[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To znaczy, jeśli chcesz,żeby wrócił do domu.Jestem pewien, że go zatrzymają, jeżeli.- Nie! Chcę, żeby tu był.Z nami.- Nagle znowu zaczęła płakać.- Dobrze, kochanie.Ale będę musiał zostawić cię samą.- Postawił filiżankęz herbatą na nocnym stoliku.- No, kładz się, będzie ci ciepło i będziesz bezpieczna.Wrócę za niecałe pół godziny.Skinęła głową.- Nic mi się nie stanie.Tylko przyprowadz go, Adamie, proszę.Wyszedłszy na ulicę, popatrzył w obie strony.Była pusta, jak zwykle popołudniu w dzień powszedni.Zrobiło się zimno.Dzieci przestały się bawić naAnula & ponaousladansc dworze i wróciły do domów na podwieczorek i żeby odrabiać lekcje.Zerwał sięsilny wiatr, zginał drzewa i szarpał żywopłoty, odgradzające przydomowe ogródkiod ulicy, rozhuśtał elegancki szyld z kutego żelaza, wiszący nad sąsiednim domem.Adama przeszył dreszcz.Pobiegł do swojego rileya, zaparkowanego przykrawężniku.Gmerając w kieszeni w poszukiwaniu kluczyków od samochodu, obej-rzał się przez ramię.Jakaś postać pojawiła się w oddali, na rogu ulicy.Adam wyprostował się iprzyglądał jej przez chwilę.Była to kobieta, i chyba miała długie włosy.Zacisnął takmocno rękę na kluczykach, że mu otarły do krwi skórę, ale nie zwrócił na to uwagi.Przez chwilę nie był zdolny się poruszyć, potem szybko otworzył drzwiczki auta iwsiadł.Kiedy je zatrzasnął za sobą, od razu poczuł uspokajający zapach skóry,benzyny i papierosów.Drżącą dłonią włożył kluczyk do stacyjki i zerknął w bocznelusterko.Kobieta zniknęła.Odjechał od krawężnika, skręcił w pustą ulicę i dodałgazu.Jednak po kilku metrach zahamował z piskiem opon.Nie może teraz zostawićJane samej.Musi wrócić.Obrócił się na siedzeniu i zaczął się powoli cofać, ażzatrzymał się przed frontowymi drzwiami.Cóż takiego w końcu Brid może muzrobić? Takie dziewczątko.Szczupłe.Delikatne.Nie przypominał sobie terazdokładnie, jak ona wygląda, ale przecież nie mogłaby mu wyrządzić krzywdy.Wykręcił samochód i otworzył drzwiczki.Wysiadł, rozprostował ramiona i spojrzałku końcowi ulicy, gdzie widział tę kobietę.Nie było po niej ani śladu.Popatrzyłuważnie w jedną stronę, w drugą, badając dokładnie wzrokiem żywopłoty, ogródkiprzed frontami domów i kilka zaparkowanych samochodów, a także szeroki,obsadzony drzewami chodnik.Nie zauważył nic.Ulica była pusta.Może kobietaweszła do innego domu? Po raz ostatni przyjrzał się dokładnie wszystkiemu dookołai wrócił do samochodu.Nie będzie go przecież najwyżej pół godziny, a drzwi domusą zamknięte na klucz.W domu Jane nadal spała.Przytłoczona nieszczęściem, przyciskała do piersipoduszkę.Czuła ból w sercu i piekącą pustkę w brzuchu, a jej cierpieniapowiększały jeszcze męczące sny.Widziała w nich Adama stojącego w ogrodzie.Anula & ponaousladansc Było ciemno i światło księżyca zapowiadające burzę sączyło się przez drzewa.Obokniego było jakieś zwierzątko.Zesztywniała w tym swoim śnie, obserwowała go,chciała go zawołać, ale się bała, że ściągnie na siebie uwagę.Może to zwierzątko gonie widzi.Może sobie pójdzie.Odsunęło się trochę od krzaków i wtedy zobaczyła,co to jest.Kot.Ogromny, pręgowany kot z nisko osadzonymi dzikimi oczami.Kiedysię odwrócił i spojrzał prosto na nią, zobaczyła, że z jego zębów ścieka krew.- Adam! - Krzyk zamarł jej w gardle.Wiedziała, że to tylko sen, starała sięobudzić, ale nie mogła.- Adamie, uważaj! Wejdz do domu! Szybko! - Ale głosodmówił jej posłuszeństwa.Nie mogła wydać z siebie żadnego dzwięku.Potem kot ukazał jej się w pełnym blasku księżyca.Podszedł do Adama imrucząc ocierał się o jego nogi.Starł krew z zębów miękkimi srebrzystymi łapkami,a Adam spojrzał na niego i pochylił się z uśmiechem, żeby go pogłaskać.I wtedyJane się obudziła.Drżała gwałtownie.Wiedziała, że zaraz zwymiotuje.Wstała złóżka i słaniając się przeszła do łazienki.Uklękła na zimnym linoleum i pochyliłanad muszlą klozetową.Raz po raz chwytały ją torsje.Kiedy ustąpiły, była zlana po-tem i drżała.Podeszła do drzwi.- Adam?Ale on oczywiście już wyszedł.Pojechał odebrać Caluma od Hardingów.Otuliła się szlafrokiem, podeszła do okna i wyjrzała.Słońce już nie świeciło.Silny,porywisty wiatr kołysał gałęziami starej gruszy rosnącej na trawniku za domem,szeleścił suchymi zeszłorocznymi liśćmi, leżącymi pod starym murem.Jane czułasię nadal bardzo słaba, więc na chwilę oparła się o parapet.Zimna szyba chłodziłajej czoło.Kot obserwował ją, siedząc w cieniu, pod murem.Zaskoczona wstrzymałaoddech, kiedy jej wzrok spotkał się ze spojrzeniem złocistych oczu zwierzęcia.Przezchwilę ona i kot wpatrywali się w siebie bez ruchu.Był to pręgowany kocur ośnieżnobiałych łapach.Są większe niż zwykłe kocie łapy - pomyślała przerażona.Stała zahipnotyzowana spojrzeniem tych kocich oczu, sparaliżowana niezwyklesilnym uczuciem nienawiści, którym zwierzę zdawało się emanować.%7ładne z nichnie poruszyło się przez kilka sekund i w końcu to Jane oderwała od kota wzrok.Anula & ponaousladansc Powinna czymś w niego rzucić.Wstrętny zwierzak.Jej sadzonki były wniebezpieczeństwie.Zniszczy je i podepcze.Może to przez niego straciła dziecko?Powstrzymując łzy, rozejrzała się dookoła, szukając czegoś, czym mogłaby rzucić wkocura.Ale kiedy się obejrzała, już go nie było.- Ona sobie nie poradzi, Lizo.Adam siedział przy swoim biurku ze słuchawką w dłoni, przed nim stałafiliżanka szybko stygnącej kawy.Z roztargnieniem przeczesywał palcami włosy.- Nie chce słyszeć o tym, żeby zaopiekowali się nim Hardingowie albo jejmatka, ale on ją wykańcza.Jane była nadal bardzo słaba [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •