[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.).13Sowarzy  indyjscy służący.25 Niżej podpisany ula na koniec, iż dżentelmen, którego uniżenie pragnąłby polecić JegoKsiążęcej Mości, dołoży wszelkich starań, ażeby w służbie nauki i dostojnego zgromadzeniauczonych stać się, ku naszej chwale, chlubą narodu, którego jest synem, jak również tego,który go popiera,W tym przeświadczeniu niżej podpisany uniżenie a gorąco poleca się pamięci JegoKsiążęcej Mości, w nadziei, że czas nie zdołał osłabić przyjaznych uczuć, którymi niegdyśksiążę Holkar raczył darzyć tu podpisanego i o których tu podpisany po wszystkie czasyzachowa w głębi serca pełne wdzięczności wspomnienie.Sir William Barrowlinson,baronet członek ParlamentuSkoro tylko książę Holkar ukończył lekturę, wyciągnął dłoń do Korkorana i powiedział: Między nami zbyteczne są już te pisma, drogi przyjacielu, a wobec stosunków, jakie wchwili obecnej łączą mnie i Anglików, list sir Williama Barrowlinsona nie za wieleprzyniósłby pożytku, gdyby nie to, że skądinąd wiadomo mi, kim jesteś, i że dane mi byłopodziwiać twą odwagę w momencie, gdyś ratował mi życie.Na nieszczęście doniesiono mi,że pułkownik Barclay ciągnie z wojskiem na Bhagawapur, a gdyby nawet mi nie doniesiono,to jeszcze dziś wieczór uwiadomiłby mnie o tym Rao swoją jawną zdradą.Tak więc w twychposzukiwaniach niewielką mogę dać ci pomoc i żywię wręcz obawę, czy moja przyjazń nieprzyniesie ci szkody w oczach Anglików. Wasza Wysokość  rzekł kapitan  nie kłopocz się ani o mnie, ani o Anglików,albowiem pułkownik Barclay, nawet jeśli ma ze sobą trzydzieści regimentów, winientraktować mnie jak przyjaciela, W przeciwnym razie pozna siłę moich ciosów.Tak więcbądz, książę, o mnie spokojny, gdyż to może ja zdołam być ci użyteczny i okazać pomoc wzawarciu pokoju. Zawrzeć pokój z tymi barbarzyńcami!  zawołał Holkar, a w jego oczach zapaliły sięgniewne błyski. To oni winni są śmierci mego ojca i dwu braci, oni zagrabili połowę moich14księstw i splądrowali pozostałe! O promienny Indro, co przemierzasz w swym woziesklepienie niebieskie i niesiesz jasność do najdalszych zakątków wszechświata! Bez chwiliwahania oddałbym swe skarby i życie własne, jeśliby w zamian najmarniejszy z tychbarbarzyńców znalazł śmierć w głębinach morskich.O, przysięgam i dziś już gotów jestempołączyć się z Najwyższą i Niezniszczalną Substancją Bytu! I zostawisz mnie, ojcze, samą tu na ziemi?  wtrąciła piękna Sita z nutą łagodnejwymówki. Ach, przebacz mi, drogie dziecko!  zawołał starzec tuląc córkę do piersi. Lecz nasamo wspomnienie Anglików przenika mnie zgroza.Daruj mi, kapitanie. Możesz, drogi gospodarzu, z całą swobodą złorzeczyć Anglikom, bo co do mnie, topominąwszy sir Williama Barrowlinsona, który wydaje mi się być człowiekiem zacnym, choćnieco zbyt rozwlekłym w swych wywodach, otóż jego pominąwszy, niewiele więcej sobierobię z Anglika niż z wędzonego śledzia lub sardynki w oliwie.Jestem Bretończykiem imarynarzem, a.to mówi za siebie.Nie ma mowy o nadmiernych czułościach pomiędzy mną arasą saską. Sprawiasz mi radość, kapitanie  rzekł książę Holkar. Aż początku obawiałem się, żemożesz być ich przyjacielem.Kiedy pomyślę, jaką przyszłość gotują dla Sity, krew w moichstarych żyłach zaczyna wrzeć z gniewu i chciałbym pościnać głowy wszystkim Anglikom wIndiach.Lecz nie mówmy o tym więcej.A teraz, by ukoić wzburzenie, zechciej, droga Sito,odczytać wyjątki jednej z owych pięknych ksiąg, co głosiły chwałę naszych dziadów iumilały im chwile wytchnienia.14Indra  staroindyjski bóg nieba i burzy.26  Czy życzysz sobie, ojcze  spytała Sita  bym odczytała ów wyjątek z Ramajany, gdziekról Dasarata na łożu śmierci skarży się żałośnie, zgnębiony nieobecnością swego drogiegosyna Ramy, niezwyciężonego bohatera, i gdzie oskarża sam siebie, że zasłużył na tę karębogów popełniwszy w młodości nierozmyślne zabójstwo? Czytaj  odrzekł książę Holkar.Zaraz też Sita podniosła się i odnalazłszy księgę, rozpoczęła:Zwiadom, jak wprawnie strzelam z łuku, przybyłem na bezludny brzeg rzekiSaraju, aby samym tylko słuchem się kierując ubić zwierzynę niewidoczną w mroku.Dzierżąc napięty łuk w dłoni, ukryłem się w ciemnościach w pobliżu wodopoju,dokąd pragnienie zwabia nocą czworonożnych mieszkańców dżungli.Wówczas, niczym plusk słonia, co się poi, doszedł mnie odgłos wody nabieranej dodzbana.Widać przeznaczenie zaćmiło mi rozum, kiedym w pośpiechu nasadził nacięciwę ostrą, dobrze opatrzoną piórami strzałę i posłałem ją tam, skąd mnie ów szmerdobiegł.Lecz w chwili gdy strzała dosięgła celu, rozległ się drgający od żalu krzyk ludzki: Ach, umieram! Któż to i czemu wypuścił strzałę do mnie, pustelnika? Czyjaż tookrutna ręka zwróciła przeciw mnie swój grot? Przybyłem nocą zaczerpnąć wody wodludnej rzece.Kogóż mogłem tym urazić?Na te pełne bólu słowa umysł mi się zamroczył, popełniona omyłka przejęłatrwogą.Broń wypadła mi z ręki.Pośpieszyłem ku niemu i ujrzałem nieszczęsnegomłodzieńca, odzianego w skórę antylopy.Ciężko ranny, trafiony w serce, leżał wwodzie.Utkwił we mnie wzrok, jakby mnie pragnął zniweczyć ogniem swojejświętości, i tak przemówił: Czymże ja, samotny mieszkaniec puszczy, mogłem cię obrazić, czym zasłużyłem,że wypuszczasz ku mnie strzałę, gdy przychodzę po wodę dla ojca?W bezludnym lesie oczekują mnie twórcy moich dni  dwoje biednych, ślepychstaruszków bez żadnego wsparcia  i żyją nadzieją mojego powrotu.Jedną strzałą,jednym ciosem zabiłeś troje ludzi: ojca mojego, matkę i mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •