[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odkryłam w końcu, że siedząc cicho i wspierając go,sprawiam wrażenie, że jestem w pełni zadowolona i nie mampoważniejszych kłopotów.Kiedy nauczyłam się już polegać na sobiesamej, okazało się, że mąż pomija mnie coraz bardziej i bardziej.Największą oczywiście stratą był ustawiczny brak mężowskiegodotyku i bliskości - choćby raz w miesiącu.Byłam tego całkowiciepozbawiona, a wiedziałam, że w tym samym czasie Verlan zażywaseksualnych rozkoszy z innymi.Codziennie modliłam się do Boga, by pozwolił mi umrzeć.Verlan przyjechał do mnie i próbował wlać we mnie trochę otuchy.Tłumaczył, że teraz, kiedy nasze życie seksualne się skończyło, muszęzacisnąć zęby i cieszyć się dziećmi.Przywarłam do niego, błagając, bysię ze mną kochał.Piętnaście miesięcy abstynencji to dla mnie zadługo.Skąd miałam wiedzieć, że jeszcze mnie potrzebuje? Skłamałami zaręczyłam, że na pewno nie zajdę w ciążę, bo następnego dniaspodziewam się okresu.Ostatecznie Verlan poddał się i podarował mijedną, krótką chwilę rozkoszy.Parę tygodni pózniej popłynęły potoki łez - odkryłam, że znówjestem w ciąży.*Verlan próbował jakoś się zrehabilitować po swoim złymzachowaniu w stosunku do mnie i zaproponował, żebym pojechała znim do Colonia LeBaron.Donna wiedziała, że oddam wszystko, by sięwyrwać z domu, więc nalegała, bym zostawiła z nią dzieci i na tydzieńwyjechała. Następnego dnia po naszym przyjezdzie do kolonii, mojaznajoma, Priscilla, zaprosiła nas do siebie na pizzę, a wraz z namijeszcze dwie niezamężne kobiety, Elizabeth i Helen.Przez całe latabyłyśmy dobrymi koleżankami.Wszystkie trzy bardzo gorliwiepraktykowały wiarę.Czterdziestoletnia Helen była wdową masywnej postury i bezwątpienia miała Verlana na oku.Już kilkakrotnie od czasu śmiercimęża, Therona, w owym okropnym wypadku samochodowym,wspominała, że chętnie zostałaby członkiem naszej rodziny.Wiedziałam, że była samotna.Znałam ją już od dwudziestu lat i za nicw świecie nie chciałam, żeby coś nas zaczęło dzielić, a zwłaszczawspólny mąż.Poza tym Verlan i tak miał już dość na głowie.Coprawda nasza nauka nie uznawała tego typu przyziemnych ograniczeń imężczyzna nie miał prawa odrzucić wierzącej kobiety, która pragniewyjść za niego.Jeśliby tak uczynił, Bóg mógłby nie zechcieć obdarzyćgo następnymi żonami.Moim zadaniem - mając siedem żon - Verlannie potrzebował kolejnych, nawet wziąwszy pod uwagę jego ambitnąnaturę.Helen była świetną kucharką i wspaniałą matką.Jedenaścioro jejdzieci gorąco ją kochało, lecz potrzebowało również ojca.Przykro mibyło, że nie znalazł się żaden inny mężczyzna, gotowy wziąćodpowiedzialność za równie wspaniałą kobietę - jedną z tych, które Bógzostawił tu, na ziemi, bez męża, a więc bez środków do życia.Mimowszystko jednak miałam wrażenie, że w karneciku Verlana nie ostał sięjuż żaden wolny taniec. W czasie naszego spotkania zdołałam się na szczęście odprężyći odsunąć na bok myśli o Helen.Bawiliśmy się wszyscy świetnie,żartowaliśmy i śmialiśmy się, aż nagle Verlan ucichł i pogrążył wmyślach.Po chwili zapytał:- Hej, Priscilla, masz gdzieś pod ręką ołówek i kartkę?Zastanawiałam się, co też mogło być na tyle ważne, że trzeba od razu tozapisać.Może ma zamiar zacząć jakąś nową zabawę? Zapadła cisza -nikt nie wiedział, o co chodzi.Verlan nagryzmolił parę słów, złożyłkarteczkę, podał mi, zaczepnie trącając swoim kolanem moje.Odezwałsię, jakby chciał się ze mną trochę podroczyć:- Hej, mogłabyś to podać Helen?Elizabeth spojrzała na Helen, potem przeniosła wzrok na mnie.- Co tu się dzieje?Posłusznie wręczyłam kartkę Helen.- A to co? - spytała, zdziwiona.- Dalej, przeczytaj.tylko nie na głos - odparł Verlan i wstał.Helen ostrożnie rozwinęła karteczkę.Wszyscy patrzyliśmy, jak zkażdym przeczytanym słowem usta otwierały jej się coraz szerzej.Spojrzała na Verlana z niedowierzaniem.- Naprawdę? - spytała cicho, niemal szeptem.- Tak, ale nic nie mów - rozkazał i skierował się w stronę drzwi.Helen podskoczyła i zaczęła piszczeć.Uściskała Elizabeth.Potemmocno objęła Priscillę i omal nie strąciła jej z krzesła.Podeszła domnie, czerwona na twarzy z zażenowania. - Nie mogę w to uwierzyć! - wykrzyknęła i niepewnie mnieobjęfa, jakby prosząc o aprobatę.- Och, jak to wspaniale!Yerlan otworzył drzwi, zanim zdążyła do niego podejść [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Odkryłam w końcu, że siedząc cicho i wspierając go,sprawiam wrażenie, że jestem w pełni zadowolona i nie mampoważniejszych kłopotów.Kiedy nauczyłam się już polegać na sobiesamej, okazało się, że mąż pomija mnie coraz bardziej i bardziej.Największą oczywiście stratą był ustawiczny brak mężowskiegodotyku i bliskości - choćby raz w miesiącu.Byłam tego całkowiciepozbawiona, a wiedziałam, że w tym samym czasie Verlan zażywaseksualnych rozkoszy z innymi.Codziennie modliłam się do Boga, by pozwolił mi umrzeć.Verlan przyjechał do mnie i próbował wlać we mnie trochę otuchy.Tłumaczył, że teraz, kiedy nasze życie seksualne się skończyło, muszęzacisnąć zęby i cieszyć się dziećmi.Przywarłam do niego, błagając, bysię ze mną kochał.Piętnaście miesięcy abstynencji to dla mnie zadługo.Skąd miałam wiedzieć, że jeszcze mnie potrzebuje? Skłamałami zaręczyłam, że na pewno nie zajdę w ciążę, bo następnego dniaspodziewam się okresu.Ostatecznie Verlan poddał się i podarował mijedną, krótką chwilę rozkoszy.Parę tygodni pózniej popłynęły potoki łez - odkryłam, że znówjestem w ciąży.*Verlan próbował jakoś się zrehabilitować po swoim złymzachowaniu w stosunku do mnie i zaproponował, żebym pojechała znim do Colonia LeBaron.Donna wiedziała, że oddam wszystko, by sięwyrwać z domu, więc nalegała, bym zostawiła z nią dzieci i na tydzieńwyjechała. Następnego dnia po naszym przyjezdzie do kolonii, mojaznajoma, Priscilla, zaprosiła nas do siebie na pizzę, a wraz z namijeszcze dwie niezamężne kobiety, Elizabeth i Helen.Przez całe latabyłyśmy dobrymi koleżankami.Wszystkie trzy bardzo gorliwiepraktykowały wiarę.Czterdziestoletnia Helen była wdową masywnej postury i bezwątpienia miała Verlana na oku.Już kilkakrotnie od czasu śmiercimęża, Therona, w owym okropnym wypadku samochodowym,wspominała, że chętnie zostałaby członkiem naszej rodziny.Wiedziałam, że była samotna.Znałam ją już od dwudziestu lat i za nicw świecie nie chciałam, żeby coś nas zaczęło dzielić, a zwłaszczawspólny mąż.Poza tym Verlan i tak miał już dość na głowie.Coprawda nasza nauka nie uznawała tego typu przyziemnych ograniczeń imężczyzna nie miał prawa odrzucić wierzącej kobiety, która pragniewyjść za niego.Jeśliby tak uczynił, Bóg mógłby nie zechcieć obdarzyćgo następnymi żonami.Moim zadaniem - mając siedem żon - Verlannie potrzebował kolejnych, nawet wziąwszy pod uwagę jego ambitnąnaturę.Helen była świetną kucharką i wspaniałą matką.Jedenaścioro jejdzieci gorąco ją kochało, lecz potrzebowało również ojca.Przykro mibyło, że nie znalazł się żaden inny mężczyzna, gotowy wziąćodpowiedzialność za równie wspaniałą kobietę - jedną z tych, które Bógzostawił tu, na ziemi, bez męża, a więc bez środków do życia.Mimowszystko jednak miałam wrażenie, że w karneciku Verlana nie ostał sięjuż żaden wolny taniec. W czasie naszego spotkania zdołałam się na szczęście odprężyći odsunąć na bok myśli o Helen.Bawiliśmy się wszyscy świetnie,żartowaliśmy i śmialiśmy się, aż nagle Verlan ucichł i pogrążył wmyślach.Po chwili zapytał:- Hej, Priscilla, masz gdzieś pod ręką ołówek i kartkę?Zastanawiałam się, co też mogło być na tyle ważne, że trzeba od razu tozapisać.Może ma zamiar zacząć jakąś nową zabawę? Zapadła cisza -nikt nie wiedział, o co chodzi.Verlan nagryzmolił parę słów, złożyłkarteczkę, podał mi, zaczepnie trącając swoim kolanem moje.Odezwałsię, jakby chciał się ze mną trochę podroczyć:- Hej, mogłabyś to podać Helen?Elizabeth spojrzała na Helen, potem przeniosła wzrok na mnie.- Co tu się dzieje?Posłusznie wręczyłam kartkę Helen.- A to co? - spytała, zdziwiona.- Dalej, przeczytaj.tylko nie na głos - odparł Verlan i wstał.Helen ostrożnie rozwinęła karteczkę.Wszyscy patrzyliśmy, jak zkażdym przeczytanym słowem usta otwierały jej się coraz szerzej.Spojrzała na Verlana z niedowierzaniem.- Naprawdę? - spytała cicho, niemal szeptem.- Tak, ale nic nie mów - rozkazał i skierował się w stronę drzwi.Helen podskoczyła i zaczęła piszczeć.Uściskała Elizabeth.Potemmocno objęła Priscillę i omal nie strąciła jej z krzesła.Podeszła domnie, czerwona na twarzy z zażenowania. - Nie mogę w to uwierzyć! - wykrzyknęła i niepewnie mnieobjęfa, jakby prosząc o aprobatę.- Och, jak to wspaniale!Yerlan otworzył drzwi, zanim zdążyła do niego podejść [ Pobierz całość w formacie PDF ]