[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na prawo stała druga, obrośnięta różami,przywodzącymi na myśl dawne czasy.Tysiące bladoróżowych kwiatów spowijało ją słodkimobłokiem.Widać było, że mieszkają tu ludzie dobrze sytuowani nie od dzisiaj, dostatekzdążył się utrwalić, wspierany wszechobecną dbałością i miłością do tego miejsca.Wysiadła z dżipa, wyciągnęła swoją dużą torbę i po kamiennych stopniach podeszła dofrontowych drzwi.Pomalowano je ciemnozieloną farbą, była to zieleń z odcieniem granatu.April zadzwoniła.Na progu stanęła prześliczna młoda kobieta o kruczoczarnych lśniących włosach ibłyszczących ciemnych oczach.- Cześć - powitała gościa bezceremonialnie.- April, prawda?- Zgadza się - odpowiedziała April z uśmiechem.- Ja jestem Connie.- Odsunęła się na bok.- Chodz, Joanna czeka.April ruszyła za gosposią, rozglądając się na boki.Piękno krajobrazu było niczym wporównaniu z zachwycającym wnętrzem domu.W przestronnym holu królował okrągły stół zczasów regencji, nad nim wisiał roziskrzony kryształowy żyrandol.W głębi szerokie schodyprowadziły na piętro.Connie szła żwawym krokiem, więc April ledwo rzuciła okiem namijane pokoje, ale nie sposób było nie zauważyć dobrze utrzymanego drewna,wypolerowanego srebra i brązu oraz harmonijnie dobranych obić i dywanów.Dotarły do wysokich balkonowych drzwi na tyłach domu, za którymi rozciągał się rajskiwidok na kamienny taras i góry jaśniejące wiosenną świeżością.April odwiedziła wieledomów w tej okolicy, niektóre z nich należały do bardzo zamożnych ludzi, ale nigdy dotądnie spotkała się z tak przecudownie spokojnym luksusem.Miała ochotę przesuwać międzypalcami lejące się tkaniny, gładzić ciepłe drewno, chłonąć otaczające ją piękno.Tymczasemjednak Connie stała przy drzwiach balkonowych z lekko zniecierpliwionym uśmiechem.- Tędy - powiedziała, otwierając jedno skrzydło.- Dziękuję.Joanna siedziała przy dużym stole z tekowego drzewa, pod ogrodowym parasolem.Na blaciei kamiennej podłodze piętrzyły się książki i kolorowe magazyny.Na widok gościa wstała,zdejmując okulary przeciwsłoneczne.- Cześć.Cieszę się, że przyjechałaś.- Witaj - uśmiechnęła się April.- Nie do wiary, jak tu pięknie! Nie miałam pojęcia, że tutaj sątakie rajskie zakątki! MieszkamJudith Gould)kolicy już długo, a nigdy mnie nie podkusiło, żeby pojechać tą igą.- Ogarnęła szerokimgestem basen, mostek, szczyty gór.faprawdę, jak w raju!- Trudno się sprzeczać z tak trafną opinią.- Joanna wyciągnęła :ę na powitanie.April ujęła jejdłoń dość delikatnie i nie tyle nią rząsnęła, ile lekko ścisnęła.- Chodz, usiądz i powiedz,czego się Dijesz.Jest herbata, woda mineralna, jakieś soki.Nie wiem, na masz ochotę?April usiadła.- A ty co pijesz? - spytała.- Zieloną herbatę.Mrożoną.- To jest to - odrzekła April zdecydowanie.- Tego właśnie mi eba.- Mogłabyś przynieść dzbanek? - poprosiła Joanna Connie.- Jasne.- Gosposia zniknęła w kuchni.Teraz Joanna także usiadła.Uważnie przyjrzała się kobiecie po igiej stronie stołu.Tak,rzeczywiście była piękna.I miała mnó-ro wdzięku.- Wypijmy spokojnie, a potem cię oprowadzę, dobrze?April z ciekawością rozglądała się dookoła, chłonąc oczami każ-krzew, kwiat i drzewo.Odetchnęła głęboko, zachwycona świeży-woniami, które niosła lekka bryza.- Niesamowite miejsce - oznajmiła z podziwem.- Pełne świeżo-, ale takie.emanującezmysłowością.A jednocześnie nasycone jkojem.- Chyba trafiłaś w sedno - uznała Joanna po chwili zastanowie-i.- Tak, tutaj panuje zmysłowyspokój.- Długo tu mieszkasz? - spytała April.Joanna pokiwała głową.- Właściwie od zawsze.Nigdy nie miałam innego domu.Zbudo-ił go mój ojciec, tutaj sięwychowałam.Po ślubie krótki czas miesz-liśmy z Joshem przy plaży, niedaleko PajaroDunes, w domku, któ-dostaliśmy od taty w prezencie ślubnym.Trudno go nazwać awdziwym domem, to raczejpawilonik letniskowy, ale widoki były n niesamowite.Po śmierci taty wróciłam dorodzinnego domu.- Cudownie tutaj - westchnęła April.- I jakoś tak.jak nie Kalifornii.To znaczy.I dom, icała posiadłość sprawiają wraże-3, jakby tu istniały od zawsze.Rozumiesz, o co mi chodzi?Wy na-awdę zapuściliście tu korzenie.- Rzeczywiście, większość kalifornijskich domów wygląda ina-Czas na pożegnanie59czej - zgodziła się Joanna z uśmiechem.- Pudełka z winylu postawione najdalej przedtygodniem.Do stołu podeszła Connie z tacą, na której pysznił się pękaty dzbanek.- Jest prawdziwy cukier, słodzik i miód - powiedziała, nalewając April mrożonej herbaty.- Cododać?- Sama to zrobię, bardzo ci dziękuję.- Nie ma sprawy.- Odwróciła się do Joanny.- To ja już pójdę kończyć lunch, tak?- Dobrze.Możesz podawać za jakieś pół godziny.- W porządku.- Connie odmaszerowała do kuchni.- Zliczna ta wasza gosposia - zauważyła April.-1 pełna energii.- Connie jest na wagę złota.Drugiej takiej można by ze świecą szukać.Mój tata przygarnął jąi jej brata, Carla.W zasadzie to prawie ich adoptował.Wtedy jeszcze nazywali się Consuela iCarlos, ich matka przyjechała z obojgiem z Peru, Mieszkali w obskurnej przyczepie w jednymz tych strasznych obozów dla imigrantów.No i w efekcie Connie pracuje u nas w domu, aCarl w szklarniach.- Dlaczego zmienili imiona?- Chcieli się jak najbardziej zasymilować.Nadal robią, co w ich mocy.- Ach, czyli są tu nielegalnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Na prawo stała druga, obrośnięta różami,przywodzącymi na myśl dawne czasy.Tysiące bladoróżowych kwiatów spowijało ją słodkimobłokiem.Widać było, że mieszkają tu ludzie dobrze sytuowani nie od dzisiaj, dostatekzdążył się utrwalić, wspierany wszechobecną dbałością i miłością do tego miejsca.Wysiadła z dżipa, wyciągnęła swoją dużą torbę i po kamiennych stopniach podeszła dofrontowych drzwi.Pomalowano je ciemnozieloną farbą, była to zieleń z odcieniem granatu.April zadzwoniła.Na progu stanęła prześliczna młoda kobieta o kruczoczarnych lśniących włosach ibłyszczących ciemnych oczach.- Cześć - powitała gościa bezceremonialnie.- April, prawda?- Zgadza się - odpowiedziała April z uśmiechem.- Ja jestem Connie.- Odsunęła się na bok.- Chodz, Joanna czeka.April ruszyła za gosposią, rozglądając się na boki.Piękno krajobrazu było niczym wporównaniu z zachwycającym wnętrzem domu.W przestronnym holu królował okrągły stół zczasów regencji, nad nim wisiał roziskrzony kryształowy żyrandol.W głębi szerokie schodyprowadziły na piętro.Connie szła żwawym krokiem, więc April ledwo rzuciła okiem namijane pokoje, ale nie sposób było nie zauważyć dobrze utrzymanego drewna,wypolerowanego srebra i brązu oraz harmonijnie dobranych obić i dywanów.Dotarły do wysokich balkonowych drzwi na tyłach domu, za którymi rozciągał się rajskiwidok na kamienny taras i góry jaśniejące wiosenną świeżością.April odwiedziła wieledomów w tej okolicy, niektóre z nich należały do bardzo zamożnych ludzi, ale nigdy dotądnie spotkała się z tak przecudownie spokojnym luksusem.Miała ochotę przesuwać międzypalcami lejące się tkaniny, gładzić ciepłe drewno, chłonąć otaczające ją piękno.Tymczasemjednak Connie stała przy drzwiach balkonowych z lekko zniecierpliwionym uśmiechem.- Tędy - powiedziała, otwierając jedno skrzydło.- Dziękuję.Joanna siedziała przy dużym stole z tekowego drzewa, pod ogrodowym parasolem.Na blaciei kamiennej podłodze piętrzyły się książki i kolorowe magazyny.Na widok gościa wstała,zdejmując okulary przeciwsłoneczne.- Cześć.Cieszę się, że przyjechałaś.- Witaj - uśmiechnęła się April.- Nie do wiary, jak tu pięknie! Nie miałam pojęcia, że tutaj sątakie rajskie zakątki! MieszkamJudith Gould)kolicy już długo, a nigdy mnie nie podkusiło, żeby pojechać tą igą.- Ogarnęła szerokimgestem basen, mostek, szczyty gór.faprawdę, jak w raju!- Trudno się sprzeczać z tak trafną opinią.- Joanna wyciągnęła :ę na powitanie.April ujęła jejdłoń dość delikatnie i nie tyle nią rząsnęła, ile lekko ścisnęła.- Chodz, usiądz i powiedz,czego się Dijesz.Jest herbata, woda mineralna, jakieś soki.Nie wiem, na masz ochotę?April usiadła.- A ty co pijesz? - spytała.- Zieloną herbatę.Mrożoną.- To jest to - odrzekła April zdecydowanie.- Tego właśnie mi eba.- Mogłabyś przynieść dzbanek? - poprosiła Joanna Connie.- Jasne.- Gosposia zniknęła w kuchni.Teraz Joanna także usiadła.Uważnie przyjrzała się kobiecie po igiej stronie stołu.Tak,rzeczywiście była piękna.I miała mnó-ro wdzięku.- Wypijmy spokojnie, a potem cię oprowadzę, dobrze?April z ciekawością rozglądała się dookoła, chłonąc oczami każ-krzew, kwiat i drzewo.Odetchnęła głęboko, zachwycona świeży-woniami, które niosła lekka bryza.- Niesamowite miejsce - oznajmiła z podziwem.- Pełne świeżo-, ale takie.emanującezmysłowością.A jednocześnie nasycone jkojem.- Chyba trafiłaś w sedno - uznała Joanna po chwili zastanowie-i.- Tak, tutaj panuje zmysłowyspokój.- Długo tu mieszkasz? - spytała April.Joanna pokiwała głową.- Właściwie od zawsze.Nigdy nie miałam innego domu.Zbudo-ił go mój ojciec, tutaj sięwychowałam.Po ślubie krótki czas miesz-liśmy z Joshem przy plaży, niedaleko PajaroDunes, w domku, któ-dostaliśmy od taty w prezencie ślubnym.Trudno go nazwać awdziwym domem, to raczejpawilonik letniskowy, ale widoki były n niesamowite.Po śmierci taty wróciłam dorodzinnego domu.- Cudownie tutaj - westchnęła April.- I jakoś tak.jak nie Kalifornii.To znaczy.I dom, icała posiadłość sprawiają wraże-3, jakby tu istniały od zawsze.Rozumiesz, o co mi chodzi?Wy na-awdę zapuściliście tu korzenie.- Rzeczywiście, większość kalifornijskich domów wygląda ina-Czas na pożegnanie59czej - zgodziła się Joanna z uśmiechem.- Pudełka z winylu postawione najdalej przedtygodniem.Do stołu podeszła Connie z tacą, na której pysznił się pękaty dzbanek.- Jest prawdziwy cukier, słodzik i miód - powiedziała, nalewając April mrożonej herbaty.- Cododać?- Sama to zrobię, bardzo ci dziękuję.- Nie ma sprawy.- Odwróciła się do Joanny.- To ja już pójdę kończyć lunch, tak?- Dobrze.Możesz podawać za jakieś pół godziny.- W porządku.- Connie odmaszerowała do kuchni.- Zliczna ta wasza gosposia - zauważyła April.-1 pełna energii.- Connie jest na wagę złota.Drugiej takiej można by ze świecą szukać.Mój tata przygarnął jąi jej brata, Carla.W zasadzie to prawie ich adoptował.Wtedy jeszcze nazywali się Consuela iCarlos, ich matka przyjechała z obojgiem z Peru, Mieszkali w obskurnej przyczepie w jednymz tych strasznych obozów dla imigrantów.No i w efekcie Connie pracuje u nas w domu, aCarl w szklarniach.- Dlaczego zmienili imiona?- Chcieli się jak najbardziej zasymilować.Nadal robią, co w ich mocy.- Ach, czyli są tu nielegalnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]