[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podchodząc do recepcji, udało mu się dostrzec plastikową tabliczkę,którą miała na piersi: V.Oudkerk.Uśmiechnął się współczująco, a dziewczynaodwzajemniła się grymasem, po czym oddaliła się wraz ze swoją drużyną.– Czeka na księdza pewna pani.Właśnie przyszła.Quart spojrzał na recepcjonistę zaskoczony i odwrócił się ku fotelom w westybulu.Siedziała tam kobieta o długich, sięgających poniżej ramion, ciemnych włosach, wsłonecznych okularach, dżinsach, mokasynach i w brązowej marynarce najasnoniebieskiej koszuli.Wydawała się bardzo piękna i kiedy Quart zbliżał się, wstała,a on mógł potwierdzić to wrażenie, podziwiając kontrast między naszyjnikiem z kościsłoniowej i opaloną skórą, złotą bransoletką na nadgarstku i skórzaną torbą ubriquena kanapie obok niej.Szczupła, elegancka dłoń, o doskonałych paznokciach byławyciągnięta przed siebie, gotowa do powitania.– Nazywam się Macarena Bruner.* Wszystkie cytaty biblijne pochodzą z Biblii Tysiąclecia, Wydawnictwo Pallotinum 1995.Rozpoznał ją kilka sekund wcześniej, dzięki zdjęciom w magazynie.Quart niemógł powstrzymać się przed wpatrywaniem się w jej usta.Były duże, piękniezarysowane, wpółotwarte, z lekkim błyskiem przednich zębów pod górną wargą, wkształcie serca, pomalowane bladoróżową, niemal bezbarwną szminką.– No, naprawdę.– powiedziała.Wydawało się, że szczegółowo przygląda mu sięzza ciemnych okularów, nieco zaskoczona.– Rzeczywiście, świetnie ksiądz wygląda.– Pani również wygląda świetnie – odpowiedział Quart spokojnie.Była nieco niższa od niego, mierzącego metr osiemdziesiąt pięć wzrostu.Dżinsy iskórzany pasek podkreślały atrakcyjne biodra pod marynarką.Trzy wyhaftowanekotki siedziały na koszuli obficie wypełnionej dwoma pełnymi kształtami i Quartuznał za stosowne, nieco zaniepokojony, opuścić wzrok, pod pretekstem sprawdzeniagodziny na zegarku.Nadal obserwowała go, zamyślona.– Chciałabym z księdzem porozmawiać – powiedziała wreszcie.– Oczywiście.Jestem wdzięczny za tę wizytę, sam zamierzałem panią odwiedzić.–Quart rozejrzał się wokół.– Jak pani do mnie dotarła?– Dzięki przyjaciółce.Gris Marsali.– Nie wiedziałem, że jesteście przyjaciółkami.Roześmiała się swobodnie: błysk kości słoniowej w ustach, bliźniaczy znaszyjnikiem na skórze w kolorze jasnego tytoniu.Od razu widać było, że jest tokobieta pewna siebie, zarówno pod względem pozycji, jak i urody; Quart jednak byłświadomy, że czarny garnitur i koloratka powodują u niej pewne zmieszanie,podobnie jak u Gris Marsali.To się zdarza często kobietom, zarówno pięknym, jak inie, jakby strój duchownego umieszczał mężczyznę poza obszarem właściwym temurodzajowi.– Czy moglibyśmy teraz porozmawiać?– Oczywiście.Usiedli naprzeciwko siebie.Założyła nogę na nogę, usadawiając się na kanapie, naktórej wcześniej czekała na niego; zajął fotel obok.– Wiem, po co przyjechał ksiądz do Sewilli.– Proszę nie sądzić, że mnie pani zaskakuje.– Quart uśmiechnął się z rezygnacją.– Cel mojej podróży jest powszechnie znany.– Gris doradziła mi spotkać się z księdzem.Spojrzał na nią z nowym zaciekawieniem.Ciemne okulary nadal zasłaniały jejoczy i Quart zastanowił się, jak też one wyglądają.– To dziwne.Wczoraj pani przyjaciółka nie robiła wrażenia osoby chętnej dowspółpracy.Włosy Macareny Bruner spadały na ramię, zasłaniając pół twarzy, odrzuciła je dotyłu ruchem głowy.Były bujne i bardzo ciemne, ocenił Quart.Andaluzyjska pięknośćpodobna do tych, jakie malował Romero de Torres, czy też do Carmen z TytoniowejFabryki, opisanej przez Meriméego.Każdy malarz, każdy Francuz i każdy torreadormógłby stracić głowę dla tej kobiety.Przez ułamek sekundy zadał sobie pytanie, czyrównież każdy ksiądz.– Nie powinien ksiądz tworzyć sobie fałszywego obrazu tego kościoła –powiedziała.Zrobiła krótką przerwę i dodała: – Ani księdza Ferro.Quart pozwolił sobie na stłumiony śmiech, którego celem przede wszystkim byłoumieszczenie tamtego ułamka sekundy na właściwym miejscu.Sarkazmem dodałsobie pewności:– Proszę mi nie mówić, że i pani należy do jego fanklubu.Jego dłoń zwisała z oparcia fotela i pomimo ciemnych okularów zauważył, żekobieta patrzy na nią.Dyskretnie odsunął dłoń, splatając palce obu rąk.Macarena Bruner przez chwilę zachowała milczenie.Znów odgarnęła włosy ztwarzy i wydawało się, że rozmyśla nad celowością dalszego prowadzenia tejrozmowy.– Proszę posłuchać – powiedziała wreszcie.– Gris i ja jesteśmy przyjaciółkami.Ona jest zdania, że obecność księdza tutaj może być pożyteczna, choć księdza intencjenie są dobre.Quart dostrzegł pojednawczy ton w jej głosie.Uniósł dłoń i zauważył, że znówobserwowała jego ruch.– Jest coś drażniącego w tym wszystkim, pani [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Podchodząc do recepcji, udało mu się dostrzec plastikową tabliczkę,którą miała na piersi: V.Oudkerk.Uśmiechnął się współczująco, a dziewczynaodwzajemniła się grymasem, po czym oddaliła się wraz ze swoją drużyną.– Czeka na księdza pewna pani.Właśnie przyszła.Quart spojrzał na recepcjonistę zaskoczony i odwrócił się ku fotelom w westybulu.Siedziała tam kobieta o długich, sięgających poniżej ramion, ciemnych włosach, wsłonecznych okularach, dżinsach, mokasynach i w brązowej marynarce najasnoniebieskiej koszuli.Wydawała się bardzo piękna i kiedy Quart zbliżał się, wstała,a on mógł potwierdzić to wrażenie, podziwiając kontrast między naszyjnikiem z kościsłoniowej i opaloną skórą, złotą bransoletką na nadgarstku i skórzaną torbą ubriquena kanapie obok niej.Szczupła, elegancka dłoń, o doskonałych paznokciach byławyciągnięta przed siebie, gotowa do powitania.– Nazywam się Macarena Bruner.* Wszystkie cytaty biblijne pochodzą z Biblii Tysiąclecia, Wydawnictwo Pallotinum 1995.Rozpoznał ją kilka sekund wcześniej, dzięki zdjęciom w magazynie.Quart niemógł powstrzymać się przed wpatrywaniem się w jej usta.Były duże, piękniezarysowane, wpółotwarte, z lekkim błyskiem przednich zębów pod górną wargą, wkształcie serca, pomalowane bladoróżową, niemal bezbarwną szminką.– No, naprawdę.– powiedziała.Wydawało się, że szczegółowo przygląda mu sięzza ciemnych okularów, nieco zaskoczona.– Rzeczywiście, świetnie ksiądz wygląda.– Pani również wygląda świetnie – odpowiedział Quart spokojnie.Była nieco niższa od niego, mierzącego metr osiemdziesiąt pięć wzrostu.Dżinsy iskórzany pasek podkreślały atrakcyjne biodra pod marynarką.Trzy wyhaftowanekotki siedziały na koszuli obficie wypełnionej dwoma pełnymi kształtami i Quartuznał za stosowne, nieco zaniepokojony, opuścić wzrok, pod pretekstem sprawdzeniagodziny na zegarku.Nadal obserwowała go, zamyślona.– Chciałabym z księdzem porozmawiać – powiedziała wreszcie.– Oczywiście.Jestem wdzięczny za tę wizytę, sam zamierzałem panią odwiedzić.–Quart rozejrzał się wokół.– Jak pani do mnie dotarła?– Dzięki przyjaciółce.Gris Marsali.– Nie wiedziałem, że jesteście przyjaciółkami.Roześmiała się swobodnie: błysk kości słoniowej w ustach, bliźniaczy znaszyjnikiem na skórze w kolorze jasnego tytoniu.Od razu widać było, że jest tokobieta pewna siebie, zarówno pod względem pozycji, jak i urody; Quart jednak byłświadomy, że czarny garnitur i koloratka powodują u niej pewne zmieszanie,podobnie jak u Gris Marsali.To się zdarza często kobietom, zarówno pięknym, jak inie, jakby strój duchownego umieszczał mężczyznę poza obszarem właściwym temurodzajowi.– Czy moglibyśmy teraz porozmawiać?– Oczywiście.Usiedli naprzeciwko siebie.Założyła nogę na nogę, usadawiając się na kanapie, naktórej wcześniej czekała na niego; zajął fotel obok.– Wiem, po co przyjechał ksiądz do Sewilli.– Proszę nie sądzić, że mnie pani zaskakuje.– Quart uśmiechnął się z rezygnacją.– Cel mojej podróży jest powszechnie znany.– Gris doradziła mi spotkać się z księdzem.Spojrzał na nią z nowym zaciekawieniem.Ciemne okulary nadal zasłaniały jejoczy i Quart zastanowił się, jak też one wyglądają.– To dziwne.Wczoraj pani przyjaciółka nie robiła wrażenia osoby chętnej dowspółpracy.Włosy Macareny Bruner spadały na ramię, zasłaniając pół twarzy, odrzuciła je dotyłu ruchem głowy.Były bujne i bardzo ciemne, ocenił Quart.Andaluzyjska pięknośćpodobna do tych, jakie malował Romero de Torres, czy też do Carmen z TytoniowejFabryki, opisanej przez Meriméego.Każdy malarz, każdy Francuz i każdy torreadormógłby stracić głowę dla tej kobiety.Przez ułamek sekundy zadał sobie pytanie, czyrównież każdy ksiądz.– Nie powinien ksiądz tworzyć sobie fałszywego obrazu tego kościoła –powiedziała.Zrobiła krótką przerwę i dodała: – Ani księdza Ferro.Quart pozwolił sobie na stłumiony śmiech, którego celem przede wszystkim byłoumieszczenie tamtego ułamka sekundy na właściwym miejscu.Sarkazmem dodałsobie pewności:– Proszę mi nie mówić, że i pani należy do jego fanklubu.Jego dłoń zwisała z oparcia fotela i pomimo ciemnych okularów zauważył, żekobieta patrzy na nią.Dyskretnie odsunął dłoń, splatając palce obu rąk.Macarena Bruner przez chwilę zachowała milczenie.Znów odgarnęła włosy ztwarzy i wydawało się, że rozmyśla nad celowością dalszego prowadzenia tejrozmowy.– Proszę posłuchać – powiedziała wreszcie.– Gris i ja jesteśmy przyjaciółkami.Ona jest zdania, że obecność księdza tutaj może być pożyteczna, choć księdza intencjenie są dobre.Quart dostrzegł pojednawczy ton w jej głosie.Uniósł dłoń i zauważył, że znówobserwowała jego ruch.– Jest coś drażniącego w tym wszystkim, pani [ Pobierz całość w formacie PDF ]