[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy pan w to wierzy? Czy oni panu uwierzyli? Firenza uwa\nie przyjrzał siędoktorowi Petriemu.- Oczywiście, \e mi uwierzyli.Dlaczego mieliby nie uwierzyć?Doktor Petrie kilkakrotnie odkaszlnął.- Poniewa\ to nie jest prawda.Firenza roześmiał się.- Zdaje się, \e przebywał pan ostatnio zbyt długo w towarzystwie doktora Selmera- stwierdził.- Wiem, \e uwa\a to, co się dzieje w Miami, za koniec świata.Musiałem przywołać go do porządku i przypomnieć, \e właśnie tutaj zamieszkujewięcej wykwalifikowanych lekarzy na cal kwadratowy ni\ gdziekolwiek indziej naświecie, i \e dysponu-101jemy zarówno odpowiednimi środkami finansowymi, jak i rzeczowymi, aby dać sobieradę z ka\dą epidemią.- Czy to pańska wywa\ona opinia, czy historyjka, którą częstuje pan prasę?- Jedno jak i drugie.- Czy w ciągu ostatnich godzin był pan w jakimś szpitalu?- Nie, oczywiście \e nie.Cały czas siedzę tutaj.Tutaj niejako znajduje sięsztab antykryzysowy.Tutaj decydujemy o wszystkich przedsięwzięciach.Tutajdochodzą wszelkie raporty.Policja i szpitale podają mi informacje o wszystkichnowych przypadkach.- A więc wie pan, ile osób ju\ umarło?- Tak, wiem - odparł Firenza głuchym głosem.Popatrzył na Petriego zwę\onymioczyma.- Do czego pan zmierza?- Do niczego.Skoro wie pan, ile osób zmarło z powodu tej epidemii, dlaczegocałe miasto nie zostało jeszcze objęte kwarantanną? Kiedy do pana jechałem,widziałem mnóstwo trupów le\ących po prostu na chodnikach!Firenza nerwowo bawił się fajką.- Mój przyjacielu, na chodnikach w Nowym Jorku mo\na równie\ znalezć mnóstwotrupów i nikt nie robi z tego tragedii, nikt nie krzyczy o \adnej epidemii.Doktor Petrie zmarszczył czoło.- Panie Firenza - powiedział - to zupełnie co innego.Tutaj, w Miami, wybuchłaepidemia d\umy lub czegoś jeszcze bardziej groznego! Do nas, do pana, do mnie,nale\y obowiązek podjęcia skutecznych działań, \eby powstrzymać jej rozwój. Firenza skrzy\ował nogi.- Zdaję sobie sprawę z tego obowiązku i podejmuję stosowne działania, doktorze.Wszyscy lekarze znajdują się w stanie gotowości.Nie uwa\a pan chyba jednak, \eurzędnik departamentu zdrowia ma prawo występować wyłącznie102jako lekarz, co? Dla mnie takim samym obowiązkiem jest stanie na stra\yinteresów Miami jako miasta, jak i ochrona zdrowia jego mieszkańców.Doktor Petrie tępo wlepił w niego wzrok.Zdawało mu się, \e się przesłyszał.- Czy to znaczy, \e opowiada pan to wszystko dziennikarzom tylko po to, \eby niedopuścić do strat finansowych, jakie poprzez ogłoszenie epidemii poniosłobymiasto?- Częściowo tak.Muszę w ten sposób postępować.Czy uwa\a pan, \e panika naulicy byłaby dobrym rozwiązaniem sytuacji? To, co się dzieje, jest wielkątragedią, nieszczęściem na masową skalę.Ale jest zwykłym przypadkiem,wypadkiem, który mógłby wydarzyć się wszędzie.Ostatnią rzeczą, jakiej sobie\yczę, byłoby pogorszenie sytuacji, poprzez wywołanie masowej histerii.- Innymi słowy, w \adnym wypadku nie chce pan, \eby zaczęli wyje\d\ać stądwczasowicze.Firenza wyczuł drwinę w jego głosie.- Panie doktorze, nie do końca wiem, dlaczego pan do mnie przyjechał, sytuacjajest jednak tak powa\na, \e jakikolwiek sarkazm jest chyba jednak nie namiejscu.- Powa\na sytuacja to jest w szpitalach.Doktor Selmer próbuje ratować ludzi, ajest w stanie jedynie oglądać, jak jeden po drugim umierają.- Ma poparcie departamentu zdrowia i wszystkie środki, jakich sobie tylkoza\yczy.Czego jeszcze mu trzeba?- Musi być pewien, \e epidemia nie rozszerzy się poza Miami.Mamy ju\ zasadniczypogląd na to, w jaki sposób wybuchła.Brudy, które woda wyrzuciła na pla\e wciągu ostatnich kilku dni, są przyczyną nieszczęścia.Właśnie w nich znajdowałysię i zaczęły się rozszerzać pałeczki d\umy.Ka\da osoba, która w ostatnichdniach kąpała się w oceanie albo opalała na pla\y, zachorowała.Firenza wypuścił kłąb dymu.- Ma pan na to jakieś dowody? - zapytał krótko.103- Nie sądzę, \eby było potrzeba jakichś dodatkowych dowodów.Ka\da ofiara, zktórą się dotąd zetknąłem, kąpała się w oceanie albo podczas weekendu, albo wponiedziałkowy poranek.- To mo\e nic nie znaczyć.Sześćdziesiąt procent ludzi na Florydzie korzysta zkąpieli podczas weekendu.- Tak, ale głównie w prywatnych basenach.Wszystkie ofiary, o którychwspomniałem, kąpały się w oceanie.- Wcią\ pańska wersja nie brzmi wiarygodnie, doktorze Petrie.Przypadkiwyrzucania przez wodę du\ych ilości brudów mieliśmy ju\ kilkakrotnie wprzeszłości i nigdy nic szczególnego się z tego powodu nie wydarzyło.- Czy zbadano brudy z tego tygodnia?- Departament zdrowia nie uznał tego za konieczne.Doktor Petrie milczał przezchwilę.- Panie Firenza - powiedział wreszcie.- Przez moment wydawało mi się, \e sięprzesłyszałem.W szpitalu zmarło ju\ kilkadziesiąt osób.Trzydzieści, mo\eczterdzieści, dogorywa.Na pla\ach brodzi się po kostkach w nieczystościach.Czynie wpadł pan na to, \e jeśli istnieje chocia\ cień przypuszczenia, i\ istnieje związek pomiędzy tymi faktami, nale\y przeprowadzić odpowiednie badania?Firenza wzruszył ramionami.- Jest pan lekarzem.Chyba zdaje pan sobie sprawę, jak niebezpieczne jestpochopne stawianie diagnoz.Doktor Petrie cię\ko westchnął.- Panie Firenza, przyszedłem do pana, \eby poprosić o natychmiastowe zamknięciewszystkich pla\.Nie prosić, nalegać! Mamy do czynienia z epidemią, którarozszerza się szybciej ni\ jakakolwiek z tych, o których do tej porysłyszeliśmy.Ludzie umierają w dwie do trzech godzin po wystąpieniu pierwszychsymptomów choroby.Jeśli nie chce pan, \eby w ciągu kilku dni zmarli lub byliumierający wszyscy mieszkańcy Miami, nalegam, \eby działał pan szybko.- Och, naprawdę? A jak pan sobie wyobra\a, w jaki104sposób mam zamknąć dwadzieścia mil pięknych pla\, nie wywołując największejhisterii i największego exodusu w historii Stanów Zjednoczonych?Doktor Petrie wstał.Był zmęczony i bardzo zły.- Uwa\am, \e lepiej jest wywołać histerię wśród \ywych, ni\ spowodować, \ewszyscy umrą.Firenza skrzywił usta w wymuszonym uśmiechu.- Doktorze Petrie - powiedział.- Potrafi pan ładnie mówić.Niestety, zachowujesię pan tak, jak ka\dy lekarz pańskiego pokroju.Wszyscy jesteście mądrzy, kiedymacie do czynienia z narzekaniami starych hipochondryczek i hipochondryków.Niestety, prawdziwe choroby, prawdziwe zagro\enia, sprawiają, \e tracicie głowyi sracie w spodnie.W tej chwili radzę panu, \eby wziął się pan do swojejwłaściwej roboty, do leczenia cierpiących ludzi.Ja te\ będę robił swoje.Alezdaje się, \e jest pan cię\ko wystraszony.Twarz doktora Petriego wykrzywiona była hamowaną wściekłością.- Tak - powiedział dr\ącym głosem.- Boję się.Boję się choroby, która sprawia,\e ludzie padają nie\ywi jak muchy, Boję się te\ ludzi pańskiego pokroju.Nieodpowiedzialnych, niekompetentnych.W tym momencie równie\ Firenza podniósł się.Był sporo ni\szy od Petriego.- Przydałoby się panu chyba trochę odpoczynku - powiedział.- Niech się pandobrze wyśpi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •