[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Walczyć.Ale jak? Palce Shannondelikatnie przesunęły siÄ™ po dÅ‚oni Malachiego.SÅ‚owazostaÅ‚y wypowiedziane cichutko, nieskoÅ„czenie Å‚a­godnie:- DziÄ™kujÄ™ ci, Malachi, bardzo, bardzo ci dziÄ™kujÄ™.ChrzÄ…knÄ…Å‚.PomyÅ›laÅ‚a, że teraz zapewne niczegood niego nie usÅ‚yszy.On jednak siÄ™ odezwaÅ‚, gniewnesÅ‚owa usÅ‚yszaÅ‚a tuż koÅ‚o swego ucha.- Powinienem teraz paniÄ… sprać bezlitoÅ›nie, mÅ‚o­da damo!- Ale dlaczego? - spytaÅ‚a nieszczęśliwym gÅ‚osem.- MiaÅ‚aÅ› siedzieć cicho w domu Cindy i czekać namnie.Niestety, to byÅ‚o ponad twoje siÅ‚y.KonieczniemusiaÅ‚aÅ› sobie coÅ› umyÅ›lić i wystawić swoje życie naniebezpieczeÅ„stwo.Narażać nie tylko siebie, ale i Iris.- ChwileczkÄ™!GÅ‚os Shannon byÅ‚ już o ton wyższy.- A kto napadÅ‚ na pociÄ…g? 285- NapadÅ‚? Przecież my wÅ‚aÅ›nie udaremniliÅ›myten napad.- MogliÅ›cie wszyscy zginąć! A ktoÅ› musiaÅ‚ pomócKristin.MiaÅ‚am siedzieć z zaÅ‚ożonymi rÄ™kami? Mu­siaÅ‚am coÅ› dla niej zrobić!- I rzeczywiÅ›cie, przyszÅ‚a ci do gÅ‚owy myÅ›l nad­zwyczajna - mruknÄ…Å‚ zjadliwie.Shannon zamrugaÅ‚a szybko powiekami, żeby Å‚zynie spÅ‚ynęły jednak po policzkach.Znów spojrzaÅ‚a najego dÅ‚oÅ„.DrżaÅ‚a.No cóż.Pewno z gniewu.- A ja uważam, że tak wÅ‚aÅ›nie należaÅ‚o postÄ…pić- oÅ›wiadczyÅ‚a.- ZresztÄ… zapytaj Iris.I wszystkoposzÅ‚oby jak z pÅ‚atka, gdyby nie zjawiÅ‚ siÄ™ ten Bear.- Mogli was zabić, wszystkie trzy.- A was mogli zabić w tym pociÄ…gu.Wszystkichtrzech!- Ja zawsze wiem, co robiÄ™.Ty nie!- A ty tak na mnie nie krzycz.Wszyscy sÅ‚yszÄ….- A co? Nie wolno mi na ciebie pokrzyczeć?- Czy ty nie rozumiesz, że w ten sposób mnieponiżasz?PrychnÄ…Å‚, po prostu prychnÄ…Å‚ pogardliwie.- Poniżam! Ciesz siÄ™, że tylko na ciebie krzyczÄ™.Gdybym miaÅ‚ bat w rÄ™ku.- Co? To pana powinno siÄ™ oćwiczyć batem,kapitanie Slater! Zatrzymaj konia, natychmiast.Jazsiadam.- Idziesz do Teksasu na piechotÄ™ ?- PojadÄ™ razem z moim bratem.- Nie, pani Slater.Pani bÄ™dzie jechać ze swoimmężem.Tu jest pani miejsce. 286Hm.To stanowcze stwierdzenie dziwnie jakoÅ›nie rozdrażniÅ‚o Shannon, przeciwnie, sprawiÅ‚o jejosobliwÄ… przyjemność, choć nieco zatrwożyÅ‚o.Mala-chi jako jej wÅ‚aÅ›ciciel.SpojrzaÅ‚a na swoje rÄ™ce.Naturalnie też drżaÅ‚y.Jamie, jadÄ…cy na czele, wstrzymaÅ‚ konia i podniósÅ‚rÄ™kÄ™.- Za tymi zaroÅ›lami pÅ‚ynie rzeka! - krzyknÄ…Å‚.- I jest maÅ‚a zatoczka.Możemy zrobić tu popas,a wieczorem, kiedy bÄ™dzie chÅ‚odniej, ruszymy dalej.- O, tak, proszÄ™ - poparÅ‚a go Kristin.- Jedziemyjuż tyle godzin.Cole, jestem ledwo żywa.- Zgoda! - krzyknÄ…Å‚ Cole.- Matt? Malachi? Cowy na to?Nikt nie zgÅ‚aszaÅ‚ sprzeciwu, wszyscy z ulgÄ… po-zsiadali z koni.- PokrÄ™cÄ™ siÄ™ po lesie, może uda mi siÄ™ coÅ›upolować - oÅ›wiadczyÅ‚ Jamie.- A wy rozpalcieognisko.- IdÄ™ z tobÄ… - zawoÅ‚aÅ‚ Matthew.WyjÄ…Å‚ przytro­czony do siodÅ‚a karabin i nagle jego wzrok padÅ‚ na Iris.SpoczÄ…Å‚ na niej przez zdecydowanie dÅ‚uższÄ… chwilÄ™,oceniajÄ…c i figurÄ™, i wspaniaÅ‚e pÅ‚omieniste wÅ‚osy.- Ty rozpalisz ognisko.- Ja ? A dlaczego ja? - broniÅ‚a siÄ™ spÅ‚oszona Iris.- Ja nie umiem.- To siÄ™ naucz - powiedziaÅ‚ krótko i ruszyÅ‚ zaJamie'em w stronÄ™ drzew.Iris aż tupnęła ze zÅ‚oÅ›ci.- Naucz siÄ™ - mruczaÅ‚a gniewnie.- Jankes! GÅ‚upiJankes! 287Shannon,, gotowa do pomocy, ruszyÅ‚a w stronÄ™Iris, ale silna rÄ™ka Malachiego osadziÅ‚a jÄ… w miejscu.- My idziemy siÄ™ przejść, Shannon.- Nie mam ochoty na żadne przechadzki - oÅ›wiad­czyÅ‚a, próbujÄ…c uwolnić swoje ramiÄ™, ale on Å›cisnÄ…Å‚tak mocno, że aż pisnęła.Potem nagle chwyciÅ‚ jÄ… na rÄ™ce.- Idziemy.Nie chcesz iść, to ciÄ™ zaniosÄ™!Kristin, stojÄ…ca parÄ™ kroków dalej, zaÅ›miaÅ‚a siÄ™cicho.ProszÄ™, proszÄ™, siostrunia zachwycona, żeShannon i Malachi dalej skaczÄ… sobie do oczu! Shan­non, choć wÅ›ciekÅ‚a, nie stawiaÅ‚a już oporu.A ondoszedÅ‚ do rzeki, przeszedÅ‚ brzegiem spory kawaÅ‚eki zatrzymaÅ‚ siÄ™ w cieniu starych rozÅ‚ożystych dÄ™bów.SÅ‚once w górze jaÅ›niaÅ‚o, woda szemraÅ‚a cichutko,wÅ›ród liÅ›ci szeptaÅ‚ wiatr.Ale Shannon wcale nie czuÅ‚a siÄ™ miÅ‚o i bezpiecznie.- Malachi, puść mnie wreszcie.I wracajmy, ode­szliÅ›my za daleko.Tu takie bezludzie.- I dobrze - mruknÄ…Å‚, kÅ‚adÄ…c jÄ… na bujnej,soczystej trawie.Wstać nie pozwoliÅ‚.UÅ‚ożyÅ‚ siÄ™szybko obok, przygniatajÄ…c jej nogi swojÄ… dÅ‚ugÄ…,umięśnionÄ… nogÄ….Dopiero teraz zauważyÅ‚a, żemiaÅ‚ na sobie niebieskie spodnie.Zwykle nosiÅ‚szare.Nowe spodnie? Kto mu je daÅ‚? ZresztÄ…,nieważne.- A jednak powinienem ciÄ™ sprać - powiedziaÅ‚cicho.Jego palce delikatnie przesuwaÅ‚y siÄ™ po ak­samitnej skórze policzków Shannon, po jej szyi.Najpierw ucaÅ‚owaÅ‚ jasne czoÅ‚o, potem czubek noskai pÅ‚atki uszu, i tÄ™ szyjÄ™, smukÅ‚Ä…, ciepÅ‚Ä…. 288- Malachi, puść mnie - poprosiÅ‚a jeszcze raz,dziwnie cicho i nieprzekonujÄ…co, oplatajÄ…c jego szyjÄ™ramionami.On też powtórzyÅ‚ swojÄ… Å›piewkÄ™.- Powinienem ciÄ™ sprać.Wsunęła palce w jego gÄ™ste wÅ‚osy, jej wzrokpowoli przesuwaÅ‚ siÄ™ po jego twarzy, twarzy już takbardzo ukochanej.Oczy, nos, usta.Przysunęła jegogÅ‚owÄ™ nieco bliżej, pocaÅ‚owaÅ‚a leciutko, potem drugiraz, odważnie i namiÄ™tnie.Jego usta rozchyliÅ‚y siÄ™,daÅ‚y żarliwÄ… odpowiedz.A jego palce niecierpliwierozpinaÅ‚y guziczki jej sukienki.ZÅ‚apaÅ‚a go za rÄ™kÄ™, ale nie spojrzaÅ‚a w oczy, ichbÅ‚Ä™kit ukryty byÅ‚ za firankÄ… ciemnych rzÄ™s.- Malachi, ty wiesz, jak wiele dla mnie znaczysz.Ale dlaczego ty ciÄ…gle na mnie krzyczysz?- Wcale na ciebie.nie krzyczÄ™ - mruknÄ…Å‚,zajÄ™ty obsypywaniem pocaÅ‚unkami kremowychpiersi, wynurzajÄ…cych siÄ™ spoÅ›ród koronek koszulki.Shannon na chwilkÄ™ oddaÅ‚a siÄ™ sÅ‚odkim dozna­niom, potem jednak zdecydowanym ruchem poder­waÅ‚a jego gÅ‚owÄ™, zmuszajÄ…c, aby spojrzaÅ‚ jej w oczy.I gÅ‚osem nieco już zdyszanym, powtórzyÅ‚a swójzarzut:- A wÅ‚aÅ›nie, że tak.Krzyczysz.- Bo ty ciÄ…gle robisz jakieÅ› gÅ‚upstwa.MuszÄ™wtedy na ciebie krzyknąć, muszÄ™, bo.- Bo co?- Chcesz, żebym ci siÄ™ wyspowiadaÅ‚?- Tak, chcÄ™!- NaprawdÄ™ tego chcesz? 289WstrzymaÅ‚a oddech i tylko kiwnęła gÅ‚owÄ….- KrzyczÄ™.bo kocham.Kocham ciÄ™, Shannon.- Malachi!Omal go nie udusiÅ‚a.Spletli siÄ™ mocno i Å›miejÄ…csiÄ™, Å›miejÄ…c siÄ™ ze szczęścia, potoczyli po zielonejtrawie.- Malachi, bÅ‚agam, powiedz jeszcze raz!- Nie powiem.Bo ty nie chciaÅ‚aÅ› wyjść za mnie,wolaÅ‚aÅ›, żeby mnie powiesili!- Nie chciaÅ‚am, żebyÅ› żeniÅ‚ siÄ™ ze mnÄ… pod przy­musem.- Nie.Ty naprawdÄ™ nie chciaÅ‚aÅ› wyjść za mnie.- ChciaÅ‚am, Malachi, bardzo chciaÅ‚am.- Ale przecież ty byÅ‚aÅ› zakochana we.wspo­mnieniu.Czy dalej tak jest?- Nie, Malachi.I wtedy, choć z tym naszymÅ›lubem wyszÅ‚o tak okropnie, ja bardzo chciaÅ‚amzostać twojÄ… żonÄ….- Ale dlaczego? Dlaczego?Jego rÄ™ce caÅ‚y czas niezmordowanie pieÅ›ciÅ‚y jejciaÅ‚o.- Dlaczego, Shannon?- Bo kocham pana, panie kapitanie! Kochami wydaje mi siÄ™, że kocham pana od bardzo dawna [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •