[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Godzinę pózniej, kiedy wciąż leżałam pod kołdrą, wdychając zgromadzone tamgorące powietrze i słuchając szumu wydobywającego się z otworu wentylacyjnego, przyszłomi do głowy coś jeszcze.Grace miała dziesięć lat.Podobnie jak Frankie, Peter, Mario i Ramona.Podobnie jakpołowa mojej klasy - ta połowa, która nie wróciła do szkoły po świętach.OMNI ujawnia się zazwyczaj u dzieci w wieku dziesięciu lat - usłyszałam kiedyś wradio - jednak choroba może dotknąć każdego dziecka pomiędzy ósmym a czternastymrokiem życia.Rozprostowałam nogi i przycisnęłam ramiona do tułowia.Wstrzymałam oddech izacisnęłam powieki, próbując leżeć nieruchomo.Zmierć.Panna Finch opisała ją, stosującnaprzemiennie słowa  nie i  już.Już nie oddychasz.Nie ruszasz się.Twoje serce już niebije.Nie śpisz.Wydawało mi się to zbyt proste. Ten, kto umiera, już do nas nie wraca -powiedziała.- Nie ma czegoś takiego jak powrót ani druga szansa.Pewnie macie nadzieję, żewasi bliscy wrócą, ale musicie zrozumieć, że tak się nie stanie.Po moich policzkach toczyły się łzy, skapując mi do uszu i ginąc we włosach. Obróciłam się na bok i wcisnęłam twarz w poduszkę, próbując zagłuszyć odgłosy trwającejna dole awantury.Czy przyjdą do mojego pokoju, żeby na mnie nakrzyczeć? Kilkakrotniesłyszałam ciężkie kroki na schodach i dobiegał mnie grzmiący, straszliwy głos tatywykrzykującego okropne słowa, których nie rozumiałam.Mama brzmiała tak, jakby ktośobdzierał ją ze skóry.Podciągnęłam nogi pod brodę, przycisnęłam twarz do kolan i oddychałamspazmatycznie.Miałam wrażenie, że serce łomoce mi w piersi już od wielu godzin iprzyspiesza przy każdym trzasku i łoskocie dochodzącym z dołu.Tylko raz wytknęłam głowęspod kołdry, żeby sprawdzić, czy na pewno zamknęłam drzwi na klucz.Gdyby próbowaliwejść do mojej sypialni, jeszcze bardziej by ich to rozwścieczyło, ale nie przejmowałam siętym.Moja głowa wydawała się równocześnie lekka i ociężała, ale najgorsze było tołupanie, jakby coś siedziało mi pod czaszką i za wszelką cenę próbowało się stamtądwydostać.- Przestańcie - szepnęłam, zaciskając powieki z bólu.Dłonie drżały mi tak mocno, żenie mogłam utrzymać ich przy uszach.- Błagam, przestańcie!Kilka godzin pózniej, kiedy zeszłam na dół, znalazłam ich w ciemnej sypialni,pogrążonych we śnie.Stanęłam w plamie srebrzystego światła, które sączyło się przezotwarte drzwi ich pokoju, i czekałam, żeby sprawdzić, czy się obudzą.Przyszło mi nawet dogłowy, by ułożyć się na tym małym skrawku łóżka pomiędzy nimi, gdzie było ciepło ibezpiecznie.Tata jednak powiedział mi, że jestem już za duża, żeby robić takie rzeczy.Zamiast tego podeszłam do śpiącej mamy i ucałowałam ją na dobranoc.Jej policzekbył śliski od rozmarynowego kremu do twarzy, chłodny i gładki.Kiedy tylko przycisnęłamusta do jej skóry, odskoczyłam.Oślepił mnie błysk białego światła.Przez kilka dziwnychsekund pod powiekami widziałam własną twarz, zagubioną w plątaninie myśli.Po chwilizniknęła jak zdjęcie opadające w ciemną toń.Koc, którym była przykryta mama, musiał byćnaelektryzowany i przeskakująca iskra trafiła pewnie wprost do mojego mózgu, zalewając gobiałym światłem.Mama chyba tego nie poczuła, ponieważ nawet się nie przebudziła.Tata także spał jakkamień, mimo że kiedy do niego podeszłam, sytuacja się powtórzyła.Gdy wracałam na górę, ucisk w klatce piersiowej zniknął, jakby spadł na ziemię razemze zrzuconą z łóżka kołdrą.Zwidrujący ból ustąpił, czułam się jednak bardzo osłabiona.Musiałam zamknąć oczy, żeby pogrążony w mroku pokój przestał się kołysać.Obudziłam się rano.Budzik odezwał się punktualnie o siódmej, uruchamiając radio w momencie, kiedy zaczynała się piosenka Goodbye Yellow Brick Road Eltona Johna.Pamiętam, że z zaskoczeniem usiadłam na łóżku.Dotknęłam twarzy i klatki piersiowej.Miałam wrażenie, że mimo zasuniętych zasłon w mojej sypialni panuje niezwykła jasność,nietypowa dla tak wczesnego poranku.Minęło zaledwie kilka minut i ból głowy powrócił zezdwojoną siłą.Sturlałam się z łóżka na podłogę.Mdliło mnie.Odczekałam chwilę, aż ciemnepunkciki przestaną przepływać mi przed oczami, i spróbowałam przełknąć ślinę, żeby pozbyćsię suchości w gardle.Znałam to uczucie.Wiedziałam, co oznacza ten ucisk w brzuchu.Byłam chora.I to we własne urodziny.Przebrałam się w piżamę z Batmanem i wyszłam z pokoju.Mama jeszcze bardziej bysię na mnie rozzłościła, gdyby wiedziała, że spałam w mojej ładnej koszuli zapinanej naguziczki, która była teraz pognieciona i przepocona, mimo chłodnego powiewuprzedostającego się przez okno.Może mamie będzie przykro ze względu na to, co wydarzyłosię zeszłego wieczoru.Może pozwoli mi nie iść dziś do szkoły, żeby mi to wynagrodzić.Już ze schodów dostrzegłam bałagan w salonie.Wydawało mi się, że patrzę namiejsce, gdzie poprzedniej nocy urzędowały dzikie zwierzęta, które rozdarły poduszki,przewróciły fotel i roztrzaskały na drobne kawałeczki wszystkie szklane świeczniki stojące nawyszczerbionym teraz stoliku.Wszystkie zdjęcia z półeczki nad kominkiem leżały teraz naziemi, podobnie jak moje szkolne portrety, które mama ustawiła na stole za kanapą.Były teżksiążki.Kilkadziesiąt książek.Rozgniewana mama musiała opróżnić z nich całą biblioteczkę.Pokrywały teraz ziemię niczym tęczowe landrynki.Mimo że stan pomieszczenia mnie przeraził, mdłości nadeszły dopiero wtedy, gdydotarłam na ostatni schodek i poczułam zapach smażonego bekonu, a nie naleśników.Może i w naszej rodzinie nie mieliśmy zbyt wielu tradycji, ale na urodziny zawszerobiło się naleśniki i nigdy o tym nie zapominaliśmy.Przez ostatnie trzy lata rodzice niepamiętali o tym, żeby zostawić mleko i ciasteczka dla Zwiętego Mikołaja.Wyleciała im też zgłowy nasza umowa, że w każdy długi weekend będziemy jezdzić na wycieczki, a od czasudo czasu nie pamiętali o tym, żeby uroczyście obchodzić Dzień Zwiętego Patryka, ale żebyzapomnieć o urodzinowych naleśnikach?A może po prostu mama nadal była tak wściekła, że postanowiła ich nie robić? Możeznienawidziła mnie po tym, co powiedziałam poprzedniego wieczoru?Kiedy weszłam do kuchni, mama odwrócona była do mnie plecami.Swoją sylwetkązasłaniała mi światło, sączące się przez okno nad zlewem.Jej ciemne włosy zebrane były wniski, niedbały koczek, który opierał się na kołnierzu czerwonego szlafroka.Ja miałam taki sam szlafrok.Miesiąc wcześniej tata podarował je nam na Gwiazdkę. Rubinowa czerwieńdla mojej Ruby - powiedział, wręczając mi prezent.Mama nuciła coś pod nosem, jedną ręką przewracając bekon na patelni, a drugątrzymając złożoną na pół gazetę.Piosenka, która chodziła jej po głowie, była wesoła irytmiczna, tak że przez krótką chwilę wydawało mi się, że wszystko będzie dobrze.Przeszłajej złość.Pozwoli mi dziś zostać w domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •