[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Klucz do tej dziwnej przeszłości znajdował się w nazwiemiejscowego pubu ( Urokliwa Hacjenda") i w jego gospodarzu, Jock uMcVitie Barcelona.Poza tym wioska miała jedną stację benzynową,prowadzoną przez tego samego dżentelmena.Jock prowadził takżepocztę (wiecznie zamkniętą) i małą kaplicę oraz sklep, w którymsprzedawano wszystko, nie wyłączając środków antykoncepcyjnych, wtym kondomów.%7ładen nie był jednak dostatecznie duży dla MarkaWesta, który poddawał się promieniom słonecznym na biegnącejłagodnie w dół głównej ulicy, podziwiając siebie jednocześnie w okniesklepu i, ogólnie rzecz biorąc, dziękując Bogu za to, że stworzył go naswój obraz i podobieństwo. Po co mnie tu sprowadziłeś? Tutaj śmierdzi  jęczała Cyntia,która wlokła się dziesięć stóp za nim, pocąc się obficie w upalepóznego lata. Jesteś taka nieromantyczna  zareagował Mark.Zaczerpnąłzdrowego powietrza. Kraju wrzosowisk i baraniny, leżysz kontentywśród pastwisk; włóczęga o zmierzchu. Spadaj.Tobie chodzi tylko o jedno  zżymała się Cyntia.Znajdz sobie jakiś burdel i kogoś, kto pasowałby do twojegorobaczywego umysłu.Przyjechali porannym pociągiem (jezdziły tylko dwa dziennie) iMark postanowił opóznić nieco wizytę w Findidnann Hali, by wpierwrozejrzeć się po okolicy.Szczególnie zafascynowała go antycznapompa do paliwa, której powstanie szacował na rok 1925, a w tychsprawach był ekspertem.I to do tego stopnia, że miał prawoużywania inicjałów SP (czyli  specjalista od pomp") po nazwisku, aczkolwiek nigdy z niego nie korzystał.Uważał to za pretensjonalne.Tymczasem Cyntia, niewzruszona pasją Marka do maszynypompującej, z torebką pełną najniezbędniejszych szpargałów udałasię do kaplicy, gdzie żarliwie modliła się do Boga, żeby zesłał grom najej opętanego benzyną partnera. Reszta ferajny powinna przyjechać tym pociągiem  oznajmiłradośnie, zwracając się do Cyntii, która teraz znajdowała się napodjezdzie przed stacją i wpatrywała się zamglonym wzrokiem wautomat z czekoladą z orzechami.Pewien siebie Mark pomaszerował na peron.Podziwiał tę stację,z jednym torem, ale dwoma peronami, symbolami wspanialszychczasów, jednak starannie zadbaną.Dzikie kwiaty, zawieszone nabaldachimie pomalowanym na biało, zdawały się błyszczeć wpopołudniowym słońcu.Spokój tej sceny i zamyślenie, w jakie gowprawiła, spotęgowany został przez staranne zabiegi pszczoły,żarliwie dobierającej się do nieskalanie czystej śmietniczki z rokuokoło 1920; w sprawach tego sprzętu także był ekspertem. Jeszcze chwila  pomrukiwał spoglądając na zegarek.Pociągspózniał się już dobre pół godziny.Cyntia opróżniła automat i udałasię do toalety dla pań, by zbadać wywołaną dawką czekoladyczerwoną plamę na szyi.Mark na okrągło czytał rozkład jazdy, ale nieznalazł nic ciekawego, ponieważ były tylko dwa pociągi dziennie.Wkońcu usłyszał gwizdek i pełen entuzjazmu stanął na krawędziperonu.Ujrzał pomalowany na żółto dziób małej lokomotywyciągnącej cztery wagony, już niespełna pięćset jardów od stacji. Rocznik 31, nadzwyczajne!  wykrzyknął entuzjastycznie,gdyż był także ekspertem w dziedzinie pociągów. Jejku, ależszczęście mi dopisuje. Mark nie posiadał się z radości.Gwizdek lokomotywy wywołał panikę w całej wsi.Taksówka jedyna w całym Dubloon  wypadła zza narożnika na parking przeddworcem; miejscowy szynkarz sprawdził, czy ma drobne w kasie ipapier w toalecie.Zaszczekał pies.Panował nieomal stan pogotowia. Mark zerknął przez bramę na taksówkę. Dobry Boże!  wykrzyknął zdziwiony.Pompa do benzyny,dworzec, a teraz to, najprawdziwszy antyk na kółkach, cudownieutrzymany austin z roku 1930.Uroczo wypolerowana karoseria połyskiwała w słońcu,przyciemniane szyby zasłaniały czerwone, skórzane wnętrze;najprawdziwszy wehikuł czasu.Mark poszukał wzrokiem zawiadowcy.Z pewnością ktoś kontroluje bilety.%7ładne muzeum nie obejdzie siębez skamieniałego służącego, który uchyliłby czapki.Podbiegł dotaksówki.Jejsilnik ciągle stukotał przyjaznie. Przepraszam!  krzyknął tonem, który przeważnierezerwował dla imbecyli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •