[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To nikomu nie pomaga. Och, ale ja naprawdę jestem nieszczęśliwa. Podobnie jak i oni, moja kochana.Przelej swój żal na nich.Sarah, biedne dziecko,jest godna litości.A nie wątpię, że Richard też. Kochana moja, byliśmy tacy szczęśliwi, kiedy Sarah nie było w domu.Laura Whitstable uniosła z lekka brwi.Milczała chwilę. No więc kiedy zamierzacie się pobrać? Trzynastego marca. Prawie za dwa tygodnie.Zatem przełożyłaś datę ślubu.Dlaczego? Prosiła mnie o to Sarah.Chciała mieć czas, aby wszystko przetrawić.Nalegała takdługo, aż się poddałam. Sarah.Tak, rozumiem.A co na to Richard? Oczywiście nie cieszył się zbytnio.Mówiąc szczerze, był bardzo zły.Nie przestajepowtarzać, że rozpuszczam Sarah.Lauro, czy to prawda? Nie, nie sądzę.Mimo całej twojej miłości do Sarah, nigdy jej zbytnio nie pobłaża-łaś.I aż do dzisiaj Sarah okazywała ci zawsze właściwy szacunek; oczywiście w grani-cach rozsądku i stosownie do możliwości tych młodych, egoistycznych stworzeń. Lauro, czy uważasz, że powinnam.Zawahała się. Co powinnaś? Och, nic takiego.Aczkolwiek czasami bywam u kresu wytrzymałości.W drzwiach frontowych szczęknął zamek i po chwili do salonu weszła Sarah.WidokLaury Whitstable wyraznie ją ucieszył. Laura? Nie wiedziałam, że przyszłaś. Co słychać, moja chrzestna córko?Sarah podeszła do Laury i pocałowała ją.Chłodny policzek dziewczyny tchnął świe-żością. Wszystko w porządku.Ann bąknęła coś pod nosem i wyszła z salonu.Sarah odprowadziła matkę wzrokiem,następnie zwróciła spojrzenie ku Laurze.Jej twarz spłonęła rumieńcem zmieszania.70Laura Whitstable pokiwała energicznie głową. Tak, tak, twoja matka płakała.Sarah natychmiast się zjeżyła. Nie ma w tym mojej winy.Ani trochę. Czyżby? Jesteś przywiązana do swojej matki, prawda? Uwielbiam ją.A ty świetnie o tym wiesz. To dlaczego przysparzasz jej kłopotów? Ależ skąd.Naprawdę nie robię nic złego. Wystarczy, że kłócisz się z Richardem. Och, o to chodzi! Ależ na to nie ma rady! On jest niemożliwy! Gdyby tylko mamazdała sobie z tego sprawę! Choć myślę, że któregoś dnia wreszcie i ona przejrzy naoczy. Czy ty musisz urządzać innym ich własne życie, Sarah? W czasach mojej młodo-ści to rodziców oskarżano, że decydują o przyszłości dzieci.Dzisiaj, coś mi się zdaje, jestna odwrót.Sarah przysiadła na poręczy fotela Laury Whitstable.Zachowywała się poufale. Wszystko dlatego, moja najdroższa, że się nią zamartwiam wyznała. Nie bę-dzie z nim szczęśliwa.Wspomnisz moje słowa. To nie twój interes, Sarah. Ale ja nie potrafię przejść nad tym do porządku dziennego.Nie chcę, by mojamatka była nieszczęśliwa.A będzie, na to się przecież zanosi.Mama jest tak.tak bez-bronna i bezradna.Potrzebuje opieki.Laura Whitstable uwięziła w swoich dłoniach dwie opalone ręce Sarah, po czymodezwała się z niezwykłą, nawet jak na nią, mocą.Dziewczynę ogarnął lekki niepokój. A teraz posłuchaj, moje dziecko.Posłuchaj mnie uważnie.Bądz ostrożna.I to bar-dzo. Co to ma znaczyć, Lauro?Laura kładła nacisk na każde słowo: Bądz bardzo ostrożna i nie pozwól, by twoja matka zrobiła coś, czego będzie ża-łować przez całe życie. Właśnie próbuję.Laura nie dała jej dokończyć. Ostrzegam cię.Ja, Laura Whitstable.Nikt inny by się nie poważył. LauraWhitstable ostentacyjnie wciągnęła nosem duży haust powietrza. Czuję coś wokółsiebie, Sarah, i powiem ci, co to jest.To zapach całopalnej ofiary, a ja nie lubię całopal-nych ofiar.Wierz mi.Nim któraś z nich zdążyła się odezwać, otworzyły się drzwi i Edith zapowiedziała: Pan Lloyd.71Sarah poderwała się. Cześć, Gerry powitała chłopaka, po czym zwróciła się do Laury Whitstable: To jest Gerry Lloyd.Moja chrzestna matka, dama Orderu Imperium Brytyjskiego,Laura Whitstable.Gerry przywitał się i powiedział: Jestem przekonany, że minionej nocy to właśnie panią słyszałem przez radio. Miło, że mi to mówisz, Gerry. Brała pani udział w rozmowie z serii: Jak żyć w dzisiejszych czasach.Zrobiła namnie duże wrażenie. Dość tego zuchwalstwa żachnęła się Laura Whitstable, gwałtownie mrugającoczami. Ależ naprawdę, proszę mi wierzyć.Pani zdawała się znać odpowiedzi na wszyst-kie pytania.Laura Whitstable prychnęła lekceważąco. Zawsze jest łatwiej poradzić komuś, jak upiec ciasto, niż zrobić to samemu.Udzielanie rad sprawia dużo satysfakcji, choć, z drugiej strony, deformuje charakter.Jestem absolutnie świadoma, że dziwaczeję z dnia na dzień. Och, nie mów tak, Lauro zaprotestowała Sarah. Tak, dziwaczeję, moje dziecko.A także dochodzę do przekonania, że dawanie lu-dziom dobrych rad to niewybaczalny grzech.A teraz udaję się na poszukiwania twojejmatki, Sarah.2 Wyjeżdżam z kraju, Sarah powiedział Gerry, kiedy za Laurą Whitstable za-mknęły się drzwi.Sarah popatrzyła na niego zdumiona. Och, Gerry.Kiedy? Właściwie to już; w najbliższy wtorek. Dokąd? Do Afryki Południowej. Na drugi koniec świata! Prawie. Nie będzie cię tu całe wieki! Prawdopodobnie. Co tam będziesz robił?72 Będę uprawiał gaje pomarańczowe.Wchodzę w interes z kilkoma kumplami.Topowinno być zabawne. Och, Gerry, naprawdę musisz jechać? Przejadła mi się ojczyzna.Za nudno tu i za drobnomieszczańsko.Nie mam po-żytku z tego kraju; zresztą, on ze mnie też. A co ze stryjem? Och, przestaliśmy się do siebie odzywać; choć przyznam, że stryjenka Lena byłacałkiem miła.Dała mi na drogę czek i kilka cennych rad.Uśmiechnął się szeroko. Gerry, przecież ty nie masz zielonego pojęcia o uprawianiu gajów pomarańczo-wych. Ani ciut, ciut.Fakt.Ale prędko się w tym połapię.Zobaczysz.Sarah westchnęła. Będę za tobą tęsknić. Nie sądzę; przynajmniej nie długo Gerry mówił dość burkliwie, unikając przytym wzroku dziewczyny. Jeśli ktoś znika na drugim końcu świata, na ogół szybko sięo nim zapomina. Nie, nie zawsze. Tak uważasz? Mówiąc to, spojrzał na nią z ukosa.Sarah przytaknęła skinieniem głowy.Popatrzyli na siebie, oboje zmieszani. To by było zabawne, wybrać się tam razem powiedział chłopak. Tak. Ludzie czasami niezle wychodzą na pomarańczach. Spodziewam się.Dobierając ostrożnie słowa, Gerry powiedział: Jestem przekonany, że kobiecie też mogłoby się tam spodobać.Dobry klimat.całe zastępy służących.no i takie tam różne. Tak. Ty pewnie niedługo poślubisz jakiegoś faceta. Och, nie. Sarah potrząsnęła przecząco głową. To wielki błąd, wychodzić zamąż w zbyt młodym wieku.Nie zamierzam tego zrobić w najbliższych latach. Tak ci się tylko zdaje.Zobaczysz, że jakieś bydlę raz dwa zamiesza ci w głowie powiedział posępnie Gerry. Jestem z natury bardzo oziębła uspokoiła go Sarah.Stali zakłopotani, unikając swych spojrzeń.W końcu Gerry nie wytrzymał.Z naglepobladłą twarzą wyznał: Sarah, kochanie, szaleję za tobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.To nikomu nie pomaga. Och, ale ja naprawdę jestem nieszczęśliwa. Podobnie jak i oni, moja kochana.Przelej swój żal na nich.Sarah, biedne dziecko,jest godna litości.A nie wątpię, że Richard też. Kochana moja, byliśmy tacy szczęśliwi, kiedy Sarah nie było w domu.Laura Whitstable uniosła z lekka brwi.Milczała chwilę. No więc kiedy zamierzacie się pobrać? Trzynastego marca. Prawie za dwa tygodnie.Zatem przełożyłaś datę ślubu.Dlaczego? Prosiła mnie o to Sarah.Chciała mieć czas, aby wszystko przetrawić.Nalegała takdługo, aż się poddałam. Sarah.Tak, rozumiem.A co na to Richard? Oczywiście nie cieszył się zbytnio.Mówiąc szczerze, był bardzo zły.Nie przestajepowtarzać, że rozpuszczam Sarah.Lauro, czy to prawda? Nie, nie sądzę.Mimo całej twojej miłości do Sarah, nigdy jej zbytnio nie pobłaża-łaś.I aż do dzisiaj Sarah okazywała ci zawsze właściwy szacunek; oczywiście w grani-cach rozsądku i stosownie do możliwości tych młodych, egoistycznych stworzeń. Lauro, czy uważasz, że powinnam.Zawahała się. Co powinnaś? Och, nic takiego.Aczkolwiek czasami bywam u kresu wytrzymałości.W drzwiach frontowych szczęknął zamek i po chwili do salonu weszła Sarah.WidokLaury Whitstable wyraznie ją ucieszył. Laura? Nie wiedziałam, że przyszłaś. Co słychać, moja chrzestna córko?Sarah podeszła do Laury i pocałowała ją.Chłodny policzek dziewczyny tchnął świe-żością. Wszystko w porządku.Ann bąknęła coś pod nosem i wyszła z salonu.Sarah odprowadziła matkę wzrokiem,następnie zwróciła spojrzenie ku Laurze.Jej twarz spłonęła rumieńcem zmieszania.70Laura Whitstable pokiwała energicznie głową. Tak, tak, twoja matka płakała.Sarah natychmiast się zjeżyła. Nie ma w tym mojej winy.Ani trochę. Czyżby? Jesteś przywiązana do swojej matki, prawda? Uwielbiam ją.A ty świetnie o tym wiesz. To dlaczego przysparzasz jej kłopotów? Ależ skąd.Naprawdę nie robię nic złego. Wystarczy, że kłócisz się z Richardem. Och, o to chodzi! Ależ na to nie ma rady! On jest niemożliwy! Gdyby tylko mamazdała sobie z tego sprawę! Choć myślę, że któregoś dnia wreszcie i ona przejrzy naoczy. Czy ty musisz urządzać innym ich własne życie, Sarah? W czasach mojej młodo-ści to rodziców oskarżano, że decydują o przyszłości dzieci.Dzisiaj, coś mi się zdaje, jestna odwrót.Sarah przysiadła na poręczy fotela Laury Whitstable.Zachowywała się poufale. Wszystko dlatego, moja najdroższa, że się nią zamartwiam wyznała. Nie bę-dzie z nim szczęśliwa.Wspomnisz moje słowa. To nie twój interes, Sarah. Ale ja nie potrafię przejść nad tym do porządku dziennego.Nie chcę, by mojamatka była nieszczęśliwa.A będzie, na to się przecież zanosi.Mama jest tak.tak bez-bronna i bezradna.Potrzebuje opieki.Laura Whitstable uwięziła w swoich dłoniach dwie opalone ręce Sarah, po czymodezwała się z niezwykłą, nawet jak na nią, mocą.Dziewczynę ogarnął lekki niepokój. A teraz posłuchaj, moje dziecko.Posłuchaj mnie uważnie.Bądz ostrożna.I to bar-dzo. Co to ma znaczyć, Lauro?Laura kładła nacisk na każde słowo: Bądz bardzo ostrożna i nie pozwól, by twoja matka zrobiła coś, czego będzie ża-łować przez całe życie. Właśnie próbuję.Laura nie dała jej dokończyć. Ostrzegam cię.Ja, Laura Whitstable.Nikt inny by się nie poważył. LauraWhitstable ostentacyjnie wciągnęła nosem duży haust powietrza. Czuję coś wokółsiebie, Sarah, i powiem ci, co to jest.To zapach całopalnej ofiary, a ja nie lubię całopal-nych ofiar.Wierz mi.Nim któraś z nich zdążyła się odezwać, otworzyły się drzwi i Edith zapowiedziała: Pan Lloyd.71Sarah poderwała się. Cześć, Gerry powitała chłopaka, po czym zwróciła się do Laury Whitstable: To jest Gerry Lloyd.Moja chrzestna matka, dama Orderu Imperium Brytyjskiego,Laura Whitstable.Gerry przywitał się i powiedział: Jestem przekonany, że minionej nocy to właśnie panią słyszałem przez radio. Miło, że mi to mówisz, Gerry. Brała pani udział w rozmowie z serii: Jak żyć w dzisiejszych czasach.Zrobiła namnie duże wrażenie. Dość tego zuchwalstwa żachnęła się Laura Whitstable, gwałtownie mrugającoczami. Ależ naprawdę, proszę mi wierzyć.Pani zdawała się znać odpowiedzi na wszyst-kie pytania.Laura Whitstable prychnęła lekceważąco. Zawsze jest łatwiej poradzić komuś, jak upiec ciasto, niż zrobić to samemu.Udzielanie rad sprawia dużo satysfakcji, choć, z drugiej strony, deformuje charakter.Jestem absolutnie świadoma, że dziwaczeję z dnia na dzień. Och, nie mów tak, Lauro zaprotestowała Sarah. Tak, dziwaczeję, moje dziecko.A także dochodzę do przekonania, że dawanie lu-dziom dobrych rad to niewybaczalny grzech.A teraz udaję się na poszukiwania twojejmatki, Sarah.2 Wyjeżdżam z kraju, Sarah powiedział Gerry, kiedy za Laurą Whitstable za-mknęły się drzwi.Sarah popatrzyła na niego zdumiona. Och, Gerry.Kiedy? Właściwie to już; w najbliższy wtorek. Dokąd? Do Afryki Południowej. Na drugi koniec świata! Prawie. Nie będzie cię tu całe wieki! Prawdopodobnie. Co tam będziesz robił?72 Będę uprawiał gaje pomarańczowe.Wchodzę w interes z kilkoma kumplami.Topowinno być zabawne. Och, Gerry, naprawdę musisz jechać? Przejadła mi się ojczyzna.Za nudno tu i za drobnomieszczańsko.Nie mam po-żytku z tego kraju; zresztą, on ze mnie też. A co ze stryjem? Och, przestaliśmy się do siebie odzywać; choć przyznam, że stryjenka Lena byłacałkiem miła.Dała mi na drogę czek i kilka cennych rad.Uśmiechnął się szeroko. Gerry, przecież ty nie masz zielonego pojęcia o uprawianiu gajów pomarańczo-wych. Ani ciut, ciut.Fakt.Ale prędko się w tym połapię.Zobaczysz.Sarah westchnęła. Będę za tobą tęsknić. Nie sądzę; przynajmniej nie długo Gerry mówił dość burkliwie, unikając przytym wzroku dziewczyny. Jeśli ktoś znika na drugim końcu świata, na ogół szybko sięo nim zapomina. Nie, nie zawsze. Tak uważasz? Mówiąc to, spojrzał na nią z ukosa.Sarah przytaknęła skinieniem głowy.Popatrzyli na siebie, oboje zmieszani. To by było zabawne, wybrać się tam razem powiedział chłopak. Tak. Ludzie czasami niezle wychodzą na pomarańczach. Spodziewam się.Dobierając ostrożnie słowa, Gerry powiedział: Jestem przekonany, że kobiecie też mogłoby się tam spodobać.Dobry klimat.całe zastępy służących.no i takie tam różne. Tak. Ty pewnie niedługo poślubisz jakiegoś faceta. Och, nie. Sarah potrząsnęła przecząco głową. To wielki błąd, wychodzić zamąż w zbyt młodym wieku.Nie zamierzam tego zrobić w najbliższych latach. Tak ci się tylko zdaje.Zobaczysz, że jakieś bydlę raz dwa zamiesza ci w głowie powiedział posępnie Gerry. Jestem z natury bardzo oziębła uspokoiła go Sarah.Stali zakłopotani, unikając swych spojrzeń.W końcu Gerry nie wytrzymał.Z naglepobladłą twarzą wyznał: Sarah, kochanie, szaleję za tobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]