[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łyjąc pełnią życia, zapomniała o hałaśliwych, roześmianych,kochających się licznych rodzinach, o których czytała i którym tak zazdrościłaich bliskości.Właściwie nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo jejtego brakowało, póki nie wróciła na Hawaje, gdy ojciec miał atak serca.To ją zmusiło do zwolnienia, oderwania się od pracy, i w ciągu długichdni spędzanych przy ojcu w szpitalu zaczęła dostrzegać pęknięcia w swoimpozornie gładko toczącym się życiu.Otworzyła się przed nią pustka.Była znów z ojcem, i znów zalegało między nimi ciężkie milczenie.Aona tęskniła do czegoś więcej.Dlatego właśnie tak ją uszczęśliwił związek zJonem.Był tak samo oddany pracy jak ona.Przez całe swoje dorosłe życiewypełniał pustkę opieką nad pacjentami.Teraz miał trzydzieści pięć lat.Przy-szedł czas na małżeństwo.I rodzinę.- Jedno dziecko - oświadczył.- Mam czas tylko dla jednego dziecka.- Dwoje - odpowiedziała Ally natychmiast.- Chcę przynajmniej dwoje.-Na pewno nie skaże swojego dziecka na takie samotne dzieciństwo, jakie byłojej udziałem.Jon popatrzył na nią tak, jakby proponowała coś irracjonalnego inieodpowiedzialnego.76SR - Dwoje - powtórzyła.- Albo troje - dodała radośnie.- Nie więcej niż dwoje - upierał się Jon.- Nie chcemy żyć w chaosie.Ale ona nie miałaby nic przeciwko temu.A dziś, na werandzie domu rodziców Petera, ciągle coś jej o tymprzypominało.Od chwili, gdy wysiadła z samochodu i została porwana w sam środekrodziny, ściskana, całowana, poklepywana, miała poczucie deja vu, co byłodziwne, bo nigdy przedtem niczego takiego nie doświadczyła.I dopiero po kolacji, siedząc na ławce z Marthą i Tallie, które rozmawiałyo swoich dzieciach, podczas gdy w kuchni ciotki dyskutowały o przepisach napotrawy, w jadalni starsi panowie umawiali się na golfa, na trawniku szalałydzieciaki, a Peter i Elias szykowali ognisko, Ally uświadomiła sobie, co widzi:rodzinę taką, o jakich czytała w dzieciństwie.Tyle że ta rodzina była prawdziwa.I przez chwilę, przynajmniej do końcaweekendu, to była jej rodzina.Uśmiechnęła się.W głębi duszy.- Ally, Tallie, chodzcie! - Martha przywołała ją do rzeczywistości.-Pokażę wam fresk, jaki robię w pokoju do szycia mamy.Zciany holu na piętrze zawieszone były rodzinnymi fotografiami.- Mój pradziadek Nikos i jego brat, zaraz po przyjezdzie do Stanów -wyjaśniła, widząc, gdzie Ally patrzy.- Chcę mieć na fresku całą rodzinę.Pokazać wszystkie pokolenia.- Gdy weszły do pokoju, Ally zobaczyła, żeMartha już wykonała małe winietki dzieci.- Czy to Peter? - spytała, wskazując portrecik chłopca na descesurfingowej.Martha roześmiała się.- A któż inny mógłby to być?77SR Rzeczywiście, kto inny? Ally podeszła bliżej.Rozpoznała triumfalny uśmiech i szczerą radość życia.- Ze wszystkich nas, dzieci - powiedziała Martha - on najbardziej kochałten dom.I najbardziej kochał ocean.Zawsze uważaliśmy, że to bez sensuwyjeżdżać na Hawaje, skoro tu ma ocean na wyciągnięcie ręki.Ale -uśmiechnęła się do Ally - chyba jednak nie był aż taki szalony.Bo popatrztylko, kogo sprowadził do domu.Ally nie mogła odpowiedzieć, bo chyba zalałaby się łzami.- Hej! - zawołał Peter od drzwi.- Zastanawiałem się, gdzie jesteście.- Przyprowadziłam Ally, żeby pokazać jej historię rodziny.Ty też tegojeszcze nie widziałeś.Wszedł, chwycił Ally za rękę i pociągnął do fresku.Chodził od portretudo portretu.Jednak ona nie mogła skupić na nich uwagi.Była za bardzoświadoma jego dotyku.Powinna się uwolnić.Spróbowała cofnąć rękę.Peter chwycił ją mocniej.- Są fantastyczne - powiedział do Marthy.- Mama je uwielbia.Mówi, żepoprosi cię, byś zapełniła cały pokój.- No, tak.Theo i ja już zajmujemy się swoją częścią, a Tallie i Eliasswoją.Teraz kolej na was.Ally stężała, ale Peter się nie przejął.- W odpowiednim czasie - powiedział swobodnie.Potem, jakby po prostuprzeszedł nad tym do porządku dziennego, dodał: - Ognisko już się pali.Słońcezachodzi.Chodzmy na dwór.Scena wokół ogniska jeszcze bardziej przypomniała Ally historie, któredawniej czytała.Zebrała się tu prawie cała rodzina.Siedzieli na kocach,rozmawiali, śmiali się, a niebo robiło się coraz ciemniejsze.78SR Od oceanu wiał zimny wiatr i Ally chciała iść po sweter, ale Peternarzucił jej na ramiona swoją bluzę.- Siadaj tu - powiedział i pociągnął ją tak, że znalazła się między jegorozstawionymi nogami, oparta plecami o jego pierś.Objął ją w pasie.Wydawało jej się to za bardzo intymne jak dla jej spokoju ducha.Alejednocześnie czuła się tak, jakby była tam, gdzie pragnęła być.- Cieplej ci? - Jego usta były tuż przy jej uchu, oddech leciutko muskałpoliczek.Zadrżała, uświadamiając sobie jego bliskość, ale on zle to zrozumiał, imocniej ją objął.- Mogę iść po coś ciepłego - zaproponował.Dzięki temu wydostałaby się z jego objęć.Postąpiłaby mądrze, jednak nieruszyła się.Nie chciała psuć tego wieczoru.To było tak, jakby marzenie stałosię rzeczywistością.Ciepło i radość, śmiechy i lekka muzyczka, bo Lukasprzyniósł gitarę i grał, dwie ciotki śpiewały.Ally czuła się szczęśliwa, a mocnyuścisk rąk Petera dodawał czaru tej chwili.- Dziękuję, nie trzeba - powiedziała.Było cudownie.W końcu wszyscy zaczęli się rozchodzić.Yiayia wstałajako jedna z pierwszych, ale przed odejściem jeszcze się przy nich zatrzymała ipowiedziała coś po grecku.Peter się uśmiechnął.- Nie bój się - zapewnił ją.- Zrobię to.Babcia skinęła głową i poszła do domu.- Co powiedziała? - spytała Ally.- %7łe zapomniałem cię pocałować.79SR Ally aż zabrakło oddechu, bo czuła jego usta o milimetry od swojegoucha.Ale nie pocałował jej.Wstał i wyciągnął do niej rękę, by pomóc jej siępodnieść.- Czas iść.- Tak, jest pózno.Prawie północ.- Zesztywniała od tak długiegosiedzenia, ale wcale nie chciało jej się odchodzić.Lukas nadal grał, a Connie, zasłuchana, siedziała u jego stóp.Patrzyła wroztaczające magię ognisko.Ally nie dziwiła się.Ona też nie chciała oddalać się od tej magii.Jednak naprawdę było już pózno, powinna zadzwonić do Jona.Dziękiróżnicy czasu, zapewne właśnie wrócił z kliniki do domu.Może będzie mogłapodzielić się z nim chociaż odrobiną tego, czego dziś zaznała: poczucia, żenależy do rodziny.I może on to zrozumie.Może, ośmieliła się mieć nadzieję, będą mogli dzielić to odczucie.Peter poprowadził ją do jednych z drzwi w korytarzu.- Jesteśmy na miejscu.To mój dawny pokój - powiedział z uśmiechem.- Twój? - Rozejrzała się ze zdziwieniem.Ale zaraz pomyślała, żezapewne został przemeblowany.- Mieliśmy piętrowe łóżko - kontynuował.Teraz stało tu ogromne łoże,zarzucone zapraszająco poduszkami.- Ja spałem na górze.Zawsze chciałembyć na szczycie.Lukas był skazany na dolne [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •