[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tam, gdzie.ci? Do Moskwy? Przestań.Posłuchaj lepiej, dodaj gazu.Ramię mipuchnie w oczach.- Trzymaj się tam za coś - powiedział Kotow.- Nie, ale po kiego? Przecież towszystko nadaremno, nadaremno.Po co my to robimy?!Puścił długą wiąchę i wbił pedał gazu w podłogę.Na tylnej kanapie Zykowemzaczęło rzucać, wypuścił więc obrzyn i rozpostarł potężne kończyny na wszystkiestrony.- Wycieraczki ledwo łażą - burknął Kotow.- Niech sobie mży, byle nie lało.I wtedy oczywiście zaczął padać deszcz.* Cytat prawdopodobnie nawiązuje do musicalu pt. Taniec wampirów. ROZDZIAA 2ROZDZIAA 2Przez całą noc Miszę dręczyły koszmary.Raz po raz usiłował uciec na miękkichnogach przed jakimiś niewyraznymi, złowieszczymi cieniami, które, oczywiście,zawsze go doganiały i zaczynały dusić.Misza budził się spanikowany, ale okazywałosię, że tylko przeskakiwał z jednego snu w drugi, gdzie wszystko się powtarzało.Zwykle silne i zręczne ciało, w nocy - o tak, tam we śnie, panowała noc - odmawiałoposłuszeństwa, ręce prześladowców zaciskały się na gardle Miszy.I tak wnieskończoność.Skończyło się to wszystko tym, że Misza, miotając się w pościeli, napróżno usiłując wyrwać się z łap koszmaru, zwalił się na Katię i ją obudził.A żona poprostu go skarciła, huknąwszy łokciem pod żebro.Odwróciła się twarzą do ściany iznów zasapała przez nos.Misza leżał, chrypiąc wyschniętym gardłem, trzymając się za bolący bok iusiłował nie patrzeć w stronę okna, za którym wstawał dzień.Wszystko to byłonaturalne i zrozumiałe - Misza zapomniał wieczorem zaciągnąć zasłony.Dokładniejmówiąc - nie zapomniał, a po prostu wypchnął z pamięci tę czynność.Po każdymcyklu coraz mniej chciało mu się kryć przed słońcem.Im bardziej było to potrzebne,im silniej dzień opalał serce - tym większą czuł niechęć.Ale teraz, czy się chce czy nie,trzeba będzie wstać i pozasłaniać w domu wszystkie okna.Inaczej Katia się obudzi, awtedy - masakra, prawdziwa Katia nigdy nie urządza scen.Kocha swojego Miszę iprędzej umrze, niż dopuści do awantury w domu.Ale ta, inna, zmieniona, która w tymmomencie tak smacznie śpi zębami w kierunku ściany.Poruszając się zrywami, niczym marionetka, Misza usiadł na łóżku i jakzziębnięty człowiek objął się rękami.Ciało słuchało go nawet gorzej niż we śnie.Tambyło po prostu galaretą, a w realu jakby składało się z poszczególnych zle złączonychczęści.Przy użyciu wykoślawionych łożysk.Mniej więcej za kwadrans ciało będzieznów okej, ale jaki to ma sens? Jaki jest w ogóle w tym wszystkim sens, skoro inne ciało, teraz spokojnie leżące obok, piękne i gładkie, kochane, nagle - a za każdymrazem jest to jak splunięcie w twarz - obudzi się z duszą zgorzkniałej looserki.A może olać te zasłony?Nie.Będzie bardzo bolało, i wkrótce stanie się jedno z dwóch: albo instynktsamozachowawczy pogoni Miszę do zasłon, albo wstanie Katia, zrobi to sama, apotem złaje męża najgorszymi słowy.Albo i uderzy.Na razie jeszcze tego niepróbowała, ale ostatnim razem widać było, że jest już niemal gotowa.Misza wstał, a wszystkie stawy mu skrzypiały.Szurając nogami, dotarł do oknasypialni, zaciągnął szczelnie grube zasłony i westchnął ciężko.Trzeba było jeszczepowlec się do kuchni i pracowni.I tam zrobić to samo zesztywniałymi rękoma.Ale zato potem można będzie w kuchni napić się wody.Wielokrotnie duszone przez wrogówgardło nieznośnie bolało.Woda omal nie wywołała wymiotów.Misza przycupnął na brzegu taboretu,zapalił, papieros dwa razy wypadł mu ze zdrętwiałych palców i to go ostateczniezałamało.Ile nocy tym razem? Przedostatnim razem były dwie, a ostatnim - trzy.Czywytrzyma trzy noce? A jeśli ich będzie cztery? Gdyby Misza mógł teraz rozpłakać się,to na pewno oddałby się temu pocieszającemu zajęciu.A tak - łykał pozbawionysmaku dym i przeżywał.Trzy noce.Czy cztery? Ale nawet trzech nocy z tym koszmarem, tym potworem,który bezlitośnie pożarł jego ukochaną nie da się wytrzymać.Po prostu się nie da.Iżadnego wyjścia.%7ładnego wyboru.%7ładnego!- Suka.- wyszeptał Misza.Tylko tak wyszeptał, żeby się podkręcić, żebysprawdzić, czy może tak powiedzieć o ukochanej kobiecie.A gdy okazało się, że może,powtórzył to pewnie, niemal na cały głos: - Suu-ka.Trzydzieści lat, a już życie skończone.Bo bez Katii - co to za życie? Nie życie, acoś, o czym nawet strach myśleć.Pracować na pewno nie będzie mógł.A może jednak to przemyśleć?Misza uczciwie starał się ogarnąć rozumem smutne perspektywy, ale nie zdołał.Na dodatek przyszło mu do głowy, że Katia bez niego wpakuje się w jakieśprzerażające tarapaty.Nie, nie uda się.- Cholera.- westchnął ciężko.Cisnął papierosa do zlewu wypełnionego brudnymi naczyniami.Stękając, wstał iz twarzą skazańca poszedł spać dalej.Kolejnych piętnaście godzin. * * ** * *W absolutnym mroku Katia stała przed lustrem i malowała oczy.Misza siedział wpracowni i tępo wpatrywał się w swoją ostatnią pracę - portret radnego miejskiego.Dobę temu w dziennym świetle pysk radnego jakoś Miszy nie poruszał, a teraz aż gomdliło.Sam obraz z technicznego punktu widzenia udał się niezle - przyzwoity średnipoziom, nie ma do czego się przypieprzyć.Ale w każdym muśnięciu pędzlaprzejawiało się podświadome obrzydzenie malarza do ofiary.Dlaczego do ofiary?- Co tam tak cicho siedzisz? - zapytała Katia.- Rozkoszujesz się tym swoimpotworem?- To nie potwór, a tysiąc dolarów - ponuro zaoponował Misza.- O tym mówię.Kiedy przestaniesz się gapić, a zaczniesz pracować? Przecieżzostało ci niewiele.- Nie podoba mi się - powiedział Misza.Niemal prowokująco.Nie wiadomo, kogochciał sprowokować - radnego, portret czy własną żonę.- Michaił, wiesz co [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •