[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dość! Przywo-łał się do porządku.Zdaje się, że już teraz przydałby mu się kubeł zimnej wody na gło-wę.- Naturalnie, że tak - odpowiedział na jej pytanie i odsunął się na bezpieczną odle-głość.- Może zje pani szynkę? Obawiam się, że niebawem nic z niej nie zostanie.SkoroL Rskończyła pani na dziś porządki, chętnie odprowadzę panią do dworu.Ona również się odsunęła.Przez chwilę miał wrażenie, że zobaczył w jej oczachrozczarowanie.Zresztą, pewnie mu się zdawało.Przy niej niczego nie był pewien.Za-miast się zastanawiać, czy chciała, żeby ją pocałował, powinien raczej zwiększyć międzynimi dystans.- Może pani sprzątnąć resztki jedzenia, ja tymczasem porozmawiam z robotnikamii uwiążę konia.- Skoro właśnie tego pan sobie życzy - odparła.Gdybyż tylko wiedziała, czego naprawdę sobie życzył!Podniósł się z ociąganiem i odszedł.Był na siebie zły.Wystarczyło, że posłała mujedno zalotne spojrzenie i natychmiast zapomniał o niepokojących doniesieniach.Pora,by przypomniał sobie, czemu udaje rządcę na własnych włościach.Zaprowadzi paniąMerrill do domu, wstąpi na farmę Andersona, a potem uda się do Hazelwick i wypyta osierżanta Russella.Dotarł do gospody „Jeleń i Zając" wczesnym popołudniem.Nosił się z zamiaremzłożenia tej wizyty od kilku dni, lecz rewelacje Joanny zmobilizowały go do niezwłocz-nego działania.Uważał, że właściciel majątku powinien jak najczęściej zaglądać do po-bliskich karczm.Mieszkańcy wsi zbierali się w nich, by wypić kufel piwa, poplotkować iprzekazać sobie nowiny z najbliższego sąsiedztwa.Z kolei u podróżnych można było za-sięgnąć języka na temat wydarzeń i nastrojów w przyległych miastach.Edward dobrze wiedział, że członkowie Stowarzyszenia Filantropów Spence'a ma-ją zwyczaj organizowania zebrań w gospodach.Jeżeli zatem w Hazelwick działa gruparadykałów, to być może o niej rychło usłyszy.Wszedł do niemal całkowicie opustoszałej izby przesyconej ostrą wonią pieczeni.O tej porze nie spodziewał się zastać zbyt wielu gości, jako że dzień pracy jeszcze się niezakończył.Powitał go tęgi jegomość o rumianej, pucołowatej twarzy.Zapewne właści-ciel.- Pan Kirkbride? - zagadnął Edward, wyciągając dłoń.- Edward Greaves, nowyrządca w Blenhem Hill.L R- Jonathan Kirkbride - odparł uprzejmie mężczyzna.- Witam w moich progach.Martin wspominał, że markiz Englemere zatrudnił nowego nadzorcę.Dopiero dwa dnitemu zorientowałem się, że pański poprzednik został odprawiony.Razem ze swoim po-magierem, jak sądzę?- Nikt tu po nim płakał nie będzie - wtrąciła z niechęcią dziewczyna stojąca zaszynkwasem.- Pan Barksdale, zdaje się, nie był szczególnie lubiany? - zaczął ostrożnie Edward.- Ano nie był - zgodził się oberżysta.- Za to pana zaczynają wychwalać pod nie-biosa.Nie tylko stary Martin.Tanner mówi, że ponoć zlecił mu pan robotę przy łataniukilku domów, i to za niezgorszą opłatą.Zatrudnił pan też kowali i cieśli.Wielki to poży-tek dla tutejszych rzemieślników, a i dla mnie korzyść niemała - zakończył z uśmiechem.- Dla wszystkich, mam nadzieję - odwzajemnił się Edward.- Proszę, niech pan spocznie - zachęcił Kirkbride.- A ruszże się, dziewczyno, ipodaj panu Greavesowi piwo.Skosztuje pan pieczystego? W całym królestwie nie znaj-dzie pan lepszej kucharki od mojej Peg!- Bardzo chętnie, dziękuję - odparł Edward.- Zanim usiądę, chciałbym jednak za-mienić słówko z pańską pomocnicą.- Z tymi słowy podszedł do kontuaru.- Jesteś Mary,prawda?- Tak, proszę pana.- Dygnęła, obrzuciwszy go uprzednio spojrzeniem pełnymuznania.Edward położył przed nią złotą monetę.- To od naszej nowej nauczycielki, pani Merrill.Prosiła, bym ci ją przekazał.Opo-wiedziała mi, jak przyszłaś jej z pomocą tego wieczoru, gdy przybyła do Hazelwick.Niestety, zaszło nieporozumienie w kwestii terminu jej przyjazdu i nie wysłałem po niąpowozu.Do dziś nie mogę sobie tego darować.Jestem ci wdzięczny, że wskazałaś jejdrogę do dworu.Mary wpatrywała się przez chwilę w pieniążek, po czym chwyciła go w dłoń i we-tknęła za stanik.- Cieszę się, że mogłam pomóc.- Spojrzała wymownie na chlebodawcę - od razuL Rpoznałam, że to dama.- Tak, tak - wtrącił pospiesznie karczmarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Dość! Przywo-łał się do porządku.Zdaje się, że już teraz przydałby mu się kubeł zimnej wody na gło-wę.- Naturalnie, że tak - odpowiedział na jej pytanie i odsunął się na bezpieczną odle-głość.- Może zje pani szynkę? Obawiam się, że niebawem nic z niej nie zostanie.SkoroL Rskończyła pani na dziś porządki, chętnie odprowadzę panią do dworu.Ona również się odsunęła.Przez chwilę miał wrażenie, że zobaczył w jej oczachrozczarowanie.Zresztą, pewnie mu się zdawało.Przy niej niczego nie był pewien.Za-miast się zastanawiać, czy chciała, żeby ją pocałował, powinien raczej zwiększyć międzynimi dystans.- Może pani sprzątnąć resztki jedzenia, ja tymczasem porozmawiam z robotnikamii uwiążę konia.- Skoro właśnie tego pan sobie życzy - odparła.Gdybyż tylko wiedziała, czego naprawdę sobie życzył!Podniósł się z ociąganiem i odszedł.Był na siebie zły.Wystarczyło, że posłała mujedno zalotne spojrzenie i natychmiast zapomniał o niepokojących doniesieniach.Pora,by przypomniał sobie, czemu udaje rządcę na własnych włościach.Zaprowadzi paniąMerrill do domu, wstąpi na farmę Andersona, a potem uda się do Hazelwick i wypyta osierżanta Russella.Dotarł do gospody „Jeleń i Zając" wczesnym popołudniem.Nosił się z zamiaremzłożenia tej wizyty od kilku dni, lecz rewelacje Joanny zmobilizowały go do niezwłocz-nego działania.Uważał, że właściciel majątku powinien jak najczęściej zaglądać do po-bliskich karczm.Mieszkańcy wsi zbierali się w nich, by wypić kufel piwa, poplotkować iprzekazać sobie nowiny z najbliższego sąsiedztwa.Z kolei u podróżnych można było za-sięgnąć języka na temat wydarzeń i nastrojów w przyległych miastach.Edward dobrze wiedział, że członkowie Stowarzyszenia Filantropów Spence'a ma-ją zwyczaj organizowania zebrań w gospodach.Jeżeli zatem w Hazelwick działa gruparadykałów, to być może o niej rychło usłyszy.Wszedł do niemal całkowicie opustoszałej izby przesyconej ostrą wonią pieczeni.O tej porze nie spodziewał się zastać zbyt wielu gości, jako że dzień pracy jeszcze się niezakończył.Powitał go tęgi jegomość o rumianej, pucołowatej twarzy.Zapewne właści-ciel.- Pan Kirkbride? - zagadnął Edward, wyciągając dłoń.- Edward Greaves, nowyrządca w Blenhem Hill.L R- Jonathan Kirkbride - odparł uprzejmie mężczyzna.- Witam w moich progach.Martin wspominał, że markiz Englemere zatrudnił nowego nadzorcę.Dopiero dwa dnitemu zorientowałem się, że pański poprzednik został odprawiony.Razem ze swoim po-magierem, jak sądzę?- Nikt tu po nim płakał nie będzie - wtrąciła z niechęcią dziewczyna stojąca zaszynkwasem.- Pan Barksdale, zdaje się, nie był szczególnie lubiany? - zaczął ostrożnie Edward.- Ano nie był - zgodził się oberżysta.- Za to pana zaczynają wychwalać pod nie-biosa.Nie tylko stary Martin.Tanner mówi, że ponoć zlecił mu pan robotę przy łataniukilku domów, i to za niezgorszą opłatą.Zatrudnił pan też kowali i cieśli.Wielki to poży-tek dla tutejszych rzemieślników, a i dla mnie korzyść niemała - zakończył z uśmiechem.- Dla wszystkich, mam nadzieję - odwzajemnił się Edward.- Proszę, niech pan spocznie - zachęcił Kirkbride.- A ruszże się, dziewczyno, ipodaj panu Greavesowi piwo.Skosztuje pan pieczystego? W całym królestwie nie znaj-dzie pan lepszej kucharki od mojej Peg!- Bardzo chętnie, dziękuję - odparł Edward.- Zanim usiądę, chciałbym jednak za-mienić słówko z pańską pomocnicą.- Z tymi słowy podszedł do kontuaru.- Jesteś Mary,prawda?- Tak, proszę pana.- Dygnęła, obrzuciwszy go uprzednio spojrzeniem pełnymuznania.Edward położył przed nią złotą monetę.- To od naszej nowej nauczycielki, pani Merrill.Prosiła, bym ci ją przekazał.Opo-wiedziała mi, jak przyszłaś jej z pomocą tego wieczoru, gdy przybyła do Hazelwick.Niestety, zaszło nieporozumienie w kwestii terminu jej przyjazdu i nie wysłałem po niąpowozu.Do dziś nie mogę sobie tego darować.Jestem ci wdzięczny, że wskazałaś jejdrogę do dworu.Mary wpatrywała się przez chwilę w pieniążek, po czym chwyciła go w dłoń i we-tknęła za stanik.- Cieszę się, że mogłam pomóc.- Spojrzała wymownie na chlebodawcę - od razuL Rpoznałam, że to dama.- Tak, tak - wtrącił pospiesznie karczmarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]