[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dostrzegła jego wykrzywioną twarz, zanim ją pocałował.- Czy tego chciałaś?Pocałunek był brutalny i zaborczy.Miał ją przerazić, ale była zbyt rozpalona.Jej uległość rozzłościła go jeszcze bardziej.Puścił Honey, zdarł z siebie marynarkę, zerwał krawat i ściągnął koszulę.Onyksowe spinki w mankietach potoczyły się po podłodze.Dyszał ciężko.Był zdesperowany.- Tylko nie myśl, że kiedy będzie po wszystkim, możesz przyjść domnie z płaczem.Obserwowała, jak się rozbiera.- Nie będę płakała.- Mówisz tak, bo nie masz pojęcia, co cię czeka.- Cisnął butem w kątpokoju.- Nie wiesz, jak to jest, prawda?- Nie.nie z doświadczenia.Zciągnął drugi but, posłał go w ślad za pierwszym, zaklął pod nosem.- Praktyka to jedyne, co się liczy, przynajmniej w tej dziedzinie.I niemyśl, że coś ci ułatwię.To nie w moim stylu.Chciałaś kochanka, mała? Noto będziesz go miała.Nagle opuściło ją pożądanie, szaleństwo przeszło w strach.A mimo tonie ucieknie; za bardzo go pragnie.- Dash?-Co?- Czy.czy mam się rozebrać?Jego ręce zatrzymały się przy pasku spodni.Opadł na krzesło.Przezchwilę nie robił nic.Wstrzymała oddech w nadziei, że zaraz zobaczy mężczyznę, którego kocha, a nie groznego nieznajomego.- Mam pomysł.- Wyprostował nogi i skrzyżował je w kostkach.- Zróbmi ładny, wolny striptiz.167- Dlaczego tak to komplikujesz?- A czego się spodziewałaś, mała? Poezji i kwiatów? W takim razietrzeba było poderwać licealistę, nowicjusza jak ty.Miłego chłopaka, któryby się nad tobą rozczulał i nie skrzywdziłby tak jak ja.- Nie skrzywdzisz mnie.- I tu się mylisz.Skrzywdzę cię, zobaczysz.Popatrz, jaki jestem duży.Zciągaj bieliznę.A może przyznasz, że popełniłaś błąd?Chciała od niego uciec, ale nie mogła.Nikt nigdy nie uważał jej zagodną miłości.Skoro tylko tak może ją kochać, przyjmie, co ma jej dozaoferowania.Drżącymi rękami odnalazła zapięcie stanika.Zerwał się z krzesła z twarzą wykrzywioną wściekłością.- Masz ostatnią szansę.Kiedy zdejmiesz stanik, będzie za pózno.Rozpięła koronkowe cudeńko.Ramiączka zsuwały się powoli.Na jego policzku tańczył mięsień.- Kiedy zdejmiesz stanik, będzie za pózno.Mówię poważnie.Pożałujesz, że się urodziłaś.- Koronki opadły na podłogę.- Kiedy zdejmiesz stanik, pożałujesz.- Dash - odezwała się drżącym, ledwie słyszalnym szeptem.- Bojęsię ciebie.Czy mógłbyś.Czy mógłbyś mnie najpierw przytulić, choćby nachwilę?Jego gniew znikł bez śladu.Opuścił ramiona, wykrzywił usta w bolesnym grymasie.Z jękiem przyciągnął ją do siebie.Jej piersi przylgnęły dojego skóry.- Boję się, Honey - szepnął jej do ucha.- Nie musisz - odparła.- Wiem, że mnie nie kochasz.- Skarbie.- To nie szkodzi.Kocham cię za nas oboje.Tak bardzo cię kocham.- Tylko ci się tak wydaje.- Naprawdę - zapewniła.- Kocham cię bardziej niż kogokolwiek.Tylkona tobie mi zależy.Nie złość się na mnie.- Skarbie, nie złoszczę się na ciebie, ale na siebie, nie rozumiesz?- Dlaczego?- Bo nie nadaję się dla ciebie.- To nieprawda.Westchnął głośno.- Zasługujesz na kogoś lepszego.Nie chcę cię skrzywdzić, ale i takzłamię ci serce.- Nie obchodzi mnie to.Proszę, Dash.Kochaj się ze mną.Tylko dzisiaj.Długo, bardzo długo gładził jej włosy, potem jego dłonie zabłądziły naplecy i biodra.- Dobrze, skarbie.Będę się z tobą kochał.Niech mi Bóg wybaczy, żenie potrafię się powstrzymać.168Całował jej policzki, czoło, usta.Całował zaborczo i namiętnie.Czuła,jak bardzo jest podniecony, gdy jego dłonie muskały jej brzuch.Opuściłgłowę i całował jej piersi, aż osłabła z pragnienia.- Nie wiedziałam - szepnęła.- Pokażę ci, skarbie - powiedział cicho.Ułożył ją na posłaniu, zdjął pończochy i majteczki.Przez chwilę obawiała się, że popełni jakiś błąd.- Jesteś piękna.Rozluzniła się, nie protestowała, gdy rozsuwał jej uda i gładził ich miękką, delikatną skórę.Wkrótce poczuła, jak mu się poddaje, oddaje całą sobą.Nie sprzeciwiała się, gdy jego palce ułatwiały początek.Powitała go radośnie, gdy nagi spoczął między jej udami.- Powoli, skarbie - szepnął ochryple.Nie przestawał jej pieścić.- Niedenerwuj się.Nie denerwowała się.Leżała otwarta i ufna.Wiedział, jak ją dotykać,jak głaskać.Kochał się z kobietami dłużej, niż żyła na tym świecie i lepiejniż ona wiedział, czego pragnie.Przyjęła go namiętnie, prawie nie poczuła bólu.Pieścił ją i całował,okazywał niebiańską cierpliwość, choć lśnił od potu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Dostrzegła jego wykrzywioną twarz, zanim ją pocałował.- Czy tego chciałaś?Pocałunek był brutalny i zaborczy.Miał ją przerazić, ale była zbyt rozpalona.Jej uległość rozzłościła go jeszcze bardziej.Puścił Honey, zdarł z siebie marynarkę, zerwał krawat i ściągnął koszulę.Onyksowe spinki w mankietach potoczyły się po podłodze.Dyszał ciężko.Był zdesperowany.- Tylko nie myśl, że kiedy będzie po wszystkim, możesz przyjść domnie z płaczem.Obserwowała, jak się rozbiera.- Nie będę płakała.- Mówisz tak, bo nie masz pojęcia, co cię czeka.- Cisnął butem w kątpokoju.- Nie wiesz, jak to jest, prawda?- Nie.nie z doświadczenia.Zciągnął drugi but, posłał go w ślad za pierwszym, zaklął pod nosem.- Praktyka to jedyne, co się liczy, przynajmniej w tej dziedzinie.I niemyśl, że coś ci ułatwię.To nie w moim stylu.Chciałaś kochanka, mała? Noto będziesz go miała.Nagle opuściło ją pożądanie, szaleństwo przeszło w strach.A mimo tonie ucieknie; za bardzo go pragnie.- Dash?-Co?- Czy.czy mam się rozebrać?Jego ręce zatrzymały się przy pasku spodni.Opadł na krzesło.Przezchwilę nie robił nic.Wstrzymała oddech w nadziei, że zaraz zobaczy mężczyznę, którego kocha, a nie groznego nieznajomego.- Mam pomysł.- Wyprostował nogi i skrzyżował je w kostkach.- Zróbmi ładny, wolny striptiz.167- Dlaczego tak to komplikujesz?- A czego się spodziewałaś, mała? Poezji i kwiatów? W takim razietrzeba było poderwać licealistę, nowicjusza jak ty.Miłego chłopaka, któryby się nad tobą rozczulał i nie skrzywdziłby tak jak ja.- Nie skrzywdzisz mnie.- I tu się mylisz.Skrzywdzę cię, zobaczysz.Popatrz, jaki jestem duży.Zciągaj bieliznę.A może przyznasz, że popełniłaś błąd?Chciała od niego uciec, ale nie mogła.Nikt nigdy nie uważał jej zagodną miłości.Skoro tylko tak może ją kochać, przyjmie, co ma jej dozaoferowania.Drżącymi rękami odnalazła zapięcie stanika.Zerwał się z krzesła z twarzą wykrzywioną wściekłością.- Masz ostatnią szansę.Kiedy zdejmiesz stanik, będzie za pózno.Rozpięła koronkowe cudeńko.Ramiączka zsuwały się powoli.Na jego policzku tańczył mięsień.- Kiedy zdejmiesz stanik, będzie za pózno.Mówię poważnie.Pożałujesz, że się urodziłaś.- Koronki opadły na podłogę.- Kiedy zdejmiesz stanik, pożałujesz.- Dash - odezwała się drżącym, ledwie słyszalnym szeptem.- Bojęsię ciebie.Czy mógłbyś.Czy mógłbyś mnie najpierw przytulić, choćby nachwilę?Jego gniew znikł bez śladu.Opuścił ramiona, wykrzywił usta w bolesnym grymasie.Z jękiem przyciągnął ją do siebie.Jej piersi przylgnęły dojego skóry.- Boję się, Honey - szepnął jej do ucha.- Nie musisz - odparła.- Wiem, że mnie nie kochasz.- Skarbie.- To nie szkodzi.Kocham cię za nas oboje.Tak bardzo cię kocham.- Tylko ci się tak wydaje.- Naprawdę - zapewniła.- Kocham cię bardziej niż kogokolwiek.Tylkona tobie mi zależy.Nie złość się na mnie.- Skarbie, nie złoszczę się na ciebie, ale na siebie, nie rozumiesz?- Dlaczego?- Bo nie nadaję się dla ciebie.- To nieprawda.Westchnął głośno.- Zasługujesz na kogoś lepszego.Nie chcę cię skrzywdzić, ale i takzłamię ci serce.- Nie obchodzi mnie to.Proszę, Dash.Kochaj się ze mną.Tylko dzisiaj.Długo, bardzo długo gładził jej włosy, potem jego dłonie zabłądziły naplecy i biodra.- Dobrze, skarbie.Będę się z tobą kochał.Niech mi Bóg wybaczy, żenie potrafię się powstrzymać.168Całował jej policzki, czoło, usta.Całował zaborczo i namiętnie.Czuła,jak bardzo jest podniecony, gdy jego dłonie muskały jej brzuch.Opuściłgłowę i całował jej piersi, aż osłabła z pragnienia.- Nie wiedziałam - szepnęła.- Pokażę ci, skarbie - powiedział cicho.Ułożył ją na posłaniu, zdjął pończochy i majteczki.Przez chwilę obawiała się, że popełni jakiś błąd.- Jesteś piękna.Rozluzniła się, nie protestowała, gdy rozsuwał jej uda i gładził ich miękką, delikatną skórę.Wkrótce poczuła, jak mu się poddaje, oddaje całą sobą.Nie sprzeciwiała się, gdy jego palce ułatwiały początek.Powitała go radośnie, gdy nagi spoczął między jej udami.- Powoli, skarbie - szepnął ochryple.Nie przestawał jej pieścić.- Niedenerwuj się.Nie denerwowała się.Leżała otwarta i ufna.Wiedział, jak ją dotykać,jak głaskać.Kochał się z kobietami dłużej, niż żyła na tym świecie i lepiejniż ona wiedział, czego pragnie.Przyjęła go namiętnie, prawie nie poczuła bólu.Pieścił ją i całował,okazywał niebiańską cierpliwość, choć lśnił od potu [ Pobierz całość w formacie PDF ]