[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Naraziłbyś się, gdybyś nie skorzystał z pomocy Rzymian.Książęta wschodu to niejerozolimski plebs.Ich należało pokonać w majestacie prawa.- Rady kobiety prychnął rozzłoszczony są niczym wodne kwiaty.Raz wyjmiesz takąroślinę bez wysiłku, innym razem pokaleczysz się albo wytrąci cię z równowagi,pociągnie w toń.Allija wydęła wargi.- Mężczyzni rzekła z pogardą. Niby jesteście mocni, uważacie się za władców świata,a w istocie rzeczy tchórze z was i głupcy.Uderzył ją pierwszy raz w życiu.- Bezczelna nałożnico! Zmiesz tak zwracać się do króla?- Do entarchy trzymała się za policzek. Nie jesteś prawdziwym królem.Pamiętaj otym.Nie wiedział, kiedy to się stało.Sprzed oczu opadła czerwona mgła, łomot serca ustał,szum w uszach przycichł.Zobaczył niewiastę leżącą u jego stóp.Kałuża krwi, nóż wpiersi.Poruszała wargami, jakby chciała coś powiedzieć.Pochylił się ku niej,przyklęknął.- Uczyń, co trzeba szepnęła. Uczyń tę jeszcze jedną rzecz.Postaraj się.Zabiłeś mojeciało, zdradziecko zerwałeś przymierze.Ale i tak będziesz mój na wieki.***Melchior obejrzał się na ubogą chatę.Halim przyspieszał pochód.Wiedział, że trzeba jaknajszybciej oddalić się z tych okolic.Doskonale słyszał każde słowo utarczki książąt zSykstusem i Herodem.Ten drugi gotów ważyć się na szaleństwo, by pomścićupokorzenie i zniewagi.- Dobrze się spisałeś, Kacprze rzekł Baltazar. Zasiałeś ziarno niepewności, a onowydało błogosławiony owoc.- Przynajmniej na chwilę wtrącił Melchior. Jak myślicie, Maria i Józef skorzystali jużz naszych rad?Baltazar wzruszył ramionami.- To nie zależy od nas.Uczyniliśmy, co do nas należało, a teraz.teraz los pomazańca wrękach jego opiekunów.i Heroda.- Wysłałem gołębia powiedział Halim. Pewnie już dotarł na miejsce.Nasi ludzie mająiść ku nam przez granicę nie bacząc na nic, byśmy jak najkrócej pozostawali z tak małąsiłą we wrogim kraju.Melchior raz jeszcze obejrzał się na pasterską chatę.- Możemy wreszcie odpocząć.Co by się więcej nie zdarzyło, koniec wędrówek.- Koniec zawtórował Baltazar.Kacper milczał.Przed oczami miał piękną twarz Marii.Poczuł nagle dojmującą tęsknotęza własną rodziną.***Koło północy Herod wyszedł ze swojej komnaty.W ramionach trzymałzesztywniałe już zwłoki nałożnicy.- Przygotować ją do pochówku nakazał. Obmyć należycie.Tylko prędko.Ma byćgotowa zanim straże dwa razy obejdą pałac.Służba natychmiast porwała ciało.Nikt nie zadawał pytań, nie ośmielił się wydaćnajmniejszego dzwięku.Słyszeli wrzaski i wycie króla, złorzeczenia tak straszne, żeniebo powinno się otworzyć i porazić gromem bluzniercę.- Wezwać dowódcę gwardii! Natychmiast!***Płomienie strzelały wysoko w niebo.Stare drewno paliło się intensywnym jasnympłomieniem.Ciała pięciu pasterzy leżały przed wejściem.Od gorąca zaczęły się na nichtlić wełniane płaszcze.Herod z pogardą patrzył na trupy.Głupcy! Postanowili stawiaćopór przewadze zbrojnych.We wnętrzu chaty władca znalazł porzucone królewskie dary złoty diadem i szkatuły z ziołami.Zbiegowie nie chcieli się obciążać bogactwami.Amoże to miała być zapłata za gościnę dla pastuchów?- Wysłałem pościg gwardzista wyprężył się przed Herodem.- Bardzo dobrze.A teraz mi pomożesz.Jest rzecz, którą muszę zrobić osobiście.Wskazał okryte całunem zwłoki.%7łołnierz kiwnął głową.Bóg wie, po co wlekli trupa ażtutaj.Herod coraz częściej wykazywał niebezpieczne oznaki szaleństwa, jakie jego ojcanawiedziło pod koniec życia.Dzwignęli ciało.Zwiewna materia zsunęła się.Allija byłazupełnie naga.Oficer z pewnym zdziwieniem stwierdził, że nawet jako zimny trupzachowała niezwykły powab.Jakby odcisnęła na niej piętno nieziemska siła.Herodwskazał wzrokiem płonący dom.Podeszli najbliżej jak się dało.Twarze owiał niezwykłyżar.%7łołnierz z pewnym niepokojem zauważył, że jest o wiele większy niż powinien przyokazji takiego pożaru.Wdodatku dawał się w powietrzu wyczuć delikatny, niepokojący zapach kadzidła.Zatrzeszczały belki, dach runął do środka.Rozkołysali zwłoki, cisnęli je w sam środek płomieni, na stos belek.Ciało upadło ciężko,natychmiast skręciło się pod wpływem gorąca.A potem.Niespodziewanie Allija usiadła,z twarzą skierowaną prosto w ich stronę.Oczy otworzyły się, prawa ręka zaczęławędrować ku górze.Oficer umknął przerażony.Herod stał, wpatrując się w martwe,szkliste oczy i wyciągniętą oskarżycielsko dłoń.- Już mnie nie przestraszysz, szatanie powiedział.Lęk, który mu towarzyszył od chwili,gdy Allija umarła, minął. Spłoniesz w ogniu miejsca, w którym narodził się Bóg.Nie dostaniesz tak łatwo mojej duszy.A gdyby nawet.od tej chwili wszystko mi jedno.Gestem przywołał dowódcę gwardii.Ten podszedł z lekki ociąganiem, starał się niepatrzeć na siedzące wciąż ciało kobiety, ogarnięte teraz płomieniami po czubek głowy.- Odwołaj ludzi rzekł cicho Herod. Niech dadzą spokój zbiegom.- Słucham? oficer nie wierzył własnym uszom.- Powiedziałem chyba wyraznie! Zawróć pościg! Wystarczy przelewu krwi i krzywdy.Zapomnimy o wydarzeniach ostatnich dni.Tak będzie lepiej dla wszystkich.Serce %7ływych GórVallery d Orenburg usiadł.Właściwie nie tyle usiadł, co zwalił się ciężko na ziemięobok starego sierżanta.Tamten odwrócił głowę.Na pobrużdżonej, pokrytej bliznamitwarzyzagościł krzywy uśmiech.Pułkownik sam dogląda oddziału.Zapewne po całym dniuuciążliwej drogi to męcząca czynność, ale warta zachodu.Troska dowódcy wlewa wżołnierzy otuchę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Naraziłbyś się, gdybyś nie skorzystał z pomocy Rzymian.Książęta wschodu to niejerozolimski plebs.Ich należało pokonać w majestacie prawa.- Rady kobiety prychnął rozzłoszczony są niczym wodne kwiaty.Raz wyjmiesz takąroślinę bez wysiłku, innym razem pokaleczysz się albo wytrąci cię z równowagi,pociągnie w toń.Allija wydęła wargi.- Mężczyzni rzekła z pogardą. Niby jesteście mocni, uważacie się za władców świata,a w istocie rzeczy tchórze z was i głupcy.Uderzył ją pierwszy raz w życiu.- Bezczelna nałożnico! Zmiesz tak zwracać się do króla?- Do entarchy trzymała się za policzek. Nie jesteś prawdziwym królem.Pamiętaj otym.Nie wiedział, kiedy to się stało.Sprzed oczu opadła czerwona mgła, łomot serca ustał,szum w uszach przycichł.Zobaczył niewiastę leżącą u jego stóp.Kałuża krwi, nóż wpiersi.Poruszała wargami, jakby chciała coś powiedzieć.Pochylił się ku niej,przyklęknął.- Uczyń, co trzeba szepnęła. Uczyń tę jeszcze jedną rzecz.Postaraj się.Zabiłeś mojeciało, zdradziecko zerwałeś przymierze.Ale i tak będziesz mój na wieki.***Melchior obejrzał się na ubogą chatę.Halim przyspieszał pochód.Wiedział, że trzeba jaknajszybciej oddalić się z tych okolic.Doskonale słyszał każde słowo utarczki książąt zSykstusem i Herodem.Ten drugi gotów ważyć się na szaleństwo, by pomścićupokorzenie i zniewagi.- Dobrze się spisałeś, Kacprze rzekł Baltazar. Zasiałeś ziarno niepewności, a onowydało błogosławiony owoc.- Przynajmniej na chwilę wtrącił Melchior. Jak myślicie, Maria i Józef skorzystali jużz naszych rad?Baltazar wzruszył ramionami.- To nie zależy od nas.Uczyniliśmy, co do nas należało, a teraz.teraz los pomazańca wrękach jego opiekunów.i Heroda.- Wysłałem gołębia powiedział Halim. Pewnie już dotarł na miejsce.Nasi ludzie mająiść ku nam przez granicę nie bacząc na nic, byśmy jak najkrócej pozostawali z tak małąsiłą we wrogim kraju.Melchior raz jeszcze obejrzał się na pasterską chatę.- Możemy wreszcie odpocząć.Co by się więcej nie zdarzyło, koniec wędrówek.- Koniec zawtórował Baltazar.Kacper milczał.Przed oczami miał piękną twarz Marii.Poczuł nagle dojmującą tęsknotęza własną rodziną.***Koło północy Herod wyszedł ze swojej komnaty.W ramionach trzymałzesztywniałe już zwłoki nałożnicy.- Przygotować ją do pochówku nakazał. Obmyć należycie.Tylko prędko.Ma byćgotowa zanim straże dwa razy obejdą pałac.Służba natychmiast porwała ciało.Nikt nie zadawał pytań, nie ośmielił się wydaćnajmniejszego dzwięku.Słyszeli wrzaski i wycie króla, złorzeczenia tak straszne, żeniebo powinno się otworzyć i porazić gromem bluzniercę.- Wezwać dowódcę gwardii! Natychmiast!***Płomienie strzelały wysoko w niebo.Stare drewno paliło się intensywnym jasnympłomieniem.Ciała pięciu pasterzy leżały przed wejściem.Od gorąca zaczęły się na nichtlić wełniane płaszcze.Herod z pogardą patrzył na trupy.Głupcy! Postanowili stawiaćopór przewadze zbrojnych.We wnętrzu chaty władca znalazł porzucone królewskie dary złoty diadem i szkatuły z ziołami.Zbiegowie nie chcieli się obciążać bogactwami.Amoże to miała być zapłata za gościnę dla pastuchów?- Wysłałem pościg gwardzista wyprężył się przed Herodem.- Bardzo dobrze.A teraz mi pomożesz.Jest rzecz, którą muszę zrobić osobiście.Wskazał okryte całunem zwłoki.%7łołnierz kiwnął głową.Bóg wie, po co wlekli trupa ażtutaj.Herod coraz częściej wykazywał niebezpieczne oznaki szaleństwa, jakie jego ojcanawiedziło pod koniec życia.Dzwignęli ciało.Zwiewna materia zsunęła się.Allija byłazupełnie naga.Oficer z pewnym zdziwieniem stwierdził, że nawet jako zimny trupzachowała niezwykły powab.Jakby odcisnęła na niej piętno nieziemska siła.Herodwskazał wzrokiem płonący dom.Podeszli najbliżej jak się dało.Twarze owiał niezwykłyżar.%7łołnierz z pewnym niepokojem zauważył, że jest o wiele większy niż powinien przyokazji takiego pożaru.Wdodatku dawał się w powietrzu wyczuć delikatny, niepokojący zapach kadzidła.Zatrzeszczały belki, dach runął do środka.Rozkołysali zwłoki, cisnęli je w sam środek płomieni, na stos belek.Ciało upadło ciężko,natychmiast skręciło się pod wpływem gorąca.A potem.Niespodziewanie Allija usiadła,z twarzą skierowaną prosto w ich stronę.Oczy otworzyły się, prawa ręka zaczęławędrować ku górze.Oficer umknął przerażony.Herod stał, wpatrując się w martwe,szkliste oczy i wyciągniętą oskarżycielsko dłoń.- Już mnie nie przestraszysz, szatanie powiedział.Lęk, który mu towarzyszył od chwili,gdy Allija umarła, minął. Spłoniesz w ogniu miejsca, w którym narodził się Bóg.Nie dostaniesz tak łatwo mojej duszy.A gdyby nawet.od tej chwili wszystko mi jedno.Gestem przywołał dowódcę gwardii.Ten podszedł z lekki ociąganiem, starał się niepatrzeć na siedzące wciąż ciało kobiety, ogarnięte teraz płomieniami po czubek głowy.- Odwołaj ludzi rzekł cicho Herod. Niech dadzą spokój zbiegom.- Słucham? oficer nie wierzył własnym uszom.- Powiedziałem chyba wyraznie! Zawróć pościg! Wystarczy przelewu krwi i krzywdy.Zapomnimy o wydarzeniach ostatnich dni.Tak będzie lepiej dla wszystkich.Serce %7ływych GórVallery d Orenburg usiadł.Właściwie nie tyle usiadł, co zwalił się ciężko na ziemięobok starego sierżanta.Tamten odwrócił głowę.Na pobrużdżonej, pokrytej bliznamitwarzyzagościł krzywy uśmiech.Pułkownik sam dogląda oddziału.Zapewne po całym dniuuciążliwej drogi to męcząca czynność, ale warta zachodu.Troska dowódcy wlewa wżołnierzy otuchę [ Pobierz całość w formacie PDF ]