[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tak, bałam się  potwierdziłam.Wstałam iwyciągnęłam rękę. Chodz.Kapitan Wentworth jestzmęczony, na pewno chciałby już zostać wyczesany inakarmiony.Nie każmy mu czekać, dobrze?Lucy spojrzała na Tuckera.Szukała u niego wsparcia,ale on pokręcił głową. Posłuchaj panny Piper.Ona wie, co mówi. Ale ja spadłam  powiedziała i w jej głosie byłotakie zdziwienie, jakby stało się coś niemożliwego.Zwróciła się do ojca, licząc na współczucie. Jechałamna Kapitanie Wentworcie i spadłam.Tucker spojrzał na mnie pytająco, a ja nieznacznieskinęłam głową.Ku mojej uldze jednak nic niepowiedział.Najwyrazniej uznał, że to sprawa między mnąa Lucy.Chociaż nie miałam wątpliwości, że pózniej wypyta mnie o wszystko, i na tę myśl zachciało mi sięśmiać. Owszem, tak było  potwierdziłam. I był tobrzydki upadek.Miałaś szczęście& bo mogłaś coś sobiezrobić.Ale musisz zrozumieć, że to nie była wina konia,tylko twojego działania.Robiłaś coś, na co nie byłaśjeszcze gotowa, dlatego spadłaś.I żeby przekonać samąsiebie, że możesz znowu wsiąść na konia, musisz się na toodważyć teraz, bo potem mogłoby być za pózno.Tobyłaby tragedia, gdybyś miała już nigdy więcej nie wsiąśćna konia, prawda?Znowu zmarszczyła brwi i uświadomiłam sobie, żeużyłam surowszego tonu, niż zamierzałam. Chodz  powiedziałam łagodniej. Przejedziesz sięstępa, a ja będę szła obok, jeśli chcesz.Wzdychając ciężko, Lucy wciągnęła buty, a potemwzięła mnie za rękę i pozwoliła mi się zaprowadzić dopodnóżka. Wcale się nie boję  powtórzyła.Wysunęła brodę ispojrzała na wielkiego wałacha.Bez niczyjej pomocy,jednym szybkim ruchem znalazła się w siodle, jakby sięobawiała, że jeśli nie zrobi tego szybko, zmieni zdanie. Mam iść obok ciebie?Pokręciła głową, wzięła wodze i dzgnęła koniaobcasami.Objechali maneż trzy razy.Lucy odzyskałarumieńce, a jej ramiona i nogi się rozluzniły, wpadając wznajomy rytm. Chcesz zsiąść?  zapytałam. Zaprzeczyła i zrobiła jeszcze jedno kółko. Dzielnie się spisałaś  powiedziałam, gdypomagałam jej zsiąść.Zaskoczyła mnie, obejmując mnie ramionkami.Uścisnęłam ją i przytuliłam do siebie.Wtedy przyłożyłastulone ręce do mojego ucha i wyszeptała: Dla mnie nie będzie miało znaczenia, jeśli niewsiądzie pani więcej na konia, panno Piper.Bo będziepani dla mnie tą osobą, która kazała mi wsiąść, gdypierwszy raz spadłam.To chyba coś znaczy.Zaszlochałam i zaśmiałam się jednocześnie,przytulając ją mocniej.Potem ruszyliśmy wszyscy razemdo stajni, żeby rozsiodłać Kapitana Wentwortha i gowyczesać.Na chwilę zatrzymałam się przed wejściem,podczas gdy pozostali weszli do środka.Wciągnęłampowietrze w płuca i poczułam zapach świeżo skoszonejtrawy.Spojrzałam w stronę alei dębów i choć widziałamtylko ich czubki, odniosłam wrażenie, że wyglądają jakośinaczej.Gałęzie kołysały się łagodnie na wietrze, niestawiały już oporu, a zgrubienia u dołu każdego konaruwydawały się okrąglejsze.Uśmiechnęłam się wzapadającą noc.Nad domem i polami Asphodel unosiłasię delikatna poświata.Wydawało mi się, że gdy jawreszcie przestałam cierpieć, stare drzewa także uwolniłysię w końcu od bólu.Z lekkim westchnieniem weszłam dojasnej stajni, zostawiając za sobą ciemność. ROZDZIAA 24Lillian zakręciło się w głowie, gdy wstała z łóżka.Nie wiedziała, czy to wina sherry, czy tych wszystkich lat,które spędziła na ziemi.Wciąż słyszała duchy w pokoju.Choć już ich nie widziała, czuła na sobie ichoskarżycielskie spojrzenia i miała wrażenie, że sam domwciąga powietrze wyczekująco, jakby i on chciał poznaćprawdę.Otworzyła po kolei wszystkie okiennice, żebywpuścić niknące światło dnia, bo nagle zaczęła się baćnadchodzącej ciemności.Spojrzała na dębową aleję;najwyższe gałęzie uginały się w powiewach wieczornegowiatru.Ale robiły to sztywno, nieustępliwie, jakby i oneczekały, aż Lillian pogodzi się z obecnością duchów.Miała na szyi Lolę i teraz ją zdjęła.Potrafiłarozpoznać po omacku wszystkie wisiorki, znała je dobrze,pamiętała, która z nich trzech je dodała i z jakiej okazji.Przesunęła palcami po każdym z nich; po nutce,serduszku, węzle marynarskim, wózku dziecięcym.Przycisnęła ten ostatni do serca, pragnąc poczuć w oczachłzy, ale nosiła je głęboko w sercu, w miejscu, do któregonie śmiała zaglądać i w którym zamknęła żal.Gdyby gostamtąd wypuściła, toby ją zniszczył, tak jak Annabelle [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •