[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakby kto mnie obserwował, uznałby, że się obijam.Pomidor rozpadł mi się w rękui palce wciąż mi się lepiły.Spłukiwałam właśnie sok pomidorowy wodą z wiadra, kiedy zobaczyłam na drodzeNonnie.Szła szybko w moją stronę, wywijając laską.To mnie przestraszyło.Niby nie pamiętam,jak tatuś umarł, ale w głowie zostało mi wrażenie.Ten ruch, bieganina, panika.I teraz na widokNonnie też się tak poczułam.Pobiegłam jej naprzeciw, bo przypomniałam sobie, jak w nocy Dzidziuś zsiniał od tegokaszlu.Zawsze trzyma się blisko Nonnie, a teraz go przy niej nie widziałam.Nonnie zatrzymała się i kiwała ręką, cobym się pośpieszyła. Co się stało? Czy Dzidziuś. Samochód pani Werkman  wysapała, z trudem łapiąc oddech. Stoi na drodze.Wiesz,że będzie chciała widzieć was obie. I to wszystko?  Z rzędów tytoniu tuż przed moim nosem wychynął Dzidziuś.Miałamchęć mu przylać, bo mnie wystraszył, ale właściwie to Nonnie zasłużyła na klapsa: dlaczego gonie pilnuje?  Myślałam, że stało się coś strasznego. Chodz tu w tej chwili, dziewczyno!  Chwyciła mnie za ramię tłustą, mokrą od potudłonią. Nie powinnaś tak szybko chodzić.Ani pozwalać Williamowi biegać przez tytoń po tym,co było ostatnio. Nie dalej jak dwa tygodnie temu zabłądził między sadzonkami i nie mogliśmygo znalezć.Wszyscy szukali, Mary Ella płakała, dopiero Eli go wypatrzył.Dzidziuś siedziałna ziemi z usmarowaną buzią i bawił się jakimś paskudnym robalem.Kiedy Mary Ellazobaczyła, że Eli wychodzi z krzaków z małym na rękach, poryczała się znowu, tym razemz ulgi. Za to ty powinnaś być już w domu  gderała Nonnie. Gdzie Mary Ella? Nie wiem. I po prawdzie nie chciałam wiedzieć. Mary Ella żyje własnym życiem.Z panią Werkman pogadam o tym, co nam trzeba: pieluchy, bielizna i ubrania dla mnie i MaryElli.A najbardziej ze wszystkiego bym chciała wiatrak do okna.Jedni znajomi z kościoła takimają i mówią, że to najwspanialszy wynalazek na świecie.Pani Werkman przynosi nam głównie ciuchy i pieluchy, ale co szkodzi zapytać.Nonnie trzymała mnie tak mocno, że aż wbijała mi paznokcie w skórę. Tylko ani słowa o ekstrasach. A co ja, głupia jezdem?  I zaraz poprawiłam się w duchu: Nie jestem głupia.Gdybyśmy wypaplały pani Werkman, że pan Gardiner daje nam różności do jedzenia, zarazpotrąciłaby nam z zasiłku.A ostatnio bywał bardzo hojny, przedwczoraj na ten przykład MaryElla przytaszczyła do domu pół szynki. Szynkę schowałam, jak tylko zobaczyłam samochód.I zaraz wyszłam szukać ciebiei tego darmozjada. Ona nie jest darmozjadem. Nie przychodziło mi do głowy odpowiednie słowona opisanie Mary Elli, ale  darmozjad ? Nie i nie.Przecież tak dobrze potrafi uspokoićDzidziusia.I tak bardzo go kocha.Panią Werkman znam, odkąd pamiętam.Zaczęła do nas przyjeżdżać po tymnajstraszniejszym, a teraz jak jakiś magik wyczarowuje dla nas potrzebne rzeczy.A jużnajwiększą czarodziejką okazała się, kiedy odkryła, że Mary Ella ma chory ten.rostek, zanimją cokolwiek zabolało.Tylko niestety pani Werkman to władza, a już sama myśl, że ktoś ma cięw garści, jest straszna.To ona daje nam pieniądze na życie i naprawdę musimy przy niej uważać.Nie możemy puścić pary z ust o czymś, co mogłoby nas potem drogo kosztować.Ostatnio jakprzyjechała, Mary Elli też nie było w domu.Jeszcze zacznie podejrzewać, że moja siostra dostałaprawdziwą pracę i płacą jej więcej niż pan Gardiner.Dzidziuś znowu wbiegł między tytoniowe krzaczki, więc go złapałam i już nie puściłamz rąk, chociaż wrzeszczał tak, że mało mi bębenki nie popękały.Obejrzałam się jeszcze razna szopę i zobaczyłam Henry ego Allena.Był ode mnie daleko, ale wiedziałam, że patrzyw naszą stronę i gdyby obok nie stał jego tata, na pewno by mi pomachał.Znów się skończyna lukaniu przez pole.Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma, nie? 9.JaneObawiałam się, że sporo czasu upłynie, zanim nabiorę rozeznania w terenie.Było pózneśrodowe popołudnie i właśnie kończył się mój trzeci dzień z Charlotte, a tymczasem jak dla mniewszystkie drogi nadal wyglądały identycznie: hektary zielonych tytoniowych krzaczków, wśródktórych czasem sterczały stodoły i białe farmerskie domostwa.Kiedy jednak Charlotte skręciław drogę gruntową do farmy Gardinerów, od razu rozpoznałam w oddali ich czerwony dach.To był naprawdę ciężki dzień.Widziałyśmy chłopczyka z brzuszkiem rozdętymz niedożywienia.Wiozłyśmy do szpitala niemowlę z wysoką gorączką, bo nie złapałyśmypielęgniarki rejonowej.A jednego z podopiecznych znalazłyśmy nieprzytomnego na podłodzeprzy schodach.Kto wie, jak długo tam leżał? Drżałam na myśl, co by się z nim stało, gdyby nienasza planowa wizyta.Jeszcze nigdy nie czułam się tak rozpaczliwie potrzebna.Teraz jechałyśmy do Hartów.Po drodze Charlotte opowiadała mi o tej rodzinie. Ojciec Ivy i Mary Elli zginął w wypadku na farmie, kiedy one były jeszcze małe.Violet, ich matkę, umieszczono w szpitalu psychiatrycznym z powodu schizofrenii, którapogłębiła się po śmierci męża [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •