[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatnie słowa powiedział już za drzwiami, przez które wyprowadził go Cal.-Zupełnie taka, jak była kiedyś Joleen.Bill pospieszył do Josha z czystą serwetką.Ostrożnie oglądał jego rozciętą dłoń.Jedna z ran wymagała szycia, reszta nie wyglądała groznie.- Trzeba pojechać do szpitala, Josh.Rozejrzał się dookoła.Daryla już nie było, Cala też.Stracił Laurę; jego ukochanastała się tematem rozmów w barze.Obwiązał dłoń, nawet go nie bolało.Ból był gdzieśgłęboko, w sercu.Skierował się do drzwi, ale Bill i dwóch gości z baru zagrodzili mu drogę.- Chyba nie powinieneś prowadzić w takim stanie - powiedział barman.- Ktoś z naszawiezie cię do szpitala.- Dziękuję, ale poradzę sobie.- Odsunął ich i otworzył drzwi zdrową ręką.- Josh? - zawołał niepewnie Bill.Zatrzymał się i odwrócił do niego.- Daryl nie chciał tego powiedzieć.Był po prostu pijany, inaczej nie mówiłby tak oLaurze.- Widząc nieprzytomnym wzrok Josha, dodał: - Wszyscy lubimy Laurę.Josh pokiwał głową i zamknął drzwi.Przez koronkowe firanki nieśmiało wpadało pierwsze światło świtu.Laura obudziłasię, czując, że ktoś na nią patrzy.Otworzyła oczy i zobaczyła Josha, siedzącego w nogachłóżka.Zauważyła podwiązane bandażem ramię i zaniepokojona zapytała:- Co się stało? - Kiedy usiadła gwałtownie, prześcieradło opadło ukazując nagieciało.- Przykryj się.Ze zdziwieniem rozejrzała się dookoła.Byli zupełnie sami.Jednak posłusznieSR okryła się.- Co się stało z twoją ręką?- Ramię jest w porządku, mam tylko założonych kilka szwów na dłoni.- Dwiegodziny temu wyszedł ze szpitala, przyjechał tu i patrzył, jak spała.Leżała na boku ikilkakrotnie wyciągała rękę, jakby szukając czegoś albo raczej kogoś.Za każdym ruchemdrobnej dłoni krwawiło mu serce.- Podać ci coś? - zapytała.- Nie, przyszedłem ci coś oddać.- Powoli otworzył dłoń i klucze wypadły napościel.Popatrzyła zdziwiona.- Dlaczego nie położysz się i nie spróbujesz zasnąć?Josh przymknął oczy.Niczego tak bardzo nie pragnął, jak położyć się wbrzoskwiniowej pościeli i przytulić Laurę.Ale tego, co się stało, już nie naprawi.Są rzeczy, których nie można zapomnieć.Niebył katolikiem, ale zmówił sześć razy Zdrowaś Mario.Miał nadzieję, że nie zniszczyłzupełnie reputacji Laury.Z miłości do niej odejdzie i nie będzie mieszał się do jej życia.Może wtedy ludzie w mieście znajdą nowy temat do rozmów.Wstał i podszedł do okna.Widział niewyrazne kontury domu Agnes.- Wiesz, zastanawiałem się.Laura nie spuszczała z niego wzroku.Coś tu było nie tak.Umierała z ciekawości,aby dowiedzieć się, co stało mu się w dłoń, ale najwyrazniej nie chciał o tym rozmawiać.- Nad czym?- Nad nami.Powinna się ucieszyć, ale coś w głosie Josha powstrzymywało ją od tego.- Aha.Zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie spojrzeć jej w twarz.- Myślę, że byłoby lepiej, gdybyśmy przestali się widywać.Serce przestało jej bić.Wiedziała teraz, jak czuje się kobieta ze złamanym sercem.Patrzyła na wyprostowaną sylwetkę Josha, zastanawiając się, co powinna powiedzieć.Czymiała rozpłakać się i błagać, żeby został? Duma nie pozwoliła wypowiedzieć słów, któreSR cisnęły się Laurze na usta.Nie słysząc żadnej odpowiedzi, Josh odwrócił się.Oczekiwał łez, gniewu, ale nieciszy.Zdziwiony jej kamiennym wyrazem twarzy, zapytał ostro:- Nie masz mi nic do powiedzenia?Splotła dłonie i siłą powstrzymywała się od płaczu.- Dlaczego?Powinien się spodziewać, że zada to pytanie, na które nie wiedział, jak maodpowiedzieć.- Tak będzie lepiej.- Podszedł do drzwi.Laura miała łzy w oczach.Zauważyłpasek, który kupił na festynie.Ciągle nie mógł zrozumieć, skąd u niej tak wielka radość zezwykłego paska.Był jednak zadowolony, że go jej podarował.Schodził ze schodów, kiedyusłyszał, jak mówi:- %7łyczę ci, żebyś znalazł szczęście w życiu.Laura poczekała, aż odjechał i dopiero wtedy wybuchnęła płaczem.Ukryła twarz wdłoniach.W pewnej chwili poczuła na policzkach ciepło słonecznych promieni.Otarła łzyi popatrzyła w okno.Ranek znowu wygrał.W złości rzuciła poduszkę w kąt pokoju i zaciągnęła firankę.Pociągnęła za mocno ilekka, biała koronka opadła na podłogę.Popatrzyła na nią i otarła mokry policzek.Była wnim zakochana, więc jakim prawem zdecydował, że lepiej będzie, jeśli przestaną sięspotykać.Komu to wyjdzie na zdrowie? Na pewno nie jej i sądząc po wyrazie twarzyJosha, kiedy wychodził, również nie jemu.Coś musiało się stać i ona się dowie.Wżadnym wypadku nie pozwoli, aby odszedł z jej życia.Joshua Franklin Langley będzie żałował, że dzięki niemu znalazła szczęście.SR Rozdział 10- Halo - wymamrotał Josh.- Dzięki Bogu, że jesteś w domu - wykrzyknęła Agnes.Popatrzył na fosforyzujące,czerwone cyfry na budziku.Było wpół do trzeciej nad ranem.Gdzie mógłby być o tej porze? Poprawiłsłuchawkę i ziewnął.- Kto mówi?- Agnes, głupcze.Nie zareagował na wyzwisko, bo używał gorszych, komentując swojepostępowanie.- Co jest?- Ktoś kręci się wokół domu Laury.- Co?! - wrzasnął Josh, wyskakując natychmiast z łóżka.- Poszłam do kuchni po szklankę wody, a jak wiesz, moje okna wychodzą na jejpodwórko.- Agnes, mów jasno.- Wkładał już spodnie.- No dobrze, zobaczyłam jakiś cień skradający się w stronę domu.Najpierwmyślałam, że mi się przywidziało, ale mimo to patrzyłam.- I co?- Znowu go zobaczyłam.Podszedł do okien, a potem do frontowego wejścia.Zadzwoniłam więc do ciebie jak najszybciej.Założył buty.- A może to był pies albo inne duże zwierzę.- Takich rozmiarów? - W jej głosie słychać było oburzenie.- Nie, to był mężczyznai to dobrze zbudowany - zawahała się - albo niedzwiedz.- Nie ruszaj się, już jadę - rozkazał; rzucił słuchawkę, złapał kurtkę, broń i pobiegłdo samochodu.Laura była w niebezpieczeństwie.Zaparkował wóz o jedną przecznicę wcześniej od jej domu i pobiegł przezSR podwórko.Ciężko oddychał, kiedy dobiegł do garażu.Bezszelestnie posuwał się wolno wkierunku drzwi.Wokół było cicho i spokojnie.Księżyc oświetlał budynek.Popatrzył narewolwer wiszący u boku; miał nadzieję, że jest załadowany.Spojrzał w ciemne okno sypialni.Zaklął.Była piękną, samotnie mieszkającąkobietą.Idealna ofiara.Szedł dalej.Potknął się o metalowe wiadro.Nagle usłyszał cichestuknięcie, wstrzymał oddech.Zamarł w bezruchu, ale nie powtórzyło się.Laurę obudził dzwięk na zewnątrz domu.Pewnie to jakiś pies buszuje w śmietniku,pomyślała.Odrzuciła kołdrę i podeszła do okna.Już miała zawołać na psa, kiedy do-strzegła mężczyznę wychodzącego z cienia.Włamywacze! Sięgnęła do telefonu iwykręciła numer Josha.Po urywanym sygnale włączyła się automatyczna sekretarka.Zdenerwowana, zła i wystraszona szybko powiedziała:- To ja, Laura.Gdzie, do diabła, jesteś? Ktoś chce włamać się do mojego domu,więc nie zdziw się, jeśli znajdziesz rano moje ciało w kałuży krwi.Zresztą, do cholery, poco rozmawiam z tą maszyną? Nienawidzę automatycznych sekretarek.Odłożyła słuchawkę i sięgnęła po podomkę.Zapinając się uprzytomniła sobie, żenie powinna była dzwonić do mieszkania Josha.911 - ten numer trzeba było wykręcić.Drżącym głosem powiedziała dyżurnemu policjantowi, o co chodzi.Pomoc była w drodze.Poczuła się bezpieczniej.Wolno zeszła po schodach do holu.Nie była pewna, czyzamknęła kuchenne drzwi.Nagle zobaczyła, że ktoś świeci latarką w okno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •