[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.On go specjalnie wyszkolił.Nie było niczegoszczególnego w tym, co mówił ptak, ale w tym, jak mówił.Mówił z akcentem.Mówił zakcentem z hrabstwa Cambridge.Ptak naśladował sposób mówienia swojego pana.Rakszasapochodził z Cambridge.Poborca podatków przeżegnał się z wdzięczności do Boga, który okazał się dla niego takłaskawy.- Pozwoliłem ptakowi wypaplać cały swój repertuar - powiedział.- Teraz miałem jużwystarczająco dużo czasu, mogłem spokojnie zabrać Guiscarda do Angers.Wiedziałem,gdzie kieruje się Rakszasa.On wracał do domu, aby osiąść tam z pozostałymi klejnotamiGuiscarda.I tak zrobił.I tym razem już mi nie ucieknie.Rowley spojrzał na Adelię.- Wciąż mam tę klatkę - powiedział.- Co stało się z ptakiem?- Skręciłem mu kark.Grabarze skończywszy robotę, odeszli niepostrzeżenie.Długi cień muru na krańcu ogrodusięgnął ławki.Adelia, drżąc od chłodu nadchodzącego wieczoru, uświadomiła sobie, że od pewnegoczasu przenika ją zimno.Może było jeszcze coś więcej do powiedzenia, ale w tej chwili niepotrafiła już o tym myśleć.Ani on.Wstał.- Muszę przyjrzeć się przygotowaniom.Inni jednak przyjrzeli się już za niego.Szeryf, Arab, poborca podatków, przeoraugustianin, dwie kobiety i pies stali na szczycie schodów, na zewnątrz budynków, kiedySzymon z Neapolu w swojej wierzbowej trumnie, poprzedzany przez ludzi z pochodniami i zwszystkimi %7łydami, jacy byli na zamku z tyłu, niesiony był do miejsca pod wiśnią, na drugimkrańcu ogrodu.Bliżej ich nie zaproszono.Pod sierpem księżyca postaci żałobników zdawałysię bardzo ciemne, zaś kwiecie wiśni bardzo białe, jak zastygła w bezruchu śnieżna zamieć.Szeryf poruszył się niespokojnie, Mansur położył dłonie na ramionach Adelii i onaodchyliła się ku niemu, słuchając niskich dzwięków Psalmu 91, wydobywających się z ustrabina, raczej nie starając się rozróżnić słów.Raziła ją pewna rzecz, na którą wszyscy pozostali nie zwracali uwagi, bo przyzwyczajenibyli do hałasu w zamku.Nie podobały jej się uniesione głosy ludzi przy głównej bramie,którym ojciec Alkuin, miejscowy ksiądz, głośno wyrażał swoje niezadowolenie.Tam też, wysłuchawszy tego wszystkiego, Agnieszka wyszła z szałasu i pobiegła domiasta, zaś Roger z Acton zaczął przekonywać strażników, iż ich zamek jest właśniebezczeszczony przez potajemny żydowski pochówek dokonywany w jego murach.%7łałobnicy pod wiśnią również słyszeli to wszystko.Ich uszy wyłapywały ową zapowiedzkłopotów.-El ma'eleh rachamim - głos rabina Gotsce jednak nie zadrżał.-Shochayn bahmro.Panie,wypełniony ojcowskim współczuciem, daj odpoczynek naszemu bratu Szymonowi, podskrzydłami Twego schronienia, na wysokości, wśród świętości i czystości, jasnemu jakbłyszczący firmament, i duszom wszystkich spośród Twego ludu, zgładzonych na tychziemiach, po których chadzał ojciec Abraham i wokół nich.Słowa, pomyślała Adelia.Jakiś niewinny ptak może powtórzyć słowa mordercy.Słowamożna wypowiedzieć nad człowiekiem, którego on zabił, i tak wlać balsam do zbolałej duszy.Usłyszała stuk, stuk, stuk grudek ziemi uderzających o trumnę.Teraz procesja szła przezogród, by wyjść furtą i chociaż Adelia nie była %7łydówką, lecz tylko kobietą, każdy zmężczyzn pozdrawiał ją, przechodząc, tam gdzie stała, obok podstawy schodów.Hamakom y 'nachem etchem b 'toch sh 'ar availai tziyon ee yerusha-layim.Niech Bógukoi cię wśród wszystkich żałobników Syjonu i Jerozolimy.Rabin zatrzymał się i ukłonił szeryfowi.- Jesteśmy wdzięczni za twoją szczodrość, mój panie, niech nie sprawi ci ona kłopotów.Potem %7łydzi odeszli.- Dobrze - oznajmił szeryf Baldwin, otrzepując szatę.- Musimy wracać do pracy, sirRowleyu.Jeśli ktoś tu będzie szukał dziś kłopotów, to ich nie znajdzie.Adelia wyraziła mu swoją wdzięczność.- A czy mogę odwiedzić grób jutro?- Sądzę, że tak.Możesz tu przyprowadzić ze sobą medyka.Od tych wszystkich zmartwieńzrobiła mi się fistula i zle mi się siedzi.Spojrzał w stronę bramy.- Rowley, co to za zamieszanie?Do ogrodu wtargnęło około dziesięciu mężczyzn, uzbrojonych w zaimprowizowany oręż,widły i ościenie na węgorze, prowadzonych przez Rogera z Acton.Byli oszalali zewściekłości, którą już zbyt długo tłumili.Wywrzaskiwali tyle rozmaitych przekleństw, żedopiero po chwili dało się spośród nich wyłowić słowa dzieciobójca" i %7łyd".Acton zbliżał się do schodów, wymachując pochodnią w jednej dłoni i widłami w drugiej.- Tego %7łyda trzeba strącić do otchłani, którą sam uczynił - krzyczał - aby Pan oczyścił nasz jego brudu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.On go specjalnie wyszkolił.Nie było niczegoszczególnego w tym, co mówił ptak, ale w tym, jak mówił.Mówił z akcentem.Mówił zakcentem z hrabstwa Cambridge.Ptak naśladował sposób mówienia swojego pana.Rakszasapochodził z Cambridge.Poborca podatków przeżegnał się z wdzięczności do Boga, który okazał się dla niego takłaskawy.- Pozwoliłem ptakowi wypaplać cały swój repertuar - powiedział.- Teraz miałem jużwystarczająco dużo czasu, mogłem spokojnie zabrać Guiscarda do Angers.Wiedziałem,gdzie kieruje się Rakszasa.On wracał do domu, aby osiąść tam z pozostałymi klejnotamiGuiscarda.I tak zrobił.I tym razem już mi nie ucieknie.Rowley spojrzał na Adelię.- Wciąż mam tę klatkę - powiedział.- Co stało się z ptakiem?- Skręciłem mu kark.Grabarze skończywszy robotę, odeszli niepostrzeżenie.Długi cień muru na krańcu ogrodusięgnął ławki.Adelia, drżąc od chłodu nadchodzącego wieczoru, uświadomiła sobie, że od pewnegoczasu przenika ją zimno.Może było jeszcze coś więcej do powiedzenia, ale w tej chwili niepotrafiła już o tym myśleć.Ani on.Wstał.- Muszę przyjrzeć się przygotowaniom.Inni jednak przyjrzeli się już za niego.Szeryf, Arab, poborca podatków, przeoraugustianin, dwie kobiety i pies stali na szczycie schodów, na zewnątrz budynków, kiedySzymon z Neapolu w swojej wierzbowej trumnie, poprzedzany przez ludzi z pochodniami i zwszystkimi %7łydami, jacy byli na zamku z tyłu, niesiony był do miejsca pod wiśnią, na drugimkrańcu ogrodu.Bliżej ich nie zaproszono.Pod sierpem księżyca postaci żałobników zdawałysię bardzo ciemne, zaś kwiecie wiśni bardzo białe, jak zastygła w bezruchu śnieżna zamieć.Szeryf poruszył się niespokojnie, Mansur położył dłonie na ramionach Adelii i onaodchyliła się ku niemu, słuchając niskich dzwięków Psalmu 91, wydobywających się z ustrabina, raczej nie starając się rozróżnić słów.Raziła ją pewna rzecz, na którą wszyscy pozostali nie zwracali uwagi, bo przyzwyczajenibyli do hałasu w zamku.Nie podobały jej się uniesione głosy ludzi przy głównej bramie,którym ojciec Alkuin, miejscowy ksiądz, głośno wyrażał swoje niezadowolenie.Tam też, wysłuchawszy tego wszystkiego, Agnieszka wyszła z szałasu i pobiegła domiasta, zaś Roger z Acton zaczął przekonywać strażników, iż ich zamek jest właśniebezczeszczony przez potajemny żydowski pochówek dokonywany w jego murach.%7łałobnicy pod wiśnią również słyszeli to wszystko.Ich uszy wyłapywały ową zapowiedzkłopotów.-El ma'eleh rachamim - głos rabina Gotsce jednak nie zadrżał.-Shochayn bahmro.Panie,wypełniony ojcowskim współczuciem, daj odpoczynek naszemu bratu Szymonowi, podskrzydłami Twego schronienia, na wysokości, wśród świętości i czystości, jasnemu jakbłyszczący firmament, i duszom wszystkich spośród Twego ludu, zgładzonych na tychziemiach, po których chadzał ojciec Abraham i wokół nich.Słowa, pomyślała Adelia.Jakiś niewinny ptak może powtórzyć słowa mordercy.Słowamożna wypowiedzieć nad człowiekiem, którego on zabił, i tak wlać balsam do zbolałej duszy.Usłyszała stuk, stuk, stuk grudek ziemi uderzających o trumnę.Teraz procesja szła przezogród, by wyjść furtą i chociaż Adelia nie była %7łydówką, lecz tylko kobietą, każdy zmężczyzn pozdrawiał ją, przechodząc, tam gdzie stała, obok podstawy schodów.Hamakom y 'nachem etchem b 'toch sh 'ar availai tziyon ee yerusha-layim.Niech Bógukoi cię wśród wszystkich żałobników Syjonu i Jerozolimy.Rabin zatrzymał się i ukłonił szeryfowi.- Jesteśmy wdzięczni za twoją szczodrość, mój panie, niech nie sprawi ci ona kłopotów.Potem %7łydzi odeszli.- Dobrze - oznajmił szeryf Baldwin, otrzepując szatę.- Musimy wracać do pracy, sirRowleyu.Jeśli ktoś tu będzie szukał dziś kłopotów, to ich nie znajdzie.Adelia wyraziła mu swoją wdzięczność.- A czy mogę odwiedzić grób jutro?- Sądzę, że tak.Możesz tu przyprowadzić ze sobą medyka.Od tych wszystkich zmartwieńzrobiła mi się fistula i zle mi się siedzi.Spojrzał w stronę bramy.- Rowley, co to za zamieszanie?Do ogrodu wtargnęło około dziesięciu mężczyzn, uzbrojonych w zaimprowizowany oręż,widły i ościenie na węgorze, prowadzonych przez Rogera z Acton.Byli oszalali zewściekłości, którą już zbyt długo tłumili.Wywrzaskiwali tyle rozmaitych przekleństw, żedopiero po chwili dało się spośród nich wyłowić słowa dzieciobójca" i %7łyd".Acton zbliżał się do schodów, wymachując pochodnią w jednej dłoni i widłami w drugiej.- Tego %7łyda trzeba strącić do otchłani, którą sam uczynił - krzyczał - aby Pan oczyścił nasz jego brudu [ Pobierz całość w formacie PDF ]