[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem, co również było wiadome wszystkim interesującym się tymi sprawami, profesor Grzimek w ciągu kilkumiesięcznej pracy, dokonał przy pomocy owego samolotu rewelacyjnych badań terenu Serengeti.Ostatnia faza tych badań zakończyła się tragedią - śmiercią syna profesora, Michała, który w czasie krótkiego samotnego lotu z Ngorongoro do Benagi, roztrzaskał się w buszu.Sęp, uderzony skrzydłem samolotu, jak później ustalono szczegółowym badaniem, zablokował stery.Korkociąg i koniec.Niemniej od tego czasu rozpoczęła się era używania samolotu do celów parków narodowych.Poza innymi zaletami samolot okazał się również tańszy w eksploatacji od samochodu terenowego, niepodzielnie dotychczas panującego.Weszliśmy wkrótce w gęste, ciężkie chmury, bliskie punktu kondensacji.- Pójdziemy wyżej - oznajmił Mikę - tutaj coś za smutno.W końcu wskazówka wysokościomierza stanęła na 9 000 stóp.Słońce oświetlało jaskrawo płaski kożuch chmur - z daleka jeszcze był widoczny ciemny szczyt wulkanu Meru, ostro odcięty mlecznobiałą waristwicą.- Za trzy kwadranse powinniśmy lądować, jeżeli mgła nie osiadła zbyt nisko w kraterze - oznajmił pilot.- Nie lubię tego Mike’a - mówiła mi do ucha Eryka.- Zdaje się, że on już dzisiaj zdążył trochę wypić.Boję się z nim latać.Już nam go drugi raz przydzielili.Przekonałem się później, że trochę racji miała.Mikę zabrał mnie kiedyś na krótki lot do czynnego wulkanu Oldonyo Llengai, dla zrobienia zdjęcia.Spadzistą spiralą wprowadził samolot do krateru nad samą lawę.Zakręciło nami paskudnie, ale jakoś udało się wydostać ponad krawędź.Z lotniska Mikę odwiózł mnie swym nowym volkswagenem i wtedy zdawało mi się, że jest on trochę pod gazem.Na drugi dzień spotkałem go, gdy szedł rano przez miasto piechotą.- Co to, Mikę, to tak dla zdrowia czy dla odmiany?- W minutę potem, jak cię odwiozłem, rozbiłem samochód o słup, ten przy wjeździe na główną drogę.Będą go robić co najmniej dwa tygodnie, bloody basckets.Głowa mnie boli i nie mogę ruszać ręką.W ogóle chyba za dużo Wypiłem przez cały dzień.i czy mi się zdawało, czy byliśmy w jakimś kra-l.Tze?.Wał chmur obrzeżał krąg krateru Ngorongoro, natomiast nad samą niecką powietrze było czyste i przejrzyste.Szeroko rozlane w tym roku jezioro zabłysnęło jak lustro, potem samolot rzucił swój mknący cień na żółtą wodę i migający step - i oto przelatując nad mało zdziwionym stadem zebr i elandów, siadaliśmy na równym dnie wygasłego krateru Ngorongoro w pobliżu jego północnej krawędzi, przy samym jeziorze.Sporo ludzi oczekiwało na przylot sławnego profesora.Przeważnie byli to turyści z różnych stron świata.Podchodzili z notesami po autografy i z książkami dla /dobycia autorskiej dedykacji.Stały też do dyspozycji profesora dwa samochody terenowe.Jeden zabrał go natychmiast na wstępną konferencję do schroniska-hotelu, mieszczącego się na najwyższej krawędzi krateru, natomiast my z Eryką dostaliśmy w przydziale drugi Iand-rover.Zaprosiliśmy do towarzystwa sympatyczną parę starszawych Anglików z Exeter.Objazd krateru trwał prawie cztery godziny.Widzieliśmy najpierw samotnego hipopotama, potem kolejno kilka nosorożców.Jeden z nich, uważając, że należy bronić młodego chociażby przed wzrokiem ludzkim, kilka razy atakował samochód i pomimo wielkiej zręczności kierowcy, Hindusa, Mr.Dhillona, zdołał raz dziobnąć rogiem w tylny błotnik.Trzeba przyznać, że dość silnie - blacha była głęboko wgięta, co mnie zdziwiło, gdyż róg nosorożca robi na mnie zawsze wrażenie przyrządu stosunkowo delikatnego w porównaniu z masą i szybkością zwierzęcia.Lwy były leniwe i śpiące o tej porze dnia, tak że można je było prawie najeżdżać kołem samochodu, zanim chciało im się pomału podnieść, przejść kilka metrów, aby znów, tyłem do intruza, położyć się w gęściejszej trawie.Duże stado gnu wyglądało z daleka jakoś nietypowo.Okazało się, że to same mamy z młodymi, dopiero co, pewnie tej nocy, urodzonymi cielątkami.Nie udały się najostrożniejsze próby przybliżenia do1 stada ani samochodem, ani na piechotę.Odsuwały się, zachowując wciąż stały dystans, widocznie uchwalony przez nie jako ten [bezpieczny.Małe, żółte cielątka, popychane przez matki, chowały się pod ich brzuchy.Stare manewrowały tak, aby ukryć przed zbyt ciekawym wzrokiem swoje skarby.Był to bardzo wzruszający widok.Najbardziej okazale ze wszystkich zwierząt w Ngorongoro prezentują się antylopy elandy.Jest to największy gatunek antylop na świecie.Byki dochodzą często do wagi 1000 kilogramów.Ich ciężkie sylwetki łatwo rozpoznać nawet z dużej odległości, głównie po charakterystycznych garbach i nieproporcjonalnie masywnych, obwisłych szyjach.Zwierzęta te jakoś najmniej dziko wyglądają wśród wszystkich innych i jakoś mimo woli człowiek wyobraża je sobie przy żłobach czy w farmerskich zagrodach.Ciekaw jestem, czy próbowano kiedy zrobić z elanda domowe zwierzę? Mówił mi jeden smakosz, że łój z elanda jest najsmaczniejszy ze wszystkich zwierzęcych tłuszczów.Jednak największą ozdobą krateru Ngorongoro są zebry [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Potem, co również było wiadome wszystkim interesującym się tymi sprawami, profesor Grzimek w ciągu kilkumiesięcznej pracy, dokonał przy pomocy owego samolotu rewelacyjnych badań terenu Serengeti.Ostatnia faza tych badań zakończyła się tragedią - śmiercią syna profesora, Michała, który w czasie krótkiego samotnego lotu z Ngorongoro do Benagi, roztrzaskał się w buszu.Sęp, uderzony skrzydłem samolotu, jak później ustalono szczegółowym badaniem, zablokował stery.Korkociąg i koniec.Niemniej od tego czasu rozpoczęła się era używania samolotu do celów parków narodowych.Poza innymi zaletami samolot okazał się również tańszy w eksploatacji od samochodu terenowego, niepodzielnie dotychczas panującego.Weszliśmy wkrótce w gęste, ciężkie chmury, bliskie punktu kondensacji.- Pójdziemy wyżej - oznajmił Mikę - tutaj coś za smutno.W końcu wskazówka wysokościomierza stanęła na 9 000 stóp.Słońce oświetlało jaskrawo płaski kożuch chmur - z daleka jeszcze był widoczny ciemny szczyt wulkanu Meru, ostro odcięty mlecznobiałą waristwicą.- Za trzy kwadranse powinniśmy lądować, jeżeli mgła nie osiadła zbyt nisko w kraterze - oznajmił pilot.- Nie lubię tego Mike’a - mówiła mi do ucha Eryka.- Zdaje się, że on już dzisiaj zdążył trochę wypić.Boję się z nim latać.Już nam go drugi raz przydzielili.Przekonałem się później, że trochę racji miała.Mikę zabrał mnie kiedyś na krótki lot do czynnego wulkanu Oldonyo Llengai, dla zrobienia zdjęcia.Spadzistą spiralą wprowadził samolot do krateru nad samą lawę.Zakręciło nami paskudnie, ale jakoś udało się wydostać ponad krawędź.Z lotniska Mikę odwiózł mnie swym nowym volkswagenem i wtedy zdawało mi się, że jest on trochę pod gazem.Na drugi dzień spotkałem go, gdy szedł rano przez miasto piechotą.- Co to, Mikę, to tak dla zdrowia czy dla odmiany?- W minutę potem, jak cię odwiozłem, rozbiłem samochód o słup, ten przy wjeździe na główną drogę.Będą go robić co najmniej dwa tygodnie, bloody basckets.Głowa mnie boli i nie mogę ruszać ręką.W ogóle chyba za dużo Wypiłem przez cały dzień.i czy mi się zdawało, czy byliśmy w jakimś kra-l.Tze?.Wał chmur obrzeżał krąg krateru Ngorongoro, natomiast nad samą niecką powietrze było czyste i przejrzyste.Szeroko rozlane w tym roku jezioro zabłysnęło jak lustro, potem samolot rzucił swój mknący cień na żółtą wodę i migający step - i oto przelatując nad mało zdziwionym stadem zebr i elandów, siadaliśmy na równym dnie wygasłego krateru Ngorongoro w pobliżu jego północnej krawędzi, przy samym jeziorze.Sporo ludzi oczekiwało na przylot sławnego profesora.Przeważnie byli to turyści z różnych stron świata.Podchodzili z notesami po autografy i z książkami dla /dobycia autorskiej dedykacji.Stały też do dyspozycji profesora dwa samochody terenowe.Jeden zabrał go natychmiast na wstępną konferencję do schroniska-hotelu, mieszczącego się na najwyższej krawędzi krateru, natomiast my z Eryką dostaliśmy w przydziale drugi Iand-rover.Zaprosiliśmy do towarzystwa sympatyczną parę starszawych Anglików z Exeter.Objazd krateru trwał prawie cztery godziny.Widzieliśmy najpierw samotnego hipopotama, potem kolejno kilka nosorożców.Jeden z nich, uważając, że należy bronić młodego chociażby przed wzrokiem ludzkim, kilka razy atakował samochód i pomimo wielkiej zręczności kierowcy, Hindusa, Mr.Dhillona, zdołał raz dziobnąć rogiem w tylny błotnik.Trzeba przyznać, że dość silnie - blacha była głęboko wgięta, co mnie zdziwiło, gdyż róg nosorożca robi na mnie zawsze wrażenie przyrządu stosunkowo delikatnego w porównaniu z masą i szybkością zwierzęcia.Lwy były leniwe i śpiące o tej porze dnia, tak że można je było prawie najeżdżać kołem samochodu, zanim chciało im się pomału podnieść, przejść kilka metrów, aby znów, tyłem do intruza, położyć się w gęściejszej trawie.Duże stado gnu wyglądało z daleka jakoś nietypowo.Okazało się, że to same mamy z młodymi, dopiero co, pewnie tej nocy, urodzonymi cielątkami.Nie udały się najostrożniejsze próby przybliżenia do1 stada ani samochodem, ani na piechotę.Odsuwały się, zachowując wciąż stały dystans, widocznie uchwalony przez nie jako ten [bezpieczny.Małe, żółte cielątka, popychane przez matki, chowały się pod ich brzuchy.Stare manewrowały tak, aby ukryć przed zbyt ciekawym wzrokiem swoje skarby.Był to bardzo wzruszający widok.Najbardziej okazale ze wszystkich zwierząt w Ngorongoro prezentują się antylopy elandy.Jest to największy gatunek antylop na świecie.Byki dochodzą często do wagi 1000 kilogramów.Ich ciężkie sylwetki łatwo rozpoznać nawet z dużej odległości, głównie po charakterystycznych garbach i nieproporcjonalnie masywnych, obwisłych szyjach.Zwierzęta te jakoś najmniej dziko wyglądają wśród wszystkich innych i jakoś mimo woli człowiek wyobraża je sobie przy żłobach czy w farmerskich zagrodach.Ciekaw jestem, czy próbowano kiedy zrobić z elanda domowe zwierzę? Mówił mi jeden smakosz, że łój z elanda jest najsmaczniejszy ze wszystkich zwierzęcych tłuszczów.Jednak największą ozdobą krateru Ngorongoro są zebry [ Pobierz całość w formacie PDF ]