[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ależ oni chętniej przenoszą więzienie i kajdany nad poniżenie się przy warsztacie"37 -wpisał do swej książki, w połowie wieku, obserwację z życia jeden z powieściopisarzy.„Deszcz gwieździsty sypnął tych typów" - odnotował kronikarz jednego z tygodników w połowie lat osiemdziesiątych, gdy różni „letkiewicze" raz za razem zyskiwali rozgłos fałszerskimi i oszukańczymi aferami.Pobieranie pieniędzy z Banku Polskiego na sfałszowane weksle stało się procederem bardzo popularnym już wkrótce po uruchomieniu tej instytucji w Warszawie.Czyniono to nieraz w sposób bardzo przemyślny, ale i Bank zaczął stosować środki ostrożności.W 1848 r.opisano przypadek, gdy fałszerz posłużył się nieświadomym rzeczy wspólnikiem.Jak donoszono, 22-letni Żyd przyniósł wówczas do Banku Polskiego 3 weksle „girem in blanco jednego ze znakomitych domów handlowych opatrzone".Urzędnik bankowy weksle te przyjął, ale dał je do sprawdzenia wspólnikowi owego domu handlowego, który bez trudu stwierdził, że są podrobione.Gdy młodzieniec przybył po odbiór pieniędzy - został zatrzymany.Wydałwówczas niejakiego Jakuba Silberhasta, który pod pozorem, że jest chory i sam nie może udać się do banku - za 3 rb poprosił go o tę przysługę.Silberhast przyznał sią do fałszerstwa i przekazany został policji.O wiele częściej i z większą energią niż oszukańczymi machinacjami różnych niebieskich ptaków „lepszego pochodzenia" prasa zajmowała się żebractwem na ulicach miasta.Na ogół całą tę olbrzymią armię nędzarzy wypełniających ulice i place miasta hurtem zaliczano do wydrwigroszów i nierobów, usiłujących żerować na ma-239jętniejszych współobywatelach.Z problemem żebractwa walczono przez cały XIX wiek bezskutecznie, gdyż w znacznej większości dotyczył on ludzi autentycznie nieszczęśliwych, pozbawionych perspektyw życiowych.Dobrze to widział Prus, chociaż i on o kwestiach żebractwa w różnych latach różnie pisał, co najlepiej dowodzi, jak ów problem był złożony.„Królestwo nędzy dzieli się na dwie prowincje - stwierdzał w 1897 r.- w jednej mieszka nędza wstydliwa, której potrzeba szukać i nieledwie narzucać się z pomocą, w drugiej - nędza rozpróżnia-czona i zuchwała.Zpodniesionym czołem atakuje cię ona na ulicy, zuchwale dzwoni do drzwi mieszkania, o jałmużnę uprasza się jak zwycięzca o haracz i wymyśla, jeżeli nie możesz płacić dużo".W dalszej części tejże kroniki konstatował: „Drugą kategorię nieszczęśników widujemy przeważnie na ulicach, gdzie urządzają formalną maskaradę.Jeden rozpuszcza siwe włosy i brodę, drugi bandażuje sobie rękę, inny nogę.Kto nie może udać feleru, ten przynajmniej wygina się w nieprawdopodobny sposób albo na widok«porządnego przechodnia» dostaje drgawek [.].Wszyscy ci panowie i damy są to myśliwcy, dla których miasto jest lasem, a przechodzień zającem.Trzeba jeszcze dodać, że w polowanku tym żebrzące dzieci odegry-wają rolę gończych, a przynajmniej tak są dokuczliwe i wrzaskliwe"38.Liczbę zawodowych żebraków oceniano w tym czasie na 2674 osoby dorosłe, w czym zdecydowaną większość stanowiły kobiety, gdyż wśród -używając określenia Prusa - „ulicznych raubriterów" było ich aż 1736.Spośród dorosłych - według ówczesnych wyliczeń - 1146 osób kwalifikowało się do pracy w domach zarobkowych.Prócz tego żebraniną trudniło się blisko 3 tys.dzieci.W 1860 r.jakiś czytelnik „Kuriera Warszawskiego" oburzał się w liście do redakcji, że gdy chodzącemu po żebraninie młodemu, bo 30-letniemu mężczyźnie, będącemu z zawodu piekarzem - zaproponował dobrze płatną posadę stróża - ów odparł, iż wykonywanie takiego zajęcia to dla niego„nie honor".Już kilka lat wcześniej w tej samej gazecie napisano, że wiele osób przejawiających wstręt do pracy bierze się za „kunsztowne żebractwo".Chwytają się różnych sposobów, tworząc nową gałąź oszustów.Specjalizują się w udawaniu różnych postaci zależnie od tego, od kogo chcą wyłudzić pieniężne datki.Jeden z zatrzymanych wówczas żebraków, mężczyzna 37-letni, „zdrów i zdolny do każdej pracy" - był240podobno tak sprytny, że najpierw zbierał wiadomości o ludziach, do których miał się udać z prośbą o wsparcie, i na tej podstawie obmyślałróżne scenariusze nieszczęść, jakie go rzekomo spotkały.Raz występowałjako okryty ranami żołnierz z pułku sybirskiego, kiedy indziej jako obywatel, który postradał majątek i został z kilkorgiem małych dzieci bez środków do życia, to znów jako subiekt cukierniczy, przypadkowo wzięty do wojska, gdzie dostał pomieszania zmysłów, a po podleczeniu zostałzwolniony ze służby, czasem - jako obrabowany na Solcu z pieniędzy.Grając dobrze te wszystkie role, umiał wzbudzić litość i życzliwość.O dużych pieniądzach wyłudzanych przez żebraków-oszustów opowiadano cuda: „Sami byliśmy świadkami, jak żebrak obłożony plastrami, jednooki niby i jednoręki, wymieniał piętnaście rubli Kolęda biednych.Rys.Franciszek Kostrzewski (1870) samymi dziesiątkami na papierki" - zapewniał Edward Lubowski w„Kłosach".W kilka lat później w tym samym piśmie stwierdzano, że„żebractwo jest niemal zakonem ze statutami".Na podstawie obserwacji poczynionych w różnych punktach miasta i w wielu sytuacjach dokonano wówczas swoistej typologii ról najczęściej granych przez całe lata.Wyróżniono „pogorzelców" - opowiadających, że dopiero co spalił im się dom i dobytek, „szpitalni-ków" - którzy bez środków do życia i możliwości podjęcia pracy wyszli ze szpitala, „kaleki od urodzenia" - wystawiających efektowne rany lub kikuty na trotuarach w najruchliwszych miejscach w mieście, „eks-wojskowych" - którzy nigdy nie mieli pałasza przy boku.Byli też „wstydzący się żebrać" - którzy wyłudzali datki ukradkiem, „urzędnicy spadli z etatu", „sieroty bez ojca i matki", „ojcowie i matki niemogący utrzymać nieistniejących dzieci" [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Ależ oni chętniej przenoszą więzienie i kajdany nad poniżenie się przy warsztacie"37 -wpisał do swej książki, w połowie wieku, obserwację z życia jeden z powieściopisarzy.„Deszcz gwieździsty sypnął tych typów" - odnotował kronikarz jednego z tygodników w połowie lat osiemdziesiątych, gdy różni „letkiewicze" raz za razem zyskiwali rozgłos fałszerskimi i oszukańczymi aferami.Pobieranie pieniędzy z Banku Polskiego na sfałszowane weksle stało się procederem bardzo popularnym już wkrótce po uruchomieniu tej instytucji w Warszawie.Czyniono to nieraz w sposób bardzo przemyślny, ale i Bank zaczął stosować środki ostrożności.W 1848 r.opisano przypadek, gdy fałszerz posłużył się nieświadomym rzeczy wspólnikiem.Jak donoszono, 22-letni Żyd przyniósł wówczas do Banku Polskiego 3 weksle „girem in blanco jednego ze znakomitych domów handlowych opatrzone".Urzędnik bankowy weksle te przyjął, ale dał je do sprawdzenia wspólnikowi owego domu handlowego, który bez trudu stwierdził, że są podrobione.Gdy młodzieniec przybył po odbiór pieniędzy - został zatrzymany.Wydałwówczas niejakiego Jakuba Silberhasta, który pod pozorem, że jest chory i sam nie może udać się do banku - za 3 rb poprosił go o tę przysługę.Silberhast przyznał sią do fałszerstwa i przekazany został policji.O wiele częściej i z większą energią niż oszukańczymi machinacjami różnych niebieskich ptaków „lepszego pochodzenia" prasa zajmowała się żebractwem na ulicach miasta.Na ogół całą tę olbrzymią armię nędzarzy wypełniających ulice i place miasta hurtem zaliczano do wydrwigroszów i nierobów, usiłujących żerować na ma-239jętniejszych współobywatelach.Z problemem żebractwa walczono przez cały XIX wiek bezskutecznie, gdyż w znacznej większości dotyczył on ludzi autentycznie nieszczęśliwych, pozbawionych perspektyw życiowych.Dobrze to widział Prus, chociaż i on o kwestiach żebractwa w różnych latach różnie pisał, co najlepiej dowodzi, jak ów problem był złożony.„Królestwo nędzy dzieli się na dwie prowincje - stwierdzał w 1897 r.- w jednej mieszka nędza wstydliwa, której potrzeba szukać i nieledwie narzucać się z pomocą, w drugiej - nędza rozpróżnia-czona i zuchwała.Zpodniesionym czołem atakuje cię ona na ulicy, zuchwale dzwoni do drzwi mieszkania, o jałmużnę uprasza się jak zwycięzca o haracz i wymyśla, jeżeli nie możesz płacić dużo".W dalszej części tejże kroniki konstatował: „Drugą kategorię nieszczęśników widujemy przeważnie na ulicach, gdzie urządzają formalną maskaradę.Jeden rozpuszcza siwe włosy i brodę, drugi bandażuje sobie rękę, inny nogę.Kto nie może udać feleru, ten przynajmniej wygina się w nieprawdopodobny sposób albo na widok«porządnego przechodnia» dostaje drgawek [.].Wszyscy ci panowie i damy są to myśliwcy, dla których miasto jest lasem, a przechodzień zającem.Trzeba jeszcze dodać, że w polowanku tym żebrzące dzieci odegry-wają rolę gończych, a przynajmniej tak są dokuczliwe i wrzaskliwe"38.Liczbę zawodowych żebraków oceniano w tym czasie na 2674 osoby dorosłe, w czym zdecydowaną większość stanowiły kobiety, gdyż wśród -używając określenia Prusa - „ulicznych raubriterów" było ich aż 1736.Spośród dorosłych - według ówczesnych wyliczeń - 1146 osób kwalifikowało się do pracy w domach zarobkowych.Prócz tego żebraniną trudniło się blisko 3 tys.dzieci.W 1860 r.jakiś czytelnik „Kuriera Warszawskiego" oburzał się w liście do redakcji, że gdy chodzącemu po żebraninie młodemu, bo 30-letniemu mężczyźnie, będącemu z zawodu piekarzem - zaproponował dobrze płatną posadę stróża - ów odparł, iż wykonywanie takiego zajęcia to dla niego„nie honor".Już kilka lat wcześniej w tej samej gazecie napisano, że wiele osób przejawiających wstręt do pracy bierze się za „kunsztowne żebractwo".Chwytają się różnych sposobów, tworząc nową gałąź oszustów.Specjalizują się w udawaniu różnych postaci zależnie od tego, od kogo chcą wyłudzić pieniężne datki.Jeden z zatrzymanych wówczas żebraków, mężczyzna 37-letni, „zdrów i zdolny do każdej pracy" - był240podobno tak sprytny, że najpierw zbierał wiadomości o ludziach, do których miał się udać z prośbą o wsparcie, i na tej podstawie obmyślałróżne scenariusze nieszczęść, jakie go rzekomo spotkały.Raz występowałjako okryty ranami żołnierz z pułku sybirskiego, kiedy indziej jako obywatel, który postradał majątek i został z kilkorgiem małych dzieci bez środków do życia, to znów jako subiekt cukierniczy, przypadkowo wzięty do wojska, gdzie dostał pomieszania zmysłów, a po podleczeniu zostałzwolniony ze służby, czasem - jako obrabowany na Solcu z pieniędzy.Grając dobrze te wszystkie role, umiał wzbudzić litość i życzliwość.O dużych pieniądzach wyłudzanych przez żebraków-oszustów opowiadano cuda: „Sami byliśmy świadkami, jak żebrak obłożony plastrami, jednooki niby i jednoręki, wymieniał piętnaście rubli Kolęda biednych.Rys.Franciszek Kostrzewski (1870) samymi dziesiątkami na papierki" - zapewniał Edward Lubowski w„Kłosach".W kilka lat później w tym samym piśmie stwierdzano, że„żebractwo jest niemal zakonem ze statutami".Na podstawie obserwacji poczynionych w różnych punktach miasta i w wielu sytuacjach dokonano wówczas swoistej typologii ról najczęściej granych przez całe lata.Wyróżniono „pogorzelców" - opowiadających, że dopiero co spalił im się dom i dobytek, „szpitalni-ków" - którzy bez środków do życia i możliwości podjęcia pracy wyszli ze szpitala, „kaleki od urodzenia" - wystawiających efektowne rany lub kikuty na trotuarach w najruchliwszych miejscach w mieście, „eks-wojskowych" - którzy nigdy nie mieli pałasza przy boku.Byli też „wstydzący się żebrać" - którzy wyłudzali datki ukradkiem, „urzędnicy spadli z etatu", „sieroty bez ojca i matki", „ojcowie i matki niemogący utrzymać nieistniejących dzieci" [ Pobierz całość w formacie PDF ]