[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jareduśmiechnął się.Pewnie liczyła tu ze trzynaście, czternaście lat.Wysoka, ubrana w dżinsy i kraciastą koszulę, w kapeluszu na głowie,spoglądała prosto w obiektyw aparatu.Obejmowała ojca, który stałobok z rękami skrzyżowanymi na piersi.Nie dotykał córki, nie patrzyłna nią.Kolejne zdjęcie przedstawiało jeszcze młodszą Savannah nakoniu.Klasyczna poza: koń stoi dęba, jezdziec siedzi, a w wysokouniesionej ręce trzyma kapelusz.Wyglądała tak, jakby nie znała uczucia strachu.Było kilka zdjęć Morningstara w towarzystwie innychmężczyzn, uśmiechniętych, o czerstwych twarzach, ubranych wdżinsy, kapelusze, skórzane buty.W tle widać było zagrody, stajnie,konie.Zawsze konie.Jared zamyślił się.Savannah kochała te zwierzęta.Moglibykupić jedną czy dwie klacze, zrobić na farmie padok, Shane na pewnonie miałby nic przeciwko temu, w stodole zbudować boksy.Nagle, na widok ostatniego zdjęcia, znieruchomiał.424RSNa oko miała szesnaście lat, ciało kobiety, lecz twarz dziecka.No, może nie dziecka, ale młodej niewinnej dziewczyny.Kamerauchwyciła ją śmiejącą się wesoło.Jared niemal słyszał jej śmiech.Tuliła się do mężczyzny, który stał obok w kapeluszu zsuniętymz czoła; spod ronda wystawały blond loki.Roześmiani i objęci,patrzyli w obiektyw.Mężczyzna był szczupły, wysoki, opalony; oczymiał niebieskie lub zielone - trudno było poznać.Ale na pewno jasne.Te oczy i ten uśmiech odziedziczył Bryan.Mężczyzna na zdjęciu był jego ojcem.W Jareda wstąpiła wściekłość.To był dorosły facet,nie jakiśpętak.Owszem, przystojny, ale z całą pewnością dużo starszy odSavannah.Drań uwiódł szesnastoletnią dziewczynę i porzucił ją,kiedy zaszła w ciążę.I nikt w tej sprawie nie kiwnął palcem.Savannah obserwowała go z progu.Cały dzień przeżywałahuśtawkę emocjonalną.I zdaje się, czekał ją kolejny dołek.Chciała zapomnieć o złości i zniecierpliwieniu, jakie czuła powyjściu z kancelarii.Miała nadzieję, że kiedy wróci od HowardaBeelsa, któremu sprzedała trzy obrazy, zastanie Jareda w domu irazem obleją jej sukces.Sukces tym większy, że Howard nie zamierzał poprzestać natrzech płótnach.W drodze do domu opowiadała Bryanowi o spotkaniu zHowardem.O tym, jak podała mu cenę, dość wysoką - nawet bała się,czy nie zbyt wysoką - a on chodził po pokoju, drapał się po brodzie,425RSdumał, po czym sam zaproponował znacznie większą odzaproponowanej przez nią.Przejeżdżając kolo sklepu, wstąpiła po butelkę szampana, żebywspólnie z Jaredem uczcić tak ważne wydarzenie.W skrytości duchaod dawna marzyła, aby sprzedażą obrazów zarabiać na życie.Ale widząc jego zaciętą twarz, domyśliła się, że dziś nie będzieradosnego świętowania.Nie miała pojęcia, skąd brała się jego złość,ale pewnie wkrótce się dowie.Do diabła z tym, uznała, wchodząc do pokoju.Im szybciej tozałatwimy, tym lepiej.- Oglądasz mój spadek? - Odczekała, aż podniesie głowę iskieruje na nią wzrok.Przeraziła ją furia w jego oczach.-Przypuszczam, że większość twoich klientów dziedziczy niecowiększy majątek.- Kiedy nadeszła przesyłka? - spytał, siląc się na spokój.- Tydzień lub dwa temu.- Podeszła do okna i wyjrzała nazewnątrz.- Bry jest w ogródku.Promienieje ze szczęścia, boodebraliśmy dziś kociaki.Jared nie pozwolił jej zmienić tematu.- Tydzień lub dwa temu.Nic mi nie mówiłaś.- A o czym miałam mówić? Wyjęłam z koperty czek i zaniosłamdo maklera, którego mi poleciłeś.Resztą nie miałam ochoty sięzajmować.Dopiero dziś rano otworzyłam to pudło.Klamryzachowam dla Bryana, może mu się na coś kiedyś przydadzą.Aubrania oddam biednym.426RS- Dlaczego mi nawet słowem nie wspomniałaś?- Bo nie było o czym.- Odwróciła się zaciekawiona, ale izirytowana.- Proszę cię, Jared, nie przesadzaj.W końcu nie ma tużadnych losów z wygraną na loterii ani sakiewki pełnej złota.Tylkostare ciuchy, zniszczone buty i papiery.- Oraz zdjęcia.- Kilka.Jim Morningstar nie należał do sentymentalnych.Jednozdjęcie mi się podoba: ojca na koniu, czekającego na swój występ.Pomyślałam, że może Bryan zechce je zachować na pamiątkę.- A to? - Jared podniósł zdjęcie przedstawiające Savannah tulącąsię do bezczelnie szczerzącego zęby kowboja.Wzruszyła ramionami.- Nie wiem, jakim cudem zmieściłam się w tak ciasne dżinsy.Słuchaj, idę przygotować kolację.Zastąpił jej drogę.Zdziwiona, utkwiła w nim wzrok.Czekała.- Pokazałaś to zdjęcie Bryanowi? - spytał.- Nie.- A zamierzasz?- Nie sądzę, żeby go ciekawiło, jak jego matka wyglądała wwieku szesnastu lat.- Ale może byłby ciekaw, jak wygląda jego ojciec? Miaławrażenie, że serce przestaje jej bić.- Bryan nie ma ojca.- Psiakrew, Savannah, chcesz mi powiedzieć, że ten facet nie jestojcem Bryana?427RS- Ojcem? Nie żartuj.- Savannah.- Posłuchaj, MacKade.Sperma nie czyni faceta ojcem.Skorowziąłeś mnie w krzyżowy ogień pytań, to wyjaśnię ci najlepiej, jakpotrafię.Tak, spałam z facetem na zdjęciu.I zaszłam w ciążę.Koniecopowieści.- Koniec? - Nie posiadając się z wściekłości, rzucił zdjęcie natoaletkę.- Twój ojciec wiedział.Inaczej nie trzymałby tego zdjęcia.- Może wiedział.Też mi to przyszło do głowy.I co z tego?- Dlaczego nic nie zrobił? Dlaczego nie zawiadomił policji?Facet na zdjęciu nie wygląda na żółtodzioba.Musiał być pełnoletni.- Chyba miał dwadzieścia cztery lata.Może dwadzieścia pięć.Nie pamiętam.- Byłaś nieletnia.Za seks z nieletnią powinien trafić dowięzienia.A wcześniej twój ojciec powinien był mu porachowaćkości.Wzięła głęboki oddech.- Ojciec dobrze mnie znał.Wiedział, że jeśli z kimś spalam, to zwłasnego wyboru.Może byłam niepełnoletnia, ale nie byłam ślepa aninaiwna.Nikt mnie do niczego nie zmuszał.Więc nie szukaj winnych.- Ale są winni! - zdenerwował się Jared.- Ten drań nie miałprawa cię uwieść, a potem wyjechać, nie ponosząc konsekwencji zaswój czyn! Oczy zapłonęły jej gniewem.- Bryan nie jest żadną konsekwencją"!428RS- Dobrze wiesz, że tego nie powiedziałem! - Przeczesując rękąwłosy, zaczął krążyć po sypialni.- Za pózno teraz, aby cokolwiek wtej sprawie przedsięwziąć.Ale chciałbym poznać twoje dalsze plany.- Dalsze plany? Zamierzam usmażyć hamburgery.Możeszzostać z nami na kolacji lub nie, jak wolisz.- Savannah.- Boże, Jared! - Westchnęła ciężko.- Odpuść sobie.Dziesięć lattemu przespałam się w facetem.Wymazałam go z pamięci.Onwymazał mnie ze swojej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Jareduśmiechnął się.Pewnie liczyła tu ze trzynaście, czternaście lat.Wysoka, ubrana w dżinsy i kraciastą koszulę, w kapeluszu na głowie,spoglądała prosto w obiektyw aparatu.Obejmowała ojca, który stałobok z rękami skrzyżowanymi na piersi.Nie dotykał córki, nie patrzyłna nią.Kolejne zdjęcie przedstawiało jeszcze młodszą Savannah nakoniu.Klasyczna poza: koń stoi dęba, jezdziec siedzi, a w wysokouniesionej ręce trzyma kapelusz.Wyglądała tak, jakby nie znała uczucia strachu.Było kilka zdjęć Morningstara w towarzystwie innychmężczyzn, uśmiechniętych, o czerstwych twarzach, ubranych wdżinsy, kapelusze, skórzane buty.W tle widać było zagrody, stajnie,konie.Zawsze konie.Jared zamyślił się.Savannah kochała te zwierzęta.Moglibykupić jedną czy dwie klacze, zrobić na farmie padok, Shane na pewnonie miałby nic przeciwko temu, w stodole zbudować boksy.Nagle, na widok ostatniego zdjęcia, znieruchomiał.424RSNa oko miała szesnaście lat, ciało kobiety, lecz twarz dziecka.No, może nie dziecka, ale młodej niewinnej dziewczyny.Kamerauchwyciła ją śmiejącą się wesoło.Jared niemal słyszał jej śmiech.Tuliła się do mężczyzny, który stał obok w kapeluszu zsuniętymz czoła; spod ronda wystawały blond loki.Roześmiani i objęci,patrzyli w obiektyw.Mężczyzna był szczupły, wysoki, opalony; oczymiał niebieskie lub zielone - trudno było poznać.Ale na pewno jasne.Te oczy i ten uśmiech odziedziczył Bryan.Mężczyzna na zdjęciu był jego ojcem.W Jareda wstąpiła wściekłość.To był dorosły facet,nie jakiśpętak.Owszem, przystojny, ale z całą pewnością dużo starszy odSavannah.Drań uwiódł szesnastoletnią dziewczynę i porzucił ją,kiedy zaszła w ciążę.I nikt w tej sprawie nie kiwnął palcem.Savannah obserwowała go z progu.Cały dzień przeżywałahuśtawkę emocjonalną.I zdaje się, czekał ją kolejny dołek.Chciała zapomnieć o złości i zniecierpliwieniu, jakie czuła powyjściu z kancelarii.Miała nadzieję, że kiedy wróci od HowardaBeelsa, któremu sprzedała trzy obrazy, zastanie Jareda w domu irazem obleją jej sukces.Sukces tym większy, że Howard nie zamierzał poprzestać natrzech płótnach.W drodze do domu opowiadała Bryanowi o spotkaniu zHowardem.O tym, jak podała mu cenę, dość wysoką - nawet bała się,czy nie zbyt wysoką - a on chodził po pokoju, drapał się po brodzie,425RSdumał, po czym sam zaproponował znacznie większą odzaproponowanej przez nią.Przejeżdżając kolo sklepu, wstąpiła po butelkę szampana, żebywspólnie z Jaredem uczcić tak ważne wydarzenie.W skrytości duchaod dawna marzyła, aby sprzedażą obrazów zarabiać na życie.Ale widząc jego zaciętą twarz, domyśliła się, że dziś nie będzieradosnego świętowania.Nie miała pojęcia, skąd brała się jego złość,ale pewnie wkrótce się dowie.Do diabła z tym, uznała, wchodząc do pokoju.Im szybciej tozałatwimy, tym lepiej.- Oglądasz mój spadek? - Odczekała, aż podniesie głowę iskieruje na nią wzrok.Przeraziła ją furia w jego oczach.-Przypuszczam, że większość twoich klientów dziedziczy niecowiększy majątek.- Kiedy nadeszła przesyłka? - spytał, siląc się na spokój.- Tydzień lub dwa temu.- Podeszła do okna i wyjrzała nazewnątrz.- Bry jest w ogródku.Promienieje ze szczęścia, boodebraliśmy dziś kociaki.Jared nie pozwolił jej zmienić tematu.- Tydzień lub dwa temu.Nic mi nie mówiłaś.- A o czym miałam mówić? Wyjęłam z koperty czek i zaniosłamdo maklera, którego mi poleciłeś.Resztą nie miałam ochoty sięzajmować.Dopiero dziś rano otworzyłam to pudło.Klamryzachowam dla Bryana, może mu się na coś kiedyś przydadzą.Aubrania oddam biednym.426RS- Dlaczego mi nawet słowem nie wspomniałaś?- Bo nie było o czym.- Odwróciła się zaciekawiona, ale izirytowana.- Proszę cię, Jared, nie przesadzaj.W końcu nie ma tużadnych losów z wygraną na loterii ani sakiewki pełnej złota.Tylkostare ciuchy, zniszczone buty i papiery.- Oraz zdjęcia.- Kilka.Jim Morningstar nie należał do sentymentalnych.Jednozdjęcie mi się podoba: ojca na koniu, czekającego na swój występ.Pomyślałam, że może Bryan zechce je zachować na pamiątkę.- A to? - Jared podniósł zdjęcie przedstawiające Savannah tulącąsię do bezczelnie szczerzącego zęby kowboja.Wzruszyła ramionami.- Nie wiem, jakim cudem zmieściłam się w tak ciasne dżinsy.Słuchaj, idę przygotować kolację.Zastąpił jej drogę.Zdziwiona, utkwiła w nim wzrok.Czekała.- Pokazałaś to zdjęcie Bryanowi? - spytał.- Nie.- A zamierzasz?- Nie sądzę, żeby go ciekawiło, jak jego matka wyglądała wwieku szesnastu lat.- Ale może byłby ciekaw, jak wygląda jego ojciec? Miaławrażenie, że serce przestaje jej bić.- Bryan nie ma ojca.- Psiakrew, Savannah, chcesz mi powiedzieć, że ten facet nie jestojcem Bryana?427RS- Ojcem? Nie żartuj.- Savannah.- Posłuchaj, MacKade.Sperma nie czyni faceta ojcem.Skorowziąłeś mnie w krzyżowy ogień pytań, to wyjaśnię ci najlepiej, jakpotrafię.Tak, spałam z facetem na zdjęciu.I zaszłam w ciążę.Koniecopowieści.- Koniec? - Nie posiadając się z wściekłości, rzucił zdjęcie natoaletkę.- Twój ojciec wiedział.Inaczej nie trzymałby tego zdjęcia.- Może wiedział.Też mi to przyszło do głowy.I co z tego?- Dlaczego nic nie zrobił? Dlaczego nie zawiadomił policji?Facet na zdjęciu nie wygląda na żółtodzioba.Musiał być pełnoletni.- Chyba miał dwadzieścia cztery lata.Może dwadzieścia pięć.Nie pamiętam.- Byłaś nieletnia.Za seks z nieletnią powinien trafić dowięzienia.A wcześniej twój ojciec powinien był mu porachowaćkości.Wzięła głęboki oddech.- Ojciec dobrze mnie znał.Wiedział, że jeśli z kimś spalam, to zwłasnego wyboru.Może byłam niepełnoletnia, ale nie byłam ślepa aninaiwna.Nikt mnie do niczego nie zmuszał.Więc nie szukaj winnych.- Ale są winni! - zdenerwował się Jared.- Ten drań nie miałprawa cię uwieść, a potem wyjechać, nie ponosząc konsekwencji zaswój czyn! Oczy zapłonęły jej gniewem.- Bryan nie jest żadną konsekwencją"!428RS- Dobrze wiesz, że tego nie powiedziałem! - Przeczesując rękąwłosy, zaczął krążyć po sypialni.- Za pózno teraz, aby cokolwiek wtej sprawie przedsięwziąć.Ale chciałbym poznać twoje dalsze plany.- Dalsze plany? Zamierzam usmażyć hamburgery.Możeszzostać z nami na kolacji lub nie, jak wolisz.- Savannah.- Boże, Jared! - Westchnęła ciężko.- Odpuść sobie.Dziesięć lattemu przespałam się w facetem.Wymazałam go z pamięci.Onwymazał mnie ze swojej [ Pobierz całość w formacie PDF ]