[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Polanę za południowym skrajem trzydziestu akrów Grace, na której przedtem mieszkał Madengej z rodziną,Valentine przeobraził w boisko polo.Madengej kazał swoim kobietom przenieść się za rzekę do reszty klanu, aledwie nie usłuchały: starsza Oczera, szanowana babka jednej z jego żon, i młoda Oczera, wnuczka i uczennica tejznachorki.Ich dwie chaty wciąż jeszcze stały tam, gdzie pierwotnie było siedem.Kilka tygodni przedtem Grace słyszała dziwną rozmowę Ma-dengeja z babką żony.Starsza Oczera grzeczniezawiadomiła młodego naczelnika, że ktoś burzy chaty, a on z szacunkiem jej wyjaśnił dlaczego, i kazał przyłączyćsię do tamtych za rzeką.Babka cicho, prawie lękliwie przypomniała mu, że to miejsce ze swoim prastarym figowcemjest uświęcone, na co młody wojownik nieśmiało, wprost z kurtuazją poprosił, by zastosowała się do jego życzenia.Cudaczna wydawała się ta wymiana zdań.Najwyrazniej spór dwojga wysoko postawionych.Wszystkich starszychKikuju otaczano taką czcią, że nawet wypowiadanie ich imion było tabu, tym bardziej więc szacunek należał sięznachorce, której głosem przemawiali przodkowie.Ale posłuch należał się też młodym wojownikom, a zwłaszczatakiemu, który został naczelnikiem i miał pozycję prawie ozungu.W rezultacie żadne z nich nie ustąpiło.Oczerawróciła do swojej chaty na stałe, a Madengej odszedł dumnie z twarzą jak maska.Valentine jednak przysiągł sobie, że przeprowadzi wszystkie plany, toteż postanowił w razie konieczności wyrzucićtę starą Kikuju siłą.Gdy Grace i Mario przedarli się z szelestem przez kępę bambusów na ścieżkę biegnącą do wioski za rzeką, zatrzymałich raptownie widok Madengeja.On ich nie widział, idąc pewnym krokiem w stronę plantacji.Grace wstrzymała oddech.Oto jej przeciwnik, ten, którego powinna zjednać, bo od niego zależy jej sukces czy teżporażka w Afryce.Bała się go.A był to najpiękniejszy człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkała.Madengej miał szerokie krągłe ramiona, był bardzo wysoki, zadziwiająco smukły w pasie i w biodrach.Jego szuka zemerykene,zawiązana na ramieniu, odchylała się przy każdym kroku, ukazując sprężyste boki i kształtne pośladki.Włosy nasposób Masąjow zaplatał w dwa rzędy warkoczyków z przodu i z tyłu, i powlekał je czerwoną ochrą.Takie uczesaniewymagało wielu godzin pracy i świadczyło o próżności.Na jego twarzy również malowało się bezgranicznezarozumialstwo.O pochodzeniu masajskim mężczyzny świadczyły wysoko sklepione kości policzkowe, wąski nos izuchwale wysunięta szczęka.Ze swym wyniosłym sposobem bycia Madengej patrzył na świat nie tyle pogardliwie,ile tak, jakby me zawracał sobie głowy błahostkami życia.Grace przyjrzała mu się, gdy szedł krokiem płynnym, wymachując długimi rękami, gibki i pełen wdzięku.Uświadomiła sobie, że nadal wstrzymuje oddech.Kikuju nie lubią prostych szlaków, czują się bezpieczniej na krętych.Podobnie jest z ich sposobem myślenia.Nigdynie stwierdzają faktu wprost, tylko napomykają o nim, omawiają go okrężnie i niech rozmówca sam wyciągniewnioski.Boją się wypowiedzi bez ogródek jak zatrutej strzały.Grace i Mario musieli iść do wioski ścieżkązygzakowatą, bo krótszej na przełaj nie było.Zcieżka biegła równolegle do odwiecznego szlaku zwierząt, gdzie świeże tropy olbrzymich dzików i antylopwskazywały, ze spragnione wody zwierzęta zapuszczają się nad zbiornik Valenti-ne'a.W czasie suszy wielezwierzyny śmiało wychodziło z puszczy, teraz też wśród trzcin i bambusów pojawiły się nowe ptaki: grzebieniasteżurawie, bociany i gęsi egipskie.Mario mówił, że w nocy widział nawet nosorożca pchającego się z trzaskiem przezbuszWchodząc między jałowce i drzewa mimozy, Grace zobaczyła na gałęzi dwie papugi: płomiennoczerwoną i żółtą, idoznała wrażenia, że jest w krainie, która ma duszę.W Suffolk nigdy nie czuła, ze świat wokół niej tętni.Tutajkrajobraz oddycha, ziemia grzeje jakimś żywym ciepłem, rośliny zdają się szeptać.W powietrzu jest nadzieja,oczekiwanie.Wejście do wioski było ukryte wśród drzew i winorośli dla zmylenia złych duchów, żeby trzymały się z daleka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Polanę za południowym skrajem trzydziestu akrów Grace, na której przedtem mieszkał Madengej z rodziną,Valentine przeobraził w boisko polo.Madengej kazał swoim kobietom przenieść się za rzekę do reszty klanu, aledwie nie usłuchały: starsza Oczera, szanowana babka jednej z jego żon, i młoda Oczera, wnuczka i uczennica tejznachorki.Ich dwie chaty wciąż jeszcze stały tam, gdzie pierwotnie było siedem.Kilka tygodni przedtem Grace słyszała dziwną rozmowę Ma-dengeja z babką żony.Starsza Oczera grzeczniezawiadomiła młodego naczelnika, że ktoś burzy chaty, a on z szacunkiem jej wyjaśnił dlaczego, i kazał przyłączyćsię do tamtych za rzeką.Babka cicho, prawie lękliwie przypomniała mu, że to miejsce ze swoim prastarym figowcemjest uświęcone, na co młody wojownik nieśmiało, wprost z kurtuazją poprosił, by zastosowała się do jego życzenia.Cudaczna wydawała się ta wymiana zdań.Najwyrazniej spór dwojga wysoko postawionych.Wszystkich starszychKikuju otaczano taką czcią, że nawet wypowiadanie ich imion było tabu, tym bardziej więc szacunek należał sięznachorce, której głosem przemawiali przodkowie.Ale posłuch należał się też młodym wojownikom, a zwłaszczatakiemu, który został naczelnikiem i miał pozycję prawie ozungu.W rezultacie żadne z nich nie ustąpiło.Oczerawróciła do swojej chaty na stałe, a Madengej odszedł dumnie z twarzą jak maska.Valentine jednak przysiągł sobie, że przeprowadzi wszystkie plany, toteż postanowił w razie konieczności wyrzucićtę starą Kikuju siłą.Gdy Grace i Mario przedarli się z szelestem przez kępę bambusów na ścieżkę biegnącą do wioski za rzeką, zatrzymałich raptownie widok Madengeja.On ich nie widział, idąc pewnym krokiem w stronę plantacji.Grace wstrzymała oddech.Oto jej przeciwnik, ten, którego powinna zjednać, bo od niego zależy jej sukces czy teżporażka w Afryce.Bała się go.A był to najpiękniejszy człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkała.Madengej miał szerokie krągłe ramiona, był bardzo wysoki, zadziwiająco smukły w pasie i w biodrach.Jego szuka zemerykene,zawiązana na ramieniu, odchylała się przy każdym kroku, ukazując sprężyste boki i kształtne pośladki.Włosy nasposób Masąjow zaplatał w dwa rzędy warkoczyków z przodu i z tyłu, i powlekał je czerwoną ochrą.Takie uczesaniewymagało wielu godzin pracy i świadczyło o próżności.Na jego twarzy również malowało się bezgranicznezarozumialstwo.O pochodzeniu masajskim mężczyzny świadczyły wysoko sklepione kości policzkowe, wąski nos izuchwale wysunięta szczęka.Ze swym wyniosłym sposobem bycia Madengej patrzył na świat nie tyle pogardliwie,ile tak, jakby me zawracał sobie głowy błahostkami życia.Grace przyjrzała mu się, gdy szedł krokiem płynnym, wymachując długimi rękami, gibki i pełen wdzięku.Uświadomiła sobie, że nadal wstrzymuje oddech.Kikuju nie lubią prostych szlaków, czują się bezpieczniej na krętych.Podobnie jest z ich sposobem myślenia.Nigdynie stwierdzają faktu wprost, tylko napomykają o nim, omawiają go okrężnie i niech rozmówca sam wyciągniewnioski.Boją się wypowiedzi bez ogródek jak zatrutej strzały.Grace i Mario musieli iść do wioski ścieżkązygzakowatą, bo krótszej na przełaj nie było.Zcieżka biegła równolegle do odwiecznego szlaku zwierząt, gdzie świeże tropy olbrzymich dzików i antylopwskazywały, ze spragnione wody zwierzęta zapuszczają się nad zbiornik Valenti-ne'a.W czasie suszy wielezwierzyny śmiało wychodziło z puszczy, teraz też wśród trzcin i bambusów pojawiły się nowe ptaki: grzebieniasteżurawie, bociany i gęsi egipskie.Mario mówił, że w nocy widział nawet nosorożca pchającego się z trzaskiem przezbuszWchodząc między jałowce i drzewa mimozy, Grace zobaczyła na gałęzi dwie papugi: płomiennoczerwoną i żółtą, idoznała wrażenia, że jest w krainie, która ma duszę.W Suffolk nigdy nie czuła, ze świat wokół niej tętni.Tutajkrajobraz oddycha, ziemia grzeje jakimś żywym ciepłem, rośliny zdają się szeptać.W powietrzu jest nadzieja,oczekiwanie.Wejście do wioski było ukryte wśród drzew i winorośli dla zmylenia złych duchów, żeby trzymały się z daleka [ Pobierz całość w formacie PDF ]