[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Moja mama uważa, że nie, ale ja chwytam się tej nadziei.- Spuściła wzrok.- Mieliśmysię pobrać tego lata.Nie odpowiedział.Czuła, że jej się przygląda, poczuła się nieswojo.- Znamy się od dziecka, był moim towarzyszem zabaw.- I nagle zauważyliście, że to coś więcej niż przyjazń? Skinęła głową, nie podnoszącwzroku.- Jesteście szczęściarzami.Nie każdemu udaje się znalezć kogoś takiego, kogo można byobdarzyć tak silnym uczuciem, by pragnąć się z nim związać na resztę życia - dodał szybko.Elise ośmieliła się spojrzeć mu w oczy.- Wy pobieracie się tylko z osobami należącymi do Armii, prawda?Uśmiechnął się.- Jeżeli w ogóle zawieramy małżeństwa.Ale to prawda, co mówisz.Każdy, kto chcewyjść za mąż lub się ożenić, wybiera sobie małżonka spośród osób należących do Armii.Pierwszymi, którzy zawarli ślub, byli Catherine i William Booth.Na schodach rozległy się kroki i po chwili dało się słyszeć pukanie.Kapitan wstał, podszedł do drzwi i otworzył.Elise dostrzegła młodą kobietę, ubraną w obcisłą, jasną i długą suknię z koronkowymstanem i wysoką stójką.Mówiła cicho i szybko.- Przykro mi, Karoline, ale jestem zajęty.Pozdrów ode mnie swoich rodziców i gorącopodziękuj.Kobieta najwyrazniej nie zamierzała się poddać i dalej mówiła coś zniżonym głosem, leczElise nie zdołała wyłowić ani słowa.- Rozumiem, Karoline, ale mam gościa.To ktoś, komu muszę pomóc.Może zejdę nachwilę, kiedy już pójdzie.Kobieta odwróciła się, żeby odejść, a Emanuel zamknął drzwi.Elise wstała.- I tak miałam już iść.- Nie, bądz tak miła i posiedz jeszcze trochę.Właśnie wybawiłaś mnie z opresji -uśmiechnął się wesoło.Elise spojrzała na niego pytająco.- To córka gospodarzy.Mieszkają na pierwszym piętrze, a wynajmują parter.Wydaje misię, że mi współczują, że jestem samotny, i ciągle zapraszają mnie na kolację.- Najwyrazniej była rozczarowana, że masz gościa.Roześmiał się.- I bardzo zaciekawiona.Zauważyłaś może, że cały czas zerkała do środka, żebyzobaczyć, kto przyszedł.- Mam nadzieję, że mnie nie widziała.Posłał jej zdumione spojrzenie.- Dlaczego?- Taki wstyd.To znaczy.- zagryzła wargę i poczuła, że się czerwieni.- %7łe przyszła do mnie kobieta w odwiedziny, chciałaś powiedzieć?- Nie, miałam na myśli.Spodziewała się, że zobaczy.- Elise wzruszyła bezradnieramionami.Kapitan podszedł do niej i wziął ją za ręce.- Chodzi ci o to, że powinienem się wstydzić, że przyszła do mnie z wizytą robotnica zfabryki?Elise nie była w stanie spojrzeć mu w oczy.Czuła się nieswojo, że trzyma ją za ręce, choćjednocześnie było jej miło, że zareagował tak, jak zareagował.- Dla mnie wszyscy ludzie są równi, Elise - mówił teraz poważnym głosem.- Dlategowybrałem działalność w Armii.Moi rodzice początkowo bardzo się temu przeciwstawiali,wydaje mi się, że mieli uczucie, że mnie tracą.Może nawet byłoby lepiej, gdybym zginął wjakimś wypadku.Nie zrozum mnie zle, to dobrzy ludzie, ale jak większość osób w tym krajuniewiele wiedzieli o Armii Zbawienia.Proboszcz parafii, w której mieszkamy, jest zagorzałymprzeciwnikiem heretyków , jak nas nazywa.Kiedy pewien mieszkaniec naszej miejscowościwynajął lokal członkom Armii, proboszcz poszedł do niego i wygarnął mu, co myśli o jego postę-powaniu, i dodał, że pieniądze, które dostał za wynajem, staną się jego przekleństwem - mówił zwielkim przejęciem, cały czas trzymając Elise za ręce.- Rozumiesz? - spytał.- Cały sprzeciwtylko spotęgował moje zainteresowanie Armią i jej pracą.Napisałem list.do oficerów, wyznając,że nie wolno mi chodzić na spotkania, ale mam nadzieję, że z Bożą pomocą moi rodzice wreszciesię zgodzą.%7łołnierze Armii Zbawienia modlili się za mnie, aż pewnego dnia matka i ojcieczrozumieli, że nie mają wyboru.Nie posunąłbym się aż tak daleko, by stwierdzić, że się cieszą zmojej decyzji, na to egoizm w człowieku jest zbyt silnie zakorzeniony.Mieli nadzieję, że przejmęgospodarstwo i dam im potomków.Nie mam rodzeństwa.W końcu puścił jej ręce.- Jeżeli ktoś krytykuje mnie, że pomagam robotnikom i innym potrzebującym, nie możebyć moim przyjacielem.Karolinę to rozpieszczona, młoda dziewczyna, która nie poznała jeszczeciemnych stron życia.Nudzi się razem ze swoimi rodzicami i dwiema ciotkami, starymipannami, które mieszkają na parterze, i traktuje mnie jak swego rodzaju wybawiciela.Nie jestemnim.Na pewno podkochuje się w nim, pomyślała Elise, obserwując jednocześnie ożywionątwarz kapitana.W ciepłym świetle lampy wydawał się jeszcze bardziej przystojny, niż kiedy goujrzała po raz pierwszy.- Wydaje mi się, że muszę już iść.Peder i Kristian czekają na mnie.- Czy twoja siostra jest w domu? Elise umknęła wzrokiem.- Nie wiem.Ostatnio ma własne kłopoty.Czasami znika, nie mówiąc mi, dokąd idzie.Pokiwał głową ze zrozumieniem.- Nie jest to chyba dla niej takie proste, choć stara się po sobie tego nie pokazać.- Teraz kiedy ojciec nie żyje, a mama jest chora, ja muszę się starać dbać o naszą rodzinę.- Jesteś dobrym człowiekiem, Elise.Stał nieruchomo tuż przed nią, życzliwy i dający poczucie bezpieczeństwa.Dobrze zyskaćtakiego przyjaciela.- Jesteś odpowiedzialna - mówił dalej cichym głosem.- Cieszę się, że cię poznałem.Potrząsnęła głową w zakłopotaniu.- Nie jestem nikim wyjątkowym.Uśmiechnął się.- Nieprawda.Jesteś inna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Moja mama uważa, że nie, ale ja chwytam się tej nadziei.- Spuściła wzrok.- Mieliśmysię pobrać tego lata.Nie odpowiedział.Czuła, że jej się przygląda, poczuła się nieswojo.- Znamy się od dziecka, był moim towarzyszem zabaw.- I nagle zauważyliście, że to coś więcej niż przyjazń? Skinęła głową, nie podnoszącwzroku.- Jesteście szczęściarzami.Nie każdemu udaje się znalezć kogoś takiego, kogo można byobdarzyć tak silnym uczuciem, by pragnąć się z nim związać na resztę życia - dodał szybko.Elise ośmieliła się spojrzeć mu w oczy.- Wy pobieracie się tylko z osobami należącymi do Armii, prawda?Uśmiechnął się.- Jeżeli w ogóle zawieramy małżeństwa.Ale to prawda, co mówisz.Każdy, kto chcewyjść za mąż lub się ożenić, wybiera sobie małżonka spośród osób należących do Armii.Pierwszymi, którzy zawarli ślub, byli Catherine i William Booth.Na schodach rozległy się kroki i po chwili dało się słyszeć pukanie.Kapitan wstał, podszedł do drzwi i otworzył.Elise dostrzegła młodą kobietę, ubraną w obcisłą, jasną i długą suknię z koronkowymstanem i wysoką stójką.Mówiła cicho i szybko.- Przykro mi, Karoline, ale jestem zajęty.Pozdrów ode mnie swoich rodziców i gorącopodziękuj.Kobieta najwyrazniej nie zamierzała się poddać i dalej mówiła coś zniżonym głosem, leczElise nie zdołała wyłowić ani słowa.- Rozumiem, Karoline, ale mam gościa.To ktoś, komu muszę pomóc.Może zejdę nachwilę, kiedy już pójdzie.Kobieta odwróciła się, żeby odejść, a Emanuel zamknął drzwi.Elise wstała.- I tak miałam już iść.- Nie, bądz tak miła i posiedz jeszcze trochę.Właśnie wybawiłaś mnie z opresji -uśmiechnął się wesoło.Elise spojrzała na niego pytająco.- To córka gospodarzy.Mieszkają na pierwszym piętrze, a wynajmują parter.Wydaje misię, że mi współczują, że jestem samotny, i ciągle zapraszają mnie na kolację.- Najwyrazniej była rozczarowana, że masz gościa.Roześmiał się.- I bardzo zaciekawiona.Zauważyłaś może, że cały czas zerkała do środka, żebyzobaczyć, kto przyszedł.- Mam nadzieję, że mnie nie widziała.Posłał jej zdumione spojrzenie.- Dlaczego?- Taki wstyd.To znaczy.- zagryzła wargę i poczuła, że się czerwieni.- %7łe przyszła do mnie kobieta w odwiedziny, chciałaś powiedzieć?- Nie, miałam na myśli.Spodziewała się, że zobaczy.- Elise wzruszyła bezradnieramionami.Kapitan podszedł do niej i wziął ją za ręce.- Chodzi ci o to, że powinienem się wstydzić, że przyszła do mnie z wizytą robotnica zfabryki?Elise nie była w stanie spojrzeć mu w oczy.Czuła się nieswojo, że trzyma ją za ręce, choćjednocześnie było jej miło, że zareagował tak, jak zareagował.- Dla mnie wszyscy ludzie są równi, Elise - mówił teraz poważnym głosem.- Dlategowybrałem działalność w Armii.Moi rodzice początkowo bardzo się temu przeciwstawiali,wydaje mi się, że mieli uczucie, że mnie tracą.Może nawet byłoby lepiej, gdybym zginął wjakimś wypadku.Nie zrozum mnie zle, to dobrzy ludzie, ale jak większość osób w tym krajuniewiele wiedzieli o Armii Zbawienia.Proboszcz parafii, w której mieszkamy, jest zagorzałymprzeciwnikiem heretyków , jak nas nazywa.Kiedy pewien mieszkaniec naszej miejscowościwynajął lokal członkom Armii, proboszcz poszedł do niego i wygarnął mu, co myśli o jego postę-powaniu, i dodał, że pieniądze, które dostał za wynajem, staną się jego przekleństwem - mówił zwielkim przejęciem, cały czas trzymając Elise za ręce.- Rozumiesz? - spytał.- Cały sprzeciwtylko spotęgował moje zainteresowanie Armią i jej pracą.Napisałem list.do oficerów, wyznając,że nie wolno mi chodzić na spotkania, ale mam nadzieję, że z Bożą pomocą moi rodzice wreszciesię zgodzą.%7łołnierze Armii Zbawienia modlili się za mnie, aż pewnego dnia matka i ojcieczrozumieli, że nie mają wyboru.Nie posunąłbym się aż tak daleko, by stwierdzić, że się cieszą zmojej decyzji, na to egoizm w człowieku jest zbyt silnie zakorzeniony.Mieli nadzieję, że przejmęgospodarstwo i dam im potomków.Nie mam rodzeństwa.W końcu puścił jej ręce.- Jeżeli ktoś krytykuje mnie, że pomagam robotnikom i innym potrzebującym, nie możebyć moim przyjacielem.Karolinę to rozpieszczona, młoda dziewczyna, która nie poznała jeszczeciemnych stron życia.Nudzi się razem ze swoimi rodzicami i dwiema ciotkami, starymipannami, które mieszkają na parterze, i traktuje mnie jak swego rodzaju wybawiciela.Nie jestemnim.Na pewno podkochuje się w nim, pomyślała Elise, obserwując jednocześnie ożywionątwarz kapitana.W ciepłym świetle lampy wydawał się jeszcze bardziej przystojny, niż kiedy goujrzała po raz pierwszy.- Wydaje mi się, że muszę już iść.Peder i Kristian czekają na mnie.- Czy twoja siostra jest w domu? Elise umknęła wzrokiem.- Nie wiem.Ostatnio ma własne kłopoty.Czasami znika, nie mówiąc mi, dokąd idzie.Pokiwał głową ze zrozumieniem.- Nie jest to chyba dla niej takie proste, choć stara się po sobie tego nie pokazać.- Teraz kiedy ojciec nie żyje, a mama jest chora, ja muszę się starać dbać o naszą rodzinę.- Jesteś dobrym człowiekiem, Elise.Stał nieruchomo tuż przed nią, życzliwy i dający poczucie bezpieczeństwa.Dobrze zyskaćtakiego przyjaciela.- Jesteś odpowiedzialna - mówił dalej cichym głosem.- Cieszę się, że cię poznałem.Potrząsnęła głową w zakłopotaniu.- Nie jestem nikim wyjątkowym.Uśmiechnął się.- Nieprawda.Jesteś inna [ Pobierz całość w formacie PDF ]