[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Położył dokumenty przed recepcjonistą. Chciałbym zadać kilka pytań kierownikowi dyżurnemuNikołajowi Władimirowiczowi.Mężczyzna przyjrzał się fotografii z uprzejmym zainteresowaniem. Kobiety z Zachodu niewątpliwie uwielbiają tego faceta , pomyślałkapitan, z miejsca tracąc do niego sympatię.Proletariackie pochodzenierecepcjonisty wydawało się równie prawdopodobne jak to, że Korolewbył mandarynem. Oczywiście, towarzyszu.Pójdę po niego, spocznijcie tymczasemprzy fontannie.Amant filmowy wskazał mu skupisko czerwonych aksamitnychkanap, obok których szemrała i pluskała woda.Korolew udał się wewskazanym kierunku, po czym zajął miejsce pod pozłacanym posągiempółnagiej nimfy trzymającej w dłoniach o dziwo czerwoną gwiazdę.Próbował się odprężyć, ale trudno mu było to zrobić, ponieważ jegowalonki zaczęły wydzielać silną woń, przypominającą zapach wilgotnejkońskiej sierści.Spojrzał w dół i zobaczył roztopiony śnieg spływający zjego zalatującego obuwia, tworzący szarą kałużę na nieskazitelnieczystej marmurowej posadzce. Dobrze, że nie żółtą , pomyślał, czującsię coraz bardziej niezręcznie.Po kilku minutach, podczas których Korolew pragnął zapaść się podziemię, zobaczył niewysokiego, pulchnego mężczyznę wyciągającego wjego kierunku dłoń.Rząd śnieżnobiałych zębów błyszczał pod starannieprzystrzyżonymi wąsami.W klapie garnituru migotała odznakapartyjna. Towarzyszu, przyszedłem najszybciej, jak mogłem.NikołajWładimirowicz Kryłow, kierownik dyżurny.Proszę za mną.Mamnadzieję, że będę wam mógł pomóc w każdej kwestii.Kapitan podążył śladem błyszczących skórzanych lakierkówKryłowa, które z głośnym stukotem doprowadziły ich do czegoś, cowyglądało jak lustrzana ściana, lecz po umiejętnym naciśnięciu okazałosię sekretnymi drzwiami do przytulnie umeblowanego biura.Pozadrewnianym biurkiem z zielonym blatem stały w nim dwa skórzane,wykończone ozdobnymi guzami fotele i kanapa od kompletu,rozmieszczone wokół szklanego stolika do kawy.Kryłow wskazałKorolewowi miejsce na kanapie. Czy mogę wam zaproponować koniak, towarzyszu? Francuski inaprawdę wyborny. Kryłow sięgnął po karafkę.Korolew miał zamiar odmówić, gdy jego wzrok padł na mosiężnyzegar stojący na kominku.Była już czwarta, a dzień należał dowyczerpujących. Francuski, powiadacie? Czemu nie. Doskonale ucieszył się Kryłow i nalał dwie pełne szklaneczki.Podał jedną z nich Korolewowi, a sam ostrożnie usiadł naprzeciwko,wznosząc kruche naczynie w geście toastu. Wasze zdrowie,towarzyszu. I wasze odparł kapitan, po czym pociągnął spory łyk ze szklanki,nie opróżniając jej jednak.Byli przecież kulturalnymi radzieckimiobywatelami, nie zaś bydlętami. Jak mogę wam pomóc, kapitanie? zapytał Kryłow, pochylając sięw jego stronę z przesadnym niepokojem na twarzy.Korolew uznał, że nie ma sensu owijać w bawełnę. Gościcie w hotelu mężczyznę nazwiskiem Schwartz chciałbym znim porozmawiać.Kryłow skinął głową, a jego oczy pociemniały.Nie umknęło touwadze kapitana, choć mógł jedynie zgadywać myśli mężczyzny. Czy mogę zapytać o charakter tej rozmowy? Zawsze w pełniwspółpracujemy z przedstawicielami Głównego ZarząduBezpieczeństwa Państwowego, ale też staramy się stać na straży spokojunaszych gości.Korolew posmutniał właśnie przypomniano mu, iż jako skromnykapitan milicji nie powinien wkraczać w kompetencje NKWD bezdobrego usprawiedliwienia.Zamieszał ruchem dłoni resztkę koniaku iwypił ją jednym haustem.Ciepło alkoholu natychmiast rozlało mu siępo żołądku. Rozmowa będzie dotyczyła morderstwa, towarzyszu Kryłow.Jeden z przedstawicieli Głównego Zarządu zasugerował mi spotkanieze Schwartzem.Kryłow wstał i sięgnął po karafkę z zamiarem napełnienia szklankiKorolewa. Otrzymaliśmy instrukcje, by otoczyć tego gościa szczególnietroskliwą opieką.Czy byłoby możliwe& zaczął, a kapitan w mig pojąłsugestię. Czy mogę skorzystać z waszego telefonu, towarzyszu Kryłow?Chciałbym zadzwonić do kolegi ze służb bezpieczeństwa i upewnić się,że nikomu nie nadepnę na odcisk.Kryłow uśmiechnął się z ulgą. Oczywiście, nie krępujcie się.Poproście centralę, żeby wasprzełączyła i nie martwcie się, nikt nie będzie was podsłuchiwał.Każdyrozumie, że tak będzie dla niego lepiej, chociaż& po raz kolejny niedokończył rozpoczętego zdania.Wychodząc z pokoju, Kryłow wzruszył nieznacznie ramionami,dając Korolewowi do zrozumienia, że jeśli nawet telefonistka nie będziego podsłuchiwała, ktoś inny prawdopodobnie to zrobi.Pomimowymyślnego stroju wydawał się równym facetem.Kapitan podniósłsłuchawkę stojącego na biurku telefonu i poprosił centralę o połączeniez Aubianką i szefem Sztabu Gregorinem.Gdy wreszcie pojawił się nalinii, w jego głosie pobrzmiewało zmęczenie. Towarzysz Korolew? Z Metropolu, jak sądzę? Czy nie za wcześniena załatwianie spraw na mieście? Jestem tu wyłącznie zawodowo, towarzyszu pułkowniku odparłKorolew, starając się ukryć zaskoczenie zadziwiającą wiedzą Gregorina. Pomyślałem, że porozmawiam ze Schwartzem, tym Amerykaninem, októrym mi wspominaliście. Myślę, że powinniście to zrobić, Korolew.Ale nic ponad to,zrozumiano? Wyraznie zaznaczcie, iż rozmowa ma charakternieoficjalny i bądzcie dyskretni w temacie dziewczyny.Nie chcemyurazić Amerykanów.Zapewne jest tam gdzieś w pobliżu Kryłow?Dajcie mi go do telefonu.A przy okazji, odwiedzę was o siódmejtrzydzieści dziś wieczorem.Czas najwyższy, żebyście poznali swoichsąsiadów.Kryłow, wezwany z powrotem do gabinetu, przejął słuchawkę,przytaknął dwukrotnie, wysłuchując monologu pułkownika, po czymrozłączył się i zwrócił z uśmiechem do Korolewa: Będziecie rozmawiać z panem Jackiem Schwartzem, naszymstałym gościem, Amerykaninem, mieszkańcem Nowego Jorku.Przebywa u nas od dziesięciu dni.Z informacji na jego wizie służbowej, nie turystycznej wynika, że jest sprzedawcą antyków.Korolewowi podobał się sposób, w jaki Kryłow podkreślił, żeSchwartz przebywa w kraju na służbowej wizie, sygnalizując, iż jest onprzyjacielem Związku Radzieckiego, na wypadek gdyby kapitan samsię tego nie domyślił. Sprzedawca antyków pasował do tego, comówił wcześniej Gregorin. Sprawdzę, czy jest u siebie.Czy mogę wam jeszcze czymś służyć,może poczęstujecie się kanapką? Dziękuję, towarzyszu Kryłow, nie jestem głodny powiedziałKorolew, czując, jak kłamstwo wypełnia jego usta smakiem mięsnychpulpetów. Na pewno dobrze się czujecie, towarzyszu? Wyglądacie trochęblado. To nic takiego, towarzyszu.Chwilowy zawrót głowy.Być możemoja sowiecka wątroba kiepsko zareagowała na ten burżujski koniak. Wasza sowiecka wątroba powinna być dumna, że uchroniliście tenkoniak przed trafieniem do żołądków zachodnich kapitalistów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Położył dokumenty przed recepcjonistą. Chciałbym zadać kilka pytań kierownikowi dyżurnemuNikołajowi Władimirowiczowi.Mężczyzna przyjrzał się fotografii z uprzejmym zainteresowaniem. Kobiety z Zachodu niewątpliwie uwielbiają tego faceta , pomyślałkapitan, z miejsca tracąc do niego sympatię.Proletariackie pochodzenierecepcjonisty wydawało się równie prawdopodobne jak to, że Korolewbył mandarynem. Oczywiście, towarzyszu.Pójdę po niego, spocznijcie tymczasemprzy fontannie.Amant filmowy wskazał mu skupisko czerwonych aksamitnychkanap, obok których szemrała i pluskała woda.Korolew udał się wewskazanym kierunku, po czym zajął miejsce pod pozłacanym posągiempółnagiej nimfy trzymającej w dłoniach o dziwo czerwoną gwiazdę.Próbował się odprężyć, ale trudno mu było to zrobić, ponieważ jegowalonki zaczęły wydzielać silną woń, przypominającą zapach wilgotnejkońskiej sierści.Spojrzał w dół i zobaczył roztopiony śnieg spływający zjego zalatującego obuwia, tworzący szarą kałużę na nieskazitelnieczystej marmurowej posadzce. Dobrze, że nie żółtą , pomyślał, czującsię coraz bardziej niezręcznie.Po kilku minutach, podczas których Korolew pragnął zapaść się podziemię, zobaczył niewysokiego, pulchnego mężczyznę wyciągającego wjego kierunku dłoń.Rząd śnieżnobiałych zębów błyszczał pod starannieprzystrzyżonymi wąsami.W klapie garnituru migotała odznakapartyjna. Towarzyszu, przyszedłem najszybciej, jak mogłem.NikołajWładimirowicz Kryłow, kierownik dyżurny.Proszę za mną.Mamnadzieję, że będę wam mógł pomóc w każdej kwestii.Kapitan podążył śladem błyszczących skórzanych lakierkówKryłowa, które z głośnym stukotem doprowadziły ich do czegoś, cowyglądało jak lustrzana ściana, lecz po umiejętnym naciśnięciu okazałosię sekretnymi drzwiami do przytulnie umeblowanego biura.Pozadrewnianym biurkiem z zielonym blatem stały w nim dwa skórzane,wykończone ozdobnymi guzami fotele i kanapa od kompletu,rozmieszczone wokół szklanego stolika do kawy.Kryłow wskazałKorolewowi miejsce na kanapie. Czy mogę wam zaproponować koniak, towarzyszu? Francuski inaprawdę wyborny. Kryłow sięgnął po karafkę.Korolew miał zamiar odmówić, gdy jego wzrok padł na mosiężnyzegar stojący na kominku.Była już czwarta, a dzień należał dowyczerpujących. Francuski, powiadacie? Czemu nie. Doskonale ucieszył się Kryłow i nalał dwie pełne szklaneczki.Podał jedną z nich Korolewowi, a sam ostrożnie usiadł naprzeciwko,wznosząc kruche naczynie w geście toastu. Wasze zdrowie,towarzyszu. I wasze odparł kapitan, po czym pociągnął spory łyk ze szklanki,nie opróżniając jej jednak.Byli przecież kulturalnymi radzieckimiobywatelami, nie zaś bydlętami. Jak mogę wam pomóc, kapitanie? zapytał Kryłow, pochylając sięw jego stronę z przesadnym niepokojem na twarzy.Korolew uznał, że nie ma sensu owijać w bawełnę. Gościcie w hotelu mężczyznę nazwiskiem Schwartz chciałbym znim porozmawiać.Kryłow skinął głową, a jego oczy pociemniały.Nie umknęło touwadze kapitana, choć mógł jedynie zgadywać myśli mężczyzny. Czy mogę zapytać o charakter tej rozmowy? Zawsze w pełniwspółpracujemy z przedstawicielami Głównego ZarząduBezpieczeństwa Państwowego, ale też staramy się stać na straży spokojunaszych gości.Korolew posmutniał właśnie przypomniano mu, iż jako skromnykapitan milicji nie powinien wkraczać w kompetencje NKWD bezdobrego usprawiedliwienia.Zamieszał ruchem dłoni resztkę koniaku iwypił ją jednym haustem.Ciepło alkoholu natychmiast rozlało mu siępo żołądku. Rozmowa będzie dotyczyła morderstwa, towarzyszu Kryłow.Jeden z przedstawicieli Głównego Zarządu zasugerował mi spotkanieze Schwartzem.Kryłow wstał i sięgnął po karafkę z zamiarem napełnienia szklankiKorolewa. Otrzymaliśmy instrukcje, by otoczyć tego gościa szczególnietroskliwą opieką.Czy byłoby możliwe& zaczął, a kapitan w mig pojąłsugestię. Czy mogę skorzystać z waszego telefonu, towarzyszu Kryłow?Chciałbym zadzwonić do kolegi ze służb bezpieczeństwa i upewnić się,że nikomu nie nadepnę na odcisk.Kryłow uśmiechnął się z ulgą. Oczywiście, nie krępujcie się.Poproście centralę, żeby wasprzełączyła i nie martwcie się, nikt nie będzie was podsłuchiwał.Każdyrozumie, że tak będzie dla niego lepiej, chociaż& po raz kolejny niedokończył rozpoczętego zdania.Wychodząc z pokoju, Kryłow wzruszył nieznacznie ramionami,dając Korolewowi do zrozumienia, że jeśli nawet telefonistka nie będziego podsłuchiwała, ktoś inny prawdopodobnie to zrobi.Pomimowymyślnego stroju wydawał się równym facetem.Kapitan podniósłsłuchawkę stojącego na biurku telefonu i poprosił centralę o połączeniez Aubianką i szefem Sztabu Gregorinem.Gdy wreszcie pojawił się nalinii, w jego głosie pobrzmiewało zmęczenie. Towarzysz Korolew? Z Metropolu, jak sądzę? Czy nie za wcześniena załatwianie spraw na mieście? Jestem tu wyłącznie zawodowo, towarzyszu pułkowniku odparłKorolew, starając się ukryć zaskoczenie zadziwiającą wiedzą Gregorina. Pomyślałem, że porozmawiam ze Schwartzem, tym Amerykaninem, októrym mi wspominaliście. Myślę, że powinniście to zrobić, Korolew.Ale nic ponad to,zrozumiano? Wyraznie zaznaczcie, iż rozmowa ma charakternieoficjalny i bądzcie dyskretni w temacie dziewczyny.Nie chcemyurazić Amerykanów.Zapewne jest tam gdzieś w pobliżu Kryłow?Dajcie mi go do telefonu.A przy okazji, odwiedzę was o siódmejtrzydzieści dziś wieczorem.Czas najwyższy, żebyście poznali swoichsąsiadów.Kryłow, wezwany z powrotem do gabinetu, przejął słuchawkę,przytaknął dwukrotnie, wysłuchując monologu pułkownika, po czymrozłączył się i zwrócił z uśmiechem do Korolewa: Będziecie rozmawiać z panem Jackiem Schwartzem, naszymstałym gościem, Amerykaninem, mieszkańcem Nowego Jorku.Przebywa u nas od dziesięciu dni.Z informacji na jego wizie służbowej, nie turystycznej wynika, że jest sprzedawcą antyków.Korolewowi podobał się sposób, w jaki Kryłow podkreślił, żeSchwartz przebywa w kraju na służbowej wizie, sygnalizując, iż jest onprzyjacielem Związku Radzieckiego, na wypadek gdyby kapitan samsię tego nie domyślił. Sprzedawca antyków pasował do tego, comówił wcześniej Gregorin. Sprawdzę, czy jest u siebie.Czy mogę wam jeszcze czymś służyć,może poczęstujecie się kanapką? Dziękuję, towarzyszu Kryłow, nie jestem głodny powiedziałKorolew, czując, jak kłamstwo wypełnia jego usta smakiem mięsnychpulpetów. Na pewno dobrze się czujecie, towarzyszu? Wyglądacie trochęblado. To nic takiego, towarzyszu.Chwilowy zawrót głowy.Być możemoja sowiecka wątroba kiepsko zareagowała na ten burżujski koniak. Wasza sowiecka wątroba powinna być dumna, że uchroniliście tenkoniak przed trafieniem do żołądków zachodnich kapitalistów [ Pobierz całość w formacie PDF ]