[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łołnierz nawet nie drgnął, leżał całkiem spokojnie.DoktorYoung spojrzał na niego, lecz nie przerywał pracy.W ciągu kilku minut nacięcie było wystarczająco głębo-kie, by ukazał się kawałek szrapnela.Wyjął go szczyp-czykami i szybko zaszył ranę.Puściłam dłoń żołnierzai pogłaskałam go po policzku.Mrugnął kilkakrotnie,a potem uśmiechnął się do mnie. Dobrze stwierdził doktor Young możemy ciępuścić do PPM-u.Dobra robota, siostro.Zwrócił się do mnie. Oczywiście słyszałem o hipno-zie, ale nigdy wcześniej jej nic widziałem.Przyznaję, że ażdo teraz określiłbym siebie mianem sceptyka.Aż do teraz. Cieszę się, że mogłam pomóc. Proszę być w pobliżu.Jeszcze przed końcem dniamogę potrzebować pani talentu.Bitwa wydawała się ciągnąć w nieskończoność.Nie-zależnie od tego, jak usilnie próbowaliśmy dotrzymaćkroku strumieniowi rannych, zalewał nas.Doktor Youngstawał się coraz bardziej bezlitosny, wskazując osoby,które mogły zostać, czyli w praktyce takie, które w ogólemogły być przyjęte.Do jednego kaprala wprowadzającegoprzez drzwi kulejącego i mocno krwawiącego mężczyznękrzyknął: Tylko przypadki na noszach! On był na noszach, ale pocisk go zrzucił i zabił no-szowych wyjaśnił kapral.Doktor Young głośno wyraziłzniecierpliwienie, jednak samodzielnie zajął się rannym.Coraz większym problemem stawała się bliskość poci-sków.Jeden uderzył tak blisko, że zadrżały ściany i przezchwilę bałam się, iż sklepienie runie na pacjentów.Wy-trzymał, lecz z trudem, a wybuchy zdawały się zbliżaćw zatrważającym tempie. Przecież jesteśmy poza polem bitwy wyszeptałamdo doktora. Dlaczego wróg miałby tracić amunicję? W oczywisty sposób znają położenie wszystkiego,co kiedyś służyło im za schrony odparł i w oczywistysposób wiedzą, że zrobimy z tego dobry użytek. Chce pan powiedzieć, że celują w nas specjalnie?W odpowiedzi na moje pytanie ziemia zadrżała po-nownie.I choć nie miałam czasu na nic innego niż bieżąceczynności, w mojej głowie nieustannie pojawiał się wi-zerunek Archiego.Próbowałam go tam zatrzymać, zupeł-nie jakby miało go to ochronić przed niebezpieczeństwem.Za każdym razem, gdy wnoszono oficera, wstrzymywałamoddech.Pod koniec tego straszliwego dnia ujrzałam twarz,którą udało mi się rozpoznać.Był to kapitan Tremain,którego spotkałam w schronie Archiego i który tak bar-dzo wyprowadził mnie z równowagi.Miał ranę postrza-łową nad lewym kolanem i obie dłonie głęboko pokale-czone sądziłam, że drutem kolczastym lecz nic mu niegroziło.Opatrzyłam jego rany i zapytałam go o Archie-go. Nie widziałem go od czasu, jak ruszyliśmy do ataku powiedział. Znalezliśmy się dość daleko od siebie.Przyglądał się mojej twarzy przez cały czas i poczułam nakarku znajomy dreszcz.Nawet teraz miał czelność gapićsię i oblizywać.Musiałam się zmusić, by dokończyćopatrunek.Wstałam. Proszę spróbować jak najmniej się poruszać przy-kazałam. Wyślemy pana na tyły z następnymi noszo-wymi.Skierowałam uwagę na żołnierza w rogu sali, któryzanosił się straszliwym kaszlem.Widziałam, że dostałw brzuch kulę, która poszła skośnie w górę, i byłoprawdopodobne, że jego płuca wypełniają się krwią.Uklękłam przy nim i wzięłam go za rękę.Charczał i siękrztusił, walcząc o oddech, a każdy skurcz przynosił jegowyniszczonemu ciału kolejną falę bólu.Ciężko było pa-trzeć na jego cierpienie.Wiedziałam, że tonie i nie da sięzrobić nic, by go uratować.Przyłożyłam usta do jego uchai wyszeptałam: Cii, nie bój się.Posłuchaj.Nie poczujesz bólu.%7ład-nego bólu.Zpij teraz, głębokim, pokrzepiającym snem.Zpij.Zpij.Gdy wypowiadałam te słowa, ataki kaszlu ustały,a powieki zadrżały i zamknęły się.Oddech stał się płytki.Słyszałam bulgot dobiegający z głębi jego klatki pier-siowej, ale już nie walczył i nie cierpiał.Po prostu zasnął,i będzie spał do czasu, aż ciało odmówi posłuszeństwai dusza odzyska wolność.Wstałam, a kiedy się odwró-ciłam, stwierdziłam, że kapitan Tremain mi się przygląda.Próbowałam go ominąć.Chwycił mnie za rękę. Siostro, ma pani tutaj jakieś silne lekarstwo po-wiedział spokojnie. Naprawdę silne.Wyrwałam ramię z jego uścisku.Miałam właśnie od-powiedzieć na jego uwagę, gdy ujrzałam, że Annie wy-myka się na zewnątrz.Podobnie jak ja i ona martwiła sięo rannych leżących bez opieki, której tak potrzebowali.Zerknęłam na doktora Younga, ale nie zauważył jej wyj-ścia.Ponownie spojrzałam na kapitana Tremaina. Byłabym wdzięczna. zaczęłam, lecz wyraz jegotwarzy kazał mi przerwać.Wiedziałam, że pociski padająblisko nas, dla mnie jednak świst tego jednego nie różniłsię od pozostałych.Dla doświadczonego ucha kapitanaTremaina był on całkowicie inny.Chwycił mnie ponowniei rzucił na podłogę obok siebie.W tejże chwili przy sa-mym wejściu do schronu eksplodował pocisk mozdzie-rzowy.Po huku wybuchu natychmiast nadeszła chmurabetonowego pyłu.Wszyscy zebrani w środku zaczęli ka-słać.Kiedy powietrze zaczęło się przejaśniać, usłyszałam,jak doktor Young woła: Siostro Hawksmith? Nic pani nie jest?Podniosłam się na nogi, pomagając przy tym wstaćTremainowi, którego zraniona noga sprawiała mu ogromnyból, w związku z czym kapitanowi ciężko było poruszaćsię bez pomocy. Wszystko w porządku, panie doktorze zawołałamw odpowiedzi. Zciany wytrzymały, sklepienie też, dzięki Bogu.Gdzie siostra Higgins?Teraz przypomniałam sobie, że widziałam Annieopuszczającą bezpieczne wnętrze szpitala.Wybiegłam nazewnątrz.Wszędzie dookoła porozrzucane były pokiere-szowane ciała i jęczący ranni.Annie leżała w pobliżumłodego szeregowca.Opadłam na ziemię obok niej. Annie? Annie?Poruszyła się powoli i otwarła oczy. Wiem, że doktor Young kazał nam zostać w środku powiedziała ale ci biedni chłopcy. Uśmiechnęła się. Całkiem jak mój Billie.Potrzebowali odrobiny opieki.Matczynego dotyku, rozumiesz?Skinęłam głową.Oczy jej się zwęziły, a na czole pojawiła sięzmarszczka. Zrobiłyśmy wszystko, co w naszej mocy, prawda? spytała. Och, Annie, tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.%7łołnierz nawet nie drgnął, leżał całkiem spokojnie.DoktorYoung spojrzał na niego, lecz nie przerywał pracy.W ciągu kilku minut nacięcie było wystarczająco głębo-kie, by ukazał się kawałek szrapnela.Wyjął go szczyp-czykami i szybko zaszył ranę.Puściłam dłoń żołnierzai pogłaskałam go po policzku.Mrugnął kilkakrotnie,a potem uśmiechnął się do mnie. Dobrze stwierdził doktor Young możemy ciępuścić do PPM-u.Dobra robota, siostro.Zwrócił się do mnie. Oczywiście słyszałem o hipno-zie, ale nigdy wcześniej jej nic widziałem.Przyznaję, że ażdo teraz określiłbym siebie mianem sceptyka.Aż do teraz. Cieszę się, że mogłam pomóc. Proszę być w pobliżu.Jeszcze przed końcem dniamogę potrzebować pani talentu.Bitwa wydawała się ciągnąć w nieskończoność.Nie-zależnie od tego, jak usilnie próbowaliśmy dotrzymaćkroku strumieniowi rannych, zalewał nas.Doktor Youngstawał się coraz bardziej bezlitosny, wskazując osoby,które mogły zostać, czyli w praktyce takie, które w ogólemogły być przyjęte.Do jednego kaprala wprowadzającegoprzez drzwi kulejącego i mocno krwawiącego mężczyznękrzyknął: Tylko przypadki na noszach! On był na noszach, ale pocisk go zrzucił i zabił no-szowych wyjaśnił kapral.Doktor Young głośno wyraziłzniecierpliwienie, jednak samodzielnie zajął się rannym.Coraz większym problemem stawała się bliskość poci-sków.Jeden uderzył tak blisko, że zadrżały ściany i przezchwilę bałam się, iż sklepienie runie na pacjentów.Wy-trzymał, lecz z trudem, a wybuchy zdawały się zbliżaćw zatrważającym tempie. Przecież jesteśmy poza polem bitwy wyszeptałamdo doktora. Dlaczego wróg miałby tracić amunicję? W oczywisty sposób znają położenie wszystkiego,co kiedyś służyło im za schrony odparł i w oczywistysposób wiedzą, że zrobimy z tego dobry użytek. Chce pan powiedzieć, że celują w nas specjalnie?W odpowiedzi na moje pytanie ziemia zadrżała po-nownie.I choć nie miałam czasu na nic innego niż bieżąceczynności, w mojej głowie nieustannie pojawiał się wi-zerunek Archiego.Próbowałam go tam zatrzymać, zupeł-nie jakby miało go to ochronić przed niebezpieczeństwem.Za każdym razem, gdy wnoszono oficera, wstrzymywałamoddech.Pod koniec tego straszliwego dnia ujrzałam twarz,którą udało mi się rozpoznać.Był to kapitan Tremain,którego spotkałam w schronie Archiego i który tak bar-dzo wyprowadził mnie z równowagi.Miał ranę postrza-łową nad lewym kolanem i obie dłonie głęboko pokale-czone sądziłam, że drutem kolczastym lecz nic mu niegroziło.Opatrzyłam jego rany i zapytałam go o Archie-go. Nie widziałem go od czasu, jak ruszyliśmy do ataku powiedział. Znalezliśmy się dość daleko od siebie.Przyglądał się mojej twarzy przez cały czas i poczułam nakarku znajomy dreszcz.Nawet teraz miał czelność gapićsię i oblizywać.Musiałam się zmusić, by dokończyćopatrunek.Wstałam. Proszę spróbować jak najmniej się poruszać przy-kazałam. Wyślemy pana na tyły z następnymi noszo-wymi.Skierowałam uwagę na żołnierza w rogu sali, któryzanosił się straszliwym kaszlem.Widziałam, że dostałw brzuch kulę, która poszła skośnie w górę, i byłoprawdopodobne, że jego płuca wypełniają się krwią.Uklękłam przy nim i wzięłam go za rękę.Charczał i siękrztusił, walcząc o oddech, a każdy skurcz przynosił jegowyniszczonemu ciału kolejną falę bólu.Ciężko było pa-trzeć na jego cierpienie.Wiedziałam, że tonie i nie da sięzrobić nic, by go uratować.Przyłożyłam usta do jego uchai wyszeptałam: Cii, nie bój się.Posłuchaj.Nie poczujesz bólu.%7ład-nego bólu.Zpij teraz, głębokim, pokrzepiającym snem.Zpij.Zpij.Gdy wypowiadałam te słowa, ataki kaszlu ustały,a powieki zadrżały i zamknęły się.Oddech stał się płytki.Słyszałam bulgot dobiegający z głębi jego klatki pier-siowej, ale już nie walczył i nie cierpiał.Po prostu zasnął,i będzie spał do czasu, aż ciało odmówi posłuszeństwai dusza odzyska wolność.Wstałam, a kiedy się odwró-ciłam, stwierdziłam, że kapitan Tremain mi się przygląda.Próbowałam go ominąć.Chwycił mnie za rękę. Siostro, ma pani tutaj jakieś silne lekarstwo po-wiedział spokojnie. Naprawdę silne.Wyrwałam ramię z jego uścisku.Miałam właśnie od-powiedzieć na jego uwagę, gdy ujrzałam, że Annie wy-myka się na zewnątrz.Podobnie jak ja i ona martwiła sięo rannych leżących bez opieki, której tak potrzebowali.Zerknęłam na doktora Younga, ale nie zauważył jej wyj-ścia.Ponownie spojrzałam na kapitana Tremaina. Byłabym wdzięczna. zaczęłam, lecz wyraz jegotwarzy kazał mi przerwać.Wiedziałam, że pociski padająblisko nas, dla mnie jednak świst tego jednego nie różniłsię od pozostałych.Dla doświadczonego ucha kapitanaTremaina był on całkowicie inny.Chwycił mnie ponowniei rzucił na podłogę obok siebie.W tejże chwili przy sa-mym wejściu do schronu eksplodował pocisk mozdzie-rzowy.Po huku wybuchu natychmiast nadeszła chmurabetonowego pyłu.Wszyscy zebrani w środku zaczęli ka-słać.Kiedy powietrze zaczęło się przejaśniać, usłyszałam,jak doktor Young woła: Siostro Hawksmith? Nic pani nie jest?Podniosłam się na nogi, pomagając przy tym wstaćTremainowi, którego zraniona noga sprawiała mu ogromnyból, w związku z czym kapitanowi ciężko było poruszaćsię bez pomocy. Wszystko w porządku, panie doktorze zawołałamw odpowiedzi. Zciany wytrzymały, sklepienie też, dzięki Bogu.Gdzie siostra Higgins?Teraz przypomniałam sobie, że widziałam Annieopuszczającą bezpieczne wnętrze szpitala.Wybiegłam nazewnątrz.Wszędzie dookoła porozrzucane były pokiere-szowane ciała i jęczący ranni.Annie leżała w pobliżumłodego szeregowca.Opadłam na ziemię obok niej. Annie? Annie?Poruszyła się powoli i otwarła oczy. Wiem, że doktor Young kazał nam zostać w środku powiedziała ale ci biedni chłopcy. Uśmiechnęła się. Całkiem jak mój Billie.Potrzebowali odrobiny opieki.Matczynego dotyku, rozumiesz?Skinęłam głową.Oczy jej się zwęziły, a na czole pojawiła sięzmarszczka. Zrobiłyśmy wszystko, co w naszej mocy, prawda? spytała. Och, Annie, tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]