[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obaj walczyli zaciekle, pragnąc pokazać swą siłę i zręczność.Znów została popchnięta, tym razem tak mocno, że piwo wylało jejsię z kufla.Nie chciała już więcej pić, zaczęła więc szukać miejsca,gdzie mogłaby odstawić kufel, bo nie miała ochoty wracać donagrzanego namiotu.Opodal dostrzegła odwróconą skrzynkę iskierowała się w tamtą stronę. - Przepowiedzieć panience przyszłość? - dobiegło ją pytanie.Odwróciła się, by podziękować, i wciągnęła ze świstem powietrze,rozpoznawszy, kto kryje się pod łachmanami staruchy.- Papcio?- Patrz na zawody, nie na mnie.- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?- Od Henry'ego, ale nie ma teraz czasu na wyjaśnienia.Przybyłem, bycię ostrzec, że żołnierz, który ukradł bransoletkę, jest szpiegiem,współdziałającym z tymi samymi ludzmi, którzy mnie kiedyś wynajęli.Mogą się domyślić, że żyjesz, więc miej się na baczności.- Czy mogę to wyjawić kapitanowi?- Ufasz mu?- Ja.Tak, ufam.- Pozostawiam to twojej decyzji, sam nie potrafię rozstrzygnąć.Muszę już iść, tu nie jest dla mnie bezpiecznie.Oddalił się pospiesznie, Alana zaś z trudem zwalczyła w sobie chęć,by popatrzeć, jak znika w tłumie.Poczuła dojmującą tęsknotę.Jakżepragnęła za nim pobiec! Jej pierś zafalowała od głębokich westchnień.Ona i Papcio powinni móc wystąpić z otwartą przyłbicą, a nie ukrywaćsię w ludzkiej ciżbie.Becker już dawno powinien z nim współdziałać,zamiast oskarżać ją o oszustwo.Gdyby wszystko przebiegło zgodnie zplanem, miałaby już za sobą spotkanie z ojcem i czułaby siębezpiecznie.Czy ufała kapitanowi? Tak, chyba tak.Był lojalnympoddanym króla Fredericka, ze wszystkich sił pragnął go chronić idlatego nie mógł jej uwierzyć na słowo.Trudno było go winić zazbytnią podejrzliwość, skoro tyle razy miał do czynienia z oszustkami.Zresztą starał się naprawić swoje wczorajsze zachowanie, zabierając jąze sobą na festyn, by miała choć trochę rozrywki.Nie wątpiła, że użył tylko pretekstu, iż musi jejpilnować, bo przecież mógł ją zamknąć na cały dzień w celi.Alana poczuła szarpnięcie za połę płaszcza.Opuściła wzrok izobaczyła małą dziewczynkę, która pokazała w kierunku przeciwnymdo platformy i poprosiła:- Pomóż mi.Mój piesek.Tuż za śniegowym wałem, otaczającym teren festynu, baraszkowaław śniegu grupa dzieci.Nikogo z dorosłych przy nich nie było,ponieważ wszyscy oglądali zawody.Alana poszła za dziewczynką.Szybko się zorientowała, że małej chodziło nie o prawdziwego psa,lecz o pluszową zabawkę, rzuconą w zaspę kilka metrów od bawiącychsię dzieci.Niektórzy chłopcy byli dostatecznie duzi, żeby ją przynieśćdziewczynce, lecz pewnie poproszeni przez nią, odmówili.Zniewiadomych przyczyn dziewczynka bała się sama pójść po swegopieska.Alana zrozumiała dlaczego, kiedy zaczęła brnąć w kopnym śnieguprawie półmetrowej głębokości.Dzieciaki wrzeszczały za nią, żebywracała, że to niebezpieczne, ale przecież w zaspach nie czaiły siędzikie zwierzęta, prawda? Mimo to już miała zawrócić, gdy dostrzegłapluszaka -leżał niecały metr od niej, tak lekki, że nawet nie zapadł się wśnieżnym puchu.Nie dosięgła go.Lód załamał jej się pod stopami i zatonęła wnajzimniejszej wodzie, jaką mogłaby sobie wyobrazić. Rozdział dwudziesty czwartyBecker miał już dość zabawy z Karstenem, ale kiedy tarzali się poplatformie, próbując przygwozdzić się nawzajem, udało mu się zdobyćkilka przydatnych informacji.- Jak słyszę, finansujesz dzisiejsze wyścigi sań.Czy zamierzasz samwziąć w nich udział? - wysapał.- Nie, ale wystawiam sanie i ostrzegłem woznicę, by nie ważył sięwygrać - odparł Karsten.- Zatem starasz się przypochlebić prostaczkom?- Dlaczego cię to dziwi? Frederick powinien mnie uczynić swoimnastępcą.Kiedy to się stanie, obaj będziemy chcieli, żeby lud sięcieszył.Staram się jedynie być równie popularny jak on, nic poza tym.I nie, nie próbuję przyspieszać biegu wydarzeń [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •