[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za nią dreptał maty chłopiec, ciągnąc po ziemi zabawkowy miecz zrobiony z dwóchkawałków drewna połączonych zardzewiałym gwozdziem.Rheinhardt puścił oko, alefiligranowy żołnierz był zbyt zziębnięty, by zareagować.Gdy Rheinhardt zbliżał się do domu Madam Borek, dostrzegł postać, która wyglądałaznajomo: stary mężczyzna, zgięty nad laską, w szerokim kapeluszu noszonym zwykle przezbohemę.Był to ten sam starzec, który czekał przed domem Madam Borek, kiedy inspektor poraz pierwszy przybył tam z Haussmannem.Rheinhardt pomachał ręką, a stary uchylił wodpowiedzi kapelusza.- A więc - odezwał się Rheinhardt - wciąż pan tu wystaje.- Stary poruszył żuchwą icmoknął.Spojrzał na swego rozmówcę z lekko zdziwioną miną.- Już się kiedyś spotkaliśmy -dodał Rheinhardt.- Tak - odparł starzec.- To pan jest tym policjantem, który kazał mi odejść.Powiedział pan, żebym poszedł do domu i rozpalił w piecu.- Zgadza się.A dziś mamy kolejny przenikliwie zimny dzień.Dlaczego, przyjacielu,znowu pan tutaj stoi? Nabawi się pan zapalenia płuc!- Czekam na córkę - odparł stary mężczyzna.- Czasami, kiedy się spóznia, zaczynamsię martwić.Przychodzę tu, staję pod świętym Józefem - - Wskazał na małą figurkę z aureoląz pasków metalu.- Stąd widzę, jak wychodzi zza rogu.- Stary skinął w kierunku ulicy.- Czym się zajmuje? Pańska córka? - spytał Rheinhardt.- Sprzedaje na szklanki sok z korniszonów na targu chlebowym.To prostadziewczyna.- Podmuch wiatru wzbił w powietrze tuman sypkiego śniegu, zmuszając staregodo zamknięcia oczu.- Gdy otworzył je ponownie, były wilgotne i szkliste.- Już gozłapaliście? - spytał chrapliwym głosem.- Kogo?- Krulla, tego, który je zabił.Frau Borek i tamte trzy dziewczyny.- Stary wskazałlaską opustoszały burdel.- Co pan powiedział?- Krulla.Już go złapaliście?- Kto to jest Krull?- Człowiek, który zaciukał je wszystkie.- Dlaczego pan tak mówi? Dlaczego sądzi pan, że Herr Krull ponosi winę za temorderstwa?- Zawsze się tu pętał.- Przed domem Madam Borek? - Tak.- I co robił?- Czekał.- Czekał na kogo?- Na jedną z dziewczyn.Gadał, jaka to ona piękna i że chce coś jej dać.nie wiem.- Widział ją pan kiedyś? Tę dziewczynę?- Tak.Drobna.Jak dziecko.- I co zrobił Krull? Wszedł z nią do środka?- Nie.Nigdy tam nie wszedł.Po prostu sterczał na zewnątrz.Czekał na dogodnymoment.Rheinhardt wyjął notes i zaczął pisać.- Jak on wygląda?- No, jest niski.Niewiele wyższy ode mnie.- Jakiego koloru ma włosy?- Nie wiem, zawsze nosi czapkę.- Ile ma lat?- Dwadzieścia, trzydzieści.- Stary poskubat brodę.- Może, czterdzieści.Rheinhardt westchnął.- Miody czy stary?- Miody, no ale mnie wszyscy wydają się młodzi.Aha, i do tego utyka.- Dlaczego nie opowiedział mi pan o tym wcześniej?- Nie wiedziałem, że nie żyją.Pan nie puścił pary z ust.Córka mi powiedziała.- Tak, oczywiście - rzekł przepraszającym tonem Rheinhardt.Tak czy owak, jak tylkopana podejrzenie padło na Herr Krulla, powinien byt pan kazać córce skontaktować się zpolicją.Starzec wzruszył ramionami.- To prosta dziewczyna.- Wie pan, gdzie mogę znalezć Herr Krulla? Stary popatrzył nieobecnym wzrokiem.- Przyjacielu - rzekł Rheinhardt, usiłując zachować spokój.- Odnalezienie tegomężczyzny jest niezmiernie istotne.Wie pan, gdzie on mieszka?- Niech pan idzie do oberży i zapyta właściciela, Herr Jutzeta.On, wie, gdzie ktomieszka.17Schody były zrobione z ociosanego byle jak kamienia i wciśnięte między dwiewysokie, pozbawione okien ściany.Im wyżej, tym bardziej się zwężały i stawały nierówne.Na samej górze znajdowała się wnęka; zawierająca gipsowy odlew Chrystusa na krzyżu.Figurka była skąpana w nikłym, żółtym pełzającym świetle rzucanym przez wadliwiedziałającą lampę gazową.By dostać się na pierwszy stopień, trzeba było przestąpić kałużęzamarzniętej wody, która zebrała się w zagłębieniu po kilku brakujących kamieniachbrukowych.Rheinhardt sprawdził lód butem i przyglądał się, jak dendrytowy wzór rozchodzi sięod miejsca ucisku.Nacisnął mocniej.Ciecz, która zebrała się między pęknięciami, bardziejprzypominała olej niż wodę.- Wchodzimy na górę, sir? - spytał Haussmann.- Przypuszczam, że to właściwy adres.Herr futzet, brzuchaty oberżysta o czerwonych policzkach, byt aż nadto uczynny:- Tak, znam Herr Krulla.Samotnik, z przetrąconą nogą.Jest mi winien cztery korony.Oto jego adres, zapiszę panu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Za nią dreptał maty chłopiec, ciągnąc po ziemi zabawkowy miecz zrobiony z dwóchkawałków drewna połączonych zardzewiałym gwozdziem.Rheinhardt puścił oko, alefiligranowy żołnierz był zbyt zziębnięty, by zareagować.Gdy Rheinhardt zbliżał się do domu Madam Borek, dostrzegł postać, która wyglądałaznajomo: stary mężczyzna, zgięty nad laską, w szerokim kapeluszu noszonym zwykle przezbohemę.Był to ten sam starzec, który czekał przed domem Madam Borek, kiedy inspektor poraz pierwszy przybył tam z Haussmannem.Rheinhardt pomachał ręką, a stary uchylił wodpowiedzi kapelusza.- A więc - odezwał się Rheinhardt - wciąż pan tu wystaje.- Stary poruszył żuchwą icmoknął.Spojrzał na swego rozmówcę z lekko zdziwioną miną.- Już się kiedyś spotkaliśmy -dodał Rheinhardt.- Tak - odparł starzec.- To pan jest tym policjantem, który kazał mi odejść.Powiedział pan, żebym poszedł do domu i rozpalił w piecu.- Zgadza się.A dziś mamy kolejny przenikliwie zimny dzień.Dlaczego, przyjacielu,znowu pan tutaj stoi? Nabawi się pan zapalenia płuc!- Czekam na córkę - odparł stary mężczyzna.- Czasami, kiedy się spóznia, zaczynamsię martwić.Przychodzę tu, staję pod świętym Józefem - - Wskazał na małą figurkę z aureoląz pasków metalu.- Stąd widzę, jak wychodzi zza rogu.- Stary skinął w kierunku ulicy.- Czym się zajmuje? Pańska córka? - spytał Rheinhardt.- Sprzedaje na szklanki sok z korniszonów na targu chlebowym.To prostadziewczyna.- Podmuch wiatru wzbił w powietrze tuman sypkiego śniegu, zmuszając staregodo zamknięcia oczu.- Gdy otworzył je ponownie, były wilgotne i szkliste.- Już gozłapaliście? - spytał chrapliwym głosem.- Kogo?- Krulla, tego, który je zabił.Frau Borek i tamte trzy dziewczyny.- Stary wskazałlaską opustoszały burdel.- Co pan powiedział?- Krulla.Już go złapaliście?- Kto to jest Krull?- Człowiek, który zaciukał je wszystkie.- Dlaczego pan tak mówi? Dlaczego sądzi pan, że Herr Krull ponosi winę za temorderstwa?- Zawsze się tu pętał.- Przed domem Madam Borek? - Tak.- I co robił?- Czekał.- Czekał na kogo?- Na jedną z dziewczyn.Gadał, jaka to ona piękna i że chce coś jej dać.nie wiem.- Widział ją pan kiedyś? Tę dziewczynę?- Tak.Drobna.Jak dziecko.- I co zrobił Krull? Wszedł z nią do środka?- Nie.Nigdy tam nie wszedł.Po prostu sterczał na zewnątrz.Czekał na dogodnymoment.Rheinhardt wyjął notes i zaczął pisać.- Jak on wygląda?- No, jest niski.Niewiele wyższy ode mnie.- Jakiego koloru ma włosy?- Nie wiem, zawsze nosi czapkę.- Ile ma lat?- Dwadzieścia, trzydzieści.- Stary poskubat brodę.- Może, czterdzieści.Rheinhardt westchnął.- Miody czy stary?- Miody, no ale mnie wszyscy wydają się młodzi.Aha, i do tego utyka.- Dlaczego nie opowiedział mi pan o tym wcześniej?- Nie wiedziałem, że nie żyją.Pan nie puścił pary z ust.Córka mi powiedziała.- Tak, oczywiście - rzekł przepraszającym tonem Rheinhardt.Tak czy owak, jak tylkopana podejrzenie padło na Herr Krulla, powinien byt pan kazać córce skontaktować się zpolicją.Starzec wzruszył ramionami.- To prosta dziewczyna.- Wie pan, gdzie mogę znalezć Herr Krulla? Stary popatrzył nieobecnym wzrokiem.- Przyjacielu - rzekł Rheinhardt, usiłując zachować spokój.- Odnalezienie tegomężczyzny jest niezmiernie istotne.Wie pan, gdzie on mieszka?- Niech pan idzie do oberży i zapyta właściciela, Herr Jutzeta.On, wie, gdzie ktomieszka.17Schody były zrobione z ociosanego byle jak kamienia i wciśnięte między dwiewysokie, pozbawione okien ściany.Im wyżej, tym bardziej się zwężały i stawały nierówne.Na samej górze znajdowała się wnęka; zawierająca gipsowy odlew Chrystusa na krzyżu.Figurka była skąpana w nikłym, żółtym pełzającym świetle rzucanym przez wadliwiedziałającą lampę gazową.By dostać się na pierwszy stopień, trzeba było przestąpić kałużęzamarzniętej wody, która zebrała się w zagłębieniu po kilku brakujących kamieniachbrukowych.Rheinhardt sprawdził lód butem i przyglądał się, jak dendrytowy wzór rozchodzi sięod miejsca ucisku.Nacisnął mocniej.Ciecz, która zebrała się między pęknięciami, bardziejprzypominała olej niż wodę.- Wchodzimy na górę, sir? - spytał Haussmann.- Przypuszczam, że to właściwy adres.Herr futzet, brzuchaty oberżysta o czerwonych policzkach, byt aż nadto uczynny:- Tak, znam Herr Krulla.Samotnik, z przetrąconą nogą.Jest mi winien cztery korony.Oto jego adres, zapiszę panu [ Pobierz całość w formacie PDF ]