[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze się gniewa, pomyślała; od opuszczenia rezydencji Eckfordównie powiedział ani słowa.Zadrżała i wsunęła się głębiej w miękkie, pokryteciemnobrązowym aksamitem poduchy, które w półmroku wydawały sięczarne.Kiedy przejeżdżali obok ulicznych latarń, widziała wyrazniejWyverna siedzącego w przeciwległym rogu; miał kamienną twarz,zaciśnięte szczęki i twarde spojrzenie.Gabrielli zaczęło zbierać się na płacz, jednak dzielnie powstrzymywałałzy.Pofolguje tej słabości, kiedy już będzie bezpieczna w swojej sypialni.Cóż z niej za głuptas, że zawierzyła Carlowowi! A przy tym -jakie miałaszczęście! Co by było, gdyby Wyvern nie wyszedł na taras i nie obronił jej?Zresztą już nie pierwszy raz!- Przepraszam! - wypaliła.Jej głos przeszył ciszę.- Jestem pewna, żema pan mnie już dosyć; dziś wieczorem niewiele brakowało, a zepsułabymsobie opinię, tymczasem pan tak ciężko pracował całymi tygodniami nad jejnaprawieniem.Wychodząc z Carlowem do ogrodu, postąpiłam niemądrze.Nie mam innego wytłumaczenia jak tylko takie, że okazałam się po prostugąską.Nie odpowiadał.Gabriella poczuła ból w sercu.- Tak pani myśli? - rzucił nagle.- Ze się gniewam, bo mogła panizniweczyć moją, jak się pani wyraziła, ciężką pracę? Gdyby pani sukces wtowarzystwie nie był bezpośrednio związany z pani szczęściem, teraz i wprzyszłości, nie ruszyłbym palcem w sprawie pani reputacji.Na Boga,Gabriello, chodzi mi o panią, a nie o jakąś tam moją urażoną dumę.Carlow174RS mógł cię zgwałcić - zdajesz sobie z tego sprawę? Niedobrze mi się robi namyśl o tym, jak bardzo mógł cię skrzywdzić.- Ale tego nie zrobił.- Poczuła, że robi jej się gorąco.- Dzięki tobie.Po chwili Wyvern wyciągnął do niej rękę.- Chodz tu do mnie.Wstała bez wahania i szybko usiadła obok niego.Wziął jej rączkę wswoje dłonie.- Serce mi dosłownie stanęło, kiedy zobaczyłem, jak z nim walczysz -mówił stłumionym głosem.- Szubrawiec! Powinienem był go zabić.- Daj spokój.Zatrzymałeś go i wypędziłeś.Wystarczy.Nie chcia-łabym, żebyś miał jego krew na rękach.Nie jest tego wart.- Na pewno.Nie jest nic wart.Jednak muszę być pewien, że pożałujetego, że cię dotknął.- Ale przecież powiedziałeś.- Nie bój się.Nie mam na myśli żadnych drastycznych metod.Są innesposoby niż walka, by osiągnąć cel.Zadrżała: była zadowolona, że nie gniewa się na nią.- Właściwie dlaczego wyszłaś z nim z sali na taras? - spytał jużspokojniejszym tonem.Zwlekała z odpowiedzią.- Już ci powiedziałam.Wyszliśmy, żeby odetchnąć świeżym po-wietrzem.- Hm.tak powiedziałaś.Na pewno nic poza tym?- Nie.W każdym razie nie z mojej strony.Naprawdę nie miałampojęcia, że to dlatego postanowił mnie wyprowadzić na powietrze.Myślałam, że się tylko przespacerujemy.175RS - Czy pozwoliłaś mu się pocałować? Drgnęła.Postanowiła jednakwyznać prawdę.- Ja.Tak, na początku tak.ale już za chwilę wyrywałam się,chciałam, żeby przestał.Ale on.on miał inne zamiary.- To oczywiste.Jesteś zbyt piękna, na własne nieszczęście, wiesz otym? Na balu połowa mężczyzn snuje się za tobą, a druga połowa chciałabysię snuć.Serce jej zabiło.- A ty? Czego ty chciałbyś?- Gabriello! - ostrzegł ją z lekkim mruknięciem.- Wasza książęca mość! - zrewanżowała się.- A propos, kim była tablondynka?- Jaka blondynka?- Ta, z którą rozmawiałeś na balu.Flirtowała z tobą i aż zbyt przy-jacielsko uderzała cię wachlarzem.Zmarszczył czoło, niby w zamyśleniu, a po chwili pokiwał głową,jakby sobie przypomniał.- Ach, ona! To stara znajomość, nikt, kim miałabyś się przejmować.- Twoja kochanka?- Doprawdy, nie przebierasz w słowach.Gabriella nie dawała się zbyćbyle czym.- Czy jest twoją kochanką?- Nie.Nie jest.- A czy była?- Na miły Bóg, co za zuchwałość! Chyba nie muszę odpowiadać natakie niedyskretne pytania.- Aha, więc mam rację.Była.176RS Oczy mu zalśniły, w półmroku wydawały się czarne.- Tak, była nią, ale to już dawno się skończyło.- A teraz? Jest ktoś inny? - nalegała.Puls jej przyspieszył, była równiemocno wystraszona jak zdeterminowana, ale musiała to wiedzieć.Po długiej chwili milczenia, usłyszała:- Nie, teraz nie ma nikogo.Poczuła rozkoszną ulgę.Nie ma kochanki.Dlaczego? Co to możeznaczyć?- Chyba już możesz wrócić na swoje miejsce, Gabriello.Sądząc z jego zdecydowanego tonu, zrozumiała, że powiedział to, comyślał.Wyczuła, że wolałby już o tym nie rozmawiać.Wstała, żeby zmienićmiejsce.Nagle powóz zakołysał się, rzucając ją na siedzenie.Mimo żeobicie było miękkie, poczuła ostry ból w barku i przedramieniu.- Au!Zmarszczył brwi.- Co się stało?Ostrożnie potarła dłonią obolałe miejsce.- Nic takiego.To tylko kilka sińców.- Uderzyłaś się? Ale skąd się wzięły.To ten drań! Chodz tu, pokaż.- Pokazać? Co? Zlady? Są pod suknią.Poza tym jest za ciemno, żebycoś zobaczyć.- Pozwól mi sprawdzić.Podniósł się, ujął Gabriellę wpół, przysunął bliżej do okna i uniósłpalcami brzeg krótkich rękawków jej sukni.Aagodne, żółtawe światłolatarni oświetliło wyrazne ślady pięciu palców, teraz aż śliwkowe, odciśniętena jej białej skórze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •