[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale to jeszcze nic.Księżyc, Nar Shaddaa, jest o wielegorszy.bez reszty zajęty przez zabudowania i urządzenia techniczne.Malik Carr odchrząknął.-Nie pociesza mnie to.Ale być może twoje jedyne prawdziwe okowidzi więcej niż moich dwoje.Nom Anor uśmiechnął się krzywo.- Jestem w tej galaktyce od jakiegoś czasu, komandorze, i nauczy-łem się widzieć mimo pozorów - zwrócił się lekko do Malika Carra.-Wyobraz sobie Nal Hutta jako na przykład laboratorium eksperymen-tów genetycznych.Malik Carr również się uśmiechnął.- Tak, tak, to potrafię sobie wyobrazić.Komandor, wyższy odNoma Anora.prezentował się w całej swojej krasie, bez maskeraooglitha i płaszcza.Pocięta bliznami twarz MalikaCarra i nagi tors dawały świadectwo błyskotliwej karierze militarnej.Spadziste czoło okalała szarfa o jaskrawych barwach.Jej długie końcebyły wplecione w bujne czarne włosy, tworząc ogon zwisający niemaldo pasa.Komandor niedawno przybył z krańca galaktyki, gdzie flotaczekała niecierpliwie, aż kasta wojowników zakończy inwazję.On samotrzymał od Najwyższego Komendanta Nas Choki zadanie, abynadzorować kolejną fazę podboju.Aby ukryć prawdziwą tożsamość - i to zarówno przed Huttami, jak iz szacunku do Malika Carra - Nom Anor włożył na siebie maskeraooglitha, osłaniającego blizny, zgrubienia i wszelkie dowody ofiar skła-danych bogom, włącznie z protezą w zwykle pustym oczodole, któryzazwyczaj krył plującego jadem playerin bola.Malik Carr odwrócił się od okna i gniewnie wsparł pięści nabiodrach.- Jak ta kreatura śmie nas tu trzymać! Czy on zupełnie nie zdajesobie sprawy z tego, czym ryzykuje.a także ten jego żałosny świat?- Ona, komandorze - poprawił Nom Anor.- W każdym razie w tejchwili.Huttowie są podobno hermafrodytami.To znaczy, że w każdymosobniku łączą cechy samca i samicy.Malik Carr spojrzał na niego z ukosa.- A w tej akurat chwili jest samicą?- Absolutnie, jak zresztą sam zobaczysz.A przedłużające sięczekanie to wyłącznie tradycja.-Ale precedens.-Nie martw się precedensami.Mam plan, jak sobie poradzić zprzestarzałymi formalnościami.Obaj Yuzzhanie ruszyli w kierunku centralnej części pomieszcze-nia.Grupka dziesięciu gwardzistów honorowych i tyluż adiutantów na-tychmiast stanęła na baczność.Gwardziści nosili zbroje z krabówvonduun i żywe amphistaffy oraz obosieczne noże coufee.Samiceadiu-tantki były ubrane w woale, tuniki i płaszcze, które odsłaniałyskomplikowane tatuaże znaczące ich nagie ramiona.Malik Carr skinieniem głowy odpowiedział na dziarski salut gwar-dzistów i usiadł na wyściełanej ławce.Nom Anor wolał stać.Wysokiesklepienie antyszambru podtrzymywało dwanaście potężnych, choćstaroświeckich filarów.Podłoga, ułożona z płyt kamiennych, byławypolerowana do olśniewającego połysku, a ściany ozdabiały draperiez ręcznie tkanych, różnobarwnych materiałów o wymyślnych wzorach.Do pokoju wszedł jasnozielony dwunożny stwór o wyłupiastychoczach.Gruzłowatą głowę ozdabiały dwa podobne do rogów wyrostki,para spiczastych uszu i wąski grzebień żółtych kolców.Długie, wysmu-kłe palce wydawały się zakończone przyssawkami.- Rodianin - cicho podpowiedział Nom Anor.- Wojowniczy gatu-nek, poświęcający się głównie rzemiosłu wojennemu i zdobywaniu na-gród.Ten tutaj, to majordomus Hutta, LeenikLeenik podszedł do gości swej pani, kręcąc krótkim ryjem.- Borga Wszechpotężna jest gotowa, aby przyjąć was na audiencji-powiedział w basicu.Malik Carr rzucił Nomowi Anorowi gniewne spojrzenie.Cały dwórYuzzhanina wstał i ruszył w ślad za Rodianinem przez wysokie drzwistrzeżone przez krępych, nieokrzesanych strażników, którychspiczaste kły i rogi na czole świetnie do siebie pasowały.- Proponuję głęboko zaczerpnąć tchu, zanim wejdziemy - poradziłkomandorowi Nom Anor.- Naprawdę odór Huttów jest taki nieznośny?- Mniej więcej jak świeżo otwarty stary grób.Malik Carr skrzywił sięi głośno nabrał powietrza w płuca.Wspaniała sala tronowa byłajeszcze wyższa niż antyszambry.W połowie wysokości unosiła sięsofa anty grawitacyjna, którą zajmował prze-rośnięty ślimak obulwiastej głowie.Jego nieproporcjonalnie krótkie ramiona możnabyłoby uznać za szczątkowe, gdyby drobne rączki nie wymachiwaływładczo, wzywając Malika Carra i Noma Anora.Wentylacja nawiewna i wywiewna pracowały pełną parą, ale w po-wietrzu pozostało dość smrodu zgnilizny, żeby oczy komandorazaczęły łzawić.Wokół na poduszkach i dywanach rozsiadły się grupkipiecze-niarzy o ropuszych cielskach - muzykanci, ochroniarze i skąpoodziane tancerki, każde z nich innej rasy.Do jednej ściany przykuty byłgroznie wyglądający stwór, pewnie ulubieniec dworu, w którym NomAnor rozpoznał kintańskiego łapacza.Borga zaszczyciła go spojrzeniem.- Jak miło znowu cię ujrzeć - zagrzmiał głęboki głos.- Chodz iusiądz przy mnie.Nim Anor - Borga znała go jako Pedrica Cufa, który twierdził, żejest jedynie pośrednikiem pomiędzy Yuzzhanami i Huttami - uśmiech-nął się, nie pokazując zębów, i pozostał tam gdzie stał, w przyzwoitejodległości od platformy repulsorowej.Na jego skinienie adiutantkiwniosły na środek pomieszczenia kilka ozdobnych skrzyń, które wy-glądały dokładnie tak, jak powinny wyglądać skrzynie z darami.NomAnor podszedł do najbliższej z nich i podniósł wieko.Lewitującakanapa podskoczyła i z hukiem runęła na ziemię, o mało nie zrzucającBorgi w sam środek koterii wstrząśniętych pochlebców.- Niezmiernie mi przykro - odezwał się Nom Anor, podczas gdywzburzony Hutt usiłował odzyskać utraconą równowagę.- Nie wiedzia-łem, że Yuzzhanie przywiezli dla twej rozrywki, pani, doskonale do-strojonego dovin basala.Stworzenie zapewne poczuło się urażonezachowaniem twojej kanapy, która próbowała oszukać grawitację i po-stanowiło naprawić tę nierównowagę.Nom Anor doskonale naśladował subharmoniczne niuanse, cechu-jące język huttyjski [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Ale to jeszcze nic.Księżyc, Nar Shaddaa, jest o wielegorszy.bez reszty zajęty przez zabudowania i urządzenia techniczne.Malik Carr odchrząknął.-Nie pociesza mnie to.Ale być może twoje jedyne prawdziwe okowidzi więcej niż moich dwoje.Nom Anor uśmiechnął się krzywo.- Jestem w tej galaktyce od jakiegoś czasu, komandorze, i nauczy-łem się widzieć mimo pozorów - zwrócił się lekko do Malika Carra.-Wyobraz sobie Nal Hutta jako na przykład laboratorium eksperymen-tów genetycznych.Malik Carr również się uśmiechnął.- Tak, tak, to potrafię sobie wyobrazić.Komandor, wyższy odNoma Anora.prezentował się w całej swojej krasie, bez maskeraooglitha i płaszcza.Pocięta bliznami twarz MalikaCarra i nagi tors dawały świadectwo błyskotliwej karierze militarnej.Spadziste czoło okalała szarfa o jaskrawych barwach.Jej długie końcebyły wplecione w bujne czarne włosy, tworząc ogon zwisający niemaldo pasa.Komandor niedawno przybył z krańca galaktyki, gdzie flotaczekała niecierpliwie, aż kasta wojowników zakończy inwazję.On samotrzymał od Najwyższego Komendanta Nas Choki zadanie, abynadzorować kolejną fazę podboju.Aby ukryć prawdziwą tożsamość - i to zarówno przed Huttami, jak iz szacunku do Malika Carra - Nom Anor włożył na siebie maskeraooglitha, osłaniającego blizny, zgrubienia i wszelkie dowody ofiar skła-danych bogom, włącznie z protezą w zwykle pustym oczodole, któryzazwyczaj krył plującego jadem playerin bola.Malik Carr odwrócił się od okna i gniewnie wsparł pięści nabiodrach.- Jak ta kreatura śmie nas tu trzymać! Czy on zupełnie nie zdajesobie sprawy z tego, czym ryzykuje.a także ten jego żałosny świat?- Ona, komandorze - poprawił Nom Anor.- W każdym razie w tejchwili.Huttowie są podobno hermafrodytami.To znaczy, że w każdymosobniku łączą cechy samca i samicy.Malik Carr spojrzał na niego z ukosa.- A w tej akurat chwili jest samicą?- Absolutnie, jak zresztą sam zobaczysz.A przedłużające sięczekanie to wyłącznie tradycja.-Ale precedens.-Nie martw się precedensami.Mam plan, jak sobie poradzić zprzestarzałymi formalnościami.Obaj Yuzzhanie ruszyli w kierunku centralnej części pomieszcze-nia.Grupka dziesięciu gwardzistów honorowych i tyluż adiutantów na-tychmiast stanęła na baczność.Gwardziści nosili zbroje z krabówvonduun i żywe amphistaffy oraz obosieczne noże coufee.Samiceadiu-tantki były ubrane w woale, tuniki i płaszcze, które odsłaniałyskomplikowane tatuaże znaczące ich nagie ramiona.Malik Carr skinieniem głowy odpowiedział na dziarski salut gwar-dzistów i usiadł na wyściełanej ławce.Nom Anor wolał stać.Wysokiesklepienie antyszambru podtrzymywało dwanaście potężnych, choćstaroświeckich filarów.Podłoga, ułożona z płyt kamiennych, byławypolerowana do olśniewającego połysku, a ściany ozdabiały draperiez ręcznie tkanych, różnobarwnych materiałów o wymyślnych wzorach.Do pokoju wszedł jasnozielony dwunożny stwór o wyłupiastychoczach.Gruzłowatą głowę ozdabiały dwa podobne do rogów wyrostki,para spiczastych uszu i wąski grzebień żółtych kolców.Długie, wysmu-kłe palce wydawały się zakończone przyssawkami.- Rodianin - cicho podpowiedział Nom Anor.- Wojowniczy gatu-nek, poświęcający się głównie rzemiosłu wojennemu i zdobywaniu na-gród.Ten tutaj, to majordomus Hutta, LeenikLeenik podszedł do gości swej pani, kręcąc krótkim ryjem.- Borga Wszechpotężna jest gotowa, aby przyjąć was na audiencji-powiedział w basicu.Malik Carr rzucił Nomowi Anorowi gniewne spojrzenie.Cały dwórYuzzhanina wstał i ruszył w ślad za Rodianinem przez wysokie drzwistrzeżone przez krępych, nieokrzesanych strażników, którychspiczaste kły i rogi na czole świetnie do siebie pasowały.- Proponuję głęboko zaczerpnąć tchu, zanim wejdziemy - poradziłkomandorowi Nom Anor.- Naprawdę odór Huttów jest taki nieznośny?- Mniej więcej jak świeżo otwarty stary grób.Malik Carr skrzywił sięi głośno nabrał powietrza w płuca.Wspaniała sala tronowa byłajeszcze wyższa niż antyszambry.W połowie wysokości unosiła sięsofa anty grawitacyjna, którą zajmował prze-rośnięty ślimak obulwiastej głowie.Jego nieproporcjonalnie krótkie ramiona możnabyłoby uznać za szczątkowe, gdyby drobne rączki nie wymachiwaływładczo, wzywając Malika Carra i Noma Anora.Wentylacja nawiewna i wywiewna pracowały pełną parą, ale w po-wietrzu pozostało dość smrodu zgnilizny, żeby oczy komandorazaczęły łzawić.Wokół na poduszkach i dywanach rozsiadły się grupkipiecze-niarzy o ropuszych cielskach - muzykanci, ochroniarze i skąpoodziane tancerki, każde z nich innej rasy.Do jednej ściany przykuty byłgroznie wyglądający stwór, pewnie ulubieniec dworu, w którym NomAnor rozpoznał kintańskiego łapacza.Borga zaszczyciła go spojrzeniem.- Jak miło znowu cię ujrzeć - zagrzmiał głęboki głos.- Chodz iusiądz przy mnie.Nim Anor - Borga znała go jako Pedrica Cufa, który twierdził, żejest jedynie pośrednikiem pomiędzy Yuzzhanami i Huttami - uśmiech-nął się, nie pokazując zębów, i pozostał tam gdzie stał, w przyzwoitejodległości od platformy repulsorowej.Na jego skinienie adiutantkiwniosły na środek pomieszczenia kilka ozdobnych skrzyń, które wy-glądały dokładnie tak, jak powinny wyglądać skrzynie z darami.NomAnor podszedł do najbliższej z nich i podniósł wieko.Lewitującakanapa podskoczyła i z hukiem runęła na ziemię, o mało nie zrzucającBorgi w sam środek koterii wstrząśniętych pochlebców.- Niezmiernie mi przykro - odezwał się Nom Anor, podczas gdywzburzony Hutt usiłował odzyskać utraconą równowagę.- Nie wiedzia-łem, że Yuzzhanie przywiezli dla twej rozrywki, pani, doskonale do-strojonego dovin basala.Stworzenie zapewne poczuło się urażonezachowaniem twojej kanapy, która próbowała oszukać grawitację i po-stanowiło naprawić tę nierównowagę.Nom Anor doskonale naśladował subharmoniczne niuanse, cechu-jące język huttyjski [ Pobierz całość w formacie PDF ]