[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdobyła się więc na uśmiech i wzruszenie ramion.- Z wielką przyjemnością udowodnię pani, że się myli.Po tych słowach oddaliła się i znalazła schronienie za dużym drzewem.Ukrytabezpiecznie przed wścibskimi spojrzeniami osunęła się wzdłuż szorstkiego pnia na ziemię,nie zważając na brud i na fakt, że mogła zniszczyć sobie suknię.Drżąc na całym ciele, splotłaprzed sobą ręce i zaczęła głęboko oddychać.Nie mogła dać niczego po sobie poznać.Musiałaodzyskać pełen spokój.Choć wszystko mówiło jej, by nie upadała na duchu, by wierzyła, że jest dla Graysonawystarczająco dobra, by nie wątpiła, że mu na niej zależy i że pragnie jej szczęścia, jakiś głoswciąż przypominał jej, iż według Pelhama czegoś jej brakowało.- Isabel?W cieniu drzewa stanął Grayson i z niepokojem spojrzał jej w oczy.- Tak, mężu?- Wszystko w porządku? - spytał i podszedł bliżej.- Blado wyglądasz.Machnęła beztrosko ręką.- Twoja matka znów knuje intrygi.To nic takiego.Daj mi jeszcze chwilę, a wrócę dosiebie.Uspokoił ją groźny pomruk, który wydobył się z jego gardła: pomruk mężczyznygotowego bronić swojej kobiety.- Co ci powiedziała?- Kłamstwa, kłamstwa i jeszcze raz kłamstwa.Cóż jej pozostało? Nie żyje­my już wseparacji, dzielimy ze sobą łoże, więc jedyne, czym może mnie zranić, to rozmowa odzieciach.Gray zastygł w bezruchu, co zauważyła nie bez niepokoju.- I co powiedziała w tym temacie? - spytał szorstko.- Twierdzi, że nie chcesz mieć ze mną dzieci.Grayson stał dłuższą chwilę bez ruchu, po czym skrzywił się.Serce Isabel zatrzymałosię na moment i podskoczyło jej niemal do gardła.- Czy to prawda? - Uniosła dłoń do piersi.- Gerardzie? - przynagliła, gdy nieodpowiadał.Warknął i odwrócił głowę.- Chcę ci dać wszystko, co możliwe.Wszystko.Chcę, byś była szczęśliwa.- Ale nie dzieci?Gray zacisnął zęby.- Dlaczego? - spytała z rozpaczą.Grayson spojrzał jej w oczy i wykrzyknął:- Nie chcę cię stracić! Nie mogę cię stracić! Połóg i ryzyko z nim związane sąabsolutnie wykluczone.Isabel cofnęła się i nakryła dłonią usta.- Na litość boską, nie patrz tak na mnie, Pel! Możemy być szczęśliwi tylko we dwoje.- Czyżby? Pamiętam, jak bardzo się cieszyłeś, gdy Emily była brzemienna.Pamiętamtwój entuzjazm.- Pokręciła głową i przytrzymała mocno palcami dolną wargę, bypowstrzymać jej drżenie.- Ja także chciałam ci to dać.- A pamiętasz także mój ból? - spytał obronnym tonem.- Nigdy na nikim mi tak niezależało jak na tobie.Nie przeżyłbym, gdybym cię stracił.- Uważasz, że jestem dla ciebie za stara.- Widok jego udręki, równej jej własnej,porażał ją, więc odwróciła się.- Wiek nie ma tu nic do rzeczy.- Wręcz przeciwnie.Gray złapał ją za rękę, gdy starała się go wyminąć.- Obiecałem ci, że poza mną niczego nie będziesz potrzebowała, i tak się stanie.Będziesz ze mną szczęśliwa.- Puść mnie - rzekła łagodnie i spojrzała mu w oczy.- Chcę zostać sama.W jego błękitnych oczach malowały się frustracja i strach z domieszką wściekłości.Nie miały one jednak na Isabel żadnego wpływu.Czuła się odrę­twiała.Już dawno temuprzekonała się, że to najlepsza reakcja w sytuacji, gdy ktoś zadaje ci śmiertelny cios.Nie będzie miała dzieci.Przycisnęła dłoń do obolałego serca i wyswobodziła wciąż unieruchomioną w uściskuGraya rękę.- Nie możesz nigdzie jechać w takim stanie, Pel.- Nie mam wyboru - odparła.- Nie zatrzymasz mnie tu, na oczach całej wioski, wbrewmojej woli.- W takim razie pojadę z tobą.- Chcę zostać sama - powtórzyła.Gerard wpatrywał się w nieprzystępną postać żony, czując, jak rozpościera się międzynimi ogromna przepaść.Zastanawiał się, czy kiedykolwiek uda im się ją pokonać.Wprzypływie paniki serce zaczęło mu walić jak oszalałe, a od­dech zaczął się rwać.- Na litość boską, nigdy nie mówiłaś, że chcesz mieć dzieci.Kazałaś mi obiecać, żenie zostawię w tobie nasienia!- Ale to było, zanim zamieniłeś nasz chwilowy układ na prawdziwy zwią­zekmałżeński!- Skąd u diabła miałem wiedzieć, że twoje odczucia w tym względzie się zmieniły?!- Rzeczywiście, idiotka ze mnie.- Jej oczy płonęły bursztynowym ogniem.-Powinnam była powiedzieć: „Tak na marginesie, zanim się w tobie zako­cham i będę chciałamieć z tobą dzieci, pozwól, że spytam, czy nie masz nic przeciwko”.Zanim się w tobie zakocham.W każdym innym momencie byłby wniebowzięty, słysząc te słowa.Teraz jednakdotknęły go do żywego.- Isabel.- westchnął, przyciągając ją do siebie.- Ja też cię kocham.Pokręciła głową tak, że naturalnie poskręcane loczki na jej karku pofrunę­ły do góry.- Nie.- Ruchem ręki kazała mu zamilknąć.- To ostatnia rzecz, jaką chcę od ciebieteraz usłyszeć.Chciałam być dla ciebie żoną w pełnym tego sło­wa znaczeniu, byłam gotowaspróbować, ale ty mnie odrzucasz.Teraz nic już nam nie zostało.Nic!- O czym ty do diabła mówisz?! Mamy przecież siebie.- Nie mamy - powiedziała z takim zdecydowaniem w głosie, że Gerard poczuł, jakbyktoś ścisnął go z całych sił za gardło, odcinając dopływ powietrza.- Nie ma już dla naspowrotu do łączącej nas dawniej przyjaźni.A teraz.- Stłumiła szloch.- Nie mogę się teraz ztobą kochać, więc to również koniec naszego małżeństwa.Gerard znieruchomiał i serce w nim zamarło.- Co takiego?- Będę miała do ciebie żal za każdym razem, gdy będziesz się chciał zabezpieczyćalbo przerwać stosunek, by dokończyć na zewnątrz.Świadomość, że nie pozwolisz miurodzić ci dziecka.Gerard złapał żonę za ramiona i potrząsnął nią, licząc, że się opamięta.Isabel wodpowiedzi kopnęła go w goleń obutą w trzewiczek stopą.Zaskoczony, zaklął i rozluźniłuchwyt.Isabel rzuciła się biegiem do landa, a Gerard ruszył za nią na tyle szybko, na ilepozwalały względy przyzwoitości.W tej sa­mej chwili, w której Pel wdrapała się bez niczyjejpomocy do ekwipażu, matka zastąpiła Gerardowi drogę.- Ty harpio! - warknął i złapał ją za łokieć, odciągając brutalnie na bok.- Zostawiamcię tu.- Grayson!- Lubisz ten majątek, więc daruj sobie to przerażone spojrzenie.- Stanął tuż obok nieji zmierzył ją takim spojrzeniem, że aż się skuliła.- Zachowaj lepiej przerażenie na dzień, wktórym znów mnie ujrzysz.Oby nigdy do tego nie doszło, bo będzie to oznaczać, że Isabel niepozwoliła mi do siebie wrócić.A jeśli tak się stanie, to sam Bóg nie uchroni cię przed moimgniewem.Odepchnął ją na bok i pospieszył za odjeżdżającym landem, ale drogę zastępowali muświętujący mieszkańcy wioski.Gdy udało mu się w końcu dotrzeć do rezydencji, Pel wsiadłajuż w powóz podróżny i odjechała.Walcząc z paraliżującym lękiem, że nie uda mu się odzyskać miłości Isabel, Gerarddosiadł konia i ruszył w pościg.Rozdział 20.Rhys czekał w skrzydle mieszczącym pokoje Abby.Chodził nerwowo po korytarzu ico chwilę poprawiał fular, ale ani na moment nie odrywał wzroku od jej drzwi.Powóz czekałprzed domem i służący pakowali już kufry.Czasu było coraz mniej.Zaraz musiał wyjeżdżać,ale nie chciał tego robić, póki nie poroz­mawia z Abigail [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •