[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jasne, że wie.Przecież go widziała - przypominam Charisse.- To dlaczego powiedziałaś jej, że wróci do domu w sierpniu?- Bo wróci.Sam podał mi tę datę.-Och.Mimo że nie spuszczam wzroku z jezdni, czuję na sobie uważnespojrzenie Charisse.- Czy to nie jest trochę.dziwne?- Alba to uwielbia.- A ty?- Ja nigdy go nie widzę.Staram się mówić lekkim tonem, jakby ta niesprawiedliwośćlosu nie była dla mnie najgorszą torturą, jakbym nie czuła żalu,gdy Alba relacjonuje mi minuta po minucie swoje spotkaniaz Henrym.Dlaczego nie ja, Henry?, pytam w duchu, skręcając w zarzucony zabawkami podjazd Charisse i Gomeza.Dlaczego tylko Alba?Ale jak zwykle nie słyszę żadnej odpowiedzi.Tak po prostu jużjest.Charisse całuje mnie i wysiada z samochodu, idzie powoliw stronę frontowych drzwi, które otwierają się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.Stają w nich Gomez i Rosa.Małapodskakuje jak piłeczka i pokazuje coś Charisse, która wyjmujejej przedmiot z rączki i mocno przytula.Gomez patrzy na mnieprzez długą chwilę, po czym kiwa do mnie.Macham mu w odpo-483wiedzi, a on się odwraca.Charisse i Rosa weszły do środka.Drzwi się zamykają.Przez chwilę stoję jeszcze na podjezdzie.Alba wciąż śpi na tylnymsiedzeniu.Po zarośniętym mleczami trawniku spacerują kruki.Henry, gdzie jesteś? Opieram głowę o kierownicę.Pomóż mi.Nikt nieodpowiada.Po chwili wrzucam wsteczny bieg, wyjeżdżam z podjazdu i ruszam w stronę naszego cichego, pełnego oczekiwania domu.Sobota, 3 września 1990 (Henry ma 27 lat)HENRY: Zgubiliśmy z Ingrid samochód i jesteśmy pijani.Jestciemno, chodzę tam i z powrotem w poszukiwaniu samochodu, alebez skutku.Pieprzony Lincoln Park.Cholera.Ingrid jest niezle wkurzona.Idzie przede mną i całe jej plecy, nawet każdy ruch bioder są jedną wielką złością.To moja wina.Pieprzony klub Park West.Dlaczego otwarto klub nocny w samymśrodku yuppieville, gdzie nie można zostawić samochodu na dziesięć sekund, żeby go zaraz nie zgarnięto.- Henry.-Co?- To znów ta mała dziewczynka.- Jaka dziewczynka?- Ta, którą już widzieliśmy.Ingrid przystaje.Spoglądam na miejsce, które wskazuje mipalcem.Dziewczynka stoi w podcieniach kwiaciarni.Ma na sobie coś ciemnego, widzę tylko jej białą buzię i bose stopy.Mamoże siedem, osiem lat; jest zdecydowanie za mała, żeby spacerować samotnie po nocy.Ingrid podchodzi do małej, która patrzyna nią obojętnie.- Wszystko w porządku? - pyta Ingrid.- Zgubiłaś się?Mała podnosi na mnie wzrok i mówi:- Rzeczywiście się zgubiłam, ale teraz już wiem, gdzie jestem.Dziękuję - dodaje uprzejmie.- Podwiezć cię do domu? Możemy cię podrzucić, jeśli uda namsię znalezć samochód.Ingrid pochyla się nad dziewczynką.Kiedy podchodzę do nich,484dostrzegam, że mała ma na sobie męską kurtkę przeciwdeszczową;sięga jej do kostek.- Nie, dziękuję.Poza tym, mieszkam bardzo daleko stąd.Dziewczynka ma długie czarne włosy i niesamowite ciemneoczy; w blasku wystawy kwiaciarni wygląda trochę jak dziewczynka z zapałkami z epoki wiktoriańskiej.- Gdzie jest twoja mama? - pyta Ingrid.- W domu.Mała uśmiecha się do mnie.- Nie wie, że tutaj jestem.- Uciekłaś z domu? - pytam.- Nie - odpowiada i wybucha śmiechem.- Szukałam tatusia, alechyba zjawiłam się za wcześnie.Wrócę pózniej.Przeciska się obok Ingrid, podchodzi do mnie i chwyta mnie zamarynarkę, ciągnąc w swoją stronę.- Samochód stoi po drugiej stronie ulicy - szepcze.Rozglądam się i rzeczywiście: czerwone porsche Ingrid stoi naprzeciw nas.- Dzięki.- zaczynam, a dziewczynka całuje mnie gdzieś kołoucha, po czym zaczyna biec chodnikiem z głośnymi plaśnięciamigołych stóp.Kiedy wsiadamy do samochodu, Ingrid nie odzywa się anisłowem.- To było bardzo dziwne - mówię wreszcie, a ona wzdycha ciężko.- Henry, jak na taką mądrą osobę, potrafisz być czasami cholernie ograniczony.Wysadza mnie przed moim domem i odjeżdża bez słowa.Niedziela, 29 lipca 1979 (Henry ma 42 lata)HENRY: Jest jakiś dzień w przeszłości.Siedzę na LighthouseBeach z Albą.Ona ma dziesięć lat, ja czterdzieści dwa.Obojeprzenieśliśmy się w czasie.Jest ciepły wieczór, chyba w lipcu albo sierpniu.Mam na sobie dżinsy i biały podkoszulek, któreukradłem z eleganckiego domu w North Evanston; Alba różowąkoszulę nocną, którą zdjęła ze sznura w ogrodzie jakiejś starszej485pani.Jest na nią za długa, więc okręciliśmy brzeg wokół kolan.Przez całe popołudnie ludzie bardzo dziwnie się nam przyglądają.Chyba nie przypominamy normalnego ojca z córką siedzących na plaży [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Jasne, że wie.Przecież go widziała - przypominam Charisse.- To dlaczego powiedziałaś jej, że wróci do domu w sierpniu?- Bo wróci.Sam podał mi tę datę.-Och.Mimo że nie spuszczam wzroku z jezdni, czuję na sobie uważnespojrzenie Charisse.- Czy to nie jest trochę.dziwne?- Alba to uwielbia.- A ty?- Ja nigdy go nie widzę.Staram się mówić lekkim tonem, jakby ta niesprawiedliwośćlosu nie była dla mnie najgorszą torturą, jakbym nie czuła żalu,gdy Alba relacjonuje mi minuta po minucie swoje spotkaniaz Henrym.Dlaczego nie ja, Henry?, pytam w duchu, skręcając w zarzucony zabawkami podjazd Charisse i Gomeza.Dlaczego tylko Alba?Ale jak zwykle nie słyszę żadnej odpowiedzi.Tak po prostu jużjest.Charisse całuje mnie i wysiada z samochodu, idzie powoliw stronę frontowych drzwi, które otwierają się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.Stają w nich Gomez i Rosa.Małapodskakuje jak piłeczka i pokazuje coś Charisse, która wyjmujejej przedmiot z rączki i mocno przytula.Gomez patrzy na mnieprzez długą chwilę, po czym kiwa do mnie.Macham mu w odpo-483wiedzi, a on się odwraca.Charisse i Rosa weszły do środka.Drzwi się zamykają.Przez chwilę stoję jeszcze na podjezdzie.Alba wciąż śpi na tylnymsiedzeniu.Po zarośniętym mleczami trawniku spacerują kruki.Henry, gdzie jesteś? Opieram głowę o kierownicę.Pomóż mi.Nikt nieodpowiada.Po chwili wrzucam wsteczny bieg, wyjeżdżam z podjazdu i ruszam w stronę naszego cichego, pełnego oczekiwania domu.Sobota, 3 września 1990 (Henry ma 27 lat)HENRY: Zgubiliśmy z Ingrid samochód i jesteśmy pijani.Jestciemno, chodzę tam i z powrotem w poszukiwaniu samochodu, alebez skutku.Pieprzony Lincoln Park.Cholera.Ingrid jest niezle wkurzona.Idzie przede mną i całe jej plecy, nawet każdy ruch bioder są jedną wielką złością.To moja wina.Pieprzony klub Park West.Dlaczego otwarto klub nocny w samymśrodku yuppieville, gdzie nie można zostawić samochodu na dziesięć sekund, żeby go zaraz nie zgarnięto.- Henry.-Co?- To znów ta mała dziewczynka.- Jaka dziewczynka?- Ta, którą już widzieliśmy.Ingrid przystaje.Spoglądam na miejsce, które wskazuje mipalcem.Dziewczynka stoi w podcieniach kwiaciarni.Ma na sobie coś ciemnego, widzę tylko jej białą buzię i bose stopy.Mamoże siedem, osiem lat; jest zdecydowanie za mała, żeby spacerować samotnie po nocy.Ingrid podchodzi do małej, która patrzyna nią obojętnie.- Wszystko w porządku? - pyta Ingrid.- Zgubiłaś się?Mała podnosi na mnie wzrok i mówi:- Rzeczywiście się zgubiłam, ale teraz już wiem, gdzie jestem.Dziękuję - dodaje uprzejmie.- Podwiezć cię do domu? Możemy cię podrzucić, jeśli uda namsię znalezć samochód.Ingrid pochyla się nad dziewczynką.Kiedy podchodzę do nich,484dostrzegam, że mała ma na sobie męską kurtkę przeciwdeszczową;sięga jej do kostek.- Nie, dziękuję.Poza tym, mieszkam bardzo daleko stąd.Dziewczynka ma długie czarne włosy i niesamowite ciemneoczy; w blasku wystawy kwiaciarni wygląda trochę jak dziewczynka z zapałkami z epoki wiktoriańskiej.- Gdzie jest twoja mama? - pyta Ingrid.- W domu.Mała uśmiecha się do mnie.- Nie wie, że tutaj jestem.- Uciekłaś z domu? - pytam.- Nie - odpowiada i wybucha śmiechem.- Szukałam tatusia, alechyba zjawiłam się za wcześnie.Wrócę pózniej.Przeciska się obok Ingrid, podchodzi do mnie i chwyta mnie zamarynarkę, ciągnąc w swoją stronę.- Samochód stoi po drugiej stronie ulicy - szepcze.Rozglądam się i rzeczywiście: czerwone porsche Ingrid stoi naprzeciw nas.- Dzięki.- zaczynam, a dziewczynka całuje mnie gdzieś kołoucha, po czym zaczyna biec chodnikiem z głośnymi plaśnięciamigołych stóp.Kiedy wsiadamy do samochodu, Ingrid nie odzywa się anisłowem.- To było bardzo dziwne - mówię wreszcie, a ona wzdycha ciężko.- Henry, jak na taką mądrą osobę, potrafisz być czasami cholernie ograniczony.Wysadza mnie przed moim domem i odjeżdża bez słowa.Niedziela, 29 lipca 1979 (Henry ma 42 lata)HENRY: Jest jakiś dzień w przeszłości.Siedzę na LighthouseBeach z Albą.Ona ma dziesięć lat, ja czterdzieści dwa.Obojeprzenieśliśmy się w czasie.Jest ciepły wieczór, chyba w lipcu albo sierpniu.Mam na sobie dżinsy i biały podkoszulek, któreukradłem z eleganckiego domu w North Evanston; Alba różowąkoszulę nocną, którą zdjęła ze sznura w ogrodzie jakiejś starszej485pani.Jest na nią za długa, więc okręciliśmy brzeg wokół kolan.Przez całe popołudnie ludzie bardzo dziwnie się nam przyglądają.Chyba nie przypominamy normalnego ojca z córką siedzących na plaży [ Pobierz całość w formacie PDF ]