[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjaciele wymienili spojrzenia, obaj już wiedzieli, że plan zsizsisbeo nie sięgał dalej niż do tej komnaty, ale jakkokwiek by oni zręcznie układali plany to młodzian znał twierdzę, a oni nie.Bez niego nie mieli szans na przejście obok posterunków, a nawet wleczeni do turmy widzieli, że mijają co najmniej cztery.Cadron przymknął kilka razy powieki starając się powiedzieć w ten sposób Hondelykowi, że bierze na siebie prowadzenie rozmowy.- Jeśli to bezpieczna komora możemy posiedzieć tu dzionek, dwa póki żołdakom gorliwość nie opadnie - zaproponował.- No tak.Pewnie, tylko co do bezpieczeństwa.- Kolster spurpurowiał, odetchnął nerwowo kilka razy.- Ja.- Posłuchaj, przecież rozumiemy - myślałeś, że wyprowadzisz nas od razu za mury i koniec, prawda? - powiedział miękko Cadron.- Trudno, nie wyszło.Trzeba zmienić plany i już.Najlepiej teraz idź do siebie, żeby na cię nie padło podejrzenie i przyjdź tu do nas jak tylko nabierzesz całkowitej pewności, ale powtarzam - całkowitej pewności, że już nas tu nie szukają, że są pewni udanej ucieczki za mury, przynajmniej do miasta.Dobrze? - Podszedł do chłopaka, położył mu obie ręce na ramionach i potrząsnął lekko.- Jesteśmy ci bardzo wdzięczni, naprawdę.Uratowałeś nam życie, a mało jest takich - uśmiechnął się szeroko - co byśmy im na to pozwolili.- Popchnął lekko chłopaka w stronę drzwi.Gdyby Kolster znał go lepiej zobaczyłby w jego oczach napięcie, z jakim wsłuchiwał się w odgłosy spoza drzwi, oczekując alarmu.- No, idź.Szybko i cicho przymknął drzwi za chłopakiem, ostrożnie opuścił zasuwę w skoble, wydała z siebie cichą, ale nieprzyjemną zgrzytliwą skargę.Za wąskim oknem zmierzchało, gdzieś daleko, naprawdę daleko rozległ się głośny chóralny śmiech zakończony wibrującym dziewczęcym zadowolonym piskiem.Cadron zrobił krok, drugi nie odrywając spojrzenia od fortecznego okna, przy trzecim przesunął się w bok.- Można nas zobaczyć - poinformował Hondelyka, ale tamten leżał z zamkniętymi oczami i nie zareagował na jego słowa.Cadron pochylił się i zgięty w pół dotarł do siennika, zerknął pod serwetę, jak przypuszczał na lnianej ściereczce leżało kilka słodkich bułek.Młodzieńcza naiwność Kolstera wzruszyła Cadrona.Słodkie bułeczki ci nam przygotował, pomyślał.Ot, dzieciak, co sam lubi tym się i podzielił.Ostrożnie ułożył się na boku a po chwili - nadciągnięta w barku ręka pobolewała - przewrócił się na plecy.W twierdzy ciągle jeszcze panowała cisza, nikt nie wszczynał alarmu z powodu ucieczki dwóch więźniów.Za dobrze im tu, przemknęła myśl, bezpieczni, osowiali, nabzdyczali z dumy i pogardy wobec innych, za murami.Ziewnął przeciągle.Zaraz, pomyślał i na chwilę wyrwał się z miękkich otulających łapek snu, zasnę i znowu mi się coś przyśni, że już na wolności jesteśmy, i w ogóle.Niedobrze jest tak budzić się w gorszym niż we śnie świecie.A może to co teraz jest to sen? Może wcale nie jesteśmy pobici i w twierdzy, tylko śpię gdzieś i mam taki sen? Jak to sprawdzić? Uszczypnąć się? Dobrze, mogę.Ale zanim ręka dotarła do uda, w które chciał się uszczypnąć na korytarzu rozległ się głośny wrzask i zaraz potem jeszcze głośniejszy dźwięk dzwonu.Teraz nie był to głuchy, jękliwy, niemrawy gong, ktoś kto uderzył weń zrobił to z dużą werwą.Zaraz potem zagrzechotały na schodach serie kroków, poszczękiwań broni, kilka zgrzytów, gdy końce wąskich tarcz przetarły się po ścianie.W wąską przestrzeń korytarzy i nieco szerszą pobliskiego wewnętrznego dziedzińca poleciały głośne komendy wsparte wielopiętrowymi przekleństwami.Hondelyk poruszył się, ale Cadron położył mu dłoń na ramieniu i przytrzymał na sienniku, sam podniósł się i niemal wyrysowując w kurzu na podłodze rysy kolanami dotarł do drzwi i przycupnął obok nich.W komorze panowała już niemal całkowita ciemność, tylko na ścianie za plecami Cadrona rysował się świetlny odcisk wąskiego okna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Przyjaciele wymienili spojrzenia, obaj już wiedzieli, że plan zsizsisbeo nie sięgał dalej niż do tej komnaty, ale jakkokwiek by oni zręcznie układali plany to młodzian znał twierdzę, a oni nie.Bez niego nie mieli szans na przejście obok posterunków, a nawet wleczeni do turmy widzieli, że mijają co najmniej cztery.Cadron przymknął kilka razy powieki starając się powiedzieć w ten sposób Hondelykowi, że bierze na siebie prowadzenie rozmowy.- Jeśli to bezpieczna komora możemy posiedzieć tu dzionek, dwa póki żołdakom gorliwość nie opadnie - zaproponował.- No tak.Pewnie, tylko co do bezpieczeństwa.- Kolster spurpurowiał, odetchnął nerwowo kilka razy.- Ja.- Posłuchaj, przecież rozumiemy - myślałeś, że wyprowadzisz nas od razu za mury i koniec, prawda? - powiedział miękko Cadron.- Trudno, nie wyszło.Trzeba zmienić plany i już.Najlepiej teraz idź do siebie, żeby na cię nie padło podejrzenie i przyjdź tu do nas jak tylko nabierzesz całkowitej pewności, ale powtarzam - całkowitej pewności, że już nas tu nie szukają, że są pewni udanej ucieczki za mury, przynajmniej do miasta.Dobrze? - Podszedł do chłopaka, położył mu obie ręce na ramionach i potrząsnął lekko.- Jesteśmy ci bardzo wdzięczni, naprawdę.Uratowałeś nam życie, a mało jest takich - uśmiechnął się szeroko - co byśmy im na to pozwolili.- Popchnął lekko chłopaka w stronę drzwi.Gdyby Kolster znał go lepiej zobaczyłby w jego oczach napięcie, z jakim wsłuchiwał się w odgłosy spoza drzwi, oczekując alarmu.- No, idź.Szybko i cicho przymknął drzwi za chłopakiem, ostrożnie opuścił zasuwę w skoble, wydała z siebie cichą, ale nieprzyjemną zgrzytliwą skargę.Za wąskim oknem zmierzchało, gdzieś daleko, naprawdę daleko rozległ się głośny chóralny śmiech zakończony wibrującym dziewczęcym zadowolonym piskiem.Cadron zrobił krok, drugi nie odrywając spojrzenia od fortecznego okna, przy trzecim przesunął się w bok.- Można nas zobaczyć - poinformował Hondelyka, ale tamten leżał z zamkniętymi oczami i nie zareagował na jego słowa.Cadron pochylił się i zgięty w pół dotarł do siennika, zerknął pod serwetę, jak przypuszczał na lnianej ściereczce leżało kilka słodkich bułek.Młodzieńcza naiwność Kolstera wzruszyła Cadrona.Słodkie bułeczki ci nam przygotował, pomyślał.Ot, dzieciak, co sam lubi tym się i podzielił.Ostrożnie ułożył się na boku a po chwili - nadciągnięta w barku ręka pobolewała - przewrócił się na plecy.W twierdzy ciągle jeszcze panowała cisza, nikt nie wszczynał alarmu z powodu ucieczki dwóch więźniów.Za dobrze im tu, przemknęła myśl, bezpieczni, osowiali, nabzdyczali z dumy i pogardy wobec innych, za murami.Ziewnął przeciągle.Zaraz, pomyślał i na chwilę wyrwał się z miękkich otulających łapek snu, zasnę i znowu mi się coś przyśni, że już na wolności jesteśmy, i w ogóle.Niedobrze jest tak budzić się w gorszym niż we śnie świecie.A może to co teraz jest to sen? Może wcale nie jesteśmy pobici i w twierdzy, tylko śpię gdzieś i mam taki sen? Jak to sprawdzić? Uszczypnąć się? Dobrze, mogę.Ale zanim ręka dotarła do uda, w które chciał się uszczypnąć na korytarzu rozległ się głośny wrzask i zaraz potem jeszcze głośniejszy dźwięk dzwonu.Teraz nie był to głuchy, jękliwy, niemrawy gong, ktoś kto uderzył weń zrobił to z dużą werwą.Zaraz potem zagrzechotały na schodach serie kroków, poszczękiwań broni, kilka zgrzytów, gdy końce wąskich tarcz przetarły się po ścianie.W wąską przestrzeń korytarzy i nieco szerszą pobliskiego wewnętrznego dziedzińca poleciały głośne komendy wsparte wielopiętrowymi przekleństwami.Hondelyk poruszył się, ale Cadron położył mu dłoń na ramieniu i przytrzymał na sienniku, sam podniósł się i niemal wyrysowując w kurzu na podłodze rysy kolanami dotarł do drzwi i przycupnął obok nich.W komorze panowała już niemal całkowita ciemność, tylko na ścianie za plecami Cadrona rysował się świetlny odcisk wąskiego okna [ Pobierz całość w formacie PDF ]