[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sama nie mogę w to uwierzyć! Gdybymprzyłapała pracownika na takim skandalicznym zachowaniu,zwolniłabym go natychmiast!Oczywiście nie działo się nic pilnego.Sprawy właściwiesame się załatwiały.Albo przesuwały na jutro.Bo ktoś czegośnie przyniósł, nie dosłał, nie podpisał, nie podjął decyzji.Normalnie bardzo by mnie to wkurzyło.Tak bardzo, żerozpętałabym piekło.Może nawet poleciałaby czyjaś głowa.Nie poleciała.Nie tym razem.Pracuję w tej firmie od siedmiulat.Z moich nadgodzin dałoby się bez wysiłku złożyć kolejnedwa albo trzy łata.Praktycznie mieszkam w biurze.W domuzresztą też mam biuro.Zpię z komórką i tabletem pod ręką.Zdokumentami na szafce nocnej.Udowodniłam już swojezaangażowanie i lojalność, tak? Jasne, że tak.W takim razienie ma żadnych przeszkód, żebym przez jeden dzień porobiłato, co pracownicy na wszystkich szczeblach robią przez całeżycie.Czyli solidnie się poobijała.Miałam przecież bardzo ważne powody.Byliśmyumówieni na osiemnastą w ośrodku adopcyjnym.Musiałamprzygotować się do spotkania.Przeszukałam internet wzdłuż i wszerz, żeby zorientowaćsię, jak wygląda taka pierwsza rozmowa.Nie miałam pojęcia,że tyle osób stara się o adopcję.Tak, słyszałam o AngelinieJolie i Madonnie, i tej aktorce, która grała Ally McBeal.Chodzi mi o zwykłych ludzi.Tutaj, w Polsce.W internecie można znalezć tysiące stron na każdy tematzwiązany z adopcją.Są oceny ośrodków adopcyjnych, grupywsparcia dla tych, którzy czekają na adopcję, i dla tych, którzyjuż adoptowali.Przeczytałam mnóstwo relacji dziewczyn zpierwszych spotkań w ośrodkach (Swoją drogą to ciekawe,czemu o adopcji dyskutują prawie wyłącznie kobiety?Zupełnie jakby ich mężowie nie mieli z tym nic wspólnego!).Wypisałam na kartce papieru, jakie pytania padają najczęścieji jakie odpowiedzi są uznawane za właściwe.Okazuje się, że mogliby nam nie dać dziecka tylkodlatego, że nie przestaliśmy się leczyć.Co za bzdura! Podobnopsycholodzy uważają, że trzeba pożegnać się ze staraniami obiologiczne dziecko, zanim się człowiek zabierze do adopcji.A co ma piernik do wiatraka? A może ja chcę mieć dużąrodzinę? Jak Angelina właśnie? Kilkoro dzieci urodzę sama,jedno przywiozę z Ugandy, jedno z Chin.I co? W Stanachmogę, a w Polsce nie?No dobra, nie to nie, nie zamierzam się kłócić.Oczywiściegdyby się okazało, że można jakoś zmusić organizm Piotrkado wyprodukowania choćby jednego porządnego, zdrowegoplemnika, poruszę niebo i ziemię, żeby tak się stało.Choćbymmiała osobiście przywiązać go do stołu operacyjnego i podaćznieczulenie.Popędziłabym też do kliniki jak na skrzydłach,gdyby tylko Piotrek zmienił zdanie w sprawie nasienia dawcy.Lecz nie zmienił.A ja nie muszę się do tego przyznawać wośrodku, prawda?- Pamiętaj, że już się nie leczymy - klarowałam Piotrowiw samochodzie.Spojrzał na mnie zdziwiony.- Jak mógłbym zapomnieć? Lekarz przecież powiedziałwyraznie, że nie ma żadnej szansy.- Nie chodzi o szansę, chodzi o nasze nastawienie! - Onnaprawdę nic nie rozumiał, nie umiał się wczuć woczekiwania ludzi z ośrodka adopcyjnego! - Nie leczymy się,nie myślimy o tym, całe nasze emocje, nadzieje, wysiłkiskierowane są na adopcję.Powtórz, znaczy.powiedzwłasnymi słowami.Tak, żeby brzmiało naturalnie.Popukał się w głowę.- Jesteśmy normalną, fajną parą.Nie musimy nicwymyślać i uzgadniać, by dali nam dziecko.A ja, głupia, mu uwierzyłam!LENAUsiadłam przy kuchennym stole nad aktami Nory.Wiedziałam, że sprawa zbliża się do końca.Ze niedługozadzwoni TEN telefon.Musiałam wszystko przeanalizowaćjeszcze raz.Przejrzeć zeznania świadków.Zwiadków, którychnie było.Bo przecież nikt nie widział Jacka w pociągu doKrakowa ani przy skrzynce pocztowej na Rynku.Apocztówka, którą rzekomo dostała Nora, zniknęła ze stołu wjej pracowni.Sięgnęłam po zapis pierwszej rozmowy policjantów zNorą.Nie zdążyłam jednak przeczytać ani jednego zdania, boktoś zadzwonił do drzwi.Nie do wiary! Na schodach stała moja teściowa.Byłateściowa.Matka Pawła.Ciekawe, czemu w czasie, kiedybyłam jego prawowitą żoną, ani razu nie raczyła nasodwiedzić? Ani zadzwonić? Ani nawet przyjść na ślub? Ateraz nagle, niezapowiedziana, staje w moich drzwiach?- Przyszłam podzielić się opłatkiem - oświadczyła zkamienną twarzą.- Opłatkiem? - Miałam wrażenie, że coś zle zrozumiałam.- Opłatkiem.- Wyjęła cienką paczuszkę z torby, chybamyśląc, że nie znam słowa opłatek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Sama nie mogę w to uwierzyć! Gdybymprzyłapała pracownika na takim skandalicznym zachowaniu,zwolniłabym go natychmiast!Oczywiście nie działo się nic pilnego.Sprawy właściwiesame się załatwiały.Albo przesuwały na jutro.Bo ktoś czegośnie przyniósł, nie dosłał, nie podpisał, nie podjął decyzji.Normalnie bardzo by mnie to wkurzyło.Tak bardzo, żerozpętałabym piekło.Może nawet poleciałaby czyjaś głowa.Nie poleciała.Nie tym razem.Pracuję w tej firmie od siedmiulat.Z moich nadgodzin dałoby się bez wysiłku złożyć kolejnedwa albo trzy łata.Praktycznie mieszkam w biurze.W domuzresztą też mam biuro.Zpię z komórką i tabletem pod ręką.Zdokumentami na szafce nocnej.Udowodniłam już swojezaangażowanie i lojalność, tak? Jasne, że tak.W takim razienie ma żadnych przeszkód, żebym przez jeden dzień porobiłato, co pracownicy na wszystkich szczeblach robią przez całeżycie.Czyli solidnie się poobijała.Miałam przecież bardzo ważne powody.Byliśmyumówieni na osiemnastą w ośrodku adopcyjnym.Musiałamprzygotować się do spotkania.Przeszukałam internet wzdłuż i wszerz, żeby zorientowaćsię, jak wygląda taka pierwsza rozmowa.Nie miałam pojęcia,że tyle osób stara się o adopcję.Tak, słyszałam o AngelinieJolie i Madonnie, i tej aktorce, która grała Ally McBeal.Chodzi mi o zwykłych ludzi.Tutaj, w Polsce.W internecie można znalezć tysiące stron na każdy tematzwiązany z adopcją.Są oceny ośrodków adopcyjnych, grupywsparcia dla tych, którzy czekają na adopcję, i dla tych, którzyjuż adoptowali.Przeczytałam mnóstwo relacji dziewczyn zpierwszych spotkań w ośrodkach (Swoją drogą to ciekawe,czemu o adopcji dyskutują prawie wyłącznie kobiety?Zupełnie jakby ich mężowie nie mieli z tym nic wspólnego!).Wypisałam na kartce papieru, jakie pytania padają najczęścieji jakie odpowiedzi są uznawane za właściwe.Okazuje się, że mogliby nam nie dać dziecka tylkodlatego, że nie przestaliśmy się leczyć.Co za bzdura! Podobnopsycholodzy uważają, że trzeba pożegnać się ze staraniami obiologiczne dziecko, zanim się człowiek zabierze do adopcji.A co ma piernik do wiatraka? A może ja chcę mieć dużąrodzinę? Jak Angelina właśnie? Kilkoro dzieci urodzę sama,jedno przywiozę z Ugandy, jedno z Chin.I co? W Stanachmogę, a w Polsce nie?No dobra, nie to nie, nie zamierzam się kłócić.Oczywiściegdyby się okazało, że można jakoś zmusić organizm Piotrkado wyprodukowania choćby jednego porządnego, zdrowegoplemnika, poruszę niebo i ziemię, żeby tak się stało.Choćbymmiała osobiście przywiązać go do stołu operacyjnego i podaćznieczulenie.Popędziłabym też do kliniki jak na skrzydłach,gdyby tylko Piotrek zmienił zdanie w sprawie nasienia dawcy.Lecz nie zmienił.A ja nie muszę się do tego przyznawać wośrodku, prawda?- Pamiętaj, że już się nie leczymy - klarowałam Piotrowiw samochodzie.Spojrzał na mnie zdziwiony.- Jak mógłbym zapomnieć? Lekarz przecież powiedziałwyraznie, że nie ma żadnej szansy.- Nie chodzi o szansę, chodzi o nasze nastawienie! - Onnaprawdę nic nie rozumiał, nie umiał się wczuć woczekiwania ludzi z ośrodka adopcyjnego! - Nie leczymy się,nie myślimy o tym, całe nasze emocje, nadzieje, wysiłkiskierowane są na adopcję.Powtórz, znaczy.powiedzwłasnymi słowami.Tak, żeby brzmiało naturalnie.Popukał się w głowę.- Jesteśmy normalną, fajną parą.Nie musimy nicwymyślać i uzgadniać, by dali nam dziecko.A ja, głupia, mu uwierzyłam!LENAUsiadłam przy kuchennym stole nad aktami Nory.Wiedziałam, że sprawa zbliża się do końca.Ze niedługozadzwoni TEN telefon.Musiałam wszystko przeanalizowaćjeszcze raz.Przejrzeć zeznania świadków.Zwiadków, którychnie było.Bo przecież nikt nie widział Jacka w pociągu doKrakowa ani przy skrzynce pocztowej na Rynku.Apocztówka, którą rzekomo dostała Nora, zniknęła ze stołu wjej pracowni.Sięgnęłam po zapis pierwszej rozmowy policjantów zNorą.Nie zdążyłam jednak przeczytać ani jednego zdania, boktoś zadzwonił do drzwi.Nie do wiary! Na schodach stała moja teściowa.Byłateściowa.Matka Pawła.Ciekawe, czemu w czasie, kiedybyłam jego prawowitą żoną, ani razu nie raczyła nasodwiedzić? Ani zadzwonić? Ani nawet przyjść na ślub? Ateraz nagle, niezapowiedziana, staje w moich drzwiach?- Przyszłam podzielić się opłatkiem - oświadczyła zkamienną twarzą.- Opłatkiem? - Miałam wrażenie, że coś zle zrozumiałam.- Opłatkiem.- Wyjęła cienką paczuszkę z torby, chybamyśląc, że nie znam słowa opłatek [ Pobierz całość w formacie PDF ]