[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zsunęłanogi na podłogę i przysiadła na brzegu sofy.Manewr wyzwolił kolejną falę bólu; mogłaby przysiąc, że jedna strona jej głowy nadyma sięjak balon.Ten ból był jej starym znajomym; można go było nazwać bólem poimprezowym, tylkogorszym niż jakikolwiek dotąd, no i wolnym od zwykłych wyrzutów sumienia, za towzbogaconym o lodowaty gniew.I nie był to ten irracjonalny gniew, który tak długo w sobiehołubiła jako pretekst do szukania samotności, lecz wściekłość precyzyjnie wycelowanaw Prestona Maddoca.Stał się dla niej wcieleniem diabła, być może nie tylko dla niej, niewykluczone, że nie tylkow przenośni.Przez parę ostatnich dni nabrała nowych poglądów na zło; zaczęło się jej wydawać,że zło obecne w mężczyznach i kobietach jest czemu niedawno zaprzeczyłaby z całymprzekonaniem odbiciem większego i bardziej skoncentrowanego Zła, chodzącego wśród ludzii oddziałującego na nich w podstępny i subtelny sposób.Kiedy ból znowu zmalał, pochyliła się i potarła zlepioną krwią powieką o prawe kolano;gumowaty strup przeniósł się z rzęs na niebieskie dżinsy.Oko funkcjonowało bez zarzutu, krewnie pochodziła z niego, lecz z rozcięcia na głowie.Być może jeszcze się z niego sączyła, lecznajwiększy strumień już ustał.Zaczęła nasłuchiwać.Cisza stawała się tym głębsza, im dłużej czekała na jakiś hałas.Logika podsuwała, że Leonard Teelroy nie żyje.%7łe mieszkał tutaj sam.I że teraz jego domstał się wesołym miasteczkiem Maddoca.Nie wzywała pomocy.Dom stał na odludziu, daleko od jezdni.W pobliżu nie mieszkał nikt,kto by usłyszał jej krzyk.Doktor Zagłada przeniósł ją gdzie indziej, ale wróci i to raczej dość szybko.Nie wiedziała, co właściwie chce z nią zrobić, dlaczego nie zabił jej w lesie, ale nie miałazamiaru czekać, żeby go o to zapytać.Prowizoryczne więzy były zrobione z kabli od lamp.Miedziane druty w miękkiej plastikowejosłonce.Biorąc pod uwagę materiał, pęta nie powinny trzymać tak mocno, jak trzymały.Mickyprzyjrzała się im bliżej i przekonała się, że są sprytnie i mocno splecione, z jak najmniejsząliczbą węzłów i że każdy węzeł jest stopiony.Plastik się rozpuścił i zalał supły, robiąc z nichtwarde gruzły i uniemożliwiając rozwiązanie ich lub rozluznienie metodą metodycznegonaciągania i puszczania.Zajęła się fotelem.Na stole nieopodal stała popielniczka, z której wysypywały się niedopałki.Maddoc prawdopodobnie roztopił plastik zapalniczką Teelroya.Może ją gdzieś zostawił.Kabel, który roztopił się pod wpływem ognia, mógł rozpłynąć się do końca i uwolnić ją, podwarunkiem że zabrałaby się do tego z dużą ostrożnością.Miała zbyt ciasno związane ręce, żeby nie poparzyć się zapalniczką podczas operowania przynadgarstkach, ale za to mogła bez przeszkód zabrać się do kabla krępującego jej kostki.Ześliznęła się z sofy i ograniczona kablem łączącym jej kostki z przegubami stanęłapochylona, z lekko ugiętymi kolanami.Więzy na kostkach były zbyt ciasne, żeby mogła poruszaćstopami, a kiedy usiłowała podskoczyć, straciła równowagę i upadła, niemal uderzając głowąw stolik stojący koło fotela.Grzmotnęła o ziemię tak ciężko, że usłyszała szczęk własnychzębów.Gdyby nie udało się jej ominąć stołu, mogłaby złamać kark.Leżąc na podłodze, zaczęła się czołgać na boku w poszukiwaniu zapalniczki.Przy ziemi smród był intensywniejszy niż wyżej, tak gęsty, że niemal czuła jego smak.Musiała walczyć ze wzbierającymi mdłościami.Na dzwięk jakiegoś nagłego huku omal nie krzyknęła ze strachu, bo przez ułamek chwilizdawało się jej, że to dzwięk zatrzaskiwanych drzwi, dzwięk obwieszczający powrót demona.Potem zdała sobie sprawę, że to grzmot.Burza w końcu się rozpętała.Noah Farrel, jadący wynajętym samochodem z lotniska w Coeur d Alene, zadzwoniłz telefonu komórkowego do Genevy Davis tuż po przekroczeniu granic Nun s Lakę.Gdy Mickyzadzwoni do ciotki przed wyjazdem z Seattle, Geneva powie jej, że trzystudolarowy podstęp, byzwabić do gry beznadziejnego detektywa, okazał się skuteczny i detektyw jest już w drodze doIdaho.Noah chciał, żeby Micky na niego poczekała, żeby nie zaczęła działać na własną rękę.Zgodnie z jego instrukcjami Geneva miała ją poprosić, by zadzwoniła jeszcze raz z Nun s Lakęi podała nazwę miejscowej knajpy czy też innego miejsca, w którym mógłby się z nią spotkaćnatychmiast po przyjezdzie.Teraz, gdy zadzwonił do Genevy, by się dowiedzieć, gdzie ma sięodbyć to rendez-vous, okazało się, że Micky nie zadzwoniła ani z Seattle, ani z Nun s Lakę. Powinna już tam być. Geneva jęknęła. Nie wiem, czy mam się tylko bać, czy bać się doszaleństwa.Promienna dziewczynka zaskakująco szybko ufa obcym.Curtis podejrzewa, że każdy, ktotak lśni, musi posiadać wyjątkową przenikliwość, dzięki której rozpoznaje z grubsza, czy ludzie,których spotyka, mają dobre czy złe zamiary.Nie zabiera ze sobą walizki ani przedmiotów osobistych, jakby miała tylko to, co na sobie,jakby nie potrzebowała żadnych pamiątek i chciała zostawić swoją przeszłość całkowicie i nazawsze choć pamięta o dzienniku leżącym na sofie.Zabiera go i podchodzi do Curtisa i StaregoRudzielca tak blisko, że chłopiec czuje poprzez psinę, ciepło jej wspaniałego promiennegoblasku. Matka daje fantastyczny występ w roli totalnej narkomanki.Bardzo się zaangażowała mówi cicho Leilani. Może się nie zorientować, że zniknęłam, dopóki nie opublikuję dwudziestupowieści i nie dostanę Nagrody Nobla w dziedzinie literatury.Bardzo imponuje tym Curtisowi. Naprawdę? Przewidujesz dla siebie taką przyszłość? Jeśli ma się w ogóle cokolwiek przewidywać, to najlepiej coś wielkiego.Tak uważani.Więc powiedz, Batmanie, uratowałeś już jakieś inne planety?Curtis czuje się pochlebiony z powodu tej aluzji do Batmana, zwłaszcza jeśli Leilani ma namyśli kreację Michaela Keatona, który jest jedynym naprawdę wielkim Batmanem, ale musi byćuczciwy: Ja nie.Ale moja mama uratowała całkiem sporo. Więc naszemu światowi przypadł nowicjusz.Ale na pewno ci się uda.Zaufanie dziewczynki, aczkolwiek niezasłużone, sprawia, że Curtis oblewa się rumieńcemdumy. Dam z siebie wszystko.Stary Rudzielec odrywa się od nóg Curtisa i zbliża się do Leilani.Dziewczynka pochyla się,żeby pogłaskać kudłaty łebek.Z racji więzi psio-chłopiecej Curtis omal nie omdlewa, gdy zalewago potężna fala emocjonalnej reakcji jego siostrzyczki na Leilani.Psina jest oczarowana jakkażdy pies na jej miejscu to znaczy niesamowicie, bo każdy pies jest w równym stopniu zdolnydo bycia oczarowanym jak czarujący. Skąd wiesz, że jakiś świat potrzebuje ratunku? pyta Leilani.Curtis walczy z omdleniem i mówi: To oczywiste.Jest mnóstwo znaków. Wyjdziemy stąd w tym tygodniu czy nie? pyta Poiły, która weszła po schodkach downętrza domu na kółkach.Odsuwa się na bok, żeby wypuścić siostrzyczkę, potem Leilani i Curtisa.Psina wyskakuje nazewnątrz, ale promienna dziewczynka schodzi ostrożnie, najpierw stawiając na ziemi zdrowąnogę i zsuwając w dół tę z klamrą.Chwieje się, lecz od razu odzyskuje równowagę.Curtis staje obok niej i czuje, że psina na nowo dygocze pod wpływem wyziewów zła,snujących się wokół domu na kółkach. Gdzie jest twój ojczym, ten morderca? Pojechał spotkać się z jakimś człowiekiem w sprawie kosmitów odpowiada Leilani. Kosmitów? To długa historia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Zsunęłanogi na podłogę i przysiadła na brzegu sofy.Manewr wyzwolił kolejną falę bólu; mogłaby przysiąc, że jedna strona jej głowy nadyma sięjak balon.Ten ból był jej starym znajomym; można go było nazwać bólem poimprezowym, tylkogorszym niż jakikolwiek dotąd, no i wolnym od zwykłych wyrzutów sumienia, za towzbogaconym o lodowaty gniew.I nie był to ten irracjonalny gniew, który tak długo w sobiehołubiła jako pretekst do szukania samotności, lecz wściekłość precyzyjnie wycelowanaw Prestona Maddoca.Stał się dla niej wcieleniem diabła, być może nie tylko dla niej, niewykluczone, że nie tylkow przenośni.Przez parę ostatnich dni nabrała nowych poglądów na zło; zaczęło się jej wydawać,że zło obecne w mężczyznach i kobietach jest czemu niedawno zaprzeczyłaby z całymprzekonaniem odbiciem większego i bardziej skoncentrowanego Zła, chodzącego wśród ludzii oddziałującego na nich w podstępny i subtelny sposób.Kiedy ból znowu zmalał, pochyliła się i potarła zlepioną krwią powieką o prawe kolano;gumowaty strup przeniósł się z rzęs na niebieskie dżinsy.Oko funkcjonowało bez zarzutu, krewnie pochodziła z niego, lecz z rozcięcia na głowie.Być może jeszcze się z niego sączyła, lecznajwiększy strumień już ustał.Zaczęła nasłuchiwać.Cisza stawała się tym głębsza, im dłużej czekała na jakiś hałas.Logika podsuwała, że Leonard Teelroy nie żyje.%7łe mieszkał tutaj sam.I że teraz jego domstał się wesołym miasteczkiem Maddoca.Nie wzywała pomocy.Dom stał na odludziu, daleko od jezdni.W pobliżu nie mieszkał nikt,kto by usłyszał jej krzyk.Doktor Zagłada przeniósł ją gdzie indziej, ale wróci i to raczej dość szybko.Nie wiedziała, co właściwie chce z nią zrobić, dlaczego nie zabił jej w lesie, ale nie miałazamiaru czekać, żeby go o to zapytać.Prowizoryczne więzy były zrobione z kabli od lamp.Miedziane druty w miękkiej plastikowejosłonce.Biorąc pod uwagę materiał, pęta nie powinny trzymać tak mocno, jak trzymały.Mickyprzyjrzała się im bliżej i przekonała się, że są sprytnie i mocno splecione, z jak najmniejsząliczbą węzłów i że każdy węzeł jest stopiony.Plastik się rozpuścił i zalał supły, robiąc z nichtwarde gruzły i uniemożliwiając rozwiązanie ich lub rozluznienie metodą metodycznegonaciągania i puszczania.Zajęła się fotelem.Na stole nieopodal stała popielniczka, z której wysypywały się niedopałki.Maddoc prawdopodobnie roztopił plastik zapalniczką Teelroya.Może ją gdzieś zostawił.Kabel, który roztopił się pod wpływem ognia, mógł rozpłynąć się do końca i uwolnić ją, podwarunkiem że zabrałaby się do tego z dużą ostrożnością.Miała zbyt ciasno związane ręce, żeby nie poparzyć się zapalniczką podczas operowania przynadgarstkach, ale za to mogła bez przeszkód zabrać się do kabla krępującego jej kostki.Ześliznęła się z sofy i ograniczona kablem łączącym jej kostki z przegubami stanęłapochylona, z lekko ugiętymi kolanami.Więzy na kostkach były zbyt ciasne, żeby mogła poruszaćstopami, a kiedy usiłowała podskoczyć, straciła równowagę i upadła, niemal uderzając głowąw stolik stojący koło fotela.Grzmotnęła o ziemię tak ciężko, że usłyszała szczęk własnychzębów.Gdyby nie udało się jej ominąć stołu, mogłaby złamać kark.Leżąc na podłodze, zaczęła się czołgać na boku w poszukiwaniu zapalniczki.Przy ziemi smród był intensywniejszy niż wyżej, tak gęsty, że niemal czuła jego smak.Musiała walczyć ze wzbierającymi mdłościami.Na dzwięk jakiegoś nagłego huku omal nie krzyknęła ze strachu, bo przez ułamek chwilizdawało się jej, że to dzwięk zatrzaskiwanych drzwi, dzwięk obwieszczający powrót demona.Potem zdała sobie sprawę, że to grzmot.Burza w końcu się rozpętała.Noah Farrel, jadący wynajętym samochodem z lotniska w Coeur d Alene, zadzwoniłz telefonu komórkowego do Genevy Davis tuż po przekroczeniu granic Nun s Lakę.Gdy Mickyzadzwoni do ciotki przed wyjazdem z Seattle, Geneva powie jej, że trzystudolarowy podstęp, byzwabić do gry beznadziejnego detektywa, okazał się skuteczny i detektyw jest już w drodze doIdaho.Noah chciał, żeby Micky na niego poczekała, żeby nie zaczęła działać na własną rękę.Zgodnie z jego instrukcjami Geneva miała ją poprosić, by zadzwoniła jeszcze raz z Nun s Lakęi podała nazwę miejscowej knajpy czy też innego miejsca, w którym mógłby się z nią spotkaćnatychmiast po przyjezdzie.Teraz, gdy zadzwonił do Genevy, by się dowiedzieć, gdzie ma sięodbyć to rendez-vous, okazało się, że Micky nie zadzwoniła ani z Seattle, ani z Nun s Lakę. Powinna już tam być. Geneva jęknęła. Nie wiem, czy mam się tylko bać, czy bać się doszaleństwa.Promienna dziewczynka zaskakująco szybko ufa obcym.Curtis podejrzewa, że każdy, ktotak lśni, musi posiadać wyjątkową przenikliwość, dzięki której rozpoznaje z grubsza, czy ludzie,których spotyka, mają dobre czy złe zamiary.Nie zabiera ze sobą walizki ani przedmiotów osobistych, jakby miała tylko to, co na sobie,jakby nie potrzebowała żadnych pamiątek i chciała zostawić swoją przeszłość całkowicie i nazawsze choć pamięta o dzienniku leżącym na sofie.Zabiera go i podchodzi do Curtisa i StaregoRudzielca tak blisko, że chłopiec czuje poprzez psinę, ciepło jej wspaniałego promiennegoblasku. Matka daje fantastyczny występ w roli totalnej narkomanki.Bardzo się zaangażowała mówi cicho Leilani. Może się nie zorientować, że zniknęłam, dopóki nie opublikuję dwudziestupowieści i nie dostanę Nagrody Nobla w dziedzinie literatury.Bardzo imponuje tym Curtisowi. Naprawdę? Przewidujesz dla siebie taką przyszłość? Jeśli ma się w ogóle cokolwiek przewidywać, to najlepiej coś wielkiego.Tak uważani.Więc powiedz, Batmanie, uratowałeś już jakieś inne planety?Curtis czuje się pochlebiony z powodu tej aluzji do Batmana, zwłaszcza jeśli Leilani ma namyśli kreację Michaela Keatona, który jest jedynym naprawdę wielkim Batmanem, ale musi byćuczciwy: Ja nie.Ale moja mama uratowała całkiem sporo. Więc naszemu światowi przypadł nowicjusz.Ale na pewno ci się uda.Zaufanie dziewczynki, aczkolwiek niezasłużone, sprawia, że Curtis oblewa się rumieńcemdumy. Dam z siebie wszystko.Stary Rudzielec odrywa się od nóg Curtisa i zbliża się do Leilani.Dziewczynka pochyla się,żeby pogłaskać kudłaty łebek.Z racji więzi psio-chłopiecej Curtis omal nie omdlewa, gdy zalewago potężna fala emocjonalnej reakcji jego siostrzyczki na Leilani.Psina jest oczarowana jakkażdy pies na jej miejscu to znaczy niesamowicie, bo każdy pies jest w równym stopniu zdolnydo bycia oczarowanym jak czarujący. Skąd wiesz, że jakiś świat potrzebuje ratunku? pyta Leilani.Curtis walczy z omdleniem i mówi: To oczywiste.Jest mnóstwo znaków. Wyjdziemy stąd w tym tygodniu czy nie? pyta Poiły, która weszła po schodkach downętrza domu na kółkach.Odsuwa się na bok, żeby wypuścić siostrzyczkę, potem Leilani i Curtisa.Psina wyskakuje nazewnątrz, ale promienna dziewczynka schodzi ostrożnie, najpierw stawiając na ziemi zdrowąnogę i zsuwając w dół tę z klamrą.Chwieje się, lecz od razu odzyskuje równowagę.Curtis staje obok niej i czuje, że psina na nowo dygocze pod wpływem wyziewów zła,snujących się wokół domu na kółkach. Gdzie jest twój ojczym, ten morderca? Pojechał spotkać się z jakimś człowiekiem w sprawie kosmitów odpowiada Leilani. Kosmitów? To długa historia [ Pobierz całość w formacie PDF ]