[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Podobno zrobiło się dosyćciężko.- Można tak powiedzieć - odparłam cierpko.- Chyba należało się jednak tegospodziewać, prawda? - Przypomniałam mu, jak podczas opieki nad Justinem uprzedzał mnie,że gdy na horyzoncie zaczyna majaczyć kres pobytu w tymczasowym domu zastępczym, udzieci zwykle następuje regres i dają się ostro we znaki.- Tyle że w przypadku tej dwójkiregres oznacza coś więcej niż przekleństwa i wrzaski.Uwierz.U nich dzieje się to napoziomie fizjologii.W całej swej makabrycznej okazałości.John się skrzywił.- Rozumiem.Chciałam rzucić:  Czyżby? , ale się powstrzymałam.Skąd mógł wiedzieć, jak to jestmieszkać z nimi pod jednym dachem? Nie powinnam się na nim wyżywać.Był przyjacielem,wspierał mnie i nie miał złych intencji.Poza tym i tak rozległ się dzwonek do drzwi, obwieszczając przybycie Anny.A zatemmogliśmy oficjalnie rozpocząć spotkanie.- Zapraszam do środka! Impreza już trwa! - Odebrałam od niej płaszcz ipoprowadziłam ją do jadalni.Od razu zauważyłam, że mój żart jej nie rozbawił.Miała nawetdużo poważniejszą minę niż kiedykolwiek wcześniej.- O rany.Wyglądasz, jakbyś przynosiła złe wieści.- Bo przynoszę - przyznała otwarcie.- Nie będę kłamać.Ogarnęła mnie panika.Jak bardzo złe są te wieści? Coś się zmieniło? Zrezygnowali zposzukiwań rodziny na stałe? Wyobraziłam sobie alternatywę: dwa różne domy dziecka.Jęknęłam w duchu.Anna najwyrazniej zauważyła moje lekkie przerażenie.- Nie, nie.To nie dotyczy dzieci - zapewniła pospiesznie.- A przynajmniej niebezpośrednio.Już nie, z czego chyba wszyscy powinniśmy się cieszyć.Nie.Chodzi o ichrodzinę i o to, co o niej wiadomo.Niezbyt budująca lektura.Nalałam Annie kawy, a ona w tym czasie wyładowywała zawartość swojejprzepaścistej torby.Nagle na stole zmaterializowała się potworna ilość papierów.- Serio - powiedziała.- Jestem naprawdę wściekła.- W archiwum znalazło sięmnóstwo informacji, o których na początku nie miałam pojęcia.Ale one do tej pory tylko takkap, kap.ciurkały sobie.Powinnam o tym wszystkim wiedzieć dużo wcześniej.Wymieniliśmy z Johnem ukradkowe spojrzenie.Oboje doskonale znaliśmy to uczucie.- No, no - mruknął John.- Brzmi złowieszczo.Mamy się jakoś psychicznie na toprzygotować?Anna uśmiechnęła się, choć bez humoru, i wyciągnęła grubą szarą kopertę.- Tu są informacje z dwudziestu lat.Po rozprawie oraz zarzutach postawionych przezAshtona i jego ciotkę odbyło się coś w rodzaju wykopalisk archeologicznych.Aposzukiwania poprowadziły nas najróżniejszymi drogami w głąb rodziny, bliższej i dalszej, anawet w głąb rodzin znajomych.I wygląda na to, że znaczna część z nich była od dawnaznana pracownikom ośrodka pomocy społecznej.od blisko dwudziestu lat.- Czyli od czasów, gdy mama naszych dzieciaków.Karen, prawda?.sama byłamalutka - uporządkował John.Anna przytaknęła.- I to właśnie Karen odgrywa tu główną rolę.Pojawiło się całe mnóstwo oskarżeń,zarzutów i podejrzeń.Jeszcze przed pierwszą ciążą, w wieku czternastu lat, Karen zwierzyłasię koleżance, że od dawna uprawia seks z własnym ojcem.I jej młodsze siostry rzekomo teżz nim sypiały.- Ani trochę mnie to nie dziwi - stwierdziłam.- Ale mimo wszystko człowiekazamurowuje, gdy słyszy coś takiego.%7łe takie rzeczy dzieją się tuż pod nosem opiekispołecznej, i to przez lata!- Dowodów jeszcze nie ma - poprawiła Anna. - Dla mnie to jasna sprawa! - zaprotestowałam.- No nic, ale sytuacja jest, jaka jest, a dokumenty wyjaśniają dlaczego.Przez Karen.Wszkole miała kłopoty z nauką, a otoczenie zawsze uważało ją za trochę opóznioną.Wszyscywiedzieli też, że lubi wymyślać różne niestworzone historie, żeby zwrócić na siebie uwagę.Ale z jakiegoś powodu matka koleżanki jej uwierzyła.I aresztowano ojca Karen.Aleoficjalnie nie postawiono mu żadnych zarzutów i został zwolniony z aresztu.- Co? - krzyknęliśmy jednym głosem z Johnem.- Jak to możliwe? - pytał dalej John.-Wycofała zeznania?Anna pokiwała głową [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •