[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podszedł do biurkaochrony, pudło z kwiatami na blacie ułożył w taki sposób, żeby recepcjonistka musiała dostrzec iprzeczytać nazwę ekskluzywnej kwiaciarni.- Chciałbym się zobaczyć z babcią.Janine Whittier.Nazywam się Trevor Whittier.Nieuprzedzałem o wizycie, bo zdecydowałem się tu wpaść pod wpływem impulsu.Mijałem właśniekwiaciarnię, dostrzegłem różowe róże, ukochane kwiaty babci.Sam nie wiem, kiedy kupiłem tuzin ijuż byłem w drodze.Mam nadzieję, że nie sprawię kłopotu.- Ależ skąd! - Kobieta uśmiechnęła się do niego promiennie.- Jak to miło z pana strony! Babcina pewno spodobają się kwiaty.Będzie zachwycona wizytą wnuczka.Proszę tylko chwileczkęzaczekać, sprawdzę plan jej dzisiejszych zajęć.- Babcia miewa gorsze i lepsze dni.Mam nadzieję, że dzisiaj czuje się lepiej.- Z tego, co widzę, jest we wspólnej sali na pierwszym piętrze, a to dobry znak.Jeszcze tylkopoproszę pana o identyfikację.- Skinęła w stronę skanera.- Ach tak, oczywiście.- Trevor położył dłoń na płytce i odczekał, aż jego tożsamość zostaniepotwierdzona.Otrzymał prawo wejścia.Zabezpieczenia śmiechu warte! Kto, u diabła, chciałby sięwłamywać do domu starców? A za tę zabawę płaciło się dodatkowo kilka tysięcy rocznie.- Zapraszam pana.Jeszcze tylko pudełko.- Przesunęła ręcznym skanerem nad kwiatami,wreszcie wskazała mu drogę.- Może pan wejść na piętro głównymi schodami albo skorzystać zwindy, jeśli pan woli.Potem z korytarza w lewo, tam znajdzie pan wspólny salon.W razie potrzebykażdy asystent udzieli panu informacji.Już przesłałam pańską przepustkę.- Dziękuję.Pięknie tu u państwa.Cieszę się, że babcia ma doskonałą opiekę.Poszedłschodami.Po drodze mijał innych gości z kwiatami i upominkami zawiniętymi w kolorowy papier.Obsługa nosiła uniformy w różnych barwach, które zapewne świadczyły o konkretnych funkcjach.Przez ogromne okna widać było rozległy ogród, gdzie wśród zielem wiły się białe ścieżki.Spacerowali po nich pacjenci, personel i goście.Zawsze go zdumiewało, że ktoś chce pracować w takim miejscu, niezależnie odwynagrodzenia.I że w dodatku przychodzili tutaj ludzie, którym nikt za to nie płacił! A nawetskładali regularne wizyty! On sam był tutaj ostatnio przed prawie rokiem i miał szczerą nadzieję, żedziś jest po raz ostatni.Przyglądając się mijanym twarzom, zdał sobie sprawę, że nie ma pewności,czy rozpozna babkę.Błąd.Powinien był odświeżyć sobie pamięć przed tą wycieczką, rzucić okiemna parę fotografii.Wszyscy starzy ludzie wydawali mu się teraz jednakowi.Sprawiali wrażenie istotskazanych na zagładę.Co więcej, wyglądali na kompletnie bezużytecznych.Jakaś kobieta w wózku na kółkach popychanym przez opiekunkę wyciągnęła szponiastą dłoń ichwyciła wstążkę, która wysunęła się z pudełka.- Kocham kwiaty.Kocham kwiaty! - Piskliwy głos ze świstem wydobywał się z jejpomarszczonych ust.Twarz kobiety przypominała Trevorowi wyschnięte jabłko.- Dziękuję ci,Johnnie.Dobry z ciebie chłopak!- Tiffany, nie ruszamy tej wstążeczki.- Opiekunka, energiczna brunetka, pochyliła się nadpacjentką i pogładziła ją po ramieniu.- Ten miły młody człowiek to nie Johnnie.Johnnie byłwczoraj, pamiętasz?- Ale kwiaty mógłby mi dać.- Tiffany podniosła na Trevora spojrzenie pełne nadziei.Kościstadłoń jak potężny hak wczepiła się we wstążeczkę.Trevor musiał powstrzymać dreszcz obrzydzenia.Odsunął się, by uniknąć dotknięcia tejwstrętnej ręki w koszmarne brązowe plamy.Nie chciał, żeby go choćby musnęła.- To kwiaty dla mojej babci.- Chociaż zbierało mu się na wymioty, przywołał na twarzuśmiech.- Wyjątkowej kobiety.Ale.- Czując na sobie pełne podziwu spojrzenie opiekunki,otworzył pudełko i wyjął jeden kwiat.- Na pewno nie będzie miała nic przeciwko temu, jeśli jednąróżę ofiaruję pani.- To bardzo miłe z pana strony - odpowiedziała za pacjentkę młoda brunetka.- Tiffany, ależmasz dzisiaj szczęście! Dostałaś piękny kwiat od przystojnego nieznajomego.- Wielu przystojnych mężczyzn daje mi kwiaty.Nie sposób zliczyć moich wielbicieli.-Staruszka objęła dłonią płatki i pogrążyła się w mglistych wspomnieniach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Podszedł do biurkaochrony, pudło z kwiatami na blacie ułożył w taki sposób, żeby recepcjonistka musiała dostrzec iprzeczytać nazwę ekskluzywnej kwiaciarni.- Chciałbym się zobaczyć z babcią.Janine Whittier.Nazywam się Trevor Whittier.Nieuprzedzałem o wizycie, bo zdecydowałem się tu wpaść pod wpływem impulsu.Mijałem właśniekwiaciarnię, dostrzegłem różowe róże, ukochane kwiaty babci.Sam nie wiem, kiedy kupiłem tuzin ijuż byłem w drodze.Mam nadzieję, że nie sprawię kłopotu.- Ależ skąd! - Kobieta uśmiechnęła się do niego promiennie.- Jak to miło z pana strony! Babcina pewno spodobają się kwiaty.Będzie zachwycona wizytą wnuczka.Proszę tylko chwileczkęzaczekać, sprawdzę plan jej dzisiejszych zajęć.- Babcia miewa gorsze i lepsze dni.Mam nadzieję, że dzisiaj czuje się lepiej.- Z tego, co widzę, jest we wspólnej sali na pierwszym piętrze, a to dobry znak.Jeszcze tylkopoproszę pana o identyfikację.- Skinęła w stronę skanera.- Ach tak, oczywiście.- Trevor położył dłoń na płytce i odczekał, aż jego tożsamość zostaniepotwierdzona.Otrzymał prawo wejścia.Zabezpieczenia śmiechu warte! Kto, u diabła, chciałby sięwłamywać do domu starców? A za tę zabawę płaciło się dodatkowo kilka tysięcy rocznie.- Zapraszam pana.Jeszcze tylko pudełko.- Przesunęła ręcznym skanerem nad kwiatami,wreszcie wskazała mu drogę.- Może pan wejść na piętro głównymi schodami albo skorzystać zwindy, jeśli pan woli.Potem z korytarza w lewo, tam znajdzie pan wspólny salon.W razie potrzebykażdy asystent udzieli panu informacji.Już przesłałam pańską przepustkę.- Dziękuję.Pięknie tu u państwa.Cieszę się, że babcia ma doskonałą opiekę.Poszedłschodami.Po drodze mijał innych gości z kwiatami i upominkami zawiniętymi w kolorowy papier.Obsługa nosiła uniformy w różnych barwach, które zapewne świadczyły o konkretnych funkcjach.Przez ogromne okna widać było rozległy ogród, gdzie wśród zielem wiły się białe ścieżki.Spacerowali po nich pacjenci, personel i goście.Zawsze go zdumiewało, że ktoś chce pracować w takim miejscu, niezależnie odwynagrodzenia.I że w dodatku przychodzili tutaj ludzie, którym nikt za to nie płacił! A nawetskładali regularne wizyty! On sam był tutaj ostatnio przed prawie rokiem i miał szczerą nadzieję, żedziś jest po raz ostatni.Przyglądając się mijanym twarzom, zdał sobie sprawę, że nie ma pewności,czy rozpozna babkę.Błąd.Powinien był odświeżyć sobie pamięć przed tą wycieczką, rzucić okiemna parę fotografii.Wszyscy starzy ludzie wydawali mu się teraz jednakowi.Sprawiali wrażenie istotskazanych na zagładę.Co więcej, wyglądali na kompletnie bezużytecznych.Jakaś kobieta w wózku na kółkach popychanym przez opiekunkę wyciągnęła szponiastą dłoń ichwyciła wstążkę, która wysunęła się z pudełka.- Kocham kwiaty.Kocham kwiaty! - Piskliwy głos ze świstem wydobywał się z jejpomarszczonych ust.Twarz kobiety przypominała Trevorowi wyschnięte jabłko.- Dziękuję ci,Johnnie.Dobry z ciebie chłopak!- Tiffany, nie ruszamy tej wstążeczki.- Opiekunka, energiczna brunetka, pochyliła się nadpacjentką i pogładziła ją po ramieniu.- Ten miły młody człowiek to nie Johnnie.Johnnie byłwczoraj, pamiętasz?- Ale kwiaty mógłby mi dać.- Tiffany podniosła na Trevora spojrzenie pełne nadziei.Kościstadłoń jak potężny hak wczepiła się we wstążeczkę.Trevor musiał powstrzymać dreszcz obrzydzenia.Odsunął się, by uniknąć dotknięcia tejwstrętnej ręki w koszmarne brązowe plamy.Nie chciał, żeby go choćby musnęła.- To kwiaty dla mojej babci.- Chociaż zbierało mu się na wymioty, przywołał na twarzuśmiech.- Wyjątkowej kobiety.Ale.- Czując na sobie pełne podziwu spojrzenie opiekunki,otworzył pudełko i wyjął jeden kwiat.- Na pewno nie będzie miała nic przeciwko temu, jeśli jednąróżę ofiaruję pani.- To bardzo miłe z pana strony - odpowiedziała za pacjentkę młoda brunetka.- Tiffany, ależmasz dzisiaj szczęście! Dostałaś piękny kwiat od przystojnego nieznajomego.- Wielu przystojnych mężczyzn daje mi kwiaty.Nie sposób zliczyć moich wielbicieli.-Staruszka objęła dłonią płatki i pogrążyła się w mglistych wspomnieniach [ Pobierz całość w formacie PDF ]