[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rekomendacje.Informacje dla potencjalnych klientów.Wszystko po niemiecku, którego nie rozumiałem ni w ząb, oraz po angielsku.Patrzyłem nazapisane drobną czcionką imię ojca.Joseph.Dziwnie to wygląda.Ktoś, nie pamiętam kto,mówił mi, że bardziej współczesną formą jest w języku niemieckim Josef.Dlaczego więcstary zdecydował się na dawniejszy, rzadko już używany zapis imienia? Chciał się w tensposób poczuć lepszy i dowartościować w nowej ojczyznie? Może kiedyś spytam go o to.To, że zainteresowałem się firmą ojca, powinno dać mu do myślenia.Powinienzrozumieć, że nie mam do niego zaufania.Ciekawe, czy po naszej rozmowie zadzwonił doswoich wspólników.I co powiedziałby o  SKH Fussball z siedzibą w Hanowerze obrońcaJacek Kos? Tliła mi się w głowie pewna myśl.Sięgnąłem po pierwszą lepszą płytę.Na szczęście trafiłem na jakiś dzwiękowywypełniacz, który nie absorbował zbytnio uwagi.Miałem w domu trochę takiego chłamu.Zakurzone nietrafione prezenty z czasów, gdy jeszcze otrzymywałem upominki.Spojrzałemponownie na ekran laptopa.Przeczytałem uważnie biogramy trzech wspólników.Najkrótszydotyczył ojca.W wypadku Stamma oraz Kruczka nazwy nieznanych miejscowości orazegzotycznych klubów migały mi przed oczami.Najczęściej pracowali razem, choć czasem zdarzały się momenty, gdy ich ścieżki biegły równolegle.Sprawdzałem, czy w ichżyciorysach występują Afryka i Azja.Poza jedną wzmianką nie było nic na ten temat.Zmieniłem płytę i położyłem się.8Patrzyliśmy sobie w oczy, a czas stanął w miejscu.%7ładne z nas nie powiedziało słowa.Byłem jak rewolwerowiec gotowy zginąć w pojedynku.Dzieliło nas kilka metrów, a w pustejprzestrzeni między nami strzelały elektryczne iskry.Byłem bohaterem jednej z tychmagicznych, wzruszających chwil, gdy mężczyzna spotyka kobietę.Jednego z najgłupszych,lecz nieustannie powracających momentów w dziejach ludzkości.Ale zacznijmy od początku.Zerwałem się rano ze zdwojoną dawką energii.Zupełnie jakbym przeczuwał, że zdarzysię coś niezwykłego.Myśl, która pojawiła się poprzedniego wieczoru, nie dawała mi spokoju.Zadzwoniłemdo Josepha.Najwyrazniej spał, odebrał dopiero przy mojej trzeciej próbie.- Jak leci, detektywie? - zapytał.- Przyskrzyniłeś nas?- Pracuję nad tym.- Nie chciałem tracić czasu.- Czy Kos miał wielu znajomych wWarszawie?- A jak myślisz? Przecież to był znany sportowiec.- Bo wiesz, o czym pomyślałem? - Położyłem nogi na stoliku i delektowałem sięelektronicznym chesterfieldem.- Zakładaliśmy, że ktoś mógł szantażować Kosa.A gdybybyło odwrotnie?- Nie rozumiem.Uważasz, że to Jacek kogoś szantażował?- Nie.Nie o to mi chodzi.Nagła wyprawa do Warszawy.Spieszyło mu się.Może chciałcoś zostawić, coś komuś przekazać.Jakąś wiadomość.Albo depozyt.- Możesz mieć rację, nie pomyślałem o tym - odpowiedział po dłuższym namyśle.Jeszcze o czymś nie pomyślałeś, powiedziałem sam do siebie, gdy rozłączyliśmy się.Jeśli było tak, jak sądzę, śmierć Kosa byłaby nie na rękę tym, którzy mieli brud zapaznokciami.Jego wiedza nie trafiła do przechowalni bagażu, ale do osoby mogącej zrobić zniej użytek.A ujawnienie faktów, które zgromadził reprezentacyjny obrońca, przysporzykomuś kłopotów.Komu? Pewnej firmie z Hanoweru.Zapewne każdy zawód odciska na człowieku jakieś piętno.Mój produkowałpsychotyków, którzy nigdy, nawet podczas swoich urodzin obchodzonych w gronienajbliższych osób, nie usiądą tyłem do drzwi.Wytwarzał mężczyzn i kobiety, którzy wkażdym wypowiedzianym zdaniu doszukiwali się kłamstwa.Sam zapewne też należałem dotej niewesołej gromady, bo nie do końca wierzyłem w szczerość ludzkich intencji.To, żeojciec zainteresował się samobójstwem piłkarza, nie wynikało z odruchu serca.Coś za tymzaangażowaniem musiało się kryć.Pomyślałem także o powodach, które sprawiły, że samzainteresowałem się tą sprawą.Może chciałem po prostu pogrążyć Josepha.Złapać go najakichś machlojkach i potwierdzić domysły na jego temat.Przygładziłem zmierzwione włosy i narzuciłem marynarkę.Zapowiadał się kolejnyciepły dzień, musiałem jednak ukryć glocka przed spojrzeniami ciekawskich oraz pytaniamidzieci.Schodziłem po schodach.Zatrzymałem się piętro niżej i zadzwoniłem do Karolaków.Nikt nie otworzył.Wyjąłem z kieszeni kartkę, którą napisałem zawczasu, i wsunąłem wdrzwi.Nic szczególnego.Poprosiłem, by wykreślono mnie z listy przyjaciół smoleńskiegokrzyża.Alicja Solska przyjmowała w centrum Katowic.W recepcji panowała uroczysta cisza.Mignąłem policyjną blachą i przyrzekłem, że zajmę pani doktor tylko pięć minut.%7ładenpacjent na tym nie ucierpi. Wszedłem do gabinetu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •