[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kaspar?Kaspar syknął.Uniosłam głowę.Ucichł, lecz wpatrywał się we mnie takżarliwe, że zabrakło mi tchu.A potem zniknął wraz z ojcem.Znowu. Dziwka usłyszałam czyjś głos.Przede mną pod rękę z Fabianem stała Lyla.Na jej twarzy błąkał sięniegodziwy uśmieszek.Fabian odwracał wzrok, lecz kiedy go pociągnęła za sobą,usłyszałam z jego ust jedno słowo: Suka.Wszyscy mnie znienawidzili. CZTERDZIEZCI SZEZVioletUszczypnęłam się w wyobrazni, zdawszy sobie sprawę, że znów myślę otamtym dniu, przypominając sobie bez końca to, co się wówczas wydarzyło.Ciągleczułam w sobie tamten chłód i obolałe uniesienie, analizowałam każdewypowiedziane wtedy słowo, obracałam w głowie każdą myśl i każdy szczegół. To wydarzyło się niemal dwa tygodnie temu, daj sobie spokój , radził mimój głos i w zasadzie mogłam się z nim zgodzić.Chciałam dać sobie z tym spokój,ale nie potrafiłam. Kaspara nie ma od dwóch tygodni.Przynajmniej spróbuj zapomnieć.Zacisnęłam w dłoniach brzeg kołdry, wpatrując się w sufit.Powtarzałam wmyślach zapamiętane słowa:Wampiry nie są łagodnymi, kochającymi istotami.Zmiana nie leży w ichnaturze, nie potrafią się przystosować ani akceptować innych.Ich miłość nie jesttym, co ludzie nazywają miłością, a pożądanie doprowadza wampiry do stanuniepojętego dla ludzi.Nie starzeją się jak my, ale jak kamienie: wietrzejąstopniowo, kruszą się niezauważenie.Powiadają, że kamień trwa wiecznie, tak jakone.Kaspar trwał w moim sercu.Myślałam, że król nie ukarze nas srożej niżtylko zakazem zbliżania się do siebie.Ale ukarał.Nastał już listopad, drzewa zgubiły liście.Ale las był tak mroczny inieprzenikniony jak zawsze, a jutro jak zawsze pełne męczarni.Do tego jutroprzypadał dwunasty dzień listopada, co oznaczało Ad Infinitum.To ja miałam być ofiarą.Nauczono mnie, co mam robić, uszyto mi suknię.Poznałam Johna, którego też składano w ofierze.John był spokojnym mężczyzną,który miał zamiar zostać wampirem w święta Bożego Narodzenia, by na zawszepołączyć się ze swoją ukochaną Marie-Claire.To było najdziwniejsze w ofiarach,zawsze składano je z miłości albo nienawiści.Grałam posłusznie ofiarę, uczyłam się swojej roli jak najpotulniejsza istotaludzka tylko z jednego powodu: chciałam pójść na bal, na którym będzie Kaspar. %7łeby tam być, musi wrócić stamtąd, dokąd go zesłano.Przetarłam suche oczy i opuściłam nogi z łóżka, ciągnąc nimi rógprześcieradła.Chwyciłam grzebień z nocnego stoliczka i przeczesałam włosy,potargane i splątane od wielu dni, które musiałam spędzać samotnie w tym pokoju.Nie miałam już prawa chodzić po domu.Odpowiadało mi to, nikt bowiem ze mnąnie rozmawiał, jeśli nie liczyć Caina, który ostatnio nabrał irytującego nawykuwypytywania mnie o moją rodzinę, szczególnie o Lily.Zawsze o Lily.Nie mogłamtego znieść.Więc wolałam być sama ze swoim głosem. Przez chwilę zastanawiałam się, czy mogę zejść do kuchni, bo słyszałam nadole głośne rozmowy.Ale byłam głodna.Poszłam do garderoby po skarpety i pocichutku wymknęłam się na korytarz.Po kilku krokach przełknęłam głośno ślinę. Drzwi Kaspara.Od tamtej nocy nie byłam w jego sypialni.Minęły dopiero dwa tygodnie, amnie zżerała ciekawość.Miałam wrażenie, że coś musiało się tam zmienić, choćbydlatego, że pokój nigdy nie jest taki sam bez tego, kto w nim mieszka.Głupia myśl, ale teraz co chwila nachodziły mnie głupie myśli.Jak choćby ta& zupełnie innej natury.Nie potrafiłam przestać myśleć onagim torsie Kaspara obok mnie, o jego mocnym uścisku, wymagającym,kontrolującym wszystkich i wszystko charakterze, który nikomu o tym niemówiłam całkiem mi się podobał, choć nigdy bym się do tego otwarcie nieprzyznała.Ciągle potrafiłam wzbudzić w sobie tamtą chorą ekscytację, kiedyschwytał mnie w pułapkę, wyrzucając klucz przez otwarte balkonowe drzwi.Trzymałam już gałkę w ręku, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co chcęzrobić.Ale czy zakaz dotykania Kaspara obejmował także jego pokój? Pewnie tak,ale musiałam tam wejść.Musiałam się przekonać.Zamknęłam za sobą drzwi najciszej, jak się dało, i wzięłam głęboki oddech,po czym uniosłam wzrok.W sypialni było niezwykle jasno, przez wysokie oknawlewało się ostre, zimowe już słońce.Ktoś odsunął i związał kotary, pościeliłschludnie łóżko, ułożył poduszki.Nie czułam dawnego aromatu drogiej wodykolońskiej i zapachu krwi.Meble okryto przed kurzem białymi pokrowcami.Całypokój wypełniała biel.Wskoczyłam na łóżko, na miękką pościel miękką ichłodną pod moimi stopami jak puszysty śnieg.Coś zabolało mnie w środku.Poczułam, że do oczu napływają mi łzy, więc zeszłam z łoża Kaspara.Chciałam wrócić do siebie.Ale dostrzegłam coś kątem oka.Przetarłam oczy iprzystanęłam.Nad kominkiem, pod portretem rodziców Kaspara, leżał naszyjnik.Zerknęłam na drzwi, bojąc się, że zaraz ktoś tu wejdzie.Ale wszędziepanowała cisza, a rozkrzyczane głosy na dole umilkły.Podeszłam ostrożnie dokominka, stawiając wolno kroki.Nie mogłam spojrzeć na obraz intensywnośćspojrzeń przedstawionych na nim osób wywoływała dreszcze nawet w dobre dni, adziś nie było dobrym dniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Kaspar?Kaspar syknął.Uniosłam głowę.Ucichł, lecz wpatrywał się we mnie takżarliwe, że zabrakło mi tchu.A potem zniknął wraz z ojcem.Znowu. Dziwka usłyszałam czyjś głos.Przede mną pod rękę z Fabianem stała Lyla.Na jej twarzy błąkał sięniegodziwy uśmieszek.Fabian odwracał wzrok, lecz kiedy go pociągnęła za sobą,usłyszałam z jego ust jedno słowo: Suka.Wszyscy mnie znienawidzili. CZTERDZIEZCI SZEZVioletUszczypnęłam się w wyobrazni, zdawszy sobie sprawę, że znów myślę otamtym dniu, przypominając sobie bez końca to, co się wówczas wydarzyło.Ciągleczułam w sobie tamten chłód i obolałe uniesienie, analizowałam każdewypowiedziane wtedy słowo, obracałam w głowie każdą myśl i każdy szczegół. To wydarzyło się niemal dwa tygodnie temu, daj sobie spokój , radził mimój głos i w zasadzie mogłam się z nim zgodzić.Chciałam dać sobie z tym spokój,ale nie potrafiłam. Kaspara nie ma od dwóch tygodni.Przynajmniej spróbuj zapomnieć.Zacisnęłam w dłoniach brzeg kołdry, wpatrując się w sufit.Powtarzałam wmyślach zapamiętane słowa:Wampiry nie są łagodnymi, kochającymi istotami.Zmiana nie leży w ichnaturze, nie potrafią się przystosować ani akceptować innych.Ich miłość nie jesttym, co ludzie nazywają miłością, a pożądanie doprowadza wampiry do stanuniepojętego dla ludzi.Nie starzeją się jak my, ale jak kamienie: wietrzejąstopniowo, kruszą się niezauważenie.Powiadają, że kamień trwa wiecznie, tak jakone.Kaspar trwał w moim sercu.Myślałam, że król nie ukarze nas srożej niżtylko zakazem zbliżania się do siebie.Ale ukarał.Nastał już listopad, drzewa zgubiły liście.Ale las był tak mroczny inieprzenikniony jak zawsze, a jutro jak zawsze pełne męczarni.Do tego jutroprzypadał dwunasty dzień listopada, co oznaczało Ad Infinitum.To ja miałam być ofiarą.Nauczono mnie, co mam robić, uszyto mi suknię.Poznałam Johna, którego też składano w ofierze.John był spokojnym mężczyzną,który miał zamiar zostać wampirem w święta Bożego Narodzenia, by na zawszepołączyć się ze swoją ukochaną Marie-Claire.To było najdziwniejsze w ofiarach,zawsze składano je z miłości albo nienawiści.Grałam posłusznie ofiarę, uczyłam się swojej roli jak najpotulniejsza istotaludzka tylko z jednego powodu: chciałam pójść na bal, na którym będzie Kaspar. %7łeby tam być, musi wrócić stamtąd, dokąd go zesłano.Przetarłam suche oczy i opuściłam nogi z łóżka, ciągnąc nimi rógprześcieradła.Chwyciłam grzebień z nocnego stoliczka i przeczesałam włosy,potargane i splątane od wielu dni, które musiałam spędzać samotnie w tym pokoju.Nie miałam już prawa chodzić po domu.Odpowiadało mi to, nikt bowiem ze mnąnie rozmawiał, jeśli nie liczyć Caina, który ostatnio nabrał irytującego nawykuwypytywania mnie o moją rodzinę, szczególnie o Lily.Zawsze o Lily.Nie mogłamtego znieść.Więc wolałam być sama ze swoim głosem. Przez chwilę zastanawiałam się, czy mogę zejść do kuchni, bo słyszałam nadole głośne rozmowy.Ale byłam głodna.Poszłam do garderoby po skarpety i pocichutku wymknęłam się na korytarz.Po kilku krokach przełknęłam głośno ślinę. Drzwi Kaspara.Od tamtej nocy nie byłam w jego sypialni.Minęły dopiero dwa tygodnie, amnie zżerała ciekawość.Miałam wrażenie, że coś musiało się tam zmienić, choćbydlatego, że pokój nigdy nie jest taki sam bez tego, kto w nim mieszka.Głupia myśl, ale teraz co chwila nachodziły mnie głupie myśli.Jak choćby ta& zupełnie innej natury.Nie potrafiłam przestać myśleć onagim torsie Kaspara obok mnie, o jego mocnym uścisku, wymagającym,kontrolującym wszystkich i wszystko charakterze, który nikomu o tym niemówiłam całkiem mi się podobał, choć nigdy bym się do tego otwarcie nieprzyznała.Ciągle potrafiłam wzbudzić w sobie tamtą chorą ekscytację, kiedyschwytał mnie w pułapkę, wyrzucając klucz przez otwarte balkonowe drzwi.Trzymałam już gałkę w ręku, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co chcęzrobić.Ale czy zakaz dotykania Kaspara obejmował także jego pokój? Pewnie tak,ale musiałam tam wejść.Musiałam się przekonać.Zamknęłam za sobą drzwi najciszej, jak się dało, i wzięłam głęboki oddech,po czym uniosłam wzrok.W sypialni było niezwykle jasno, przez wysokie oknawlewało się ostre, zimowe już słońce.Ktoś odsunął i związał kotary, pościeliłschludnie łóżko, ułożył poduszki.Nie czułam dawnego aromatu drogiej wodykolońskiej i zapachu krwi.Meble okryto przed kurzem białymi pokrowcami.Całypokój wypełniała biel.Wskoczyłam na łóżko, na miękką pościel miękką ichłodną pod moimi stopami jak puszysty śnieg.Coś zabolało mnie w środku.Poczułam, że do oczu napływają mi łzy, więc zeszłam z łoża Kaspara.Chciałam wrócić do siebie.Ale dostrzegłam coś kątem oka.Przetarłam oczy iprzystanęłam.Nad kominkiem, pod portretem rodziców Kaspara, leżał naszyjnik.Zerknęłam na drzwi, bojąc się, że zaraz ktoś tu wejdzie.Ale wszędziepanowała cisza, a rozkrzyczane głosy na dole umilkły.Podeszłam ostrożnie dokominka, stawiając wolno kroki.Nie mogłam spojrzeć na obraz intensywnośćspojrzeń przedstawionych na nim osób wywoływała dreszcze nawet w dobre dni, adziś nie było dobrym dniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]