[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O płot siedział sokolnik Czarny, ten nie wrócił na noc - znak, że sokolica już na jajach.Białka Czarnego zarzuciła zapaskę, wyszła z chaty z wiadrami.Kulowa wyjrzała przez drzwi, zoczyła ją.Zawołała z przestrachem :- Lelum! Jeszcze wody nie mam! - wiadra suszyły się na płocie, pobiegła po nie.Kulapatrzył na nią ze złością, krzyknął:- Wody nie masz, sucza córo! Wiem ci, Czarnego poszła, to i ty w dyrdy za nią.Będziecieugwarzać pół dnia.Pójdziesz, kiej tamta wróci.- Migiem będę - chwyciła wiadro, poleciała.Z całej wsi szły baby po wodę; kiwały się jakkaczki.Wieś brała wodę nie z Wisły, lecz ze strumienia płynącego z dąbrowy: czystą i chłodną.Uwodopoju co ranek zbierał się wiec bab.Bogna jazgotała:-.onże Pach, mocny wieszczek.Nasza krowa mleko zarwała, kaszlała, kładła się.Przyszedł, pobobonił, wymiona dusił, jęzor wyciągnął, skrobaczką zdrapał, cościk jej w gardło tkał.Nynie już wstała, żre, mleko z dojek leci, smaczne, żółte.- Mołwią, jen czarny, to ci żerzec Kyryi Krysti - babulinka była stara, trzęsła się.- Strach.- A Stojgniewa siekli w gębę.Tyle co zipie.- Węgry pono.- Słuchajcie, białki! - Bogna ściszyła głos - Mołwią, one Węgry to biesy.Wielgi toto naród,same stoliny.Kamienie rzucają, kiej cebry.- A onże czarny żerzec biedę nam ino przyniesie.- Tfu!- Mój mołwi, takiego by ubić.On ci i Dadzboga nie uznał. - Cichaj! Zły usłyszy i z dala.- Chodzi nynie wszędy, zaklina i uroki rzuca.- Lelum!Strach je ogarnął, lepki nagły strach.Jakby u zródła przysiadło w krzakach złe, patrzy nanie zielonymi ślepiami.Zaszumiały groznie drzewa.Baby czerpały wodę z pośpiechem, migiemleciały do wsi.Zmąciła się odwieczna spokojność - obcy ją zmącili.Dokoła Orczycy szły szepty, zaklęcia, odczyniania.Przeczuwali nieszczęście.Niskie niebodyszało trwożnie, gniotło.Jaszo, Jaszo, Dadzboże!Bywa tak:Czerw wejdzie w drzewo, srogi tram.%7łre.Przecina włókna, gryzie zwarte wnętrze.Drzewogałęzią szumi, a w środku niemoc - skąd? jak? nie zgadniesz.Czerw.Bywa tak:Wlejesz do miodu jad.Nie jad, co zabija zrazu, lecz taki, co truje lata.Człek blednie,słabnie, pluje krwią.Nie zgadniesz, jaka go słabość toczy.Jad. 16.Bywa tak:Złe oko urok rzuci.Mocny urok.Bydlę silne było, rosło, tłuściało.Teraz nie zdycha.Ale zkażdym dniem słabnie, śluz mu się z pyska leje, oczy ropieją, cościk je żre we wnętrzu.Co? niewiesz, urok, czar.Bywa, bywa.Szumią czerwone sosny czarnymi konarami.Wisła bije falą o brzeg.Nad Wisłą na wzniesieniu stoi prastary gród.Orczyca.Trupi gród.Strzeże go wieniec czaszek - zrebce, co szły w rubież - drzewiej.- Tfu!Nielub stoi przed częstokołem rodzinnego grodu.Czaszki patrzą weń czarnym oczodołem.Szczerzą zęby.Zmieją się.- Tfu!A jak było wprzódy?Wprzódy Orczyca była czołem ziemi.Wprzódy Orczyki wiedli toporników, w drzazgi szłyszczyty wrogów, lała się jucha, po kolana deptali w jusze.Wilki rozciągały jelita pobitych.Tfu! Urok, czar!Stojgniew jest cięty w gębę, a śmieje się.Całe życie będzie miał krzywą gębę.Nielub jest wojem księdza.Lubianym.Jest Orczyk, w Orczycy nie umie się śmiać.Całeżycie będzie miał jakowąś krzywiznę.Jaką?Bywa, że drzewo przeżre czerw.Bywa, że bydlę przeżre czar.Bywa, że człeka przeżre jad.Przeżarły Nieluba nie kończące się gadki ojcowe.Nynie w Orczycy jest tłok.Stojgniew jest drugiem księdza.Po Puchale ostanie wojewodą -każdy to wie.Walą tłumem do Orczycy dowiedzieć się, słyszeli o ranie.Zawalają ławy w sieni,jazgoczą, krzyczą, śmieją się.Dziewki podają miód a piwo, słone placki owsiane; placki trzeszcząw mocnych zębach.Stojgniew rozsiadł się, rechocze, chusty już zdjęte ma z twarzy, sina szramabiegnie mu przez czoło, brew, policzek, ginie pod szyją.Stojgniew baje im o Węgrach, Bolku,drużynie - gały gościom wyłażą; słuchają, szturchają się łokciami w bok. Baczyłeś? - dziwią się.Stojgniewowi krzywa gęba jaśnieje.Nielub zna onych Węgrów a drużynę, a Bolka.A w Orczycysłucha, również dziwi się.I złości się, wisz ji, Stojgniewa, jak się zakokoszył.Stary Wojbor patrzy ze ślepego kąta na synów martwymi zrenicami.Słucha.Upiór czasów,co przeszły. Rodzima Orczyca, swojski modrzewiowy kąt, próchniejący gród, jest upiorem.Jak ojciec.- Nie!Bunt dławi gardziel.Od małych lat Nieluba, mazepkę, młodszego w rodzie, poił Wojborjadem własnej trucizny.W głuche wieczory przy ogniu bajał o nienawistnym Mieszce.W czerwone porankipokazywał gród Ledarga, trząsł pięścią, groził i przeklinał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •