[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziała, że Con ma rację.Farma, z jej chłodem i długą wyczerpującąwielogodzinną pracą, była tylko epizodem w życiu Faith.- Jest pewien kłopot: w niczym nie jestem zbyt dobra.-zaczęła, ale Con jejprzerwała.- Jeśli zamierzasz wygłaszać podobnie niedorzeczne głupstwa, to będężałować, że poczęstowałam cię ostatnimi kroplami mojej brandy.- Przepraszam.- Przeprosiny zostały przyjęte - roześmiała się gospodyni.Faith szacowałaswoje umiejętności.Brandy przyprawiałają o przyjemny zawrót głowy.- Potrafię udzielać pierwszej pomocy.- Niebyt przydatna umiejętność, chyba że chcesz zdobyć dyplompielęgniarki.Zawsze jednak myślałam, że to przerażający zawód.Wyłącznie dlaświętych.- Umiem doić krowy, ale, prawdę mówiąc, nie chciałabym tego robić przezresztę życia.- Mówiłam ci, że masz wyczucie kolorów; zmysł, którego, jak wiesz, brakujewielu ludziom.Faith pomyślała o Francji i pchlim targu w Marsylii.- Jestem dobra w polowaniu na okazje".-.i gromadzeniu jak wiewiórka sukien od Paąuina na dnie plecaka -roześmiała się starsza kobieta.Na dworze wył wiatr, a długie, nagie gałęzie drzew stukały o kominy.Faithczuła, że zaczyna ją ogarniać ciepła senność.- A co ty będziesz robić, Con?- Och, przypuszczam, że zostanę tutaj.Chociaż zawsze myślałam.- O czym?-Zawsze myślałam, że dobrze byłoby mieć jakiś mały sklep.Sklepik zodzieżą.Nie żaden z tych strasznie pretensjonalnych magazynów, jakie widujesię na bocznych ulicach każdego prowincjonalnego miasta; żaden salon typu Madame Fleur", Valerie" czy coś równie bezsensownego.Mam na myśli cośspecjalnego, coś innego.- Piękne tkaniny.bajeczne kolory.- Zawsze chciałam - ciągnęła z rozmarzeniem Con - tkać jedwab.To strasznietrudne i wręcz absurdalnie drogie.A jednak można by robić takie piękne rzeczy.- Jak moja suknia z błękitu nieba.- No właśnie.Mogłybyśmy nazwać ten sklep.-My?- Oczywiście.A dlaczego nie?Faith wpatrywała się w nią uważnie.Nie wiedziała, czy to z powodu brandy,czy też po prostu zrozumiała, że nie ma innej przyszłości, ale stwierdziła, że sięśmieje.- Sądzisz, że po tym wszystkim kobiety wciąż będą szukały pięknych sukien?- To nie będzie to samo, oczywiście.Kogo byłoby stać na suknie Fortuny lubVionneta i kto tu po nie przyjdzie.Jednak kobiety zaczną szczególnie mocnopragnąć ładnych rzeczy, by się pocieszyć po tych strasznych czasach.- Conrozlała resztki brandy do kubków.- Wypijemy za to? Za nasz sklep.Za BłękitNieba".Z frontowego okna domku Poppy obserwowała Ralpha, który właśnienadchodził wąskim traktem, biegnącym do Heronsmead.Pochylone ramiona iopuszczona głowa męża świadczyły, że poniósł klęskę.Spotkała go przy furtce.- Znalazłeś ją?- W końcu.- odrzekł krótko.Wygląda na starego i pokonanego, pomyślała.Twarz poczerwieniała mu zzimna, ręce ukrył głęboko w kieszeniach zniszczonego płaszcza.-Ico?- Odmawia powrotu do męża.Weszła za Ralphem do domu i patrzyła, jak wyciąga z wystrzępionej kieszeniopróżnioną do połowy butelkę szkockiej i pije łapczywie.- Ale jest przecież dziecko! - wyszeptała.W kącikach przekrwionych oczu męża pojawiły się łzy.- Twierdzi, że małej będzie lepiej bez niej.Poppy usiadła nagle, jakby nogi nie chciały dzwigać jej dłużej.Ralphwyjechał z Heronsmead tego samego dnia, gdy otrzymali list od Eleanor Nevillez wiadomością, że Guy i Nicole odeszli razem.Eleanor z trudem panowała nadsobą: jej wściekłość biła z każdego nieortograficznie napisanego słowa, a nawet zkażdej kropki.Poppy usłyszała słowa Ralpha:- Mieszkają w dwóch pokojach w Bermondsey.Strasznie małe mieszkanko.Brak im też pieniędzy; przecież Guy ma również na utrzymaniu żonę i dziecko.- Rozmawiałeś z panią Neville?Usiadł i przesunął wierzchem dłoni po oczach.- Zachowuje się histerycznie i obrazliwie.Zapadło milczenie, a potem Poppyzaczęła krzyczeć:- Jak ona mogła, Ralph?! Jak Nicole mogła porzucić swoje dziecko?Nie odpowiedział.Patrzyła, jak zakręcił pustą już butelkę po whisky, izauważyła, że drży mu ręka.Doznane upokorzenie jedynie pogłębiło jego gniew [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Wiedziała, że Con ma rację.Farma, z jej chłodem i długą wyczerpującąwielogodzinną pracą, była tylko epizodem w życiu Faith.- Jest pewien kłopot: w niczym nie jestem zbyt dobra.-zaczęła, ale Con jejprzerwała.- Jeśli zamierzasz wygłaszać podobnie niedorzeczne głupstwa, to będężałować, że poczęstowałam cię ostatnimi kroplami mojej brandy.- Przepraszam.- Przeprosiny zostały przyjęte - roześmiała się gospodyni.Faith szacowałaswoje umiejętności.Brandy przyprawiałają o przyjemny zawrót głowy.- Potrafię udzielać pierwszej pomocy.- Niebyt przydatna umiejętność, chyba że chcesz zdobyć dyplompielęgniarki.Zawsze jednak myślałam, że to przerażający zawód.Wyłącznie dlaświętych.- Umiem doić krowy, ale, prawdę mówiąc, nie chciałabym tego robić przezresztę życia.- Mówiłam ci, że masz wyczucie kolorów; zmysł, którego, jak wiesz, brakujewielu ludziom.Faith pomyślała o Francji i pchlim targu w Marsylii.- Jestem dobra w polowaniu na okazje".-.i gromadzeniu jak wiewiórka sukien od Paąuina na dnie plecaka -roześmiała się starsza kobieta.Na dworze wył wiatr, a długie, nagie gałęzie drzew stukały o kominy.Faithczuła, że zaczyna ją ogarniać ciepła senność.- A co ty będziesz robić, Con?- Och, przypuszczam, że zostanę tutaj.Chociaż zawsze myślałam.- O czym?-Zawsze myślałam, że dobrze byłoby mieć jakiś mały sklep.Sklepik zodzieżą.Nie żaden z tych strasznie pretensjonalnych magazynów, jakie widujesię na bocznych ulicach każdego prowincjonalnego miasta; żaden salon typu Madame Fleur", Valerie" czy coś równie bezsensownego.Mam na myśli cośspecjalnego, coś innego.- Piękne tkaniny.bajeczne kolory.- Zawsze chciałam - ciągnęła z rozmarzeniem Con - tkać jedwab.To strasznietrudne i wręcz absurdalnie drogie.A jednak można by robić takie piękne rzeczy.- Jak moja suknia z błękitu nieba.- No właśnie.Mogłybyśmy nazwać ten sklep.-My?- Oczywiście.A dlaczego nie?Faith wpatrywała się w nią uważnie.Nie wiedziała, czy to z powodu brandy,czy też po prostu zrozumiała, że nie ma innej przyszłości, ale stwierdziła, że sięśmieje.- Sądzisz, że po tym wszystkim kobiety wciąż będą szukały pięknych sukien?- To nie będzie to samo, oczywiście.Kogo byłoby stać na suknie Fortuny lubVionneta i kto tu po nie przyjdzie.Jednak kobiety zaczną szczególnie mocnopragnąć ładnych rzeczy, by się pocieszyć po tych strasznych czasach.- Conrozlała resztki brandy do kubków.- Wypijemy za to? Za nasz sklep.Za BłękitNieba".Z frontowego okna domku Poppy obserwowała Ralpha, który właśnienadchodził wąskim traktem, biegnącym do Heronsmead.Pochylone ramiona iopuszczona głowa męża świadczyły, że poniósł klęskę.Spotkała go przy furtce.- Znalazłeś ją?- W końcu.- odrzekł krótko.Wygląda na starego i pokonanego, pomyślała.Twarz poczerwieniała mu zzimna, ręce ukrył głęboko w kieszeniach zniszczonego płaszcza.-Ico?- Odmawia powrotu do męża.Weszła za Ralphem do domu i patrzyła, jak wyciąga z wystrzępionej kieszeniopróżnioną do połowy butelkę szkockiej i pije łapczywie.- Ale jest przecież dziecko! - wyszeptała.W kącikach przekrwionych oczu męża pojawiły się łzy.- Twierdzi, że małej będzie lepiej bez niej.Poppy usiadła nagle, jakby nogi nie chciały dzwigać jej dłużej.Ralphwyjechał z Heronsmead tego samego dnia, gdy otrzymali list od Eleanor Nevillez wiadomością, że Guy i Nicole odeszli razem.Eleanor z trudem panowała nadsobą: jej wściekłość biła z każdego nieortograficznie napisanego słowa, a nawet zkażdej kropki.Poppy usłyszała słowa Ralpha:- Mieszkają w dwóch pokojach w Bermondsey.Strasznie małe mieszkanko.Brak im też pieniędzy; przecież Guy ma również na utrzymaniu żonę i dziecko.- Rozmawiałeś z panią Neville?Usiadł i przesunął wierzchem dłoni po oczach.- Zachowuje się histerycznie i obrazliwie.Zapadło milczenie, a potem Poppyzaczęła krzyczeć:- Jak ona mogła, Ralph?! Jak Nicole mogła porzucić swoje dziecko?Nie odpowiedział.Patrzyła, jak zakręcił pustą już butelkę po whisky, izauważyła, że drży mu ręka.Doznane upokorzenie jedynie pogłębiło jego gniew [ Pobierz całość w formacie PDF ]