.Tak.A jeśli były to tylkoprzypadkowe sukcesy?Coś się w tej sali zmieniło.Rozejrzał się.Ach! Pieter powiesiłUliczkę obok Widoku Delft Spodobał mu się ten kontrast: miła,cicha zwyczajność Uliczki i wspaniałość całego miasta.Znówpoczuł, niczym szybsze pulsowanie krwi, absolutną, uderzającąkonieczność umieszczenia w obrazie czerwonej okiennicy, iintymność postaci spokojnie zajmujących się swoimi sprawami.Jakaś dziewczy-na klęczała przy chodniku, tyłem do widza, jej skromnabrunatna spódnica wydymała się jak olbrzymia, baloniasta dynia.Nadal był z tego zadowolony.Widywał swoje córki siedzącedokładnie tak samo, całkowicie i radośnie pochłonięte pracą.Czy świat potrzebował jednak kolejnego obrazu, któryprzedstawia ludzi spokojnie zajmujących się swoimi sprawami?Czy kolejny obraz wynagrodzi"jego rodzinie niedostatek mięsana stole?Na marmurowej posadzce za jego plecami zastukały obcasy.Odwrócił się i spytał: Jak się miewasz, Pieter? Zwietnie, świetnie. A interesy w browarze? Idą znakomicie.Sprzedaż rośnie jak piana na dobrympiwie.Pieter zaproponował mu kieliszek wina z cebulastej białejkarafki.Jan podniósł dłoń na znak odmowy. Więc zacząłeś malować nowy obraz i przyszedłeś mnieskusić, opowiadając o nim? Nie, jeszcze nie.Próbuję się zdecydować. Wez jedną ze swoich córek albo znowu Catharinę, każ jejpozować i maluj.Twój pędzel temu podoła.Jan głośnym sapnięciem dał upust swemu rozbawieniuprostodusznością Pietera. Wiem, że według ciebie obraz musi ucieleśniać jakąśprawdę dodał Pieter z uśmiechem, przesadnie rozciągającsłowa. Lub przynajmniej wiernie przedstawiać rzeczywistość.Bywyrazić na płótnie coś, co uważał za prawdziwe,potrzebował namysłu, czasem miesięcy pozornejbezczynności.Nie potrafił odkrywać prawd na siłę.Umiał za tooddać się obrazowi z poświęceniem i żarliwością, jak tadziewczyna pochylona nad chodnikiem, oddana ciałem i dusząswemu zajęciu.Teraz jednak nie mógł się zdecydować na żaden ztematów, które mu się nasuwały, i wyrzucał sobie, że im dłużej totrwa, tym bardziej grzeszy samolubstwem. Człowiek może namalować w życiu określoną liczbęobrazów powiedział. Powinien więc wybierać jerozważnie. W końcu wybierzesz.Wiem o tym.Po prostu lubisz kazaćmi czekać.Jan zaśmiał się ponuro, wiedząc, że Pieter żartuje.W otchłaniprzerwy w malowaniu czuł się jak martwy.Ilekroć kończyłobraz, ogarniał go zawstydzający lęk przed powrotem dorzeczywistości życia rodzinnego.Kiedy był pogrążony w pracy,rodzina usuwała się na zamglone tło, lecz pomiędzy obrazamiwychodziła na ostry pierwszy plan odpowiedzialności. Kuzyn chce mi dać zajęcie w swoim warsztaciejedwabniczym oświadczył. Trochę się na tym znam.Mójojciec był tkaczem jedwabiu.Pieter zapalił wygiętą porcelanową fajkę.Jego twarz zachmurą dymu spoważniała. Wiesz, że masz inne zobowiązania.Tak, wiedział.Te dwieście guldenów, które Pieter wypłaciłmu tytułem zaliczki za dwa następne obrazy, czy sprzeda je jemu,czy innemu nabywcy.A teraz potrzebował jeszcze dwustu [ Pobierz całość w formacie PDF ]