[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiedział, ile czasu szli.Zdawało mu się, że droga trwa całą wieczność.Wreszcie zatrzymali się w jakimś zacisznym miejscu.Wkrótce zjawił sięmężczyzna, który przywitał się z Genzerykiem.Z tonu głosu Gorgiaswywnioskował, że to Zenon, ale równie dobrze mógł to być człowiek ztatuażem.Wikary nalegał, by zajął się chorym, nie zdejmując mu kaptura z268głowy, ale Zenon, bo teraz Gorgias nie miał wątpliwości, że to był on,odmówił.— Mógłby umrzeć, a ja nawet bym się nie zorientował.Kiedy zdjęto Gorgiasowi kaptur, miał on wrażenie, że znajdują się w jakiejśopuszczonej stajni.Pomieszczenie, w którym z jakiegoś powodu stał stół,oświetlały dwie pochodnie.Zenon poprosił Genzeryka, by uwolnił Gorgiasa złańcuchów.— Nie widzicie, w jakim jest stanie? Nigdzie się stąd nie ruszy —przekonywał medyk.Genzeryk odmówił.Uwolnił chore ramię, ale zdrowe przykuł do pierścieniaprzy stole.Zenon zbliżył pochodnię do chorego ramienia.Kiedy je obejrzał, na jegotwarzy malowało się przerażenie.Zbliżył nos i odsunął się z obrzydzeniem.Kawałkiem drewna nacisnął na ranę, ale Gorgias nie zareagował.Zenonpokręcił głową.— Już ją stracił — szepnął Genzerykowi.— Jeśli gangrena dostała się dolimfy, możecie zacząć szykować trumnę.— Róbcie, co musicie, byle nie stracił ręki.— Już ją stracił.Nie wiem nawet, czy zdołam uratować mu życie.— Chcecie dostać zapłatę, czy nie? Wszystko mi jedno, czy resztaRSwytrzyma.Ale ta ręka musi pisać.Zenon pokręcił głową.Podał pochodnię Genzerykowi i poprosił, by mupoświecił.Potem wyjął na stół torbę z narzędziami, wziął długi nóż i zbliżył godo rany.— To może was zaboleć — ostrzegł Gorgiasa.— Muszę rozciąć ramię.Miał już zaczynać, gdy Genzeryk zachwiał się.Medyk zauważył to w samąporę i zdążył go przytrzymać.— Dobrze się czujecie? — spytał.— Tak, tak.To nic.Kontynuujcie — rozkazał.Zenon spojrzał na niego zdziwiony, po czym znów zabrał się do dzieła.Wylał na rękę chorego nieco spirytusu, po czym wykonał nacięcie równoległedo zabliźnionej rany.Skóra rozeszła się niczym jelito ropuchy, a z nacięciazaczęła wydobywać się ropa.Smród był taki, że Genzeryk musiał się cofnąć.Zenon poszukał igły i zaczął nawlekać na nią nić.— Cholera! — wykrzyknął, gdy igła wyślizgnęła mu się z palców.Nachyliłsię, by ją podnieść, ale nigdzie nie mógł jej znaleźć.— Zostawcie ją i weźcie drugą — poradził Genzeryk.269— Nie mam przy sobie więcej igieł.Musielibyście pójść po nie do mojegodomu.— Ja? Idźcie sami.— Ktoś musi powstrzymać krwawienie.— Puścił łokieć Gorgiasa i na stółtrysnął strumień krwi.Zenon znów nacisnął arterię.Genzeryk skinął głową.Choć Gorgias leżał nieprzytomny, Genzeryk ostrzegł Zenona, by gopilnował.Przed wyjściem upewnił się, że łańcuch dobrze trzyma, i wypytałmedyka, gdzie trzyma igły.Miał już wyjść, gdy znów się zachwiał.— Na pewno dobrze się czujecie? — spytał Zenon.— Doprowadźcie do porządku to ramię przed moim powrotem! — krzyknąłGenzeryk i znikł ze stajni, mrużąc oczy, jakby niezbyt dobrze widział.Zenon zacisnął krępulec na ramieniu Gorgiasa, powstrzymując krwawienie.Zbadał raz jeszcze ranę, zobaczył, że ma szarofioletowy odcień, i pokręciłgłową.Ta ręka była stracona, choćby Genzeryk nie wiadomo jak się upierał.Wtej samej chwili Gorgias się ocknął.Gdy zobaczył medyka, usiłował siępodnieść, ale powstrzymały go łańcuchy i krępulec.Zenon uspokoił go.— Gdzieście się podziewali? Rutgarda miała was już za martwego —powiedział medyk i pochylił się, bo zauważył lśnienie zagubionej igły.Gorgias usiłował przemówić, ale gorączka splątała mu język.ZenonRSpoinformował go, że powinien amputować mu rękę, w przeciwnym razieniechybnie umrze.Gorgias spojrzał na niego przerażony.— Nawet jak ją obetnę, i tak możecie umrzeć — mruknął, jakby miałzarżnąć wieprza.Gorgias zrozumiał.Już od kilku dni nie mógł poruszać palcami.Dotądusiłował to ignorować, ale od łokcia w dół jego ramię było pozbawionym życiakikutem.Zastanowił się nad słowami medyka.Tracąc ramię, straciłby równieżźródło utrzymania, ale przynajmniej mógłby jeszcze walczyć o Rutgardę.Spojrzał na ramię pokryte wrzodami.Pulsowało, ale nie bolało.Medyk miałrację.Kiedy Zenon wyjaśnił, że Genzeryk jest temu przeciwny, Gorgias niezrozumiał, o co mu chodzi.— Przykro mi, ale to on płaci.Gorgias usiłował zdjąć coś ze swojej szyi, ale Zenon go powstrzymał.— Weźcie to — zdołał wykrztusić Gorgias.— To rubiny.Nigdy żeście tylenie zarobili.Zenon obejrzał naszyjnik wiszący na szyi Gorgiasa.Złapał go i zerwałjednym ruchem.Potem spojrzał na drzwi, jakby się nad czymś zastanawiał.270— Genzeryk mnie zabije.Splunął na ziemię i kazał Gorgiasowi zagryźć suchą gałąź.Potem chwyciłpiłę i zacząć ciąć ramię niczym rzeźnik ćwiartujący cielaka.Kiedy Genzeryk wrócił, zastał omdlałego Gorgiasa w wielkiej kałuży krwi.Zaczął szukać Zenona, ale po medyku nie było śladu.Na ziemi leżałaamputowana kończyna, a tam gdzie wcześniej znajdowało się ramię, widniałteraz umiejętnie zszyty kikut.Wkrótce zjawił się Zenon, podciągając sobie portki.Kiedy zobaczyłGenzeryka, usiłował mu wytłumaczyć, że było to nieuniknione, ale wikary niesłuchał jego wywodów.Przeklął go tysiąc razy, posłał do piekieł, obrzuciłobelgami i usiłował pobić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •