[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To prawda.- Odniosłam wrażenie, że jest pani dzisiaj smutna, panno Vernon.Co się stało?- Nic, naprawdę.- Nie udało się pani mnie przekonać.Nancy popatrzyła na niedzwiedzia polarnego.- Chodzi o to, że lord Tranville zamierza znalezć mi męża.- Naprawdę?! - Ariana nie posiadała się z oburzenia.Przeszły w stronę szafek z wypchanymi gadami.- Na razie nie chcę wychodzić za mąż.- Powiedziała pani Tranville'owi o Michaelu?Nancy spłonęła rumieńcem.- Pani mówi tak, jak by to był mój narzeczony, a jesteśmy tylko przyjaciółmi.Zo-stał mu rok do skończenia studiów, a potem musi u kogoś podjąć pracę.A poza tym.może wcale mnie nie chcieć.- Nie chcieć pani? - Ariana nie miała żadnych wątpliwości co do tego, że Michaelkocha Nancy.- Z powodu mojej rodziny.Chyba zna pani naszą sytuację.Ariana nie od razu zrozumiała, co Nancy ma na myśli, lecz po chwili dotarło doniej, że poza światem teatru romanse hańbiły kobietę, uniemożliwiając jej bywanie wtowarzystwie.Dwaj młodzi dandysi zaczęli natarczywie im się przyglądać, zbierając się na od-wagę, by podejść.- Powinnyśmy dołączyć do pani brata - powiedziała Ariana.Jack uśmiechnął się na ich widok i we trójkę wyszli z sali.- Czy Nancy powiedziała ci, co ją martwi? - spytał szeptem Arianę.- Podobno lord Tranville szuka dla niej kandydata na męża.- Okropny człowiek - wycedził Jack.Weszli do sali, w której zaprezentowano osobliwości mórz południowych.Znaj-dowały się tam wypchane gady, owady i ptaki, inne niż te, które były wystawione wRLT zwiedzanym poprzednio pomieszczeniu.Ariana miała ochotę przejść dalej, lecz Jackbardzo uważnie przyglądał się każdej muszli i kawałkowi rafy koralowej.- Chodzmy - powiedziała cicho do Nancy, ujmując ją za ramię.- Będziemy obok -zwróciła się do Jacka.Wystawiono tu eksponaty z Ameryki.Nad wszystkim górował posąg czerwono-skórego Indianina w stroju bojowym.Dwaj mężczyzni z zainteresowaniem przyglądalisię rzezbie.W jednym z nich Ariana rozpoznała Edwina Tranville'a; drugim był lordUllman zasiadający wraz z lordem Tranville'em w komitecie Drury Lane.Ariana na-tychmiast ruszyła do drzwi, lecz zanim zdążyły wyjść z sali, wypatrzył je lord Ullman.Pomachał ręką i podszedł do nich.- Panna Blane!Lord Ullman był czterdziestokilkuletnim mężczyzną przeciętnego wzrostu.- Panno Blane, cieszę się, że panią widzę.- Przeniósł wzrok na Nancy i raptem je-go oczy zrobiły się okrągłe jak spodki.- Czy mógłbym zostać przedstawiony pani uro-czej przyjaciółce? - Sprawiał wrażenie oniemiałego z wrażenia.Ariana ściągnęła wargi.Lord Ullman najwyrazniej przypuszczał, że Nancy równieżjest aktorką.Popatrzyła na Edwina, który im się przyglądał, lecz nie zdecydował się po-dejść.Jack z pewnością nie życzyłby sobie znajomości siostry z Edwinem, uznała Aria-na.Dokonała prezentacji, na której tak zależało Ullmanowi, mówiąc:- Panno Vernon, to jest lord Ullman, znany mi z teatru.- Jestem zauroczony.- Dżentelmen nisko się skłonił.Nancy skinęła głową.Ariana zwróciła się do lorda Ullmana:- Nancy nie należy do zespołu.Przyszła tu z bratem, który jest artystą i maluje mójportret.Ogląda teraz eksponaty w sąsiedniej sali.- Była pewna, że Ullman straci zainte-resowanie Nancy, dowiedziawszy się, że dziewczyna nie jest płochą aktoreczką.- Popro-siłam pana Vernona, żeby przyprowadził mnie tu na wystawę dzieł sztuki egipskiej.Za-leży mi na tym, żeby portret Kleopatry miał odpowiedni klimat.Lord Ullman nie odrywał wzroku od Nancy.- Rozumiem.RLT - Właśnie mieliśmy zamiar wyjść - dodała Ariana.Ullman wydawał się jej nie słyszeć.- Towarzyszy pani swemu bratu, panno Vernon?Nancy zmarszczyła brwi, zakłopotana.- Jeśli mnie o to poprosi.- Cofnęła się w stronę drzwi.Ullman uśmiechnął się.- Jestem niezmiernie rad, że zdecydowała się pani mu dzisiaj towarzyszyć.Nancy nie musiała odpowiadać na ten kłopotliwy komplement, gdyż podszedł donich Edwin.Zmierzył Nancy nieprzychylnym spojrzeniem.- Mam wrażenie, że ilekroć się obrócę, wpadam na Vernonów.- Jest mi równie miło widzieć pana - odgryzła się Nancy.Lord Ullman posłał Edwinowi karcące spojrzenie.- Zachowałeś się bardzo nieuprzejmie, młody człowieku.Nie zamierzam tego tole-rować.Ariana dygnęła.- Musimy już iść.%7łyczę panom miłego dnia.Szybko oddaliły się w poszukiwaniu Jacka.Nancy podbiegła do niego i chwyciłago za rękaw.- %7łe też akurat musiałam tu spotkać Edwina! - Popatrzyła na Arianę.- To synTranville'a.Znamy go od dzieciństwa.Był nieznośnym chłopcem, ciągle mi dokuczał iwszczynał bójki z Jackiem.Jack wyjrzał na korytarz i zobaczył Edwina w drzwiach sąsiedniej sali.Przez chwi-lę mierzyli się spojrzeniami.- Trzymaj się od niego z daleka - ostrzegł Nancy.- Nie chcę być tu, gdzie on.Czy możemy już iść?Jack popatrzył pytająco na Arianę.- To, co widziałam, w zupełności mi wystarczy - stwierdziła, chociaż nie udało jejsię zobaczyć ani jednego dzieła sztuki egipskiej.Przeszli korytarzami do wyjścia i wkrótce znalezli się na Piccadilly.RLT - Nie podoba mi się to, że Edwin już dwa razy zobaczył nas razem - szepnął Jackdo Ariany.- Wyjaśniłam jego towarzyszowi, że przyszliśmy tu w związku z pracą nad portre-tem.Wątpię, czy Edwin coś podejrzewa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •