[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Artemis musiał przyznać, że nie.Kapitan Nieduża była niezwykle ładna nader niebezpieczną urodą, mniej więcej tak ładna, jak czarna wdowa.Artemis przeczuwał, że gdy za jakieś osiem miesięcy zaatakują go hormony dojrzewania, spojrzy na Holly innym okiem.Może to i dobrze, że miała osiemdziesiąt lat.- Lecę blisko ściany, bo szukam szczeliny, która według Mierzwy rzekomo znajduje się gdzieś w tej okolicy - wyjaśniła elficzka.Artemis skinął głową.Teoria krasnala - tak niewiarygodna, że mogła być prawdziwa.Wrócił na rufę, gdzie odbywała się narada - w wersji Mierzwy.Na podświetlonej ścianie widniał nagryzmolony przez krasnala rysunek.Prawdę mówiąc, nawet niektóre szympansy były bardziej uzdolnione artystycznie.I z pewnością mniej.wonne.Jako wskazówki Mierzwa używał marchewki, a raczej kolejnych marchewek.Marchewka to przysmak krasnali.- To są Laboratoria Koboi - wymamrotał ustami pełnymi warzywa.- To? - wykrzyknął Bulwa.- Juliuszu, zdaję sobie sprawę, że schemat nie jest precyzyjny.Komendant aż wyskoczył z fotela.Gdyby to nie było niemożliwe, można by wręcz przysiąc, że padł ofiarą krasnalowych gazów.- Nieprecyzyjny? Przecież to zwykły prostokąt, na litość boską!- Nieważne - Mierzwa pozostał niewzruszony.- Ważny jest tylko ten kawałek.- Ta krzywa kreska?- To szczelina - zaprotestował krasnal.- Przecież widać.- Może w przedszkolu.I co z tego, że szczelina?- Na tym polega cała chytrość.Widzicie, tej szczeliny na ogół nie ma.Bulwa znowu zdusił w sobie powietrze, co ostatnio czynił coraz częściej.Jednak Artemis nagle się zainteresował.- A kiedy się pojawia?Lecz Mierzwa nie zamierzał udzielić prostej odpowiedzi.- My, krasnale, wiemy co nieco o skałach.Od wieków je kopiemy.Palce Bulwy jęły wybijać rytm na pałce elektrycznej.- Wróżki nie zdają sobie sprawy, że skała żyje - ciągnął Mierzwa.- Oddycha.- Oczywiście - przytaknął Artemis.- Rozszerza się od gorąca.Mierzwa triumfalnie ugryzł marchewkę.- Właśnie.I oczywiście, kurczy się, kiedy stygnie.- Teraz nawet Bulwa zaczął słuchać.- Laboratoria Koboi zbudowano na płaszczu Ziemi.To dwa kilometry litej skały.Nic się tamtędy nie przedostanie, z wyjątkiem głowic naddźwiękowych, a śmiem twierdzić, że Opal Koboi by je zauważyła.- I co z tego wynika?- Kiedy skała stygnie, otwiera się w niej szczelina, która prowadzi wprost pod laboratoria.Wiem, bo pracowałem przy fundamentach, gdy je budowano.Stamtąd jest jeszcze kawał drogi, ale przynajmniej już na terenie zakładów.Komendant nadal okazywał sceptycyzm.- Dlaczego Opal Koboi nie zauważyła tak wielkiej szczeliny?- Kto mówił, że jest wielka?- A jaka?- Nie wiem - Mierzwa znów wzruszył ramionami.- Może pięć metrów.Wnajszerszym miejscu.- To i tak dużo, jak na szczelinę, która całymi dniami stoi otworem.- Tyle że ona na ogół nie stoi otworem - wtrącił Artemis.- Prawda, Mierzwa?- Całymi dniami? Akurat.Zgadując, tak na oko, powiedziałbym, oczywiście to tylko przybliżenie.Bulwa tracił cierpliwość.Bardzo źle znosił fakt, że jakoś nie nadąża za tokiem rozmowy.- Gadajcie, osadzony, bo znowu przypalę wam tyłek!- Przestań wrzeszczeć, Juliuszu, bo broda mi się kręci - powiedział urażony Mierzwa.Bulwa otworzył lodówkę i wystawił policzki na lodowaty powiew.- No dobra, Mierzwa.Na jak długo ta szczelina się otwiera?- Najwyżej na trzy minuty.Ostatnim razem miałem zestaw skrzydeł i kombinezon ciśnieniowy, a i tak nieomal zostałem zgnieciony i usmażony.- Usmażony?- Niech zgadnę - wtrącił Artemis.- Szczelina otwiera się tylko wtedy, gdy skała dostatecznie się schłodzi.Jeśli więc szczelina znajduje się w ścianie szybu, to najzimniejszy okres przypada tuż przed kolejną flarą.- Sprytnie, Błotny Chłopaczku - mrugnął doń Mierzwa.- Czego skała nie zgniecie, to zaleje magma.W głośnikach zazgrzytał głos Holly.- Mam coś na wizji.Może to cień, a może pęknięcie w ścianie szybu.Mierzwa wykonał mały taniec, bardzo z siebie zadowolony.- No, Juliuszu, teraz przyznaj, że znowu miałem rację! Jesteś mi coś winien, Juliuszu, jesteś mi coś winien!Komendant potarł grzbiet nosa.Przysiągł sobie, że jeśli uda mu się wyjść cało z tej awantury, już nigdy nie opuści posterunku.Laboratoria KoboiLaboratoria Koboi otaczał pierścień B’wa Kell, uzbrojonych po zęby i pałających żądzą krwi.Pałka przedarł się przez niechętne szeregi goblinów, brutalnie poszturchiwany tuzinem luf.Chwilowo nieczynne armaty DNA tkwiły w swoich wieżach, smętnie opuściwszy lufy.Nie szkodzi, pomyślał Pałka - wystarczy, by uznał, że przydatność B’wa Kell się skończyła, a armaty zostaną natychmiast uruchomione.Żołnierze doprowadzili komendanta do gabinetu Opal i zmusili, by klęknął przed chochliczką oraz trójką generałów.Lecz gdy tylko zniknęli za drzwiami, Pałka poderwał się na równe nogi i przejął dowodzenie.- Wszystko idzie zgodnie z planem - oznajmił, podchodząc do Opal i gładząc ją po policzku.- Za godzinę Oaza będzie nasza.Generał Łuskoń nie był przekonany.- Byłaby nasza znacznie szybciej, gdybyśmy mieli blastery Koboi.Pałka westchnął.- Już to przerabialiśmy, generale - rzekł cierpliwie.- Sygnał zakłócający blokuje działanie wszelkiej broni neutrinowej.Jeśli wy odzyskacie blastery, to SKR także.Łuskoń poczłapał do kąta, liżąc swe gałki oczne.Oczywiście, nie był to jedyny powód, dla którego Pałka odmawiał goblinom broni.Nie mógł przecież zbroić grupy, którą zamierzał zdradzić.Opal czekała tylko, by B’wa Kell uporały się z Radą, potem miała zamiar zwrócić władzę w ręce SKR.- Co u was?Zwinięta w fotelu Opal odwróciła się do niego.- Rozkosznie.Główne wejście padło tuż po tym, jak wyszedłeś na.negocjacje.- To dobrze, że wyszedłem - uśmiechnął się Pałka.- Mógłbym zostać ranny.- Kapitan Wodorost zebrał pozostałe siły w sali operacyjnej wokół boksu.Rada też się tam ukryła.- Doskonale - rzekł Pałka.Pluja, drugi generał B’wa Kell, uderzył w stół konferencyjny.- Nie, Pałka.Wcale nie doskonale.Nasi bracia marnieją zamknięci na Wzgórzu Wyjców [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Artemis musiał przyznać, że nie.Kapitan Nieduża była niezwykle ładna nader niebezpieczną urodą, mniej więcej tak ładna, jak czarna wdowa.Artemis przeczuwał, że gdy za jakieś osiem miesięcy zaatakują go hormony dojrzewania, spojrzy na Holly innym okiem.Może to i dobrze, że miała osiemdziesiąt lat.- Lecę blisko ściany, bo szukam szczeliny, która według Mierzwy rzekomo znajduje się gdzieś w tej okolicy - wyjaśniła elficzka.Artemis skinął głową.Teoria krasnala - tak niewiarygodna, że mogła być prawdziwa.Wrócił na rufę, gdzie odbywała się narada - w wersji Mierzwy.Na podświetlonej ścianie widniał nagryzmolony przez krasnala rysunek.Prawdę mówiąc, nawet niektóre szympansy były bardziej uzdolnione artystycznie.I z pewnością mniej.wonne.Jako wskazówki Mierzwa używał marchewki, a raczej kolejnych marchewek.Marchewka to przysmak krasnali.- To są Laboratoria Koboi - wymamrotał ustami pełnymi warzywa.- To? - wykrzyknął Bulwa.- Juliuszu, zdaję sobie sprawę, że schemat nie jest precyzyjny.Komendant aż wyskoczył z fotela.Gdyby to nie było niemożliwe, można by wręcz przysiąc, że padł ofiarą krasnalowych gazów.- Nieprecyzyjny? Przecież to zwykły prostokąt, na litość boską!- Nieważne - Mierzwa pozostał niewzruszony.- Ważny jest tylko ten kawałek.- Ta krzywa kreska?- To szczelina - zaprotestował krasnal.- Przecież widać.- Może w przedszkolu.I co z tego, że szczelina?- Na tym polega cała chytrość.Widzicie, tej szczeliny na ogół nie ma.Bulwa znowu zdusił w sobie powietrze, co ostatnio czynił coraz częściej.Jednak Artemis nagle się zainteresował.- A kiedy się pojawia?Lecz Mierzwa nie zamierzał udzielić prostej odpowiedzi.- My, krasnale, wiemy co nieco o skałach.Od wieków je kopiemy.Palce Bulwy jęły wybijać rytm na pałce elektrycznej.- Wróżki nie zdają sobie sprawy, że skała żyje - ciągnął Mierzwa.- Oddycha.- Oczywiście - przytaknął Artemis.- Rozszerza się od gorąca.Mierzwa triumfalnie ugryzł marchewkę.- Właśnie.I oczywiście, kurczy się, kiedy stygnie.- Teraz nawet Bulwa zaczął słuchać.- Laboratoria Koboi zbudowano na płaszczu Ziemi.To dwa kilometry litej skały.Nic się tamtędy nie przedostanie, z wyjątkiem głowic naddźwiękowych, a śmiem twierdzić, że Opal Koboi by je zauważyła.- I co z tego wynika?- Kiedy skała stygnie, otwiera się w niej szczelina, która prowadzi wprost pod laboratoria.Wiem, bo pracowałem przy fundamentach, gdy je budowano.Stamtąd jest jeszcze kawał drogi, ale przynajmniej już na terenie zakładów.Komendant nadal okazywał sceptycyzm.- Dlaczego Opal Koboi nie zauważyła tak wielkiej szczeliny?- Kto mówił, że jest wielka?- A jaka?- Nie wiem - Mierzwa znów wzruszył ramionami.- Może pięć metrów.Wnajszerszym miejscu.- To i tak dużo, jak na szczelinę, która całymi dniami stoi otworem.- Tyle że ona na ogół nie stoi otworem - wtrącił Artemis.- Prawda, Mierzwa?- Całymi dniami? Akurat.Zgadując, tak na oko, powiedziałbym, oczywiście to tylko przybliżenie.Bulwa tracił cierpliwość.Bardzo źle znosił fakt, że jakoś nie nadąża za tokiem rozmowy.- Gadajcie, osadzony, bo znowu przypalę wam tyłek!- Przestań wrzeszczeć, Juliuszu, bo broda mi się kręci - powiedział urażony Mierzwa.Bulwa otworzył lodówkę i wystawił policzki na lodowaty powiew.- No dobra, Mierzwa.Na jak długo ta szczelina się otwiera?- Najwyżej na trzy minuty.Ostatnim razem miałem zestaw skrzydeł i kombinezon ciśnieniowy, a i tak nieomal zostałem zgnieciony i usmażony.- Usmażony?- Niech zgadnę - wtrącił Artemis.- Szczelina otwiera się tylko wtedy, gdy skała dostatecznie się schłodzi.Jeśli więc szczelina znajduje się w ścianie szybu, to najzimniejszy okres przypada tuż przed kolejną flarą.- Sprytnie, Błotny Chłopaczku - mrugnął doń Mierzwa.- Czego skała nie zgniecie, to zaleje magma.W głośnikach zazgrzytał głos Holly.- Mam coś na wizji.Może to cień, a może pęknięcie w ścianie szybu.Mierzwa wykonał mały taniec, bardzo z siebie zadowolony.- No, Juliuszu, teraz przyznaj, że znowu miałem rację! Jesteś mi coś winien, Juliuszu, jesteś mi coś winien!Komendant potarł grzbiet nosa.Przysiągł sobie, że jeśli uda mu się wyjść cało z tej awantury, już nigdy nie opuści posterunku.Laboratoria KoboiLaboratoria Koboi otaczał pierścień B’wa Kell, uzbrojonych po zęby i pałających żądzą krwi.Pałka przedarł się przez niechętne szeregi goblinów, brutalnie poszturchiwany tuzinem luf.Chwilowo nieczynne armaty DNA tkwiły w swoich wieżach, smętnie opuściwszy lufy.Nie szkodzi, pomyślał Pałka - wystarczy, by uznał, że przydatność B’wa Kell się skończyła, a armaty zostaną natychmiast uruchomione.Żołnierze doprowadzili komendanta do gabinetu Opal i zmusili, by klęknął przed chochliczką oraz trójką generałów.Lecz gdy tylko zniknęli za drzwiami, Pałka poderwał się na równe nogi i przejął dowodzenie.- Wszystko idzie zgodnie z planem - oznajmił, podchodząc do Opal i gładząc ją po policzku.- Za godzinę Oaza będzie nasza.Generał Łuskoń nie był przekonany.- Byłaby nasza znacznie szybciej, gdybyśmy mieli blastery Koboi.Pałka westchnął.- Już to przerabialiśmy, generale - rzekł cierpliwie.- Sygnał zakłócający blokuje działanie wszelkiej broni neutrinowej.Jeśli wy odzyskacie blastery, to SKR także.Łuskoń poczłapał do kąta, liżąc swe gałki oczne.Oczywiście, nie był to jedyny powód, dla którego Pałka odmawiał goblinom broni.Nie mógł przecież zbroić grupy, którą zamierzał zdradzić.Opal czekała tylko, by B’wa Kell uporały się z Radą, potem miała zamiar zwrócić władzę w ręce SKR.- Co u was?Zwinięta w fotelu Opal odwróciła się do niego.- Rozkosznie.Główne wejście padło tuż po tym, jak wyszedłeś na.negocjacje.- To dobrze, że wyszedłem - uśmiechnął się Pałka.- Mógłbym zostać ranny.- Kapitan Wodorost zebrał pozostałe siły w sali operacyjnej wokół boksu.Rada też się tam ukryła.- Doskonale - rzekł Pałka.Pluja, drugi generał B’wa Kell, uderzył w stół konferencyjny.- Nie, Pałka.Wcale nie doskonale.Nasi bracia marnieją zamknięci na Wzgórzu Wyjców [ Pobierz całość w formacie PDF ]