[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W oczachstanęły jej łzy, ale nie chciała, żeby on je zobaczył.Więcej upokorzenia by nie zniosła.- Ja.ja nie umiem byćtaka, jaka chciałbyś, żebym była.nie mogę.68- Kristin!Zesztywniała, słysząc w jego głosie bezmiar pełnejbólu czułości.Delikatnie dotknął jej policzka, a następnie położył się obok niej i wziął ją w ramiona.Była zdumiona, kiedy poczuła, że Cole również drży,że jego ciało jest nienormalnie rozpalone.Wymawiałw kółko jej imię i muskał wargami czoło dziewczyny.- Czyż nie rozumiesz? - szeptał żarliwie.- Nie chcęczuć do ciebie tego, co czuję.Nie chcę ciebie pożądać.Namiętność w jego głosie była mroczna i niepokoją-ca.Była płomienna, a jednocześnie przesączona gory-czą i pełna bólu.Kiedy nieustannie dotykał Kristin,dziewczyna czuła, że przenikający go żar udziela sięi jej.Jego dłonie raz były czułe i delikatne, a raz na-mierne i gwałtowne.- Nie chcę ciebie pożądać - szeptał - ale Bóg miświadkiem, że nie panuję już nad sobą.Wtedy ją pocałował i nagle opuściły ją wszystkie złemyśli.W jednej chwili nieoczekiwanie znalazła sięw pogrążonym w mroku niebie, gdzie nie było jużmiejsca na myślenie, nie istniał zdrowy rozsądek.Mog-ła się tylko tulić do Cole'a.Wydało się jej nagle, że ziszczają się wszystkie jejpragnienia, które dręczyły ją od chwili, kiedy po razpierwszy ujrzała Slatera.Głód.jego usta były głodnei Cole rozsmakował się teraz w Kristin.Odnosiła wra-żenię, że jego wargi stapiają się z jej ustami, a jego językdociera do samego jądra jej istoty wprowadzając jąw ekstazę.Sama nie wiedziała, kiedy opuściły ją wszelkie lękii niechęć, a ich miejsce zajęły całkiem inne uczucia.Niewiedziała nawet, kiedy opadła z niej wytworna koszu-la nocna, którą wraz z wyprawą ślubną przywiozła nazachód jej matka.Ruchy Cole'a były takie szybkie, tak69nełne czułości, że przyprawiały ją o słodki zawrót głowy.W pewnej chwili uświadomiła sobie, że ma odkryte piersi, a na jej ustach spoczywają jego wargi.Pózniejujął w dłoń jej delikatną pierś i zaczął wodzić ustamipo sutku; całował, ssał, delikatnie gryzł zębami.Rosław nim namiętność.Prawie krzyczała.Nigdy nie wyobrażała sobie, żemoże istnieć aż taka bliskość, nie wyobrażała sobie, żedoznania mogą być tak intensywne, że odczucia mogąbudzić w niej tak palące dreszcze, które, biegnącwzdłuż kręgosłupa, eksplodowały niebiańsko w dolebrzucha.Zciskała Slatera w ramionach, nie zdając sobiesprawy, że wbija mu paznokcie w plecy, że obejmuje goTak kurczowo, jak tonący w morzu człowiek ściska linęratowniczą.Jeszcze pózniej ujął jej twarz w dłonie i pieścił jąz cudowną czułością.Pochylił nisko głowę i wyszeptałprosto w usta:- Głodna?Nie chciała o tym mówić.Wszystko było zbyt nowe,więc skinęła tylko w milczeniu głową.Ale jemu to niewystarczało.- Kristin?- Proszę.- Odpowiedz.- Och, Boże! - krzyknęła, starając się wyswobodzićz jego ramion.Miała wilgotne usta, a jej wzburzonewłosy były niczym rozdzielająca ich kurtyna; zadziwiająco jasne na tle jego spalonego na brąz torsu.Uśmiechnął się, przesunął dłoń na jej szyję, gdzie jakoszalałe biło jej tętno, a następnie jego ręka powędrowała w dół, do piersi, i jeszcze niżej - do brzucha.Tamzatoczyła przyprawiające o szaleństwo kółko i przesunęła się niżej.Kiedy wędrował palcami po jej udach,70spoglądał dziewczynie prosto w oczy.i nagle wyko-nał nieprawdopodobny ruch i wszedł w nią dłonią.Krzyknęła i chciała się cała w nim zanurzyć, ale ontrzymał ją na dystans, obserwując jej twarz, jej piersi,które unosiły się i opadały w spazmatycznym odde-chu.Słuchał, jak głośno chwyta powietrze.- Tak, jesteś.głodna - wyszeptał jej prosto w usta.Co to jest? - myślała.Czy to właśnie ten głód, któ-rego tak się domagał? Cóż znaczą owe płomienie, któ-re, zdawało się, palą ją od środka? Była wdzięczna, żepanuje mrok, że jest noc, była wdzięczna księżycowi,że zaszedł za chmurę.Bo dzięki temu mogła skryć swójgrzech, mogła ukryć fakt, że frymarczy sobą; litościwycałun mroku otulał ją swym ciepłym płaszczem, łago-dząc wstyd.Nie mieściło jej się w głowie, że leży w łóż-ku z tym mężczyzną, a na dodatek nie zamieniłaby te-go na nic na świecie.Wydała cichy okrzyk, mocniej zarzuciła Cole'owi ra-miona na szyję i przytuliła twarz do jego torsu.Czującże od środka zalewa ją jakaś tajemna fala, przełknęłaślinę.Mruczała coś pod nosem i tuliła usta do jego pier-si, nieświadoma prawie tego, że jej biodra tańcząw rytm ruchów jego ręki, a każdy taki ruch był corazbardziej upajający.Sam Slater w jakiś mglisty sposób pojmował, że niepowinien tu być.Powinien był oświadczyć tej dziew-czynie, że nie zostanie, że nie jest w stanie jej pomócZwiązek z Kristin był ostatnią rzeczą, jakiej potrzebo-wał.Ma własne zobowiązania i bez względu na fakt,czy umrze czy nie, czy pójdzie do nieba czy do piekła,musi ich dotrzymać.Niewinność.To również rzecz, której nie potrzebował.Wyczuwałw Kristin twardość, ale wyczuwał też w tej twardości71szczerby.Zrobiła to wojna.Wojna, śmierć, cierpienie,ból i krew.A jednak dziewczyna potrafiła zachowaćniewinność.Wydawało mu się, że skłoni ją do ucieczki,a pózniej myślał, że wystarczy mu sił, żeby jej nietknąć.Był zmęczony.Wiedział o tym.Był zmęczony,a ona zasługiwała na lepszy los niż ten, jaki on mógł jejzgotować.Ciągle przecież żył, oddychał, a ona poruszała w nim każdy zmysł.Choć starał się w to nie wie-rzyć, dobrze wiedział, jak potoczą się sprawy, i teraz,kiedy to się stało, zwykła uczciwość zabraniała mu siętego wypierać.Oplotła go złocistą pajęczyną pożądania i pasji, delikatną jak jedwab i świetlistą jak jej włosy.Omamieni czarem własnych ciał, oboje ugrzęzli w tejpajęczynie.Kristin była piękna, miała uroczą twarzo małym, kształtnym nosie i niezgłębionych jak prze-stwór niebieskich oczach, okolonych długimi rzęsami.W tej chwili w jej zrenicach płonął nie skrywany żar.A jej usta.pełne i oddane, wrażliwe, skore w każdejchwili do śmiechu, cudowne, kiedy rozchylały się poddotykiem jego warg.Cała była delikatna, aksamitna,budziła w nim burzę zmysłów pełnymi, strzelistymipiersiami, wąską talią i biodrami rozpalającymi jegożądze do białości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.W oczachstanęły jej łzy, ale nie chciała, żeby on je zobaczył.Więcej upokorzenia by nie zniosła.- Ja.ja nie umiem byćtaka, jaka chciałbyś, żebym była.nie mogę.68- Kristin!Zesztywniała, słysząc w jego głosie bezmiar pełnejbólu czułości.Delikatnie dotknął jej policzka, a następnie położył się obok niej i wziął ją w ramiona.Była zdumiona, kiedy poczuła, że Cole również drży,że jego ciało jest nienormalnie rozpalone.Wymawiałw kółko jej imię i muskał wargami czoło dziewczyny.- Czyż nie rozumiesz? - szeptał żarliwie.- Nie chcęczuć do ciebie tego, co czuję.Nie chcę ciebie pożądać.Namiętność w jego głosie była mroczna i niepokoją-ca.Była płomienna, a jednocześnie przesączona gory-czą i pełna bólu.Kiedy nieustannie dotykał Kristin,dziewczyna czuła, że przenikający go żar udziela sięi jej.Jego dłonie raz były czułe i delikatne, a raz na-mierne i gwałtowne.- Nie chcę ciebie pożądać - szeptał - ale Bóg miświadkiem, że nie panuję już nad sobą.Wtedy ją pocałował i nagle opuściły ją wszystkie złemyśli.W jednej chwili nieoczekiwanie znalazła sięw pogrążonym w mroku niebie, gdzie nie było jużmiejsca na myślenie, nie istniał zdrowy rozsądek.Mog-ła się tylko tulić do Cole'a.Wydało się jej nagle, że ziszczają się wszystkie jejpragnienia, które dręczyły ją od chwili, kiedy po razpierwszy ujrzała Slatera.Głód.jego usta były głodnei Cole rozsmakował się teraz w Kristin.Odnosiła wra-żenię, że jego wargi stapiają się z jej ustami, a jego językdociera do samego jądra jej istoty wprowadzając jąw ekstazę.Sama nie wiedziała, kiedy opuściły ją wszelkie lękii niechęć, a ich miejsce zajęły całkiem inne uczucia.Niewiedziała nawet, kiedy opadła z niej wytworna koszu-la nocna, którą wraz z wyprawą ślubną przywiozła nazachód jej matka.Ruchy Cole'a były takie szybkie, tak69nełne czułości, że przyprawiały ją o słodki zawrót głowy.W pewnej chwili uświadomiła sobie, że ma odkryte piersi, a na jej ustach spoczywają jego wargi.Pózniejujął w dłoń jej delikatną pierś i zaczął wodzić ustamipo sutku; całował, ssał, delikatnie gryzł zębami.Rosław nim namiętność.Prawie krzyczała.Nigdy nie wyobrażała sobie, żemoże istnieć aż taka bliskość, nie wyobrażała sobie, żedoznania mogą być tak intensywne, że odczucia mogąbudzić w niej tak palące dreszcze, które, biegnącwzdłuż kręgosłupa, eksplodowały niebiańsko w dolebrzucha.Zciskała Slatera w ramionach, nie zdając sobiesprawy, że wbija mu paznokcie w plecy, że obejmuje goTak kurczowo, jak tonący w morzu człowiek ściska linęratowniczą.Jeszcze pózniej ujął jej twarz w dłonie i pieścił jąz cudowną czułością.Pochylił nisko głowę i wyszeptałprosto w usta:- Głodna?Nie chciała o tym mówić.Wszystko było zbyt nowe,więc skinęła tylko w milczeniu głową.Ale jemu to niewystarczało.- Kristin?- Proszę.- Odpowiedz.- Och, Boże! - krzyknęła, starając się wyswobodzićz jego ramion.Miała wilgotne usta, a jej wzburzonewłosy były niczym rozdzielająca ich kurtyna; zadziwiająco jasne na tle jego spalonego na brąz torsu.Uśmiechnął się, przesunął dłoń na jej szyję, gdzie jakoszalałe biło jej tętno, a następnie jego ręka powędrowała w dół, do piersi, i jeszcze niżej - do brzucha.Tamzatoczyła przyprawiające o szaleństwo kółko i przesunęła się niżej.Kiedy wędrował palcami po jej udach,70spoglądał dziewczynie prosto w oczy.i nagle wyko-nał nieprawdopodobny ruch i wszedł w nią dłonią.Krzyknęła i chciała się cała w nim zanurzyć, ale ontrzymał ją na dystans, obserwując jej twarz, jej piersi,które unosiły się i opadały w spazmatycznym odde-chu.Słuchał, jak głośno chwyta powietrze.- Tak, jesteś.głodna - wyszeptał jej prosto w usta.Co to jest? - myślała.Czy to właśnie ten głód, któ-rego tak się domagał? Cóż znaczą owe płomienie, któ-re, zdawało się, palą ją od środka? Była wdzięczna, żepanuje mrok, że jest noc, była wdzięczna księżycowi,że zaszedł za chmurę.Bo dzięki temu mogła skryć swójgrzech, mogła ukryć fakt, że frymarczy sobą; litościwycałun mroku otulał ją swym ciepłym płaszczem, łago-dząc wstyd.Nie mieściło jej się w głowie, że leży w łóż-ku z tym mężczyzną, a na dodatek nie zamieniłaby te-go na nic na świecie.Wydała cichy okrzyk, mocniej zarzuciła Cole'owi ra-miona na szyję i przytuliła twarz do jego torsu.Czującże od środka zalewa ją jakaś tajemna fala, przełknęłaślinę.Mruczała coś pod nosem i tuliła usta do jego pier-si, nieświadoma prawie tego, że jej biodra tańcząw rytm ruchów jego ręki, a każdy taki ruch był corazbardziej upajający.Sam Slater w jakiś mglisty sposób pojmował, że niepowinien tu być.Powinien był oświadczyć tej dziew-czynie, że nie zostanie, że nie jest w stanie jej pomócZwiązek z Kristin był ostatnią rzeczą, jakiej potrzebo-wał.Ma własne zobowiązania i bez względu na fakt,czy umrze czy nie, czy pójdzie do nieba czy do piekła,musi ich dotrzymać.Niewinność.To również rzecz, której nie potrzebował.Wyczuwałw Kristin twardość, ale wyczuwał też w tej twardości71szczerby.Zrobiła to wojna.Wojna, śmierć, cierpienie,ból i krew.A jednak dziewczyna potrafiła zachowaćniewinność.Wydawało mu się, że skłoni ją do ucieczki,a pózniej myślał, że wystarczy mu sił, żeby jej nietknąć.Był zmęczony.Wiedział o tym.Był zmęczony,a ona zasługiwała na lepszy los niż ten, jaki on mógł jejzgotować.Ciągle przecież żył, oddychał, a ona poruszała w nim każdy zmysł.Choć starał się w to nie wie-rzyć, dobrze wiedział, jak potoczą się sprawy, i teraz,kiedy to się stało, zwykła uczciwość zabraniała mu siętego wypierać.Oplotła go złocistą pajęczyną pożądania i pasji, delikatną jak jedwab i świetlistą jak jej włosy.Omamieni czarem własnych ciał, oboje ugrzęzli w tejpajęczynie.Kristin była piękna, miała uroczą twarzo małym, kształtnym nosie i niezgłębionych jak prze-stwór niebieskich oczach, okolonych długimi rzęsami.W tej chwili w jej zrenicach płonął nie skrywany żar.A jej usta.pełne i oddane, wrażliwe, skore w każdejchwili do śmiechu, cudowne, kiedy rozchylały się poddotykiem jego warg.Cała była delikatna, aksamitna,budziła w nim burzę zmysłów pełnymi, strzelistymipiersiami, wąską talią i biodrami rozpalającymi jegożądze do białości [ Pobierz całość w formacie PDF ]